Kochani!
Dzięki Wam T&M i Heinz dostali się do trzeciego etapu konkursu na bloga roku.
Z całego serca dziękuję każdemu, kto na nich zagłosował, bo to niewyobrażalny komplement dla mnie.
Gdybyście mieli ochotę to tu możecie na nich zagłosować w decydującej fazie :)
Jednocześnie zapraszam do Diany i Fanniego na nowy rozdział:
tellherwhy.blogspot.com
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!
Ściskam,
Z.
niedziela, 22 lutego 2015
wtorek, 10 lutego 2015
Konkurs
Kochani!
Never Ending Smile zostało nominowane w konkursie na bloga roku :)
Serdecznie dziękuję każdemu, kto docenił moją pracę!
Poniżej zostawiam link, pod którym można głosować na Tysię i Michiego :)
liczę na Was bardzo!
http://skijumpinglover.blogspot.com/p/opowiadanie-roku.html
Ściskam Was mocno i z góry dziękuję,
Zoe
Never Ending Smile zostało nominowane w konkursie na bloga roku :)
Serdecznie dziękuję każdemu, kto docenił moją pracę!
Poniżej zostawiam link, pod którym można głosować na Tysię i Michiego :)
liczę na Was bardzo!
http://skijumpinglover.blogspot.com/p/opowiadanie-roku.html
Ściskam Was mocno i z góry dziękuję,
Zoe
środa, 21 stycznia 2015
Przejście.
Taki mały prezent, bo uznałam że należy Wam się słowo wyjaśnienia :)
w przypadków błędów, proszę o wyrozumiałość, dawno nie pisałam z perspektywy Justyny :)
enjoy!
Z.
-Tysia, wytłumaczysz mi wreszcie co
się dzieje?
Thomas Horl siedzi na krzesełku
naprzeciwko mnie w hali odlotów i uważnie mi się przygląda.
Co mam mu powiedzieć? Mamy tydzień
wolnego przed startem sezonu zimowego, a Thomas i tak by wracał do
Austrii, do rodziny. Więc postanowiłam go wykorzystać.
-Chcę, żebyś pojechał ze mną do
Bawarii – rzucam lekko, przeglądając czasopismo.
-Nie rozumiem – kręci głową. -
Całymi dniami chodziłaś jakaś dziwnie szczęśliwa, żeby
wieczorami płakać mi albo Vilbergowi w ramię. I żadnemu z nas nie
chciałaś powiedzieć co się stało. A teraz prosisz mnie, żebym
pojechał z tobą do Bawarii! Jakieś wyjaśnienia chyba...
-Wyprowadzam się, ok? - przerywam mu
ostro.
-Z Bawarii?
-Tak.
-Rozstaliście się z Krausem?
-Tak. To znaczy jeszcze nie. Ale się
rozstaniemy.
-I to dlatego płakałaś, tak?
Skinieniem głowy potwierdzam nie
odrywając wzroku od artykułu o dietach bezglutenowych.
-A dlaczego całymi dniami cieszyłaś
jak głupi do sera?
Obrzucam go oburzonym spojrzeniem i
zrezygnowana zamykam gazetę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz?
Ty, Vilberg i ja.
-Wiesz, że cokolwiek mi powiesz
zostanie to między nami – uśmiecha się lekko Thomas. - Kto cię
poskładał, po tym jak rozbita przyszłaś do nas od Austriaków?
Kochany Horl. Wspólne podróże jednak
zbliżają. A jeśli zbliżasz się do Horla, to automatycznie
zbliżasz się do Vilberga – oni występują zawsze w dwupaku.
-Więc?
Biorę głęboki oddech.
-Byłam niedawno w Austrii na
urodzinach Gregora. No i tam spotkałam Michaela...
-... z którym porozmawiałam,
dogadałam się, przespałam i postanowiłam do niego wrócić –
dopowiada za mnie Thomas. Patrzę na niego zszokowana. - Mam rację?
-Kiedy pozwoliłam ci wejść do mojej
głowy? - pytam.
-Jesteście dla siebie stworzeni, to
była kwestia czasu – uśmiecha się Horl. - Cieszę się. Ale
czemu nie chcesz jechać do Bawarii z Hayboeckiem?
-Bo on i Kraus mają na siebie takie
uczulenie, że obawiam się, że mogliby sobie dać po mordach.
-I myślisz, że Michi puści cię
samą? W sensie, że ze mną?
-Nawet nie będzie wiedział, że tam
jadę – mruczę. Thomas spogląda na mnie spod uniesionych brwi. -
Pojedziemy jak będzie miał trening.
-... pasażerowie podróżujący do
Innsbrucka proszeni są o przejście do wyjścia numer 28. - słyszymy
głos z głośnika.
-Zapraszam panią – Horl wstaje z
miejsca i podaje mi dłoń. Chwytam torebkę, Thomas otacza mnie
ramieniem i kierujemy się w stronę wyjścia. Wyjścia, które
poprowadzi mnie do samolotu, który poleci do Innsbrucka. Do domu. Do
Niego.
-Tam jest! – wskazuję Thomasowi
walizkę Norweskiego Związku Narciarskiego na taśmie.
-Ale jedna – marudzi Horl. - W
dodatku moja. A gdzie jest twoja?
-Znając moje szczęście i biorąc pod
uwagę, że mam w niej święte zapiski Stoeckla, mniemam że
poleciała do Dubaju – prycham niezadowolona przysiadając na
walizce mojego towarzysza, którą właśnie ściągnął z taśmy.
Spoglądam tęsknie na drzwi do hali przylotów.
-Idź!
-Co? - odwracam się w stronę Thomasa.
-No widzę jak patrzysz. Idź się z
nim przywitać, ja znajdę twoją walizkę.
-No przestań...
-Zmiataj stąd Tyśka i mnie nie
denerwuj!
-Dziękuję! - krzyczę rozradowana i w
biegu całując jego policzek ruszam do hali przylotów.
Przechodzę przez drzwi i rozglądam
się nerwowo. Robię szybki przegląd osób siedzących na
krzesełkach, stojących w kolejce po kawę i czytających plakaty
reklamowe na ścianach. I kiedy już mam się poddać, zauważam parę
bystrych wpatrujących się we mnie
Blondyn stoi pod ścianą w
naciągniętym na głowę kapturze od bluzy, spod którego widzę
nonszalancki uśmiech.
Chyba zaczynam powoli przyzwyczajać
się do nowego Hayboecka. I sama przed sobą przyznaję się, że
podoba mi się jego zmiana. Może dobrze nam zrobiła ta przerwa?
Podchodzi do mnie spokojnym krokiem.
-Potrzebujesz podwózki słoneczko? -
pyta.
-Naprawdę tak podrywałeś te
wszystkie laski? - prycham udając zażenowanie. - I to w dodatku na
mój samochód? - pytam widząc, że bawi się kluczykami od mojego
auta.
-Jak zawsze wyszczekana – rzuca
świdrując mnie wzrokiem i przyciągając do siebie. - Wiesz co
najchętniej bym teraz zrobił?
-Przeleciał mnie na środku hali
przylotów? - pytam niewinnie zakładając dłonie za jego szyją.
-Akurat myślałem o obiedzie, ale twój
pomysł też warto rozważyć – kręci głową udając, że się
zastanawia. - A ty przyleciałaś bez niczego?
-Thomas szuka mojej walizki.
-Ooo, sierotka nie umiała sobie sama
znaleźć torby na taśmie?
-Nie, sierotka szła się zobaczyć ze
swoim pożal się Boże chłopakiem. Może go gdzieś widziałeś?
Blond ciapa, metr osiemdziesiąt, anorektyczne to takie...
-Takiego nie widziałem – zaprzecza
Hayboeck. - Ale gdzieś tu może być, więc lepiej chodź ze mną,
zanim tamten cię znajdzie!
-Siema Michi! - słyszę z boku głos
Thomasa. Chwile później Horl przybija z blondynem piątkę i podaje
mu moją torbę. - Dbaj o nią! Żeby za tydzień była w tak dobrej
formie jak jest dzisiaj!
-Włos jej z głowy nie spadnie –
śmieje się Hayboeck otaczając mnie ramieniem. - Może być tylko
lepiej!
-Nic, bawcie się dobrze, a ja uciekam
– żegna się z nami Thomas. - Tyśka, będziemy w kontakcie w
sprawie powrotu!
Chwilę później już go nie ma.
-To co teraz? - pytam.
-Nie rozumiem?
-Gdzie mnie zawieziesz? Bo wiesz... Ja
jakby nie mam gdzie mieszkać.
-Tyśka... - Michi nagle staje się
poważny. - Myślałem, że to akurat jest oczywiste, że zamieszkasz
u mnie.
-Myślisz, że to dobry pomysł,
żebyśmy zamieszkali razem od razu po takiej przerwie? A co jak mi
znowu odbije i za dwa tygodnie stwierdzę, że się wyprowadzam?
-O wszystkim pomyślałem, nic się nie
martw – uśmiecha się tajemniczo i chwytając mnie za rękę
ciągnie w stronę parkingu.
-Idź tu... Jeszcze kawałek. Okej.
Odwróć się. Usiądź.
Byłoby dziesięć razy prościej
gdybyś po wyjściu z windy nie założył mi opaski na oczy i nie
prowadził przez pół bloku po omacku.
Kroki Michiego nieco cichną, po czym
wnioskuję że wyszedł z pokoju. Po chwili jednak wraca i kuca przed
moimi kolanami.
-Zabierz ręce z nóg. No dalej, Tyśka!
No juuuż! Pali się, czy jak?
Po chwili Michi kładzie mi coś
całkiem ciężkiego na kolanach. I to coś się rusza!
-Michi! To chodzi! Co to do cholery
jest?!
-Żyje to chodzi – śmieje się
Hayboeck. - Zdejmij opaskę.
Wykonuję jego polecenia i zamieram w
zachwycie. Na moim kolanach stoi szczeniak husky'ego. Najpiękniejszy
szczeniak jakiego kiedykolwiek widziałam. Głaszczę go po główce,
a on momentalnie zaczyna się ocierać o moją dłoń.
-Jest piękny! - zachwycam się i
przytrzymując psiaka, żeby nie spadł, nachylam się do Michiego,
żeby go ucałować. - Jak ma na imię?
-To już twoja decyzja – uśmiecha
się blondyn. - Obiecałem ci psa i słowa dotrzymałem. Będziesz
miała towarzysza do biegania, bo ja nie wyrabiam twoich dystansów.
-O wszystkim pomyślałeś –
uśmiecham się. - Ale co z nim zrobimy, jak będziemy na zawodach?
-Zostawimy Tynce – wzrusza ramionami.
- Pobiega z nim, schudnie trochę...
-Michi!
-Przypakowała, co mam ci powiedzieć?
-Ona wie, że tu jestem?
-Nikt nie wie – uśmiecha się
triumfująco Hayboeck. - Zrobimy takie wejście, że im szczęki
opadną!
Krausowi opadnie na pewno jak przyjadę
po rzeczy.
Odganiam od siebie tę myśl i przenoszą wzrok ze
szczeniaczka na Michiego.
-Ale psa zawsze mogę spakować i
wyjechać – zauważam.
-Prawda – przyznaje mi rację. -
Chodź ze mną.
Chwyta mnie za rękę, więc po
odłożeniu psa na ziemię ruszam za nim do sypialni.
-Z szafą się nie wyprowadzisz –
oznajmia triumfująco wskazując na gigantyczną szafę chyba tylko
cudem wciśniętą pomiędzy ściany niewielkiej sypialni.
-Śrubokręt, kilka godzin i... -
zaczynam, ale nie dane jest mi skończyć.
-Nie, moja panno! Tej szafy już się
nie da rozkręcić i koniec kropka! - wykrzykuje Michi.
Spoglądam na niego z politowaniem.
-Zrobię ci kawę – oznajmia Hayboeck
i wychodzi zostawiając mnie sam na sam z moją nową garderobą. -
Tysia! Twój pies nasikał w korytarzu, zrób coś!
-Jakby co to zadzwonię – rzucam do
Horla wysiadając z samochodu.
-Tyśka?
-Tak? - pytam stojąc już na zewnątrz.
-Tylko spokojnie.
Skinieniem głowy potwierdzam, że
rozumiem.
Łatwo powiedzieć. Przyznawanie się
do błędów boli najbardziej. A przynajmniej mnie.
Wpisuję kod na domofonie i wchodzę na
klatkę schodową. Kilkoma susami pokonuję schody na drugie piętro
i zamieram. Zadzwonić, czy użyć klucza? Ostatecznie decyduję się
zadzwonić. Drzwi po kilku sekundach się otwierają i staje w nich
uśmiechnięty od ucha do ucha Marinus.
-Tysia!- wykrzykuje, ale po chwili
zauważa moją minę zbitego psa i jego entuzjazm nieco słabnie. -
Co się stało?
Mijam go bez słowa i wchodzę do
mieszkania. Kieruję się do garderoby, gdzie z szafy wyciągam dwie
walizki i zaczynam je zasypywać moimi ciuchami.
-Co ty... - zaczyna Marinus, ale po
chwili dociera do niego co się właśnie dzieje. - Pierdolony
Hayboeck!
-Przestań się drzeć – warczę
próbując go wyminąć.
-Bo co? - zastępuje mi drogę. Jest
niewiele wyższy ode mnie, ale na pewno ma więcej siły więc ten
nagły przejaw agresji wzbudza we mnie lekki niepokój.
-Bo to nie ma sensu – odpowiadam i
znowu próbuję wyjść z garderoby.
-Ty i ta tona pieprzonych ciuchów
zostaniecie w Niemczech. Rozumiesz? - pyta trzymając rękę tak
żebym nie mogła wyjść.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić
– cedzę przez zęby i ostatecznie udaje mi się wyjść do kuchni
po worki na śmieci.
-Ty chyba jesteś niepoważna –
prycha Marinus. - Myślisz, że możesz tu sobie wpaść od tak i
odstawiać takie szopki?
-Jak na razie jedyną osobą
odstawiającą szopki jesteś ty – informuję go odrywając jeden
worek od rolki i wrzucając do niego część butów.
-Czym tym razem przekonał cię ten
austriacki dupek? - pyta ironicznie.
Nie odpowiadam, tylko jednym ruchem
ramienia ściągam do następnego worka rzeczy do ćwiczeń i kadrowe
ubrania. Robię supełek z folii i ruszam w kierunku łazienki, żeby pozabierać z
niej kosmetyki.
-Pytałem o coś – warczy Marinus
chwytając mocno moją rękę w nadgarstku. Jego chwyt jest tak
mocny, że oczy zachodzą mi łzami z bólu.
-Czym przekonał mnie ten austriacki
dupek? - powtarzam pytanie wpatrując mu się prosto w oczy. - Może
tym, że nigdy nie był wobec mnie agresywny.
Uścisk nagle robi się lżejszy, więc
wykorzystuję okazję i ruszam do łazienki.
-Jesteście siebie warci – słyszę z
korytarza.
-Całe szczęście, że ty się już
nie marnujesz z taką beznadziejną dziewczyną jak ja – odpowiadam
mu ironicznie pakując kremy do przepastnej kosmetyczki.
-I tu akurat masz rację – oznajmia
stając w drzwiach. Przewracam oczami nie przerywając pakowania.
-Posłuchaj mnie – odwracam się w
jego stronę po chwili. - Przyjechałam tu po moje rzeczy, nie żeby
się z tobą kłócić.
-I wydawało ci się, że zaparzę ci
herbatę i podam ciastka w czasie kiedy będziesz się pakować?
-Nie. Wydawało mi się, że facet z
którym byłam nigdy w życiu by mnie nie obraził. Jak widać się
myliłam. 2:0 dla Hayboecka?
-Jesteś koszmarnie niekonsekwentna.
-Jeszcze miesiąc temu mnie taką
kochałeś.
-Nadal kocham.
Dobrze, że stoję do niego tyłem i
zrzucam do walizki bieliznę, bo przynajmniej nie widzi, że oczy po
raz kolejny zaszły mi łzami.
-Czy gdybym z tobą zrywała przez
kogoś innego, to też byś się tak zachowywał? - pytam.
-Nie – odpowiada mi cicho. - Chodzi o
Hayboecka.
-O co wam obu chodzi?
-Nie wiem – wzrusza ramionami. - Po
prostu nie możemy na siebie patrzeć. A ty tylko pogorszyłaś tą
sytuację.
-Nie zamierzam się winić – prycham
rozglądając się dookoła, żeby sprawdzić czy wszystko zabrałam.
-On cię zostawi, zobaczysz. I znowu
będziesz cierpieć. I dobrze. Może dojrzejesz do tego, że jak ktoś
cię kocha to się tego nie zostawia na poczet głupiej zachcianki.
-Czyli jesteś pewien, że on mnie nie
kocha, tak? I że za kilka lat nie będziemy małżeństwem, nie
będziemy mieli dzieci, ani nic z tych rzeczy?
-Tyśka, proszę cię – prycha
Marinus. - Czy ty siebie słyszysz? Jakie dzieci? Jakie małżeństwo?
W ogóle nie znasz Hayboecka, nic a nic.
-Jestem!
Krzyk Michiego wyrwał mnie z
zamyślenia. Leżę pośród rozrzuconych po całej podłodze rzeczy.
Szafa jest otwarta, ale nadal świeci pustkami, bo dużo przyjemniej
mi się leżało z Kevinem (szczeniaczkiem), aniżeli sprzątało.
-O jeste.... O cholera, co tu się
stało? - Hayboeck wchodzi do sypialni. - Tysia... Ty byłaś u
Krausa.
Ostatnie zdanie jest bardziej
stwierdzeniem, niż pytaniem. Siada na podłodze za mną tak, żebym
mogła się o niego oprzeć.
-Czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo chciałbyś pojechać ze mną.
-To chyba logiczne?
-Nie chciałam, żebyście sobie
skakali do gardeł.
-Więc pojechałaś sama. Bardzo mądre,
nie ma co.
-Horl ze mną był – burczę
niezadowolona z jego tonu.
-Chociaż to dobre. Nic ci nie jest?
-Michi... – przewracam oczami. -
Chyba nie myślałeś, że mnie tam pobije, czy coś?
-Ja tam nie wiem – wzrusza ramionami.
- Całe szczęście nie miałem tej wątpliwej przyjemności, żeby
go lepiej poznać.
-A osądzasz – mruczę. - Kevin...
Kevin, chodź piesku!
-Więc został Kevinem, tak? - uśmiecha
się lekko Michi zmieniając temat. Wyciąga rękę w stronę
szczeniaka, który chwilę później już pokłada się na jego
dłoni, żeby tylko zostać pogłaskanym.
Rozmowa schodzi na bezpieczne tory, a
ja układając rzeczy w szafie obiecuję sobie, że nikt poza
Thomasem Horlem nigdy nie dowie się, jak wyglądało moje rozstanie
z Marinusem.
-Tyśka, jest szansa że w tym
dziesięcioleciu wyjdziesz z łazienki?
No zabawny, nie ma co.
-Wal się Hayboeck!
-Spóźnimy się!
-Ty i tak się zawsze wszędzie
spóźniasz!
Michael na dzisiejszy wieczór
zaplanował przekazanie wszystkim informacji o tym, że
postanowiliśmy dać sobie drugą szansę. Kazał wszystkim zjawić
się w naszej ulubionej pizzerii w centrum Innsbrucka, gdzie zamierza
zrobić wielki 'coming out'.
Ostatnie pociągnięcie prostownicą po
włosach, kontrola makijażu i wychodzę z łazienki.
-No daleeeeeeeej.
-Może zamiast marudzić, podałbyś mi
buty, hmm? - pytam przeglądając się w lustrze na korytarzu.
Wygładzam cienki, miętowy sweterek i obracam się wokół własnej
osi, żeby zobaczyć czy moje rurki wyglądają tak idealnie jak
powinny.
-Jakie buty? - krzyczy Michi z głębi
mojej szafy.
-Brązowe botki na obcasie – odpowiadam
zakładając płaszcz.
-Te, te czy te? - po chwili Hayboeck
pojawia się z trzema parami moich butów.
-Żadne z nich – mruczę
niezadowolona i ruszam do sypialni.
-Po co ci tyle butów?!
-Nie zrozumiesz...
-Przecież są identyczne!
-Uwaga, przemówił znawca...
Hayboeck parkuje samochód pod pizzerią
i zaciąga hamulec ręczny.
-Gotowa? - odwraca się w moją stronę.
-Nie mogę się doczekać, żeby
zobaczyć ich miny – śmieję się odpinając pas. - A właściwie
co im powiedziałeś?
-Że chcę, żeby poznali moją nową
dziewczynę – uśmiecha się łobuzersko. - Słyszałem, jak Sandra
z Megi debatowały o tym, jaką tym razem idiotkę przyprowadzę.
Dyskrecja nigdy nie była ich mocną stroną.
-Jaką ty sobie niesamowitą renomę
wyrobiłeś - ironizuję wysiadając z auta.
Chłopak chwyta mnie za rękę i
ruszamy do pizzerii.
-Michi? - zatrzymuję się na chwilę.
-Tak?
Uśmiecham się i przysuwając się
lekko, delikatnie go całuję.
-No i to, to ja rozumiem – prycha
śmiechem, kiedy się od siebie odsuwamy. - No, ale do środka!
Otwiera przede mną drzwi i wchodzimy
do ciepłego pomieszczenia. W powietrzu unosi się przyjemny zapach
pizzy. Po drugiej strony sali dostrzegam całą rozgadaną grupkę.
Uśmiecham się lekko na ich widok, mimo że oni jeszcze nas nie
zauważyli.
Podaję Michaelowi płaszcz i już chcę
coś powiedzieć, kiedy słyszę przeraźliwy wrzask.
-Tysiaaaa!
Sandra rusza w naszym kierunku z tak
szerokim uśmiechem na twarzy, że myślałam, że tylko Marinus jest
w stanie go osiągnąć.
-Nareszcie zmądrzeliście – krzyczy
rozradowana ściskając nas oboje.
-A co tu robi Tysia? - słyszę
zdziwiony głos Heinza.
-Jakby to trenerowi przystępnie
wytłumaczyć? – zaczyna Manuel wstając z miejsca, żeby się z
nami przywitać. - Hayboeck obiecał przyprowadzić nową dziewczynę.
-Ah, no tak! Tysia też chce ją
poznać, tak?
-Nie, ciemna maso! - wykrzykuje
Jaqueline. - Tysia jest nową dziewczyną. Tysia i nowa dziewczyna
Michaela to jedna i ta sama osoba.
Heinz przygląda mi się z najwyższym
zdziwieniem.
-Przecież Tysia jest w Bawarii... Czy
ktoś mi wytłumaczy o co tu chodzi? Fettner, zapraszam do mnie!
-Opowiadaj co u ciebie! - zarządza
Kris siadając z powrotem na swoim miejscu.
-Co u mnie? - uśmiecham się lekko. -
Wróciłam do Innsbrucka, dostałam psa, szafę, podwyżkę u
Stoeckla za dobre wyniki... Żyć nie umierać.
-I tyle? - dziwi się Megi. - Szczegóły
kochanie, szczegóły!
-Zwłaszcza o tej podwyżce – wtrąca
się Heinz. - Ile ci płaci? Ile bym musiał wyżebrać od związku,
żebyś do nas wróciła?
Wszyscy posyłamy mu pełne politowania
spojrzenia.
-No co? - dziwi się szkoleniowiec. -
Mam dość zmieniania fizjoterapeutów...
-Przecież byłeś zadowolony z Leona –
dziwię się.
-Musiałem go wywalić – odpowiada mi
z miną cierpiętnika.
-No, niech się trener pochwali
dlaczego go zwolnił – prycha Gregor. Rzucam Heinzowi pytające
spojrzenie, a on zaczyna się niespokojnie kręcić na swoim miejscu.
-Śmiał się, że...
-Że pożycza kurtki od Krafta, bo są
takie malutkie – wchodzi mu w słowo Morgi i wszyscy skoczkowie
zaczynają kwiczeć ze śmiechu.
Rzucam niepewne spojrzenie dziewczynom,
Jaqueline i Heinzowi.
-Ja tam cię rozumiem – oznajmia
Megi. - Jakby mi jakaś parchata świnia powiedziała, że jestem za
gruba na swoje ubrania, to też bym gnoja wyrzuciła na zbity pysk!
Pies to był jednak dobry pomysł.
Wieczorem, po powrocie z pizzerii założyliśmy Kevinowi szelki i
ruszyliśmy do parku niedaleko osiedla. Chłodne powietrze idealnie
orzeźwiało umysł. Po drodze minęliśmy kilka osób z psami, kilku
biegaczy i jakąś zakochaną parę na ławce.
-Powinniśmy kupić większe mieszkanie
– ciszę przerywa nagle złota myśl Michiego.
-Co?
-Mieszkanie no... Moje to prawie
kawalerka.
-Ale nas jest tylko dwójka – rzucam
niepewnie.
-I pies.
-A nie, to sorry – śmieję się. -
Dla Kevina możemy kupić większe mieszkanie.
-Mówię serio... Ty masz mnóstwo
rzeczy, ja już nie mam gdzie trzymać sprzętu. Ja się ledwo sam
mieściłem...
-Stać nas na to?
-Mam trochę kasy odłożonej, ty na
pewno też, skoro Stoeckl ci tak dobrze płaci, a nigdy nie płaciłaś
za mieszkanie... Pewnie musielibyśmy wziąć jakiś mały kredyt...
-Do kredytu trzeba być małżeństwem
– oznajmiam rzucając Kevinowi piankową piłeczkę.
-No właśnie.
Zamieram. Odwracam się w jego stronę,
a on przygląda mi się wyczekująco.
-Czy ty mi proponujesz zostanie twoim
współkredytobiorcą? - pytam unosząc wysoko brwi.
-Coś jakby.
-A jeśli się rozmyślę i zaraz po
kupnie mieszkania cię zostawię?
-Wtedy sprzedamy mieszkanie,
rozwiedziemy się i każdy dostanie tyle kasy ile wpakował w kupno,
a reszta pójdzie na spłatę kredytu.
-Czyli nie dość, że chcesz ze mną
wziąć ślub tylko ze względu na kredyt, to jeszcze od razu
podsuwasz mi pod nos intercyzę?! - śmieje się. - Nie moglibyśmy
dostać po połowie?
-A skąd wiesz, że to nie ty będziesz
stroną, która da więcej?
-Nie ma szans, jestem zakupoholiczką!
Widziałeś ile ja mam ciuchów?!
-W sumie racja. To jak?
-Bez pierścionka zaręczynowego nie
godzę się na żaden ślub – oznajmiam udając urażoną.
-Bez tego? - Michi wyciąga z kieszeni
kurtki małe, granatowe pudełeczko.
-Żartujesz sobie.
-Jestem absolutnie poważny.
-Kiedy to kupiłeś?
-W dniu, kiedy przyjechałaś ratować
moją formę.
-Zanim pojechałam do Norwegii?
Potakująco kiwa głową.
-Skąd wiedziałeś, że zostanę?
Uśmiecha się łobuzersko.
-Zrobisz wszystko, żebym był
szczęśliwy. A szczęśliwy będę tylko z tobą. Poza tym gdybyś
nie chciała ze mną być, to byś nie przyjechała. Siedziałabyś
schowana u Krausa, byleby tylko mnie nie spotkać. A ty do mnie
przyjechałaś. Dwa razy.
Kręcę rozbawiona głową.
-To jak, Mała? - szczerzy się
Hayboeck. - Zmieniasz nazwisko?
-Jesteś tak przeobrzydliwie
nieromantyczny i do porzygu pewny siebie, że sama nie wierzę, że
to mówię, ale...
-Ale będziesz panią Hayboeck?
-Będę – potwierdzam rzucając mu
się na szyję.
-Wszystko pięknie ładnie, ale dziecko
nam zginęło – mruczy Michi po chwili.
-Kevin? - krzyczę odsuwając się od
blondyna. - Kevin!
Michi odchodzi w drugą stronę
szukając szczeniaka.
Byłoby sto razy łatwiej gdyby nie
było już tak ciemno.
-Jesteś łobuzie! Jakiego ty nam
stracha napędziłeś! - słyszę nagle krzyk Hayboecka i czuję jak
kamień spada mi z serca. - Urghhh, gdzie ty wlazłeś? Tysia, on
jest cały w błocie!
Z rozbawieniem obserwuję jak z
obrzydzeniem na twarzy niesie szczeniaka na wyciągniętych daleko
przed siebie rękach, żeby tylko czasem się nie pobrudzić.
-Wiesz, że zaręczyliśmy się jak
stare dobre małżeństwo? Jest problem i nagle nie ma problemu!
-Dobra, dobra – prycha Michi i podaje
mi Kevina. - Ty nie zmieniaj tematu tylko go weź. Ja nie będę go
niósł takiego brudnego. Twoja norweska kurtka może się pobrudzić,
moja austriacka nie.
-A czy pies nie może po prostu iść?
- pytam.
-Przecież to maleństwo ma tyle
kilometrów w łapkach dzisiaj, że zaraz nam tu padnie! No Tysia,
miej serce! Ponieś go do domu!
niedziela, 7 grudnia 2014
nowość?
więc tak.
zlikwidowałam Mię (brzmi jakby ją zabiła. wait!), Wronkę i Julkę też.
trochę mnie męczyła sielankowa atmosfera i wieczne wygłupy.
przepraszam wszystkich, którzy czytali. może kiedyś dopiszę zakończenia i wam roześlę ;)
o ile je wymyślę, bo w pewnym momencie straciłam wątek.
została Tysia i został Heinz - moje dzieci niemalże.
Heinza, of course, będę kontynuować.
i stworzyłam to:
http://tellherwhy.blogspot.com/
będzie smutno, będzie źle, być może nie będzie happy endu, będzie za to wyciskanie łez.
liczę, że Wy też będziecie.
dwa opowiadania, that's it.
love,
Z.
zlikwidowałam Mię (brzmi jakby ją zabiła. wait!), Wronkę i Julkę też.
trochę mnie męczyła sielankowa atmosfera i wieczne wygłupy.
przepraszam wszystkich, którzy czytali. może kiedyś dopiszę zakończenia i wam roześlę ;)
o ile je wymyślę, bo w pewnym momencie straciłam wątek.
została Tysia i został Heinz - moje dzieci niemalże.
Heinza, of course, będę kontynuować.
i stworzyłam to:
http://tellherwhy.blogspot.com/
będzie smutno, będzie źle, być może nie będzie happy endu, będzie za to wyciskanie łez.
liczę, że Wy też będziecie.
dwa opowiadania, that's it.
love,
Z.
sobota, 27 września 2014
Tęskniliście za Heinzem?
to ja! znowu!
chyba za bardzo lubię T&M, żeby tak to wszystko skończyć.
zapraszam Was więc do Heinza!
http://heinzsdiary.blogspot.com/
nie obiecuję, że będzie tam się coś często pojawiać, rok akademicki zbliża się wielkimi krokami, ale będę się starać!
nowi bohaterowie, nowe wątki, ten sam Kuttin i ci sami T&M :)
mam nadzieję Was tam zobaczyć!
uściski,
Z.
chyba za bardzo lubię T&M, żeby tak to wszystko skończyć.
zapraszam Was więc do Heinza!
http://heinzsdiary.blogspot.com/
nie obiecuję, że będzie tam się coś często pojawiać, rok akademicki zbliża się wielkimi krokami, ale będę się starać!
nowi bohaterowie, nowe wątki, ten sam Kuttin i ci sami T&M :)
mam nadzieję Was tam zobaczyć!
uściski,
Z.
piątek, 19 września 2014
Epilog.
-Wiesz, że musiałem cię zwolnić,
prawda?
-Wiem, choć to chore.
-Chore... Tak. Gdybyś nie podpisała
tej umowy...
-Heinz, miałam wyjście? Wszyscy ją
podpisali! W ogóle nie wiem dlaczego.
-To trochę moja wina.
-Twoja?
-Moja. Dałem się przekonać Diessowi,
że to potrzebne. Opowiedział mi co się działo kiedy Morgi zaczął
romansować z tą była fizjoterapeutką. Powiedziałem sobie, że w
mojej kadrze, takie rzeczy nie będą się działy. Rozumiesz?
Wydałem na to zgodę, nie mogłem zablokować twojego zwolnienia.
-Nie przejmuj się, dobrze mi u
Norwegów.
-A w Bawarii?
Czy dobrze mi w Bawarii? Hmm. Nie jest
mi tu źle. Tyle w temacie.
-Tak, chyba tak.
-Kłamiesz Tyśka.
-To po co pytasz?
Nagle słyszymy szczęk kluczy i do
mieszkania wchodzi Kraus.
-Cześć Skarbie!
-Cześć Mari!
Wchodzi do kuchni i zauważa Kuttin.
-O, cześć trenerze!
-Cześć Marinus! Dobrze wyglądasz!
-Trener też! Tyśka, ciuchy do pralki
czy do kosza?
-Do pralki.
Niemiec wycofuje się z kuchni i idzie
się rozpakować po treningu.
-Tysia, zrobiłaś się kurą domową...
-Proszę cię, daj spokój.
-Minął rok od kiedy od nas odeszłaś,
a ja cię nie poznaję. Gdzie twoja energia?
-Została w Innsbrucku.
-Więc wróć.
Oszalał. Jestem tego pewna.
-Rozumiesz, co mówisz? Nie mogę.
-Bo?
-Choćby dlatego, że nie zniosę
przytyków ze strony Diessa.
-Diess już u nas nie pracuje.
Hohoooo.
-Że jak?
-Skoro musiałem wylać ciebie, to
wylałem też jego. Choć trochę później. To była też jego wina.
Taaa, był też trzeci winny.
-Hayboecka też wylałeś?
-Hayboeck się sam wylał.
-To znaczy?
-Nie zauważyłaś jak słabo skacze?
Imprezki, dziewczynki... Wszystko się kumuluje i chłopak przestaje
wyrabiać. Kontynentalka zaczyna być dla niego za wysokim progiem.
-Nie będę się obwiniać.
-Nie proszę cię o to. Co najwyżej
mógłbym cię poprosić, żebyś z nim porozmawiała.
Dobre sobie!
-Heinz! Ty naprawdę przestajesz
kontaktować. On mnie nienawidzi, nie posłucha mnie.
-A tu akurat mogłabyś się zdziwić.
Minął rok, sytuacja jest zupełnie inna. Diess już u nas nie
pracuje, ty jesteś tu nieszczęśliwa. Dam ci pracę, a ty
przywrócisz Hayboecka do dyspozycji.
Biorę głęboki oddech. Co on bredzi?
-Mogę spróbować z nim porozmawiać,
ale do kadry nie wrócę. Na własne życzenie się sparzyłam, ale
nie podstawie się drugi raz.
Nagle z łazienki odzywa się Marinus.
-Tyśka, szary to już kolor czy można
prać z białym?
-A to jest szare, czy poszarzałe?
-Tyyyy, nie wiem!
-Zostaw, zaraz zobaczę!
Kuttin rzuca mi porozumiewawcze
spojrzenie.
-Pozwól sobie pomóc. Nie chcesz być
przecież niańką.
-Pomógł mi... Ba! Ja go
wykorzystałam! Takie traktowanie go jest nie w porządku!
-Tysia...
-Powiedziałam, że ci pomogę, nie
komentuj więcej.
W co ja się wpakowałam? Dlaczego się
na to zgodziłam? Biorę głęboki oddech i wchodzę do wynajętego
przez Sandrę na urodziny Gregora klubu. Jestem sama, całe
szczęście, że Mari miał akurat jakieś zgrupowanie. Ochroniarz
przy wejściu sprawdza moje zaproszenie i zabiera ode mnie płaszczyk.
-Tysia!
Odwracam się i ostatnie co widzę to
burza brązowych włosów, które zaraz zakrywają mi widok na świat.
-Cześć siostra!
-Wiesz, że Michi tu jest?
-Wiem, w gruncie rzeczy to po to tu
jestem.
-A nie dla Gregora?
-No też.
-Ale Tyśka... On nie jest sam.
Oho. Zabolało. Co jest?
-Poradzę sobie.
-Chodź, Sandra nie mogła się ciebie
doczekać!
Wchodzimy w głąb klubu. Witam się po
kolei ze Stefanem, Megi i Manuelem. Po chwili dochodzi do nas Gregor
z Sandrą. Chwilę rozmawiamy, składam Schlieriemu życzenia i wtedy
mój wzrok pada na parę przy barze.
On. Z nią.
Flaki w brzuchu wywijają efektowne
fikołki, a ja nie wiem czy z nerwów, czy z powodu tego, że
wyglądają na takich szczęśliwych.
-Zaraz wrócę.
Sandra podąża wzrokiem do miejsca, w
które patrzę.
-Jesteś masochistką.
Na moje szczęście towarzyszka
Michiego odchodzi do loży usiąść, a blondyn zostaje sam. Wygląda
dobrze. Nawet bardzo dobrze. Łapie się nawet na tym, że boli mnie
to, że po mnie nie rozpacza. Ale w gruncie rzeczy, ja od razu
związałam się z Krausem, a poza tym od całej sytuacji minął
rok.
Głupia egoistka.
-Mojito proszę.
Stoję dwie osoby od niego. Blisko. Na
tyle blisko, że usłyszał mój głos. Czuję, że mnie obserwuję.
Próbując opanować emocje odwracam głowę w jego kierunku i nasze
spojrzenia się krzyżują. Osoby między nami odbierają swoje
zamówienia i pozostajemy przy barze sami.
-Ciężko mi to przechodzi przez
gardło, ale dobrze wyglądasz.
Oj, boli.
-Rozumiem, że bardzo chcesz mi
dowalić.
Blondyn uśmiecha się złośliwie.
-Przepraszam, nie chciałem. Ah, nie!
Zapomniałem, że mam konkretny powód!
-Złośliwa menda się z ciebie
zrobiła, Hayboeck.
-Ponad pół roku życia straciłem z
sarkastyczną Polką. Uczyłem się od mistrza. Ciesz się, że nie
nauczyłem się jej wyrachowania.
-Straciłeś pół roku?
-A czy wyszło z tego cokolwiek
pożytecznego?
-I nie wspominasz dobrze niczego co
było między nami?
-Może i wspominam. Ale pomyśl,
zostawiłaś mnie z dnia na dzień, mimo że byliśmy zaręczeni.
ZARĘCZENI. Dla ciebie to cokolwiek znaczy?
-Kochałam cię...
-Szkoda, że wyjeżdżając ze swoim
niemiaszkiem powiedziałaś mi coś innego.
-Musiałam, Michi.
-Co musiałaś?
-Wyjechać.
-Niby dlaczego?
-Diess powiedział, że jeśli cię nie
zostawię, to tak cię załatwi, że nie wystartujesz nigdy więcej,
w żadnych oficjalnych zawodach.
Hayboeck uśmiecha się półgębkiem
odbierając zamówione przez siebie drinki. Spodziewam się, że za
chwile odejdzie, ale on przysiada na stołku barowym. Idę jego
śladem.
-I to w to uwierzyłaś?
-A dlaczego by nie?
-Taka jesteś mądra, a przepisów to
już nie doczytałaś, hmm?
-Poużywałeś już sobie? Mów o co
chodzi!
-Tylko prezes związku może zawieszać
zawodników na takim szczeblu. Nawet Kuttin nie mógłby tego zrobić.
-Ale Heinz powiedział, że to
sprawdził...
-Przecież Heinz nic nie ogarnia. Nie
dziwie się, że nie wiedział. Od przepisów miał Diessa. A on jak
widać bezczelnie to wykorzystał.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że...
-Że zrobiłaś z siebie Matkę Teresę
bez sensu i powodu? Tak, właśnie to chcę powiedzieć.
-No żesz kurwa.
-Trzeba było do mnie przyjść,
porozmawiać. Ale skoro wolałaś być cierpiętnicą...
-Zamknij w końcu tą swoją złośliwą
mordę Hayboeck!
-Po prostu bawi mnie, że przez rok nie
znalazłaś chwili, żeby mi to wszystko wyjaśnić, a to okazało
się tak śmiesznie proste.
Ta, rzeczywiście. Bardzo śmieszne. Aż
mnie brzuch rozbolał.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że twój
związek z Krausem, to też moja zasługa?
Podnoszę na niego wzrok, przerywając
tym samym przyglądanie się moim kolanom. Nic nie mówię, co Michi
chyba rozumie, bo chwilę później zaczyna się śmiać.
-No nie mów...
-Jasne, śmiej się. Zrobiłam to dla
ciebie!
-Związałaś się z kolesiem, którego
nie cierpię, dla mnie? No, jestem ci dozgonnie wdzięczny.
-Kraus przynajmniej posiada takie coś
jak szare komórki. Bo jeśli chodzi o twoją księżniczkę, to nie
jestem pewna.
Hayboeck obraca się do tyłu, żeby
spojrzeć na swoją towarzyszkę, które przygląda się nam
niepewnie.
-Przyznaję, nie jest najbystrzejsza.
Ale za to jest zajebista w...
-Nie chcę tego w ogóle słuchać!
Przyszłam z tobą porozmawiać.
-Przecież rozmawiamy.
-Chcę z tobą porozmawiać o tobie.
-Słucham.
-Był u mnie Heinz. Mówi, że kiepsko
z twoją formą.
-Stop, stop, stop! Kuttin poprosił
cię, żebyś porozmawiała ze mną w kwestiach sportowych?
-Też się temu dziwię.
-On naprawdę ma słaby kontakt z
rzeczywistością.
Nagle zjawia się obok nas blond ameba.
-Michi, co z tymi drinkami?
Hayboeck rzuca jej niezbyt
zainteresowane spojrzenie i podaje szklankę.
-A ty nie idziesz?
-Rozmawiam. Jak skończę to przyjdę.
Dziewczyna zabiera swój napój i
odchodzi.
-O to mi właśnie chodzi! Co się z
tobą dzieje? Gdybyś mi tak powiedział, dostałbyś od razu w
twarz.
Chłopak wzrusza ramionami.
-Ty to ty, ona to ona.
Połechtał moje ego, nie ma co.
-Imprezy, dziewczyny, co jeszcze? A
sport? Pasja?
-A co ci tak zależy, hmm? To moje
sprawy, moje życie. Jak to szło? Nie zmieniaj swojego życia dla
mnie, bo mnie w nim nie będzie? Tak mi powiedziałaś?
-Chcę ci tylko pomóc...
-Pomagaj swojemu niemiaszkowi...
Chyba zaczyna przeginać. Czuję jak
wzbiera się we mnie gniew.
-Przestań! Nie traktuj mnie tak!
Wiesz, że chciałam dobrze. Dobrze dla ciebie! Może i byłam
głupia, że tego wszystkiego nie sprawdziłam, ale wybrałam to, co
uznałam za najlepsze dla twojej kariery, bo wiem ile skoki dla
ciebie znaczą! Albo znaczyły! Bo teraz na własne życzenie to
sobie zabierasz rozbijając się po imprezach i pieprząc się na
prawo i lewo z półinteligentkami!
-Nie zmienisz mnie w jeden wieczór.
-Mogę poświęcić więcej czasu.
-Nie zmienisz mnie na odległość.
-Nie przeciągaj struny.
-Czyli ci nie zależy.
-Szantaż?
-Wiem, że chcesz wrócić do Austrii.
A ja ci to umożliwiam.
-A kto ci niby powiedział, że chce
wrócić do Austrii?
-A nie chcesz?
Milczę. Michi uśmiecha się kpiąco.
-No właśnie. Wróć.
Prycham śmiechem.
-Co ci tak zależy? Przecież mnie nie
cierpisz.
-To, że mam do ciebie wielki żal, nie
znaczy że cię nie cierpię. Pamiętaj, że chciałem się z tobą
żenić. Nie tak łatwo o tym zapomnieć.
Widzę, że wszyscy nasi znajomi się
nam przyglądają w nerwach.
-Pewnie są zdziwieni, że się na
siebie nie wydzieramy.
Rzucam zaskoczone spojrzenie
Hayboeckowi, ale po chwili też się uśmiecham.
-Sama jestem zdziwiona, że się na
mnie nie drzesz.
-Dlaczego miałbym krzyczeć? Dałaś
mi dużo czasu na oswojenie się z sytuacją. Dobrze ci z nim
chociaż?
-Subiektywnie czy obiektywnie?
-Obiektywnie.
-Dobrze.
-A subiektywnie?
-Byłam już w lepszym związku.
Hayboeck uśmiecha się pod nosem.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet.
-Podziękuj Diessowi.
-Wiesz, wiele razy wyobrażałem sobie
tą rozmowę. I wtedy zrobiłbym wszystko, żebyś powiedziała, że
chcesz do mnie wrócić. A teraz nie wiem.
-Nie proszę cię o to.
-Wiem. Jesteś zbyt dumna.
-Nie o to chodzi. Ja jestem w związku.
-Ja też. I co?
-O czym ty teraz ze mną rozmawiasz?
-Wróć. Wróć Tyśka, a ja się
zmienię.
-To chyba nie mnie powinno zależeć.
-Ale kochasz mnie, więc ci zależy.
-Masz zgrupowanie?
-Nie, skąd taki pomysł?
-Pakujesz się...
-Nie, jadę do Austrii.
Mari patrzy na mnie zaskoczony.
-Do Austrii?
-Mam małą robotę do wykonania.
-Przecież ty pracujesz w Norwegii.
-Obiecałam Heinzowi, że pomogę
Hayboeckowi.
Widzę, jak Kraus zaciska szczęki.
-Wrócisz?
Patrzę na niego jak na idiotę.
-Co to za głupie pytanie? Dlaczego
miałabym nie wrócić?
-Bo jedziesz do Hayboecka!
Przewracam oczami.
-Wy macie jakieś uczulenie na siebie.
-A jak mam się czuć, skoro rzucasz
wszystko i jedziesz wspomóc swojego byłego?
-Mari, nie chce się kłócić. Michi
był moim podopiecznym.
-Z którym sypiałaś.
-Wyświadczam przysługę
przyjacielowi. Tym przyjacielem jest Heinz. Skończyłam temat.
-Stoeckl wie?
-Wie, jak chcesz to do niego zadzwoń i
dopytaj.
-Wiesz, że nie chcę cię kontrolować,
ale...
-Ale właśnie to robisz.
Kraus bierze głęboki oddech.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. Jak zrobię co mam zrobić
to wrócę.
-Ale nie będziesz tam siedzieć długo?
-Nie, muszę jechać do Norwegii.
-A ja?
-A ty masz zgrupowanie.
-Pytam kiedy spędzisz czas ze mną.
-Jak mi odrobinę zaufasz.
Wysiadam z samochodu pod tak dobrze
znanym mi blokiem. Uśmiecham się pod nosem. Tyle wspomnień.
Rozpoznaję na parkingu samochody Michiego i Stefana. Czuję się,
jakbym nigdy nie wyjechała. Ciągnę za sobą walizkę i wpisując
na domofonie kod do mieszkania Tynki wchodzę na klatkę schodową.
Przywołuję windę i gdy tylko ta przyjeżdża wchodzę do środka.
Wybieram 6 piętro.
W końcu winda dojeżdża na
odpowiednie piętro i podchodzę do drzwi.
-Cześć.
Hayboeck uśmiecha się szeroko na mój
widok.
-Jednak przyjechałaś.
-Mieliśmy umowę, tak?
-Wróciłaś?
-To już zależy od ciebie.
-A Kraus?
Uśmiecham się złośliwie.
-Zapomniałeś, że jestem sarkastyczną
i wyrachowaną jędzą z Polski?
Jego uśmiech mówi wszystko.
-A czy ty nie powinnaś być dwa piętra
wyżej?
-Stefan mieszka z moją siostrą, nie
mam zamiaru słuchać ich przesłodzonych do porzygu konwersacji.
-Więc nie masz gdzie mieszkać?
-Coś jakby.
Znowu się uśmiecha nonszalancko
oparty o framugę i otwiera szerzej drzwi.
-Zapraszam.
Zabiera moją torbę i przepuszcza w
drzwiach. Wchodzę do jego mieszkania i czuję dreszcz przechodzący
przez moje ciało. Tyle wspomnień, tyle niesamowitych chwil. Moje
spojrzenie mimowolnie pada na jego sypialnie z jak zwykle nie
pościelonym łóżkiem. Żaluzje są zasłonięte, a na podłogę
pada tyle cienka strużka światła.
Hayboeck zauważa gdzie patrzę.
-Chcesz od razu czy najpierw się
czegoś napijesz?
Prycham śmiechem.
-Nie przyjechałam z tobą sypiać.
-Ty tak twierdzisz.
I znika w kuchni.
Zmienił się. Zrobił się taki....
Taki wow. Nie ma śladu po klusce, którą pokochałam jako pierwszą.
Stał się facetem, dla którego małolaty zrobiłyby wszystko. Jest
wyluzowany, pewny siebie i... niesamowicie w tym wszystkim seksowny.
-Proszę.
Podaje mi kubek z kawą.
-Nawet nie spytałeś co chcę.
-Przecież wiem co lubisz – wzrusza
ramionami i kieruje się do salonu. Lekko zaskoczona podążam za
nim. Siada na kanapie, a ja naprzeciw niego na niskim szklanym
stoliku.
-Przyjechałam ci pomóc.
-Wiem.
-Dasz sobie pomóc?
-Zależy jakie przyjmiesz metody.
Czuje jak robi mi się gorąco.
Cholera, Jankowska! Opanuj się.
Patrzę na niego zaskoczona, a on ze
spokojem przygląda mi się pewnym wzrokiem. Świetnie się bawi,
wiem to. I wiem też, że doskonale sobie zdaje sobie sprawę jak na
mnie działa. Cholera.
Biorę łyka kawy. Mój Boże. Jest
idealna. Nadal pamiętał.
-Wiesz, że już nie wrócisz do
Niemiec?
-Bo?
-Będę potrzebował bardzo dużo
pomocy i ćwiczeń.
-Muszę jechać do Norwegii za dwa
tygodnie.
-Wystarczą mi dwa tygodnie.
Mimowolnie spoglądam na jego usta,
które po chwili wyginają się w lekkim uśmiechu triumfu.
-No chodź Jankowska, chodź.
Nagle łapię kontakt z
rzeczywistością.
Co? Nie, nie, nie.
Odstawiam kubek z kawą na stolik i
wstaję.
-Michi, opanuj się! Mamy pracować!
-I będziemy. Ale ja ci tak będę
robił przez dwa tygodnie, w końcu ulegniesz.
-Czy tobie w ogóle cokolwiek jest?
-Oczywiście! Heinz nie zgodziłby się
na oszustwo tego kalibru.
I chwała mu za to.
Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu.
Uśmiecham się pod nosem; zawsze telefony nam przeszkadzały.
Spoglądam na wyświetlasz. Mari.
Odkładam telefon na stolik.
-Nie odbierzesz?
-Jestem w pracy. W pracy nie odbieram.
-Lepiej odbierz, po pracy nie będziesz
miała czasu.
Patrzę na niego zaskoczona, ale
posłusznie sięgam po telefon.
-Cześć Mari...
Jakim cudem on jest tak bezczelnie
spokojny w tych wszystkich swoich dwuznacznościach? Przecież tak
nie można! Na mnie to działa jak burza piorunami, a on sobie tak
spokojnie o tym mówi. Szczotkuję zęby przed lustrem w łazience
Michiego i układam w głowie co mu powiedzieć. Przecież tak nie
można. Ranimy tym zachowaniem innych ludzi. A przynajmniej jednego
człowieka. I może jestem wyrachowana, ale chyba nie aż tak.
Wypluwam pastę i płuczę buzię. Trzeba to zatrzymać, raz a
porządnie. Tak mu powiem. Będę twarda!
Wychodzę z łazienki i zamiast do
pokoju gościnnego, który u niego wywalczyłam, kieruje się do jego
sypialni.
-A zamierzałem sam do ciebie iść,
ale skoro już jesteś...
Cholera, jak on dobrze wygląda. Leży
w łóżku w samych bokserkach, a jego blond czupryna jest
rozczochrana na wszystkie strony. Przypakował, to widać. Sześciopak
widoczny jest teraz bardziej niż kiedykolwiek. Odkłada gazetę na
bok i uważnie mi się przygląda.
-Ja tylko na chwilę...
-Ładna piżamka. Taka... krótka.
Kurwa, Michi.
-Skup się pajacu. Tak nie może być.
Ranimy Krausa. A przynajmniej ja go ranię. Tak nie może być. On mi
pomógł, właściwie dał się wykorzystać. Nie mogę go znowu
potraktować jak byle co. Ja taka nie jestem.
-Czyżby?
-Tak!
-Dokładnie taka jesteś Tyśka! Sama
się przyznałaś, że go wykorzystałaś. Gdybyś 'taka nie była'
to zostałabyś sama po naszym rozstaniu. A tobie zwyczajnie było
tak wygodniej. Skończyłaś już swoje wywody?
-Nie...
-A ja ci mówię, że skończyłaś.
Dobra, przekonałeś mnie.
-Chodź tu.
-Co?
-No chodź tu.
Nie wiem jak, nie wiem dlaczego i nie
wiem jaka siła mnie do tego zmusiła, ale ruszyłam w kierunku jego
łóżka. Wyciągnął rękę w moją stronę i kiedy byłam już w
jego zasięgu gwałtownie przyciągnął mnie do siebie.
-Nie prześpię się z tobą.
-Tak myślałem. A spać obok mnie
chociaż możesz?
Zastanawiam się przez chwilę, a potem
delikatnym skinieniem głowy potwierdzam.
Michi przesuwa się trochę na prawą
stronę łóżka, zostawiając mi lewą, tą od okna. Tak jak lubię.
Odchyla rękę zostawiając mi wolną drogę do swojej klatki
piersiowej. Niepewnie kładę się obok niego i układam głowę na
jego torsie. Czuję jak otacza mnie ramieniem. Jak dobrze.
-Podoba ci się w tej Bawarii?
-Ani trochę.
Wiem, że się uśmiechasz Paskudo!
-Tęskniłam, wiesz?
-Wiem. Ja też. Nie wyobrażasz sobie
jak bardzo.
Wyobrażam sobie, możesz być pewien.
-Tysia...
-Hmm?
-Co się z nami stało?
-Ja zostałam Matką Teresą, a ty
dziwkarzem.
Parska śmiechem.
-Tak, chyba tak...
Zaczyna się bawić moimi włosami.
-Co musiałbym zrobić, żebyś
została? Żebym mógł się z tobą budzić i pić poranną kawę?
-Poprosić.
-I tyle?
-Aż tyle.
Podnosi się zrzucając mnie z siebie.
-Justyno Jankowska, czy uczynisz mi ten
zaszczyt i będziesz co noc gnieść materac w moim łóżku?
Robiąc zamyśloną minę przeciągam
dramaturgię tej kretyńskiej sytuacji.
-A kupimy sobie w końcu psa?
Uśmiecha się.
-Psa, kota, szczura, chomika, konia,
świnię, kozę, co tylko będziesz chciała.
-Nie będę mieszkać z koniem. Kocham
konie, ale no wiesz... trochę w ich domkach śmierdzi.
-To kupimy jeszcze stajnie!
-Jak tak stawiasz sprawę, to chyba nie
mam wyjścia, co nie?
-A Marinus?
-W przeciwieństwie do ciebie to dobry
chłopak, na pewno znajdzie sobie jakąś miłą dziewczynę.
-Mówisz, że dla mnie już nie ma
nadziei?
-Raczej wątpie.
-To co? Podejście numer dwa?
-Ale tym razem oficjalnie, błagam. Nie
będę się znowu ukrywać, zwłaszcza, że teraz pracuję dla
Norwegów.
-Nie wiem co na to moje fanki...
-Hayboeck!
-Dobrze już dobrze... To kiedy sex na
zgodę?
-Ty weź się najpierw przebadaj, co?
Kto wie z kim ty sypiałeś!
-I to jest to zaufanie w związku, tak?
-Jesteśmy parą od 50 sekund!
-Jaka wyliczona! Na litość boską...
*****
Tadam!
To by było na tyle Moje Drogie!
Dziękuję Wam za każdą minutę, którą spędziłyście na tym blogu, czytając moje wypociny. Dziękuję za każdy komentarz, każdą uwagę, każdą konstruktywną opinię.
To był mój pierwszy blog, na którym się dużo nauczyłam jeśli chodzi o pisanie.
Przepraszam was za wszystko co było nie tak, za wszystko co było sztuczne i naciągane, źle napisane i niezbyt poprawne językowo, politycznie i wulgarne.
Jeśli chodzi o fabułę.
Tysia nigdy nie miała być z Hayboeckiem. Nigdy, przenigdy. Mieli być super kumpli, tak jak mówił to prolog. Ale stało się. A potem tak ich pokochałam, że nie miałam serca rozdzielać. Ale prolog zobowiązywał, więc trzeba było wszystko obrócić do góry nogami.
Wątek Bawarczyka miał być szerszy. Bo miał być z Tysią, a nie być tylko jej marną wymówką. Prolog zakładał, że będą szczęśliwi razem, ale potem pojawił się Michi.
Bawarczykiem miał być Severin, ale wszystko się tak na niego cieszyłyście i tak byłyście go pewne, że nie umiałam sobie odmówić :)
Nigdy też nie miałam pomysłu na Tynkę. Ona się po prostu napisała.
Miało być więcej Kocura, ale ciężko mi było go wpleść.
Za to mniej miało być Heinza, ale zrobił furorę, więc wychodziłam z siebie, żeby wymyślić jego mądrości i wpleść jakoś w rozdział :)
Mam nadzieję, że znając te wszystkie fakty wybaczycie mi nieco naciągane zakończenie, to nie tak miało być. Wiem, że już nigdy nie opublikuję na początek zakończenia, jest się potem uwiązanym w jednym pomyśle i ciężko to potem zmienić :)
Bardzo się cieszę, że 'poznałam' Was dzięki temu blogowi :) W szczególności Emmie i Asikowej, na których testowałam moje wypociny i z którymi planowałam pracę w kadrze Kazachstanu i założenie funclubu Heinza Kuttina (tak, Emma, to do Ciebie ;)).
Mam takie marzenie, żeby każdy kto czytał teraz się ujawnił :) Żeby zobaczyć, ile z Was rzeczywiście to czytało :)
Czy to koniec z Tysią i Michim? Może... A może nie. Chodzą mi po głowie Pamiętniki Heinza Kuttina, ale nie wiem czy się odważę.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję! Za wszystko.
Enjoy!
piątek, 12 września 2014
24. Przeniosłam się do Bawarii.
Jeśli go kochasz, to wyjedziesz.
To właśnie usłyszałam na spotkaniu
sztabu po powrocie z Planicy na koniec sezonu. Diess ujawnił
wszystkie zdjęcia. Tim i Felix stanęli po mojej stronie, mimo że
złamałam przepisy, ale na nic się to zdało. I zrobił coś dużo
gorszego niż wylanie mnie. Zabrał mi Jego. Bo nie wyobrażam sobie,
żebym miała zostać.
Jeśli go kochasz, to wyjedziesz.
Powtarzam sobie to zdanie jak mantrę
od czasu opuszczenia sali konferencyjnej. Leje jak z cebra, więc
przebiegam z budynku do samochodu i po zatrzaśnięciu drzwi czuję,
że puszczają mi wszelkie bariery. Łzy ciekną mi strumieniami po
polikach. Opieram czoło o kierownicę i jak gdyby nigdy nic pozwalam
emocjom ujść ze mnie.
Czy kocham Hayboecka? Jak nikogo nigdy
wcześniej.
Więc mam odpowiedź. Odpalam samochód
i ruszam w stronę domu.
Co ja powiem Tynce? Co powiem
Gregorowi? Manuelowi? Co powiem Sandrze i Megi?
Łzy zamazują mi wyraźny obraz, więc
kilka razy słyszę dźwięk klaksonu, ale nie zwracam na to uwagi.
Chcę jak najszybciej dostać się na osiedle. Wjeżdżam przez bramę
i z ulgą zauważam, że samochodu Michiego nie ma na parkingu.
Widocznie pojechał odwiedzić rodziców. Zakładam kaptur i czym
prędzej biegnę w kierunku drzwi do klatki.
Otwieram kluczami drzwi do mieszkania i
z wnętrza słyszę głośne śmiechy.
-Cześć Ty... - moja siostra wychodzi
ze swojego pokoju i zamiera. - Jezus Maria! Co się stało?!
Patrzę na nią tępym wzrokiem i
chwilę później po raz kolejny się rozklejam. Tynka podbiega do
mnie i mocno ściska.
-Cii... - uspokaja mnie. - Już
dobrze... Ze wszystkim sobie poradzimy. Tylko powiedz mi, co się
stało?
W tym momencie z pokoju wychodzi
Stefan. Tak, Tynka i Stefan do siebie wrócili zaraz po Olimpiadzie, A może nawet i w czasie jej trwania. Nieważne. Jesteście zaskoczeni, prawda?
-To ja może wpadnę innym razem –
proponuje i zdejmuje z wieszaka kurtkę.
-Nie... - zaczynam, ale chłopak mi
przerywa.
-Pogadajcie sobie na spokojnie.
Jakbyście czegoś potrzebowały to dzwońcie.
Podchodzi do mojej siostry i ją
całuje, a następnie delikatnie muska ustami moje czoło.
-Stefan?
Odwraca się w moją stronę, mimo że
był już prawie przy drzwiach.
-Gdyby Michi pytał to nie widziałeś
mnie dzisiaj, dobrze?
Kiwa potwierdzająco głową i
wychodzi. Napotykam zmartwione spojrzenie mojej siostry.
-Alex powiedział, że jeśli nie
wyjadę, to złamie Michaelowi karierę i nigdy więcej nie
wystartuje w żadnym liczącym się konkursie.
-Niemożliwe! - oczy Tynki powiększają
się do rozmiarów spodków. - Przecież on nie ma prawa tego zrobić.
-Właśnie, że ma – wzdycham ciężko
i siadam na krześle przy wyspie. - Heinz wszystko sprawdził.
-No właśnie! A Heinz?! On go nie może
powstrzymać?!
-Nie... Ten pierdolony aneks do umowy –
chowam twarz w dłoniach.
-No i co teraz zrobisz? - pyta cicho
Tynka.
-Wyjadę – odpowiadam pewnie. -
Przecież nie mogę pozwolić, żeby Alex mu szkodził...
-Ale przecież i tak będziecie razem
pracować! - prycha moja siostra. - To bez sensu...
-Diess twierdzi, że jak zostawie
Hayboecka to w kadrze będzie taka atmosfera, że będę się prosić
o przeniesienie do Norwegii... I pomyśl, on ma rację.
-No ma – mruczy zawiedzionym tonem
Tynka. - Ale przecież Hayboeck nie odpuści... Gdzie nie pojedziesz,
będzie chciał żebyś wróciła.
-Jest jedno miejsce, w którym odpuści.
-Pojedziesz do Polski?
-Nie... Do Bawarii.
Stoję
w jego mieszkaniu i trzęsę się z nerwów. Łzy ciekną mi ciurkiem
po policzkach, a ja nawet nie staram się ich zatrzymać. On siedzi
przy stole i zakrywa głowę dłońmi.
-
Dlaczego? Co zrobiłem źle? - pyta.
-
Dobrze wiesz, że nic - odpowiadam siląc się na uśmiech. - Ta
decyzja nie ma z tobą nic wspólnego.
-
Jak to? - w ton jego głos wkrada się histeria. - Tysia, ja cię
kocham! Nie wystarcza ci to? Jestem gotowy się z tobą ożenić, tu
i teraz!
-
Nie chodzi o ślub czy jego brak. Ja cię nie kocham. Tak będzie
lepiej. Dla ciebie i dla mnie.
-
I dla niego, prawda? - pyta z przekąsem.
-
Nie zaczynaj – szepczę. - Nie mieszaj go w to, nie masz prawa...
-
Byliśmy szczęśliwi, zanim się pojawił! - krzyczy do mnie. -
Tysia, proszę. Rzucę skoki, zostawimy to wszystko za sobą.
Będziemy żyć tak żeby nikt nas nie kontrolował!
-
Nie rzucisz skoków, bo ci na to nie pozwolę – mówię szeptem
powoli i wyraźnie, żeby zrozumiał. - Nie chcę żebyś zmieniał
swoje życie dla mnie. Bo mnie w nim nie będzie.
-
Tysia, ja cię kocham... Kocham, słyszysz?
-
Ale ja ciebie nie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. –
podchodzę do niego i całuję w czoło. Następnie wychodzę z jego
mieszkania i ruszam w kierunku windy, która zawiezie mnie na dół
do samochodu. Do jego samochodu. I wsiądę do niego, mimo że życie
bym oddała, żeby tego nie robić.
I
nikt nigdy się nie dowie, jak bardzo przed chwilą nakłamałam
człowiekowi, którego kocham najbardziej na świecie.
Miesiąc,
który pozostał do Letniego Grand Prix spędzam w Bawarii.
Aklimatyzuję się w nowym otoczeniu, łapię lepszy kontakt z
Niemcami. A przede wszystkim próbuję zapomnieć, że jego tu nie
ma.
Moim
najlepszym kumplem został Wank. O dziwo.
Dużo
się śmieje, żeby ukryć to co siedzi we mnie. Ale na zewnątrz
widać, że coś jest nie tak. Chudnę, bo mało jem. Mam czerwoną
twarz, bo dużo płaczę. Oczywiście, kiedy nikt nie widzi.
Zmęczenie całą tą sytuacją odczuwam każdego dnia.
W
końcu wybija godzina zero. Rozpoczyna się Letnie Grand Prix, w
czasie którego będę musiała się z nim zmierzyć. Przyjeżdżam z
Niemiecką ekipą do Wisły.
Blondyn
chwyta mnie za rękę i prowadzi do hotelu. To nie tak, że go nie
kocham. Kocham i to bardzo. Już od dawna kochałam. Ale to nie jest
taka miłość, jaką darzyłam, albo darzę nadal Michiego. Wymiguję
się jakimś pilnym spotkaniem z Heinzem i szybko uciekam od
Niemieckiej kadry. To nic, że Heinza jeszcze prawdopodobnie nawet
nie ma w hotelu. Jest kto inny, z kim bardzo chcę się zobaczyć.
-Cześć
Kochanie – rzuca na przywitanie Sandra i mocno mnie przytula. -
Znowu chudniesz? Jedz coś, proszę...
-Co
z nim? - pytam ignorując jej uwagi na mój temat. Bierze głęboki
oddech.
-Nie
jest wesoło – odpowiada, a ja czuję że serce mi pęka na pół.
- To znaczy... Przyjedzie, ale jest z nim tak kiepsko, że pewnie
odeślą go do kontynentalki. A on się strasznie z tego cieszy...
-Nie
chce się ze mną widzieć... - stwierdzam.
-Trochę
ciężko mu się dziwić, prawda? - pyta.
Czuję,
że oczy zachodzą mi łzami.
-Ale...
-Ale
zrobiłaś to dla niego, wiem – uśmiecha się nieśmiało. - Ale
on o tym nie wie, więc musisz mu okazać trochę zrozumienia.
-Wiesz,
że masz dzisiaj wywiad, prawda? - słyszę nad sobą męski głos.
Głos, którego nienawidzę z całego serca. Diess.
-Wiem.
-I
wiesz co masz powiedzieć, tak? - pyta słodziutkim tonem.
-Wiem.
-Daj
jej spokój, co? - prosi wkurzona Sandra, a Alex oddala się nucąc
wesoło.
-Wiem,
mam kłamać jak z nut.
Wdech
i wydech. Wdech i wydech. Stoję pod drzwiami pokoju 225, w którym
mam udzielić jakże szczerego wywiadu dla austriackiej prasy.
Przyklejam na usta szeroki uśmiech i pukam, aby za chwilę nieśmiało
nacisnąć klamkę
-
Przepraszam za godzinę, ale musiałam odprawić z chłopakami
wieczorne rytuały – śmieję się i pewnie wchodzę do pokoju.
Siadam
na fotelu naprzeciwko reportera i podciągam bose stopy pod siebie
siadając po turecku.
Jest
młody, na oko 30 lat, może nawet nie. Brunet, luźno ubrany, na
nosie okulary kujonki. Sprawia wrażenie sympatycznego gościa.
Może
nie będzie tak źle
-
Wieczorne rytuały? - pyta unosząc lekko brew. Zaczynam się śmiać.
-
Wiesz, Morgiego zawsze boli kolano przed snem, trzeba rozmasować,
Michi nigdy nie zaśnie bez herbaty miętowej, Kraft notorycznie
gubił piżamy, więc od jakiegoś czasu sama mu ją wożę. Ponadto
Gregor ma zawsze jakiś problem do obgadania, więc z ich wybierania
się do spania zawsze tworzy się cała akcja.
-
Jak matka!
-
Matka Polka – uśmiecham się.
-
Dość wcześnie chodzą spać...?
-
Oni wstają o 6 rano! - wykrzykuję. - Dietharta trener musi za nogi
wyciągać z łóżka, dzieciak jest niesamowicie uparty!
-
Dzieciak? Jest rok młodszy od Ciebie!
-
Co nie przeszkadza mu być kompletnym dzieciakiem – znowu śmiech.
-
Przepraszam że to powiem – facet zaczyna bardzo niepewnie – ale
w niczym nie przypominasz dziewczyny którą widziałem dzisiaj rano
pod skocznią czy choćby w zimowej sesji z chłopakami. Strasznie
dużo się uśmiechasz, twardo stąpasz po ziemi...
-
Wtedy byłam w pracy – odpowiadam kiwając ze zrozumieniem głową
- a teraz, skoro skoczkowie już są odprawieni do wyrek, mam wolne!
Więc mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu... A zdjęcia? O
których mówisz?
-
O promocyjnych przed Sochi.
-
Ach o tych... Chciałabym żeby moja praca tak wyglądała. Żeby
wszystko za mnie robili i nosili, a ja bym była, pachniała i
malowała paznokcie.
-
No właśnie, Twoja praca. Zatrudnili Cię jako fizjoterapeutkę, ale
mam wrażenie że robisz w kadrze dużo więcej.
Po
raz kolejny się uśmiecham. Za chwilę koleś uzna, że jestem jakaś
trzepnięta czy coś. Ale Alex kazał. Poza tym, jeśli nie będę
się uśmiechać, to zacznę beczeć, a wtedy dopiero będzie wesoło.
-
Żebyś wiedział! Poza fizjoterapią zajmuję się też terapią
umysłową – mój uśmiech przybiera złośliwy kształt. -
Przychodzą do mnie, żeby się wygadać. Jest to naprawdę strasznie
miłe, ale sam widzisz o której się spotykamy, jest dość późno
jak na wywiad. Jutro, po zawodach pójdę spać pewnie około 4 nad
ranem. A każdy z nich potrafi wpaść do mnie o 8 i zacząć
opowiadać o problemie z dziewczyną, bo właśnie zadzwoniła i
miała 'jakiś dziwny ton'. Nie muszę chyba dodawać że większość
z tych problemów jest urojona. Ponadto dbam o ich dietę. Taki
Fettner na przykład najchętniej jadłby tylko chleb z nutellą. A
kombinezon potem musiałby mieć szyty z plandeki na żuka!
Reporter
parska śmiechem, a ja czuję się odrobinę pewniej, bo chyba mi
zaufał.
-
No i prowadzisz zajęcia ruchowe – dodaje chłopak.
-
Dokładnie. Bardzo dużo czasu spędzam z chłopakami ćwicząc
równowagę, a także biegając. 15 kilometrów dziennie to standard!
Każdy biegnie w swoim świecie, w słuchawkach na uszach, ale mamy
świadomość, że jednak biegniemy razem, jako grupa i nikt nikogo
na trasie nie zostawi. To niesamowicie buduje ducha zespołu.
-
Zawsze było tak kolorowo?
-
Absolutnie nie – zaprzeczam i na samą myśl o tym, że będę
musiała mówić o Diessie robi mi się słabo – na samym początku
musiałam udowadniać, że zasługuję na tę pracę. Sztab trenerski
był uprzedzony do zatrudniania dziewczyny na to stanowisko. Heinz mi
zaufał i powierzył to zadanie. Na początku byłam zła o to ich
podejście, uznałam to za szowinistyczne. - Chociaż sobie trochę
poużywam, a co! - Ale potem Michi i Gregor opowiedzieli mi o całej
aferze z udziałem Morgiego i byłej fizjoterapeutki. Przyznam
szczerze że nie miałam o tym pojęcia. No i wtedy po części
zrozumiałam.
-
Ale udało się ich przekonać...
-...
że nie mam zamiaru ich bajerować? - wpadam mu w słowo i znów
zaczyna się śmiać. Tym razem chyba trochę histerycznie - No
powiedzmy.... choć nadal zdarza mi się przeczytać w gazetach, że
z którymś romansuje, a pod spodem jest zdjęcie ze wspólnego
wyjścia po czereśnie! Romans jak się patrzy! Chyba nawet w Twojej
gazecie to czytałam....
-
Na pewno nie! - Chłopak panikuje słysząc moje oskarżenia. Chyba
wziął je na poważnie. Zresztą nie mogłabym się o to denerwować,
przecież z jednym romansowałam, prawda? - A dziewczyny naszych
skoczków? Nie są zazdrosne?
-
Ani trochę! One wiedzą że to bzdury wyssane z palca. Nigdy żadnej
się nie musiałam tłumaczyć. Wbrew temu co próbują stworzyć
brukowce mamy ze sobą naprawdę dobry kontakt.
-
Wiesz, że znacznie podnosisz walory estetyczne pod skocznią?
-
Podrywasz mnie? - uśmiecham się.
-
Może trochę. Ale ogólnie to stwierdzam fakt.
-
Wiesz, jestem dziewczyną, lubię dobrze wyglądać. Zresztą, która
z nas nie lubi? - No wreszcie jakiś neutralny temat! - Ale nie
przywiązuje do tego specjalnej wagi. Nie jestem jedną z tych
dziewczyn które pójdą na siłownie w pełnym makijażu bo ktoś je
może zobaczyć. Jak to mówią, jak chcesz wyglądać jak kociak,
najpierw musisz się upocić jak świnia. Koniec i kropka.
-
Kokietka z Ciebie.
-
Ja? Kto Ci takich bzdur naopowiadał?
-
Maciej Kot coś wspominał.
Parskam
śmiechem. Ah ta moja Kocica!
-
Maciej Kot jest większą kokietką niż ja, więc niech on już
lepiej nic nie mówi.
-
Dobrze się znacie?
-
Byliśmy swego czasu sąsiadami, ale to jeszcze zanim dołączyłam
do AUTów.
-
A teraz tak szczerze... Na czym polega fenomen Justyny Jankowskiej?
-
Wiesz, ja rzadko bywam w Austrii i nawet nie wiedziałam że istnieje
coś takiego jak fenomen Justyny Jankowskiej – odpowiadam szczerze
i czuję, że łzy napływają mi do oczu.
Uśmiech
Jankowska, uśmiech!
-
Nie żartuj! Wszystkie dziewczynki w Austrii chcą być jak Ty!
-
Może wszystkie dziewczynki w Austrii chciałyby bezkarnie obmacywać
Gregora?
-
A widzisz... w ten sposób nie pomyślałem. To teraz szybkie
pytania. Może być?
-
Jasne, strzelaj – odpowiadam biorąc głęboki oddech.
-
Najlepszy kumpel w kadrze?
-
Hayboeck – odpowiadam z gulą w gardle, ale chłopak zdaje się
tego nie zauważać. Przecież stale mnie było widać gdzieś z
Michim, nie mogę teraz powiedzieć, że moja najlepszym przyjecielem
jest Diethart!
-
Ulubiona skocznia?
-
Letalnica.
-
Najgorszy moment sezonu?
-
Upadek Michiego – znowu łzy.
Do
cholery Jankowska, co jest z tobą?
-
Najlepszy skoczek?
-
Mam dwa typy.
-
Pierwszy?
-
Freund.
-
A to ciekawe... a drugi?
-
No Stoch oczywiście!
-
No tak, Patriotka – uśmiecha się redaktor. - Ulubione miasto?
-
Zakopane!
-
A właśnie... dawno Cię tam nie było – chłopak zaczyna
kombinować, a ja czuję jak krew odchodzi mi z mózgu. Znalazł
temat tabu. – A o ile się orientuję to tam mieszkasz...?
-
Już nie – wzruszam delikatnie ramionami udając, że w ogóle
mnie to nie ruszyło. – Przeniosłam się do Bawarii.
Uśmiecha
się szeroko widząc moje zakłopotanie. Jasne gnoju, śmiej się.
-
Ah no tak – rzuca. - Twój mały bawarczyk. Jesteś szczęśliwa?
A
wyglądam jakbym była szczęśliwa, kretynie? Ja pierdolę, kogo oni
tam zatrudniają! Nie, nie jestem szczęśliwa! Nie przypominam
sobie, żeby kiedykolwiek było mi gorzej!
-
Jak nigdy wcześniej – uśmiecham się najpromienniej jak tylko
potrafię.
W
tym momencie rozlega się pukanie do drzwi i wchodzi Heinz. Kamień
spada mi z serca. Żegnam się z redaktorem i wychodzę. Wchodzimy do
pokoju serwismenów.
-I
jak? - pyta Diess.
-Od
zimy chcę pracować dla Norwegów – oznajmiam, a uśmiech na
twarzy Alex osiąga maksymalny rozmiar.
Praca
u Norwegów i związek z Marinusem Krausem to chyba dobra alternatywa
dla pełnych nienawiści spojrzeń Michiego i uśmiechu Diessa,
prawda?
Trochę przyspieszyłam i przeskoczyłam, bo chyba zaczynałam ich zamęczać. Następny będzie epilog. Stay tuned!
Subskrybuj:
Posty (Atom)