sobota, 28 czerwca 2014

6. Więc jesteś małym, skromnym Bawarczykiem, tak?

Przedostatni dzień naszego pobytu w Turcji. Jutro zapakujemy nasze zacne tyłki w samolot i wrócimy do Tyrolu. Sztab trenerski w całym swoim przypływie łaski postanowił odpuścić treningi i zarządził dzień nad basenem.
Tak więc leżymy sobie na leżaczkach, a nasze domowe przedszkole w składzie Kraft i Diethart siedzi w basenie i odbija między sobą piłkę plażową. Raj.
Ale nie, pojawiają się Niemcy. Oczywiście, byłoby zbyt pięknie. Gdybyście pytali: nie, nie sypnęłam ich przed trenerem. Kiedy Freund już wytrzeźwiał, przestał śmierdzieć alkoholem i wyglądał w miarę cywilizowanie pobiegłam do Schustera i z przerażeniem i gestykulacją ostatniej psychopatki opowiedziałam mu jak Severin spadł ze schodów. Od tego czasu Werner na każdym kroku dziękuje mi za okazaną pomoc i wsparcie. Czekam na jakiś order od pani Merkel, czy coś. Halo, uratowałam im najlepszego skoczka!
W końcu stwierdzam, że w pełnym słońcu bez niczego do picia dłużej się nie da, więc zakładam japonki i w moim neonowym bikini szoruję do baru. Składam zamówienie na lemoniadę – w końcu jestem w pracy, prawda? Zero alkoholu! - i widzę cień kogoś kto stoi tuż za mną.
- Nie podziękowałem ci jeszcze – słyszę głos Severina, ale nadal się nie odwracam.
- Więc masz szansę – odpowiadam wyciągając szyję jak mała żyrafa, żeby przeczytać nazwę alkoholu z najwyższej półki.
- Dasz się gdzieś zaprosić?
Tego się nie spodziewałam. Odwracam się w jego stronę i przeżywam kolejny szok. Nie zrozumcie mnie źle, ja wiem że to skoczek i powinnam być przygotowana, widziałam już moich mężczyzn bez koszulek, ale Sev jest typowym chudzielcem! Wczoraj cały wieczór przeleżał na brzuchu, więc nic nie widziałam, ale myślałam że jego klata rozmiarami przypomina czoło szczura! A tu takie miłe zaskoczenie!
Nie chcąc żeby zauważył, że gapię się na jego tors odwracam wzrok w lewo na pobliski stolik.
- A nie będzie tam Wellingera? - pytam.
Freund opuszcza głowę rozbawiony i słyszę, że zaprzecza.
- Nie będzie – obiecuje mi. - Będziesz ty i będę ja.
Chyba mnie troszkę ciarki przeszły, a przecież skwar taki w tej Turcji, że głowa mała! W końcu barman subtelnym chrząknięciem zwraca moją uwagę na siebie i odbieram lemoniadę.
- Będę na ciebie czekał o 20 w barze na plaży – rzuca Freund i odchodzi w kierunku swojej kadry.
A ja stoję jak ten ostatni słup soli i piję przez słomkę moją lemoniadę, która notabene zaraz się skończy. Podchodzi do mnie Heinz. No musielibyście go widzieć: japonki, hawajskie szorty, hawajska rozpięta koszula i na deser wędkarski kapelusik! Na nosie wąskie okulary a'la matrix i drink naładowany parasolkami w dłoni.
- Wiesz Tysia – zaczyna takim tonem, że już wiem że przyszedł 'nauczać owieczki'. Siadam więc przy wolnym stoliku, a on obok mnie. - Werner mi mówił, że uratowałaś tego młodzieńca po tym jak spadł ze schodów.
Kiwam potwierdzająco głową próbując się domyślić do czego on właściwie zmierza.
- Ale mówiłem ci, że jestem tu dla was – nachyla się w moją stronę. - Mi możesz powiedzieć prawdę.
On wie. Cholera, on wie! Na pewno słyszał, albo co gorsza widział tych idiotów jak nieśli Freunda do mojego pokoju. Pozabijam ich. Jeszcze mi się za to oberwie.
- Czy ty go pobiłaś? - pyta mnie wprost Kuttin.
No teraz to mnie zatkało. Patrzę na trenera jak na idiotę, usiłując cokolwiek wyczytać z jego twarzy. Ale on jest rozluźniony i spokojny.
- Oczywiście że nie! Spadł ze schodów – mówią, że kłamstwo powtarzane wiele razy przeradza się w prawdę, tak? No to sprawdźmy.
- Bzdura – śmieje się Heinz. - Kraft ma łóżko przy ścianie obok klatki schodowej i mówi, że nic nie słyszał.
Dodać Krafta do listy osób do zamordowania? Załatwione!
- Kraft ma bardzo głęboki sen – próbuję być przekonująca, ale słabo mi to idzie.
- Jeśli macie jakieś problemy, to daj mi znać! - szepta trener. - Znam świetnego terapeutę dla par! - otwieram usta żeby coś powiedzieć, ale nie dane mi jest dojść do słowa. - Wiem, że dzisiaj u ciebie nocował! Nic się nie martw! My też kiedyś z małżonką mieliśmy problemy, truła mi niesamowicie, więc dla świętego spokoju poszedłem z tym babskiem na te spotkania. I byłem bardzo pozytywnie zaskoczony!
- Freund i ja nie jesteśmy parą – wyrzucam z siebie w momencie kiedy Kuttin robi sobie przerwę na łyka drinka.
- Tak tak – uśmiecha się porozumiewawczo Heinz, a mi ręce opadają do samej ziemi. - Ta idiotyczna umowa Alexa obowiązuje tylko w kadrze. Z Niemcami możesz się spotykać bez strachu!
- Naprawdę myślisz, że gdybym z nim była to bym go uderzyła? - pytam z niedowierzaniem.
- Przemoc w rodzinie jest ostatnio częstym zjawiskiem – zauważa filozoficznie trener. - Statystycznie 40% ze wszystkich zgłoszeń to przemoc ze strony kobiety względem partnera. Czytałem na Wikipedii! Synu! - wrzeszczy do Dietharta, który stoi na brzegu basenu. - Czyś ty oszalał? Proszę pod ręcznik! Będziesz tak stał, przewieje cię, zaziębisz się, gluty z nosa do ziemi, a matka twoja do mnie z pretensjami przyjdzie!
- Tu nie ma wiatru – zauważam szeptem nie chcąc podważać autorytetu naszego dość specyficznego szkoleniowca.
- Aha – mruczy pod nosem w odpowiedzi – Gregor też tak kiedyś mówił! A jak mu w dupę zawiało, raz drugi, to bulę uklepywał aż miło!


19:00 oznacza panikę. Iść czy nie iść? Moi mężczyźni jednogłośnie ogłaszają, że idę.
- Nie mam się w co ubrać – oznajmiam i z triumfującą miną padam na łóżko obok Gregora.
Manu zabiera swoje opakowanie czekolady, którą mu przemyciłam i rusza w kierunku mojej walizki. Chwila przekopywania stosów i wyciąga z niej mój kolorowy, zwiewny kombinezon z krótkimi nogawkami i rękawkami.
- A to? - pyta wcinając kolejną kostkę słodkości. Chłopcy z aprobatą kiwają głowami, więc porywam z jego ręki część garderoby i udaję się do łazienki. Przebieram się, poprawiam makijaż oczu, psikam się delikatnie perfumem i porywając prostownicę wracam do pokoju.
- A tak właściwie – zaczyna Morgi w czasie kiedy ja zaczynam prostować moje nieokiełznane włosy – co się stało Severinowi, że jest taki pogruchotany?
- Spadł rano ze schodów – odpowiadam wzruszając ramionami.
- Nieprawda – odznaka obozowego upierdliwca wędruje w ręce Stefana – Ja nic nie słyszałem!
- Bo jesteś głuchy jak pień – odpowiadam krótko i zdecydowanie dając im do zrozumienia, że temat jest skończony.
- Gdyby coś się działo, to daj nam znać – instruuje mnie Michi. - Przyjdziemy i spuścimy wpierdol każdemu chętnemu!
- A co by się miało dziać? - pytam zdumiona.
- No nie wiem... Dzik by was zaatakował – proponuje Gregor.
- Tubylcy by was porwali – dorzuca Manuel.
- Freund powiedziałby coś niestosownego...
- Casanova Wellinger by się pojawił...
- Przyszedłby Heinz i próbowałby udzielić wam ślubu...
- Czy wam dzień na słońcu zaszkodził? - pytam w końcu. - Wychodzę, więc wynocha z mojego pokoju! - krzyczę i wyganiam ich na korytarz. - Jak wrócę to do was wpadnę!
- Nie chcemy cię dzisiaj w ogóle widzieć – informuje niezwykle uprzejmie Morgi.
- Damy radę! - potwierdza Gregor. - Michi ci ukradł herbatę, Kraft ma piżamę, Fettner zajmie się sobą bo ma czekoladę, a kolanem Thomasa zajmę się ja!
- Nie tkniesz mojego kolana kretynie! - krzyczy Morgi z przerażeniem w głosie.
- Uspokój się! Zachowujesz się jak baba! - Schlieri przewraca oczami. - Tak ci wymasuję kolano, że następnym razem trzy razy się zastanowi zanim znowu zacznie boleć!


19:55 wychodzę z hotelu. Idę powoli, bo raz że nie chcę być osobą czekającą, a dwa mam na nogach japonkowe sandałki i nie chcę ich rozwalić na pierwszym napotkanym kamieniu. Schodzę w kierunku plaży i z zaskoczeniem stwierdzam, że się stresuję.
Oddychaj! Wdech, wydech! On chce ci tylko podziękować.
Namierzam bar i ruszam w jego kierunku. Kiedy jestem już bliżej zauważam, że przy stole widać całą ekipę niemiecką.
Obiecał mi! Obiecał, że tylko ja i tylko on!
Klnę w myślach na Freunda, ale nadal idę w kierunku baru. Severin mnie zauważa, trąca ramieniem Schustera, a ten wstaje i ogłasza:
- Koniec tego dobrego dzieciaczki, wracamy do hotelu!
- Jak to do hotelu? - pyta oburzony Wellinger. - Przecież jest wcześnie! Godzina jak dla bachorów!
- A ty masz się za kogoś więcej niż takiego rozwydrzonego bachora? - pyta uprzejmie trener.
- Chłopaki, tyłki do góry i znikamy – nagle odzywa się Freitag, który chyba podłapał o co chodzi bo uśmiechnął się w moim kierunku. Wszyscy odwracają się jak na zawołanie.
- No pewnie! - denerwuje się Andi. - Severin może sobie zostać na randce z Austriaczką, a ja mam iść spać, tak?
- Po pierwsze ona jest Polką – wyjaśnia cierpliwie trener. - A po drugie Severin jest dorosły, w przeciwieństwie do niektórych i nie trzeba mu już zmieniać pieluch.
- Ja też jestem dorosły – informuje Wellinger.
- W takim razie jutro biegasz o dorosłej godzinie – stwierdza Werner zbierając swoje rzeczy. - Wstaniesz o 3 rano, jak przystało na dorosłego piekarza i będziesz biegał!
- To jest jakaś bzdura – marudzi Andi ruszając za całą resztą. - W tej kadrze są równi i równiejsi!
- Przepraszam cię za niego – mówi zażenowany Severin kiedy w końcu okrzyki młodego Niemca cichną.
- Ja się ubawiłam – odpowiadam, a Freund patrzy na mnie zaskoczony. - No nie lubię gościa, co ja ci poradzę?
Blondyn uśmiecha się do mnie i prowadzi w stronę jednego z wysokich, barowych stolików. Zamawiamy drinki i siadamy naprzeciwko siebie.
- Ładnie wyglądasz – stwierdza Severin.
- Dziękuję, ty też – odpowiadam. - Chociaż nie sądziłam, że trener pozwala wam chodzić w innych ciuchach niż te od sponsorów.
- Bo nie pozwala – uśmiecha się do mnie łobuzersko – Ale jak to stwierdził nasz kadrowy niemowlak, tu są równi i równiejsi. Wiesz... Ja chcę ci bardzo podziękować za to, że nas nie sypnęłaś. No i że uratowałaś mi plecy...
- Daj spokój – macham ręką i biorę łyka drinka. - Nie byłabym w stanie odmówić przerażonemu Marinusowi.
- No tak, Marinus.... - czyżbym słyszała w twoim głosie nutkę zawodu?
- A owszem, Marinus – odpowiadam. - Aż do momentu dojścia na plażę nie wiedziałam co się stało. Ale jeśli to ma ci poprawić humor to Wellingerowi pozwoliłabym zgnić na tej plaży.
- A ja ostatecznie wylądowałem z tobą w łóżku – prycha śmiechem Severin.
Przez chwilę analizuję co właśnie powiedział i uśmiecham się złośliwie.
- Słaby pierwszy raz zaliczyliśmy, co nie?
- Jesteś niemożliwa! - krzyczy Freund zanosząc się śmiechem. Potem pyta mnie dlaczego tak strasznie nie lubię Wellingera. Więc opowiadam mu jak przy naszym pierwszym spotkaniu zabrał mnie na kawę i o mało się nie zadławił zachwytami na swój temat. Severin się trochę podśmiechuje, ale kiwa głową ze zrozumieniem.
- Wiesz, Wellinger będzie teraz drugi rok w kadrze i wydaje mu się, że Boga za nogi chwycił! - tłumaczy mi ze spokojem. - W jego mniemaniu jest wielkim sportowcem, ulubieńcem kibiców i tak dalej. Jeszcze czeka go zderzenie z rzeczywistością, ale jak się nie sparzy, to się nie nauczy.
- Czyli, wy sparzenie macie już za sobą? - pytam.
- Większość z nas, tak – odpowiada mi uśmiechając się delikatnie. - Znamy swoje miejsce w szeregu, nasza kadra raczej jest dość skromna, jesteśmy małymi ludźmi, nie chełpimy się i nie wywyższamy.
- Więc jesteś małym, skromnym Bawarczykiem, tak? - śmieję się.
- Ładnie ujęte – kiwa głową. - I Andi też kiedyś zostanie małym Bawarczykiem. Jak tylko kilka konkursów z rzędu mu nie pójdzie, a media wyleją mu na głowę wiadro pomyj.



*****
Jestem po sesji, wena mnie roznosi, to też tak często wstawiam posty ;) mam nadzieję, że nadążacie ;)
Bardzo jestem ciekawa kogo ostatecznie obstawiacie do roli Bawarczyka ;)
Wplotłam trochę mądrości Heinza, mam nadzieję, że jego fanki będą zadowolone ;)
Nadrabiam zaległości w Waszych blogach, ale przyznam szczerze, że trochę czasu mi to zajmuje ;)

ENJOY!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

5. Pieprzeni Bawarczycy.

Dwa dni unikania reprezentacji Niemiec i ich głupich pomysłów pozwoliły mi na chłodną ocenę sytuacji. Fakt, że przebywali w tym samym kraju i w tym samym hotelu co my, na pewno nie jest dziełem przypadku! Sprawa jest grubymi nićmi szyta i ja, Justyna Jankowska, to udowodnię!
Ponadto zdałam sobie sprawę jak kiepsko musiało być z moją psychiką w momencie kiedy na widok jednego z nich serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej, a żołądek wywinął efektowne salto. Ot, chwila słabości, każdy takie miewa! Przecież Ci kolesie to banda kretynów.
Jedynym normalny w tym objazdowym zoo okazał się Marinus Kraus. Może na początku go zbyt pochopnie oceniłam? Na pewno wpływ na to miał fakt, że jego towarzyszem prawie zawsze jest Andreas Playboy Wellinger.
Marinus dużo zyskuje przy bliższym poznaniu. Jest strasznie miłym facetem, chorobliwie nieśmiałym, ale absolutnie przeuroczym. Postanowiłam podzielić się przemyśleniami z moimi mężczyznami przy śniadaniu.
- Marinus? - spytał Gregor i ugryzł kawałek bułki. - Spoko koleś, ale trochę pizdeczka, nie uważasz?
- Dziękuję za okruchy na twarzy, to było urocze – odpowiadam wycierając czoło serwetką. - Na pewno jest lepszy niż Wellinger.
- Wellinger jest w porządku – stwierdza Manu i wyciąga spod stołu dziwne opakowanie.
- Fettner, oddawaj nutelle! - warczę wyciągając w jego stronę dłoń.
- I ty brutusie przeciwko mnie? - lamentuje Manuel, ale widząc moją nieugiętą minę niechętnie oddaje mi czekolade.
- Wracając do tego Wellingera – zaczyna Gregor a ja w ramach bezpieczeństwa odsuwam się od niego odrobinę – to co ty masz z nim za problem? Przecież byliście nawet razem na kawie!
Chcąc nie chcąc zaczynam im opowiadać historię, którą jakiś czas temu podzieliłam się z Fettnerem.
- Eee tam, Tyśka! - Morgi macha lekceważąco ręką i bierze spory łyk herbaty. - Rwał cię i tyle! W końcu jak to mawia Kraft – jesteś dupeczka!
Przewracam zniesmaczona oczami i pozostawiam bez komentarza głupią minę Thomasa. Liczę moje dzieciaczki i...
- Gdzie jest Michi?
- Śpi – odpowiada Manu.
- Chcesz mi powiedzieć, że zabrałeś ze sobą na śniadanie nutelle, ale zapomniałeś Hayboecka? - pytam z niedowierzaniem, a Fettner potakująco kiwa głową. - Śmigaj mi po niego, ale już!
Brunet znika na schodach, a zamiast niego pojawia się ulubieniec tłumów – Alexander Diess. W duchu odprawiając pogrzeb mojego dobrego humoru, przygotowuję się na kolejną konfrontację z Panem Idealnym.
- Czy moja królewna ma zamiar w końcu zacząć pracować i zabrać chłopaków na zajęcia? - 'cześć' w wykonaniu Diessa brzmi niezwykle dziwnie, nie uważacie?
- Po pierwsze jest 8:49, więc mam jeszcze 11 minut na jedzenie śniadania. – zaczynam wstając od stołu. - A przynajmniej według rozpiski, którą sam napisałeś. Co oznacza, że już teraz mogłabym ci kazać spierdalać. Po drugie, nie jestem twoją królewną, tylko Thomasa. – rzucam Morgiemu porozumiewawcze spojrzenie, a on uśmiecha się złośliwie. - Ale to chyba nie jest pierwszy raz kiedy myślisz, że królewna jest twoja, a naprawdę jest Thomasa, prawda?
Chłopcy przy stole wstrzymują oddech, ale widzę w ich oczach rozbawienie.
- Jak śmiesz?! – twarz Alexa przyjmuje odcień eleganckiego buraka.
- Tak samo jak ty śmiałeś mnie traktować jak idiotkę od początku mojej pracy w tej kadrze – syczę mu prosto w twarz, wykorzystując fakt że nie należy do najwyższych. Chwilę później uśmiecham się do niego promiennie i wymijając go podaję mu nutelle Fettnera i mówię:
- Manu znów próbował przemycić czekoladę. Widzisz jak dobrze wypełniam twoje polecenia, Szefie?
Odchodzę w kierunku schodów zadowolona z siebie. Ba! W duchu nawet przybijam sama sobie piątkę. Po chwili dogania mnie Morgi.
- Czy to znaczy, że nie jesteś na mnie zła?
- Ja na ciebie? O co?
- No wiesz, tę całą akcję z Silvią...
- Pytasz mnie czy jestem zła o to, że puknąłeś dziunie Diessa? - śmieję się, a Thomas nieśmiało kiwa głową. - Pomnik bym ci za to postawiła dziubeczku!


Kolejny upalny dzień zleciał zdecydowanie za szybko. Każdy z nas dawał z siebie wszystko, więc wieczorem autentycznie padałam na twarz. Ale nauczona wcześniejszymi doświadczeniami wybrałam się na pielgrzymkę po pokojach chłopaków. Najpierw zawitałam do Morgiego i Gregora. Thomasowi wymasowałam kolano, a Gregor opowiedział mi o wakacjach jakie planują z Sandrą. Ta jego Sandra musi być dziewczyną z anielską cierpliwością, ile ten Schlierenzauer gada! Po odhaczeniu pierwszej dwójki przeniosłam się do Michiego i Manuela. Hayboeck akurat się kąpał, więc postawiłam mu herbatę na szafce nocnej i chwilę pogadałam z Fettnerem. Chłopak był strasznie przybity, więc obiecałam sobie że na następny dzień przemycę mu jakąś czekoladę. Dobrze spisuje się na treningach, niech coś chłopak z życia ma! Na koniec sprawdziłam jak wygląda sprawa kryzysu piżamowego u Krafta, życzyłam jemu i Diethartowi dobrej nocy i poszłam do siebie spać.
Ha. Ha. Ha. Chciałabym.
Wychodzę spod przysznica i wycieram włosy w ręcznik, kiedy nagle słyszę pukanie do drzwi.
- Marinus?
- Cześć Tysia – zaczyna i widzę jak się peszy na widok mojej krótkiej piżamy. - Bo wiesz... Ja... My chyba potrzebujemy twojej pomocy.
- Mojej pomocy? - unoszę brwi ze zdziwienia.
- No... fizjoterapeuty – dopowiada Kraus.
- Ale z wami chyba jakiś przyjechał prawda...? - powoli przestaję cokolwiek rozumieć.
- Nie możemy do niego iść – widzę, że zaczyna panikować, więc nie torturując go więcej, biorę bluzę reprezentacji i wychodzę za nim z pokoju.
Wychodzimy z hotelu, schodzimy ścieżką w dół i kierujemy się w stronę plaży. W oddali, pod opuszczonymi budynkami widzę resztę skoczków niemieckich pochylających się nad kimś.
- Mari, co się stało? - pytam przerażona.
- Bo wiesz... my trochę wypiliśmy – zaczyna, a dla mnie jest to już połowa wyjaśnienia dlaczego potrzebują fizjoterapeuty. - No i postanowiliśmy urządzić sobie parkour.
Bingo! Mamy zwycięzcę! Napruci jak bąki Niemcy skakali po opuszczonych budynkach i nie mogą iść do swojego fizjo, bo ten zaraz pójdzie do trenera i wylot z kadry! Mówiłam już że Team Germany to kretyni?
Podchodzimy bliżej, a ja już jestem w stanie dostrzec, że na ziemi leży Freund.
- Cześć piękna – rzuca mi na przywitanie Wellinger.
- Japa kapciu – warczę pod nosem i podchodzę prosto do Severina. - Gdzie cię boli?
- W krzyżu – odpowiada ledwo słyszalnym szeptem.
- Czy wy jesteście pojebani? - wydzieram się na całą resztę w czasie kiedy delikatnie sprawdzam czy Freund zrobił sobie coś poza wielkim siniakiem. - Przecież on mógł się połamać! Każdy z was mógł!
Wszyscy jak na zawołanie opuszczają głowy.
- Wank i Wellinger zaniesiecie go do mojego pokoju – nakazuję najwyższym z nich. - Tylko macie być cicho, żeby nikt was nie usłyszał! Jak ktoś usłyszy to nie ręczę za siebie!
- A nie pójdziesz z tym do Schustera? - pyta cicho Wank.
- Teraz się nagle trenera boisz, tak? - pytam kpiąco i odchodzę w kierunku hotelu.


Akcja przetransportowania Freunda do mojego pokoju przebiegła szokująco sprawnie. Niby takie chuchra z tych skoczków, a jednak swoją siłę mają. Otwieram przed nimi drzwi, wskazuję gdzie go mają położyć, a potem wyganiam ich na korytarz, żeby czasem nie zdążyli mnie znowu zapytać czy będę ich kryć przed trenerem.
Severin ściąga koszulkę i moim oczom ukazuję się gigantyczny siniak w miejscu gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Ledwo powstrzymuję śmiech i instruuje Niemca jak ma się położyć.
Ładny zarys pleców.
Odganiam od siebie szybko tę myśl i staram się rozmasować Severinowy tył, ale ból jest zbyt wielki. Jeszcze raz sprawdzając, czy aby na pewno nie uszkodził sobie nic trwale decyduję się zostawić delikwenta z problem do rana. Odszukuję wszystkie maści przeciwzapalne i przeciwbólowe jakie mam i delikatnie wsmarowuję je w plecy Freunda. Rozglądam się po pokoju za plastrami do kinesiotapingu. Oczywiście, że ich nie mam, wszystkie zużyłam na kolano Morgiego!
- Nigdzie się nie ruszaj! - rzucam do Severina i wybiegam z pokoju. Przebiegam kawałek korytarza i pukam delikatnie do drzwi, które chwilę później otwiera zaspany Michi.
- Potrzebuję taśmy – mówię.
- Stało się coś? - pyta przerażony Hayboeck, a za jego ramieniem pojawia się ledwo żywy Fettner.
- Po prostu mi je dajcie – rzucam błagalnie. Obaj znikają gdzieś w głębi pokoju i za chwilę wracają z dwoma kosmetyczkami wypełnionymi po brzegi.
- To wszystko co mamy – mówi Manuel podając mi swoją.
- Jesteście wspaniali, dziękuję! - staję na palcach i jednemu i drugiemu daję buziaka w policzek. - Dobranoc! - rzucam przez ramię i biegnę w stronę swojego pokoju.
- Polecamy się na przyyyszłooooość – słyszę jak przemowa Manuela zostaje zakłócona przez głośne ziewnięcie i drzwi się zamykają. Wchodzę do siebie i moim oczom ukazuje się Freund śpiący na moim łóżku! Całe szczęście ze mam dwuosobowe! 
I całe szczęście, że Niemiec leży na brzuchu, przynajmniej mogę mu zalepić plecy. Jako że mam dużo czasu konstrukcja na plecach Severina jest niemal idealna, inżynier by się nie powstydził. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest fakt, że pogratulowałam sobie w myślach, potem moja głowa uderzyła o poduszkę i straciłam przytomność.


Rano obudziły mnie promienie słońca padające mi prosto na twarz.
No tak, Freund zajął lepszą stronę łózka.
Patrzę na niego i zauważam, że od wczoraj nie zmienił pozycji. Przez myśl przechodzi mi, że może tam umarł, więc obchodzę po cichu łóżko i sprawdzam. Żyje. Nawet jęczy coś pod nosem. Wyciągam z walizki świeże ciuchy i idę pod prysznic. Szybko się ogarniam, myje zęby, delikatnie psikam się perfumem i wychodzę z łazienki.
- Cześć – no proszę, Freund ożył! Już kumuluję siłę, żeby wygłosić całą litanię na temat jego nieodpowiedzialności, potencjalnych tragicznych skutków jego głupiego zachowania i kilku innych rzeczy kiedy on znowu się odzywa. - Bardzo jesteś na mnie zła?
I posyła mi taki uśmiech, że cała litania ucieka mi z głowy. Pieprzeni Bawarczycy.

czwartek, 19 czerwca 2014

4. W tej kadrze dbamy o owieczki!

Mam przerąbane. To znaczy, oboje mamy. Austriackie media oszalały na punkcie moich zdjęć z Michaelem z morza. Nasz 'związek' został już szczegółowo opisany chyba przez każdy brukowiec, a w jednym nawet pojawił się wywiad z Kraftem, który oznajmił że gorąco nam kibicuje. Kraft zarzeka się, że to nie on bo on nie umie złożyć tak składnych zdań. I ja mu wierzę.
W tym momencie przed moim nosem ląduje kolejna gazeta, a ja o mało nie dostaje zawału. Wyobraźcie sobie satysfakcje w oczach Diessa kiedy zobaczył te zdjęcia. Diabeł to przy tym człowieku mały pikuś.
- Co macie do powiedzenia? - pyta Alex z triumfującą miną. Siada przy stole naprzeciwko nas, a Michi i ja prezentujemy klasyczne miny zbitego psa.
- Na Boga Alex! - krzyczę – Przecież wszystko już powiedzieliśmy przy poprzednich 753 gazetach! To jedno wielkie nieporozumienie!
- Ja wiedziałem, że pomysł żebyście mieszkali obok siebie to bzdura! - asystent naszego trenera sprawia wrażenie jakby kompletnie nie kontaktował. - 3 tygodnie ci wystarczyły? - zwraca się do mnie.
- Nigdy nie spałam z Hayboeckiem – warcze pod nosem obrażona.
- A szkoda – dodaje blondyn.
- Nie pogrążaj nas, błagam – patrzę na mojego towarzysza, a on tylko podnosi do góry ręce w geście niewinności.
- Heinz? Masz zamiar zabrać głos w tej sprawie? - Alex zwraca się do trenera, który siedzi obok pogrążony w grze na telefonie.
- Dla mnie nie ma sprawy – trener wzrusza ramionami, a w moim sercu ponownie pojawia się wiara w ludzi.
- Ciebie też omamiła? - wrzeszczy Diess tym samym powodując że Kuttin przegrywa w swojej grze i całą uwagę przenosi na nas.
- Tysia twierdzi że nic się nie stało, Hayboeck, choć zawiedziony, to potwierdza – trener wstaje i zaczyna krążyć wokół nas. - Rozmawiałem z Gregorem, który tam był i którego wersja w 100% jest zgodna z tym co mówi ta dwójka. Nie jestem chory na umyśle żeby szukać problemu tam gdzie go nie ma!
- A niektórzy jak widać są – rzucam teatralnym szeptem ze złośliwym uśmiechem.
- Daj spokój Alex – niespodziewanie odzywa się Hayboeck – Nie możesz cały czas stawiać tej sytuacji na równi z sytuacją z Silvią. Tysia jest zupełnie inna i jedyne co ją łączy z Silvią to zawód. Ponadto Tyśka nigdy cię nie kochała i nigdy nie zwiąże się z żadnym z nas.
Zamieram. Jaka Silvia? Jakie kochanie? Przecież Morgi twierdził, że to wszystko jego.... Nagle w głowie zapala mi się żarówka.
- Silvia była fizjoterapeutką związaną z Alexem i zdradziła go z Thomasem – bardziej stwierdzam niż pytam. Wzrok wszystkich pada na mnie, ale nikt nic nie mówi. - Tak?
- Później Tyśka – ucisza mnie Michi. - W każdym razie tak jak tu stoję mogę Wam wszystkim zagwarantować, że za rok obecna tu dziewczyna będzie w szczęśliwym związku i będzie się poważnie zastanawiać czy od nas nie odejść. Ale my jej nie powolimy.


Siedzimy w moim pokoju. Gregor aktualnie jest przeze mnie regenerowany, Michi czeka na swoją kolej. Żadne z nas przez dłuższa chwilę nic nie mówi. W końcu odzywa się Gregor.
- Silvia nie była zła... Chociaż nie. Była. Ciężko to wszystko opowiedzieć. Generalnie chodziło o to, że ona i Diess znali się już wcześniej. Można powiedzieć że jeszcze z czasów kiedy Alex był młody i piękny...
- Czyli taka bardziej prehistoria – wtrąca Michi.
-... w każdym razie oni kiedyś byli parą. - kontynuuje Schlieri. - Wszyscy są prawie pewni, że robotę u nas dostała po znajomości dzięki swojemu kochasiowi. Na początku było spoko, ale potem nagle zaczęli mieszkać razem w pokoju. Auaaa! To boli!
- Przepraszam – mrucze pod nosem, ale nie zwalniam uścisku na jego łydce.
- No i Pointner zaczął coś podejrzewać – rzuca Michi. - Któregoś pięknego wieczora na Turnieju Czterech Skoczni ich nakrył. Ale wiesz... Wszystko jest dla ludzi. - uśmiecha się złośliwie, a ja tylko z rozbawieniem przewracam oczami. - Wtedy nie było tej chorej umowy, że nie możemy się ze sobą wiązać. Nawet jeśli Diess miał wtedy już żonę.
- Tylko że chwile potem rozwalił się Morgi i Silvia musiała z nim zostać w Austrii jako nasz najbardziej wykwalifikowany masażysta, z nami pojechał Andi na zastępstwo – wpada mu w słowo Gregor. - No i Silvia z Alexem długo się nie widzieli, ona całe dnie spędzała z Thomasem i kiedy oboje wrócili do kadry to w gazetach huczało od tego że Morgi zostawił dla Silvii narzeczoną i Lily.
- Lily? - pytam.
- Córeczkę – odpowiada Hayboeck. Nawet nie wiedziałam, że Thomas ma dziecko. - I wtedy rozpętało się piekło. Alex robił wszystko, żeby rzucać kłody pod nogi Morgiemu, nawet Pointner nad nim nie panował. Z Silvia żaden z nas nie chciał gadać, chcieliśmy zmiany fizjoterapeuty.
- Mnie prawie Sandra za uszy wyciągnęła z kadry – dopowiada Gregor. - 'Nie będziesz pracować z tą ladacznicą!' - po raz kolejny zabawnie naśladuje głos swojej dziewczyny, a ja delikatnie się uśmiecham i przechodzę na drugą stronę, żeby rozmasować drugą nogę. - Wiesz, Sandra jest dość zżyta z Kris... Znaczy z narzeczoną Thomasa. Z Michim zerwała dziewczyna...
Patrzę zaskoczona na blondyna, a on nieśmiało kiwa głową na potwierdzenie.
- W gazetach pisali, że ze mną też miała romans – tłumaczy. - A Em nie chciała mi wierzyć że to stek bzdur.
- W każdym razie potem Silvie zwolnili, a Thomas pod presją otoczenia zerwał z nią wszelkie kontakty. - podsumowuje Gregor.
- Czyli.... rozbiła trzy związki? - pytam.
- Dwa – poprawia mnie Schlieri. - Żona Diessa mu wybaczyła. Ale Kris o Thomasie nie chciała już słyszeć, no i Em i Michi...
- A Alex wymyślił tą chorą umowę, którą musieliśmy podpisać my, mimo że to on wszystko rozpętał – stwierdzam, a chłopcy potwierdzają skinieniem głów. - Chore.
W głowie mam pełno myśli, przez które przedzierają się dwa pytania: W co ja się wpakowałam? I jak oni się z tego gówna wygrzebali?

Jest około północy, a ja siedzę na hotelowym tarasie i biję się z myślami co dalej. Przecież Diess mi nie da żyć. To nie jest człowiek, któremu można coś racjonalnie wytłumaczyć. Miesiąc pracy i już taka akcja.
- Mam nadzieję, że nie rozmyślasz o tym jak złożyć wypowiedzenie – głos za mną wyrywa mnie z rozmyślań. Odwracam się i widzę Heinza. - Mogę? - wskazuje miejsce obok mnie.
Kiwam głową i delikatnie się przesuwam.
- Alex to trudny człowiek – zaczyna Kuttin. - Ale postanowiłem go zatrzymać w sztabie, bo to dobry specjalista, zna się na tym co robi.
- Czyli na uprzykrzaniu życia? - pytam.
- Też – uśmiecha się Heinz. - Kiedyś chciałem się wyspać, a ten wpada o 8:30 rano, że trening, że coś... no wariat, mówię ci. - parskam śmiechem, a trener obdarza mnie ojcowskim uśmiechem. - Ale ty też nie jesteś tu przypadkiem. Musisz chyba podziękować Maciejowi Kotowi. - unoszę brwi ze zdziwienia. - Wiem, że ćwiczyłaś na nim będąc na studiach, wystawił ci takie rekomendacje, że nie miałem żadnych wątpliwości.
Uśmiecham się do siebie pod nosem. Przez chwile zastanawiam się skąd się znają, ale dociera do mnie, że Heinz kiedyś trenował naszą kadrę. Mój kochany Kot. Mój obrońca przed złem całego świata. Dopóki nie zaczęliśmy o nim rozmawiać nie docierało do mnie jak bardzo tęsknie za moim sąsiadem. Postanawiam, że przed sezonem odwiedzę Zakopane.
- Ale Alex zadowolony nie jest...
- W dupie mam zdanie Alexa – stwierdza Kuttin z rozbrajającą szczerością. - To ja tu szefuje nie on.
- I dostawca kawy – dopowiadam wesoło przypominając sobie czego mnie uczyli skoczkowie.
- To tylko w siedzibie w Innsbrucku – wyjaśnia mi trener. - Tutaj najważniejszy jestem ja! I jeśli ja uważam, że będziesz dobrym pracownikiem to choćby się mury waliły i dinozaury srały zdania nie zmienię. Nie będę dobierał pracowników pod kątem tego kogo Diess mógłby puknąć a kogo nie.
Aż przeszły mnie dreszcze na samo wyobrażenie tej sytuacji.
-W każdym razie chcę ci przekazać, że nie bez przyczyny mamy tak młodą kadrę w tym roku. Moim zadaniem jest dbać o moje owieczki, czyli chłopców i ciebie – Kuttin wskazuje na mnie. - Macie po dwadzieścia kilka lat, macie się rozwijać, być szczęśliwymi i nie martwić się tym co będzie jutro. A moim zadaniem jest pilnować, żeby takie stare barany jak Diess czy inni wam w tym nie przeszkodzili! Co by się nie działo masz do mnie przyjść i mi o tym powiedzieć! Wujek Kuttin zawsze pomoże!
- A mogę o coś spytać? - pytam nieśmiało.
- Ależ naturalnie, moje dziecko!
- Jak to się stało że Alex i Thomas ze sobą rozmawiają?
- Jak już mówiłam w tej kadrze dbamy o owieczki – Heinz uśmiecha się złośliwie – Baran musiał ustąpić jeśli chciał mieć dalej pracę. Opowiadałem Ci już co mi się ostatnio przydarzyło? Wsiadłem nie do swojego samochodu! Wychodzę z hali przylotów...
Słyszałam tą opowieść już trzy razy, ale w tej chwili mam taki przypływ miłości do Heinza, że całą swoją uwagę poświęcam opowieści i udaję, że każdy jej fragment mnie zaskakuje.

Następnego ranka zjeżdżam windą do holu i udaje się w stronę jadalni na śniadanie. Piąty dzień przywitał nas pięknym słońcem, więc w głowie już obmyślam dla chłopaków zajęcia na plaży. W pewnym momencie rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu i uśmiecham się szeroko widząc kto dzwoni. Czy mi się wydawało czy właśnie minął mnie Schuster? No nie ważne...
- Cześć Kot – rzucam odbierając połączenie.
- No witam dziewczynę Hayboecka – słyszę i przewracam oczami. Ale przywitanie było ostatnim co usłyszałam, bo wchodząc do jadalni zamarłam. Przy stoliku z Fettnerem, Michim i Gregorem siedzi On. Mały Bawarczyk.



*******
Na potrzeby opowiadania, które dzieje się w sezonie olimpijskim, wszystko co zaczerpnęłam z rzeczywistości (czyli np upadki Morgiego) dzieje się sezon wcześniej ;) tak w kwestii wyjaśnienia ;)
Obiecuję, że w kolejnej części dam jakąś wskazówkę, kto jest Bawarczykiem ;)
ENJOY!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

3. Jesteś kobietą! Kobiety zawsze wiedzą co robić w takich sytuacjach!

- Dlaczego ty to robisz tak lekko? - spytał zdziwiony Manu. Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Fakt, właśnie próbowałam go zregenerować po treningu, ale kompletnie nie skupiłam się na jego nogach tylko na moich własnych problemach.
- Bo ja jestem fizjoterapeutą dziecięcym – odparłam zgodnie z prawdą. - Dzieciom nie wolno robić krzywdy! Zawsze tak lekko masuję...
- Dziecięcym? Chociaż patrząc na Dietharta i Krafta to może zatrudnili dobrą osobę...
Uśmiechnęłam się do niego i starałam się całą swoją uwagę skupić na pracy. Ale Fettner nie dawał za wygraną.
- O czym tak myślałaś?
- O niczym – mruknęłam. - Tak się jakoś zamyśliłam...
- Pewnie o Wellingerze! - krzyknął Manuel ze złośliwym uśmieszkiem.
- Pojebało cię? - spytałam zmarnowana. - W ogóle skąd wiesz o Wellingerze?
- Gregor mi coś mówił – chłopak wzruszył ramionami.
No tak. Gregor. Zabić to mało. Ja od 3 dni usilnie próbowałam unikać rozmów o Andreasie, a Gregor w ramach kontrastu chciał gadać tylko o nim. Cudem wymigałam się od odpowiedzi co ja z nim wtedy właściwie robiłam.
- Podobno sprawa jest poważna, trzymaliście się za ręce, coś... - podpytywał Manu.
- To też powiedział ci Schlierenzauer? - spytałam beznamiętnym głosem. Mój towarzysz skinął głową. - Przecież ja mu osobiście załatwię wizytę u okulisty! Ślepy jak kret czy jak...
- Czyli że to nie jest prawda? - Fettner zaczynał się gubić.
- Manu... ja tych całych Niemców nawet nie lubię. Michi mnie z nimi poznał na skoczni, pogadałam trochę z Freundem i Freitagiem, potem doczepili się Welligner z Krausem i zanim się obejrzałam byłam z tym młodym na kawie. Dowiedziałam się tylko jacy są wspaniali, zajebiści, jak to im niesamowicie idą treningi i dlaczego są lepsi od wszystkich innych drużyn. Wylał na swoją drużynę tyle słodyczy że osobiście rzygnęłabym tęczą – zakończyłam poirytowana swój wywód.
- W życiu nie widziałem żebyś była tak zniesmaczona – zaśmiał się Manuel.
- Bo jeszcze nigdy w życiu nie opowiadałam ci o Wellingerze.


Lubię spotkania sztabu. Można powkurzać Diessa, pośmiać się z serwisemenami, wysłuchać kolejnych zapierających dech w piersiach historii Heinza i przy okazji dobrze się najeść. Tak było i tym razem.
-... i ja wsiadam do tego samochodu, mówię 'cześć kochanie!', odwracam się, a to nie moja żona! Pomyliłem auta! - Kuttin po raz 3 opowiada nam tą samą historię, mimo to nadal wszyscy udają rozbawienie. Sięgam po kartonik z chińskim jedzeniem z restauracji na wynos i przygotowuję się na dalszą część opowieści. - Patrzę, jakaś wielka baba z klasyczną fryzurą na mopa, brew zrośnięta nad nosem, sukienka zrobiona chyba z namiotu...
Niestety nie dowiadujemy się po raz kolejny jakimi epitetami został obrzucony biedny Heinz, gdyż do pokoju wpada Thomas i krzyczy:
- Fettnerowi znowu się udało!
Diess z zaciętą miną rusza w stronę drzwi i razem z Morgim opuszczają pokój. Siedzę zdezorientowana i próbuję spojrzeniem uzyskać od kogoś odpowiedź na nieme pytanie co się dzieje, ale wszyscy jak gdyby nigdy nic spokojnie dalej jedzą. Drzwi się ponownie otwierają, wraca mój ulubieniec, a pod pachą niesie dwa słoiki nutelli.
- Justyna masz z nim coś zrobić – rzuca do mnie odkładając słoiki na podłogę.
- Niby co i z kim? - pytam zdezorientowana.
- Fettner ma przestać żreć tyle czekolady – odpowiada wkurzony jakbym co najmniej to ja pakowała te słoiki Manuelowi.
- Może mam mu jeszcze walizki przed wyjazdem sprawdzać? - pytam ironicznie.
- Rób co chcesz, jesteś kobietą, rozwiąż ten problem – złość Diessa jest już jawnie widoczna na jego twarzy.
- O to to to to! - wykrzykuje Heinz. - Jesteś kobietą! Kobiety zawsze wiedzą co robić w takich sytuacjach!
- Co robić kiedy ma się za dużo Nutelli? - pytam. - Nie wiem jak na waszej planecie ale u nas się ją po prostu zjada!


Siedzę na plaży z Michim i Gregorem i przeprowadzam z nimi zajęcia z równowagi. Reszta drużyny rozdzielona pomiędzy Heinza i Diessa jest aktualnie na innych ćwiczeniach w ośrodku. Męczymy się już tak w pełnym słońcu od ponad godziny, chłopcy w bokserkach, ja – mimo ostrego sprzeciwu wiadomych jednostek – w bikini. Jedyne co mnie trzyma poza cieniem to pogłębiająca się z minuty na minutę opalenizna.
- Zmiana! - krzyczę. - Michi na piłkę, Gregor na taśmy.
Chłopcy zamieniają się miejscami, Hayboeck ustawia się na wielkiej piłce do ćwiczeń i czeka aż mu rzucę tę mniejszą, siatkową. Mijają kolejne minuty, a ja jestem coraz bardziej rozkojarzona, więc żeby mnie sprowadzić na ziemię Gregor zaczyna mi opowiadać jak jego dziewczyna Sandra pomyliła kiedyś miasta konkursu i pojechała wspierać skoczka w zupełnie innym miejscu. Umierając ze śmiechu nad mimiką twarzy Gregora kiedy naśladuję swoją przerażoną dziewczynę rzucam Michiemu piłkę delikatnie za mocno, chłopak traci równowagę i upada na piasek za piłką.
Na chwilę zamieram, ale zaraz potem zaczynam się zanosić histerycznym śmiechem.
- I przegięłaś moja panno! – krzyczy rozbawiony Michi ruszając w moją stronę. Staram się uciekać, ale to oczywiste że wysportowany chłopak będzie biegał szybciej niż ja. Dopada mnie parę metrów dalej i podnosi do góry. Kilkanaście sekund później już wiem gdzie skończę. W wodzie. Uwieszam się więc na szyi Hayboecka jak mała małpka, rozumując że jeśli ja się zamoczę to on też, niech ma, a co! Po chwili zdaję sobię sprawę z tego, że jemu to nie robiło szczególnej różnicy bo oboje jesteśmy mokrzy od góry do dołu. Zaczynam krzyczeć żeby mnie zostawił bo to jedyne co mogę zrobić jako że oplatam go nogami w biodrach, więc nawet nijak nie mogę go zacząć kopać.
- Ej, Tyśka! - krzyczy Gregor z brzegu, więc oboje z Michim spoglądamy w jego kierunku. - Chyba będziecie mieli problem!

I wskazuje na miejsce za plażą, gdzie stoi mnóstwo osób a jedyne co widać oprócz nich to błyski fleszy.  


******
Napisałam kolejny rozdział szybciej w ramach świętowania 1000 wyświetleń bloga! ;) bardzo Wam dziękuję za wyświetlenia, jak również za komentarze ;) mam nadzieję że wszystkie osoby, które czytają a jeszcze się nie ujawniły zrobią to w najbliższym czasie, bo komentarze strasznie motywują ;)
widziałam jak wiele kontrowersji wzbudził Wellinger, myślę że nie musicie się jeszcze martwić, to wszystko się pozmienia jeszcze tyle razy, tak opiszę niektórych bohaterów że myślę że na sam koniec będziecie miały o niektórych zupełnie inne zdanie ;) ale ostateczną decyzję kto będzie Bawarczykiem już podjęłam ;)
aaa, tak w ramach kontrastu do wszystkich, którzy zawsze robią z Gregorowej Sandry małego potworka, u mnie będzie ona anielicą, wspierającą Tyśke w tym małpim gaju ;)

ENJOY!

sobota, 14 czerwca 2014

2. Dobrze mieć dupeczkę w kadrze!

- Naprawdę jest ci potrzebne aż tyle szortów? - jęknął Michi leżąc na moim łóżku i obserwując jak kolejna para ląduje w walizce. Odwróciłam się do niego i rzuciłam lodowate spojrzenie. - Ok, jest ci potrzebne, rozumiem.
Hayboeck dość dobrze poznał już mój problem polegający na słabości do wielkiej ilości ciuchów. 3 tygodnie temu razem z Kraftem, Gregorem i Manu przyszli mi skręcać szafy w moim nowym mieszkaniu. Zapomniałam im jedynie powiedzieć ILE ich jest. Po 3 dniach walki, wszystkie szafy stały na swoich miejscach, a ubrania elegancko ułożone leżały na półkach.
Tak, minęły 3 tygodnie od czasu kiedy dołączyłam do ekipy austriackiej i właśnie szykowaliśmy się do wyjazdu na zgrupowanie do Turcji. Michi jako mój sąsiad, najlepszy kumpel i powiernik wspierał mnie w trudnych chwilach pakowania walizki.
- To czy to? - podniosłam do góry dwa komplety bikini i spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Boże, dziewczyno – Hayboeck przewrócił z rozbawieniem oczami – właśnie zapakowałaś szorty dla całej żeńskiej armii Stanów Zjednoczonych, a nie możesz zapakować dwóch bikini?
- Bikini to nie to samo co szorty!
- Niemożliwe! Naprawdę? Całe dotychczasowe życie żyłem w błędzie....
- Nie nabijaj się! - rzuciłam i zajęłam się składaniem bluzek i wrzucaniem ich do walizki. - Wiesz jak Diess pilnuje żebym czasem 'nie emanowała przy was swoją seksualnością'... On ma jakiś problem na tym podłożu?
- Chyba nie jestem dobrą osobą żeby ci to wszystko opowiadać – mruknął niechętnie blondyn i podniósł się aby usiąść po turecku. - Musiałbym się skonsultować z chłopakami i może ci to razem opowiemy... Może być na zgrupowaniu?
- Obiecujesz? Bo ja już naprawdę mam dosyć tych komentarzy...
- Obiecuje! A poza tym Diess pilnuje cię tylko w pracy, nie wie co się dzieje kiedy zostajesz ze mną sama w mieszkaniu... - Michi posłał mi wyzywający uśmiech i mrugnął łobuzersko.
- Wariat! - zaśmiałam się i rzuciłam w niego poduszką, którą zgarnęłam z brzegu łózka.
- Dobra Skarbeńku – blondyn podniósł się i ruszył do drzwi – Uciekam do siebie, wpadnę do ciebie wieczorem, wiesz po co... - znowu się uśmiechnął złośliwie.
- Tak? A niby po co?
Michael zawrócił w moją stronę. Zatrzymał się dosłownie o krok ode mnie, przyciągnął do siebie łapiąc mnie za biodra i patrząc mi głęboko w oczy wymruczał:
- Obiecałaś pożyczyć mi blender.
O mało nie parsknęłam śmiechem, ale próbując zachować nastrój sytuacji westchnęłam cicho, położyłam mu dłoń na policzku i odpowiedziałam:
- Ah no tak, zapomniałam! Ale teraz wypierdalaj stąd, bo zadzwonie do Diessa i zawiadomię go, że mnie molestujesz.
Po ostatnim słowie delikatnie klepnęłam go w policzek i odsunęłam się z powrotem do szafy w poszukiwaniu ubrań.
- I takie laski to ja lubię! – Michi był ewidentnie zadowolony z zaistniałej sytuacji. - Może wpadnę wieczorem po coś więcej...
- WYPIERDALAJ!


Następnego dnia popołudniu wszyscy spotkaliśmy się na lotnisku, skąd mieliśmy się udać do Turcji. Jako że pogoda w Austrii dopisywała miałam na sobie kadrowe szorty, lekko przykrótką bluzkę ukazującą kawałek mojego brzucha i sandałki. Za sobą ciągnęłam walizkę, a na ręcę niosłam dość dużą torebkę.
- To ma być strój, który zapewni brak intymnych relacji w kadrze? - jeszcze nic nie zdążyłam powiedzieć, a Diess od razu na mnie naskoczył.
- Boże, Tyśka – Gregor udawał przerażonego – zapomniałaś kadrowego habitu!
Parsknęłam śmiechem i usiadłam obok Schlierego, a ten zaraz otoczył mnie swoim ramieniem.
- Nam Tysia bardzo się podoba w takim wydaniu!
- Właśnie o to chodzi, że ja doskonale wiem że wam się podoba w takim wydaniu!
- Daj spokój Alex – do dyskusji przyłączył się Heinz, który pojawił się nie wiadomo skąd. - Nie rób z chłopców takich niewyżytych seksualnie potworów. To wbrew pozorom dojrzali młodzi mężczyźni! O, bardzo ładne! - rzucił pokazując na coś co przed chwilą Kraft narysował na karku Dietharta markerem. – A co to?
Wszyscy wygięli się do tyłu, żeby zobaczyć malowidło Stefana i ryknęli śmiechem widząc rodzinę penisów uwiecznioną pod włosami Thomasa.
- Kurwa, Kraft! - wrzasnął Diethart i ruszył przez halę lotniska, próbując dogonić uciekającego przed nim kumpla.
- Dojrzali młodzi mężczyźni – powtórzył bez przekonania Diess i z westchnieniem ruszył w kierunku odprawy.


Całe szczęście, że pokój dostałam sama – wiecie, ochrona przed relacjami damsko-męskimi. Z zadowoleniem stwierdziłam, że mam dwuosobowe łózko, a skoczkowie ulokowani są w pokojach niemalże na drugim końcu korytarza. Cisza, spokój i... pukanie do drzwi? Westchnęłam i ruszyłam otworzyć.
- Morgi? - zdziwiłam się gdy ujrzałam Thomasa po drugiej stronie.
- Masz chwilkę? Kolano mnie koszmarnie nawala... Jak co wieczór ostatnio...
- Jasne, wejdź – przepuściłam utykającego skoczka w drzwiach i delikatnie je za nim zamknęłam – Siadaj – wskazałam mu miejsce. Zaczęłam ogarniać wszystko co potrzebne gdy nagle usłyszałam głos Morgiego.
- Wiesz, chciałbym cię przeprosić.
- Ty mnie? - zdziwiłam się – A niby za co?
- To jak traktuje cię Diess to wszystko moja wina.
Podeszłam do Thomasa i rozpoczęłam walkę z jego kolanem jednocześnie nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
- Co masz na myśli?
- Wolałbym tego sam nie opowiadać... Ale powiem chłopakom żeby z tobą o tym pogadali – mówił strasznie cicho, jakby naprawdę było głupio – Należą ci się wyjaśnienia.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć gdy znowu usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otwarte! - krzyknęłam skupiając się ponownie na kolanie.
- Cześć Złociutka! - do pokoju wpadł Hayboeck – O cześć Morgi! Królewno ty moja, ty na pewno masz wszystko w swojej przepastnej walizce, powiedz że masz herbatę miętową!
- Nie tkniesz mojej herbaty miętowej!
- Błagam! Ja bez niej nie zasnę! Pointner o tym wiedział i mi woził, a Heinzowi zapomniałem powiedzieć!
- To teraz zapomnij o herbacie – odpowiedziałam. - Lepiej? - zwróciłam się do Morgiego, który pokiwał głową.
- No i dobra – Michi założył ręce na piersiach i usiadł na moim łóżku. - Zatem spędzimy ten uroczy wieczór razem, ja będę gadał, a ty będziesz mnie słuchała.
- Weź sobie tę herbatę z szarej kosmetyczki i zmiataj stąd – mruknęłam niezadowolona.
- Dziękuję! - w biegu ucałował mój policzek i już go nie było. Był za to Kraft, z którym Hayboeck minął się w otwartych już na oścież drzwiach.
- Tysia! Nie mam piżamy! - zawołał od progu.
Spojrzałam na niego zbita z tropu.
- I co? Mam ci swoją pożyczyć?
Morgi obserwował wszystko nie przestając się śmiać.
- Idź do Gregora – rzucił w stronę młodszego skoczka – Niech ci wyciągnie z mojej torby jakąś, wziąłem 3 w razie potrzeby.
- Dzięki Thomas – Kraft był wyraźnie rozradowany. - Wiedziałem że jak przyjdę do kobiety, to problem sam się rozwiąże. Dobrze mieć dupeczkę w kadrze. Narazie!
- Zostałaś dupeczką, nieźle – ironizował Thomas więc ścisnęłam mu nieco mocniej kolano i od razu się uspokoił.
- Dom wariatów z wami! - krzyknęłam. - Już cię tu nie ma!
- Idę idę – zwlókł się z łózka na którym leżał. Podziękował za pomoc, życzył dobrej nocy i wyszedł. Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich w dół. Byłam absolutnie wykończona, ale jednocześnie uśmiech nie mógł mi zejść z twarzy. Lubiłam tych wariatów. Znowu usłyszałam pukanie do drzwi.
'Ja chyba śnię' pomyślałam sobie.
- Nie mam już herbaty miętowej, ani zapasowych piżam – krzyknęłam padając na łózko.
- A co powiesz na mrożoną czekoladę? - usłyszałam w odpowiedzi. Podniosłam się i poszłam otworzyć drzwi. Za drzwiami stał rozbawiony Gregor z dwoma kubkami nakrytymi wieczkami.
- Jedyny normalny! - krzyknęłam wpuszczając go do środka. Rozsiadł się wygodnie na moim łóżku przesuwając wcześniej stertę moich ubrań. Weszłam do łazienki zmyć z twarzy makijaż kiedy usłyszałam znajomą melodie mojego dzwonka.
- Telefon! - krzyknął Gregor.
- Zobacz kto!
- Severin... Freund? Serio?
- Niech dzwoni, później do niego oddzwonie.
Wróciłam do pokoju i usiadłam naprzeciwko Schlierego.

- Ej, a jak tak przy Niemcach jesteśmy.... Ostatnio widziałem Cię w kawiarni z Wellingerem... Wy coś tak na poważnie?

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Jedyneczka.

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że kiedykolwiek zostanie o mnie napisany tak słodkopierdzący artykuł, to przysięgam że bym go wyśmiała.
Rok temu byłam najbardziej zgryźliwą i ironiczną osobą o jakiej kiedykolwiek słyszałam.
Rok temu siedziałam w siedzibie głównej Austriackiej Federacji Narciarskiej i modliłam się, żeby się nie roztopić. Żar lał się z nieba niesamowicie jak na koniec maja, a tego dnia miało być moje pierwsze oficjalne wystąpienie w sztabie, zatem musiałam wyglądać jak człowiek. W duchu kląc na długie spodnie i szpilki, które naturalnie nie przepuszczały powietrza wstałam z fotela i poszłam się przywitać z Heinzem, który już do mnie biegł.
-Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem odebrać twoją kartę, żebyś już więcej nie musiała na mnie czekać – uśmiechnął się na przywitania i potrząsnął moją ręką.
Poznałam Heinza parę tygodni wcześniej. Był dziwakiem. Pozytywnym, ale nadal dziwakiem. Na mojej rozmowie o pracę opowiadał mi o swoich myszoskoczkach, o tym jak w ostatnią niedzielę żona ugotowała zupę kalafiorową i chyba było w niej za dużo pieprzu, ale nie chciał jej robić przykrości więc nic nie powiedział, następnie naprawiliśmy wspólnie ekspres do kawy, a na koniec bazując jedynie na opisie słownym zdiagnozowałam u jego syna kontuzję kolana. Mimo wszystko go lubiłam. Heinz Kuttin, był takim wujkiem Heńkiem, którego ma każda rodzina. To taki wujek i do tańca i do różańca. Taki co to wszystkie małolaty obtańcowuje na weselach, a jak trzeba to by czołg zdołał naprawić.
Inaczej sprawa miała się z Alexandrem Diessem, asystentem Kuttina. Od samego początku się nie polubiliśmy. To właśnie on najgłośniej krzyczał, żeby mnie nie przyjmować, 'bo dziewczyna, bo będzie ich bajerować, przecież ona ma spędzać z nimi całe dnie!'. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o co mu chodzi, więc para aż mi z uszu leciała jak słyszałam te bzdury. Trzeba jednak było przyznać, że stanowiliśmy bardzo wydajny duet: pracując tylko w dwójkę potrafiliśmy naprawdę dużo zrobić w krótkim czasie. Może dlatego, że oboje chcieliśmy już mieć tę wątpliwą przyjemność za sobą?
Weszliśmy z Heinzem do sali konferencyjnej, gdzie czekał już na nas Diess.
- Cześć Smarkulo – rzucił na przywitanie. - Ciężko mi to powiedzieć, ale ładnie wyglądasz.
- Cześć Buraku – odpowiedziałam uśmiechając się ironicznie – Ojej! Powiedziałeś mi komplement! To jest ten moment w którym powinnam to zapisać w pamiętniczku?
- Zapomnij – prychnął Alex. - Więcej już ci nic miłego nie powiem. Zajmij miejsce, zaraz przyjdą skoczkowie.
- Już zajęłam – odparłam trzepocząc rzęsami w jego stronę. - Będę siedzieć z tobą i umilać ci czas.
Nie zdążył nawet westchnąć bo na korytarzu zrobił się straszny hałas i do sali wbiegli dwaj bruneci usilnie próbując przegonić siebie nawzajem w walce o miejsce na szczycie stołu.
- Chyba cię pojebało – rzucił Fettner patrząc z góry na Krafta, który z wyrazem triumfu na twarzy płaszczył tyłek na krześle.
- Nie Skarbeńku – odparł Stefan – Dzisiaj ja tu rządzę. Idź sobie usiądź obok Pani Koleżanki - wskazał na mnie - Albo nie! Nie siadaj za blisko z tą swoją krzywą papą bo jeszcze będziesz jej zaniżał odczucia estetyczne.
- Siedzę obok Diessa, gorzej nie będzie – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno by wszyscy to usłyszeli. Kraft z Fettnerem ryknęli śmiechem i przybili mi żółwika, a Alex wznosząc oczy ku niebu wyszedł do automatu po batonika. Chłopcy mi się przedstawili i Manuel klapnął obok mnie. Po chwili do sali wpadła reszta skoczków, którzy właśnie wrócili z treningu. Po kolei zaczęli się przedstawiać, a z mojej drugiej strony usiadł Michael Hayboeck. Zaraz potem zjawili się Heinz z Alexem.
- Hayboeck, wypad! - warknął Diess w kierunku mojego nowego towarzysza, który ewidentnie go podsiadł.
- Nie wydaje mi się – odparł Michi przeżuwając winogrono, które Manuel w misce postawił przed nami.
- Moi drodzy, nie będziemy się kłócić o miejsce – lamentował Kuttin. - Alex, zajmij proszę miejsce obok Gregora – wskazał na koniec stołu. - A co ty tu robisz, synu? - zdziwił się zauważając Krafta siedzącego na szczycie stołu.
- Płaszczę pośladki trenerze, strasznie mnie bolą po treningu!
- No ale dlaczego tutaj?! To jest miejsce dla najważniejszej osoby! A kto jest najważniejszy? - spytał pozostałych skoczków.
- DOSTAWCA KAWY! - ryknęli zgodnie.
- No dobrze... - westchnął Heinz – A zaraz po nim...?
- No przecież nie będziemy się kłócić o miejsce – rzucił ironicznie Diess. Muszę przyznać, że tym u mnie zapunktował. Uśmiechnęliśmy się do siebie złośliwie, a potem wszyscy skupili się na bezradnej minie trenera.
- No dobrze... Jeszcze was podsiąde, zobaczycie – pogroził palcem wszystkim zebranym. - Ta piękna młoda dama która siedzi między tymi dwoma głąbami – wskazał na Michiego i Manuela – to Justyna Jankowska, nasza nowa fizjoterapeutka.
- Fizjoterapeutka? - Gregor aż zakrztusił się wodą. - Myślałem, że będzie kierownikiem kadry, czy coś.
- I to jest najlepszy dowód na to, że nie powinieneś za dużo myśleć – mruknął złośliwie Morgi.
- Takiś zabawny? - spytał Gregor – Przecież ona jest malutka! Jak da radę nas zregenerować?!
- A widziałeś się ostatnio w lustrze? - spytałam uprzejmym tonem.
Gregor spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak.
- Na zawodnika MMA to ty mi nie wyglądasz, nie bój się, dam sobie radę z takim chuchrem jak ty.
Po sali przeszedł cichy śmiech, ale natychmiast ucichł pod groźnym spojrzeniem trenera. Uśmiechnęłam się szeroko do Gregora, a ten tylko z rozbawieniem pokręcił głową.
- Przypominam także o klauzuli, którą każde z Was podpisało wraz z umową o zakazie wdawania się w intymne relacje z innymi członkami kadry – uwaga Alexa była ewidentnie skierowana w moją stronę, czułam to.
- No widzisz, jaki pech! - rzuciłam w jego stronę – A miałam taką straszną ochotę na romanse z Tobą!
- Mnie to nie dotyczy, ja mam żonę!
- No i?
- Sprawa dotyczy tylko ludzi wolnych, czyli w świetle prawa tych bez męża czy żony – Fettner pospieszył z wyjaśnieniami. - W gruncie rzeczy dotyczy nas i ciebie – wskazał na mnie. - Trenerzy, lekarze i serwisemeni mają żony więc potencjalnie nie stanowią zagrożenia.
- Potencjalnie – mruknęłam złośliwie.
- Więc teoretycznie musielibyśmy wszyscy trzasnąć sobie śluby na lewo – kontynuował Fettner – i moglibyśmy robić co byśmy chcieli! Taki Diethart, na ten przykład, mógłby dać upust swojej miłości do Krafta...
- Dlaczego akurat do niego? - głos Dietharta przypominał lament dziecka.
- Bo jesteście dwa dzieciaki i chciałem obrazowo przedstawić Justynie w czym rzecz!
- A czy ja bym nie mógł z Justyną czegoś obrazowo przedstawić...? - Diethart nadal walczył o swoje.
- No błagam... Czy Ty siebie słyszysz? - prychnął Manuel.
- Wasz prawnik to idiota, czujecie to? - wtrąciłam swoje trzy grosze. - Zwolnijcie tą tępą strzałę...
- Spokój! Hayboeck, wynajęliśmy Tyśce mieszkanie na tym samym osiedlu co tobie – rzucił Kuttin do mojego towarzysza – więc ją odwieziesz i pomożesz się zaaklimatyzować.


- Może pokazać ci miasto? - spytał Michi kiedy godzinę później siedzieliśmy w jego samochodzie i jechaliśmy w kierunku osiedla.
- Gdziekolwiek byleby z klimatyzacją – mruknęłam wystawiając twarz do dmuchawy. Blondyn spojrzał na mnie rozbawiony, by po chwili powiedzieć:
- To może pokaże ci teren przy skoczni, hmm? To w sumie dla nas ważne miejsce.
Chwilę później byliśmy już u celu, a ja po zostawieniu w samochodzie moich cielistych szpilek w których już nie mogłam wytrzymać ruszyłam za Michim w kierunku wejścia na teren skoczni. Oczywiście nie przewidziałam, że beton będzie tak rozgrzany więc przeskakiwałam na palcach kolejne metry próbując się nie oparzyć.
- Jaka z ciebie rusałka – zaśmiał się Hayboeck. - Gdzie masz buty?
- W twoim samochodzie – odparłam.
- Ledwo się znamy, a ty już mi szafę z samochodu robisz – uśmiech Michiego zaczynał się robić zaraźliwy – Oj będę miał z tobą wesoło.
Stanęliśmy przy barierkach odgradzających publiczność od zeskoku na którym siedziało kilku skoczków.
- Zapomniałem, że Niemcy są u nas na zgrupowaniu – mruknął mój towarzysz wskazując głową na grupkę, którą cały czas obserwowałam. Właściwie nie obserwowałam wszystkich. Obserwowałam tylko jednego. Jego. Obserwowałam chłopaka, który w przeciągu roku miał mi przewrócić życie do góry nogami, zmienić całkowicie postrzeganie świata, usposobienie i przywrócić możliwość czerpania radości z najprostszych chwil.
- A tam na przykład jest Severin Freund, kojarzysz gościa? - Michi cały czas nawijał, jakby nie zauważył, że na chwilę się wyłączyłam. - Hej, Sev!

Blondyn się odwrócił, podniósł z ziemi i ruszył w naszą stronę.


*****
Jest i jedyneczka! Mam nadzieję, że nie wyszła najgorzej ;)
Wiem, zrobiłam z Kuttina trąbę, ale on naprawdę przypomina mi takiego wujka Heńka, nic na to nie poradze ;D
Troszkę cofnęłam się w czasie, żeby Was we wszystko wprowadzić, mam nadzieję że wszystko jest w miare logicznie napisane i nikt się nie pogubi w moim toku myślenia ;)
Bardzo Wam dziękuję za komentarze, dużo dla mnie znaczą i staram się z nich wyciągać to co najlepsze :)
A co do Waszych domysłów, to hmm... chyba naprowadziłam Was nieświadomie, ale jestem bardzo ciekawa czy nasze toki rozumowania się pokrywają ;)

ENJOY!

czwartek, 5 czerwca 2014

Prolog.

Jest 23.15 27 lipca. Jesteśmy w Wiśle, w hotelu w którym zatrzymała się reprezentacja Austrii w skokach narciarskich. Już jutro rozpoczyna się Letnie Grand Prix, a my postanawiając wykorzystać okazję umawiamy się na rozmowę z Justyną Jankowską, fizjoterapeutką reprezentacji Austrii, która w ostatnich miesiącach stała się nie mniejszą gwiazdą niż sami skoczkowie.
Rozlega się ciche pukanie i za chwile w drzwiach pojawia się burza brązowych loków.
- Przepraszam za godzinę, ale musiałam odprawić z chłopakami wieczorne rytuały – śmieje się dziewczyna i pewnie wchodzi do pokoju.
Ubrana w luźne dresowe spodnie z naszytą austriacką flagą i przykrótki biały top który lekko odsłania jej płaski brzuch w niczym nie przypomina skupionej i poddenerwowanej dziewczyny, którą widzieliśmy parę godzin temu na kwalifikacjach.
Siada na fotelu naprzeciwko mnie i podciąga bose stopy pod siebie siadając po turecku.
- Wieczorne rytuały? - pytam unosząc lekko brew. Dziewczyna zaczyna się śmiać.
- Wiesz, Morgiego zawsze boli kolano przed snem, trzeba rozmasować, Michi (Michael Hayboeck – przyp. red.) nigdy nie zaśnie bez herbaty miętowej, Kraft notorycznie gubił piżamy, więc od jakiegoś czasu sama mu ją wożę. Ponadto Gregor ma zawsze jakiś problem do obgadania, więc z ich wybierania się do spania zawsze tworzy się cała akcja.
- Jak matka!
- Matka Polka – uśmiecha się dziewczyna.
No tak. Nie można zapomnieć o słowiańskich korzeniach, z których dziewczyna jest bardzo dumna. W czasie konkursów mocno trzyma kciuki za swoich rodaków, a miłością do Polski i Polaków zaraziła już całą kadrę Austrii.
- Dość wcześnie chodzą spać...?
- Oni wstają o 6 rano! Dietharta trener musi za nogi wyciągać z łóżka, dzieciak jest niesamowicie uparty!
- Dzieciak? Jest rok młodszy od Ciebie!
- Co nie przeszkadza mu być kompletnym dzieciakiem – znowu śmiech.
- Przepraszam że to powiem – zaczynam niepewnie – ale w niczym nie przypominasz dziewczyny którą widziałem dzisiaj rano pod skocznią czy choćby w zimowej sesji z chłopakami. Strasznie dużo się uśmiechasz, twardo stąpasz po ziemi...
- Wtedy byłam w pracy – odpowiada rzeczowo brunetka kiwając ze zrozumieniem głową jakby wychwyciła o co mi chodzi – a teraz, skoro skoczkowie już są odprawieni do wyrek, mam wolne! Więc mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu... A zdjęcia? O których mówisz?
- O promocyjnych przed Sochi.
- Ach o tych... Chciałabym żeby moja praca tak wyglądała. Żeby wszystko za mnie robili i nosili, a ja bym była, pachniała i malowała paznokcie.
- No właśnie, Twoja praca. Zatrudnili Cię jako fizjoterapeutkę, ale mam wrażenie że robisz w kadrze dużo więcej.
Dziewczyna po raz kolejny się uśmiecha.
- Żebyś wiedział! Poza fizjoterapią zajmuję się też terapią umysłową – jej uśmiech przybiera złośliwy kształt, na co podnoszę pytająco brwi. - Przychodzą do mnie, żeby się wygadać. Jest to naprawdę strasznie miłe, ale sam widzisz o której się spotykamy, jest dość późno jak na wywiad. Jutro, po zawodach pójdę spać pewnie około 4 nad ranem. A każdy z nich potrafi wpaść do mnie o 8 i zacząć opowiadać o problemie z dziewczyną, bo właśnie zadzwoniła i miała 'jakiś dziwny ton'. Nie muszę chyba dodawać że większość z tych problemów jest urojona. Ponadto dbam o ich dietę. Taki Fettner na przykład najchętniej jadłby tylko chleb z nutellą. A kombinezon potem musiałby mieć szyty z plandeki na żuka!
Parskam śmiechem.
- No i prowadzisz zajęcia ruchowe – dodaję.
- Dokładnie. Bardzo dużo czasu spędzam z chłopakami ćwicząc równowagę, a także biegając. 15 kilometrów dziennie to standard! Każdy biegnie w swoim świecie, w słuchawkach na uszach, ale mamy świadomość, że jednak biegniemy razem, jako grupa i nikt nikogo na trasie nie zostawi. To niesamowicie buduje ducha zespołu.
- Zawsze było tak kolorowo?
- Absolutnie nie – zaprzecza Justyna– na samym początku musiałam udowadniać, że zasługuję na tę pracę. Sztab trenerski był uprzedzony do zatrudniania dziewczyny na to stanowisko. Heinz (Kuttin, trener reprezentacji Austrii – przyp. red.) mi zaufał i powierzył to zadanie. Na początku byłam zła o to ich podejście, uznałam to za szowinistyczne. Ale potem Michi i Gregor opowiedzieli mi o całej aferze z udziałem Morgiego i byłej fizjoterapeutki. Przyznam szczerze że nie miałam o tym pojęcia. No i wtedy po części zrozumiałam.
- Ale udało się ich przekonać...
-... że nie mam zamiaru ich bajerować? - wpada mi w słowo dziewczyna i znów zaczyna się śmiać. - No powiedzmy.... choć nadal zdarza mi się przeczytać w gazetach, że z którymś romansuje, a pod spodem jest zdjęcie ze wspólnego wyjścia po czereśnie! Romans jak się patrzy! Chyba nawet w Twojej gazecie to czytałam....
- Na pewno nie! - bronię się jak mogę, chociaż szczerze mówiąc nie mogę mieć pewności czy jakiś pismak takich bzdur nie puścił w sobotnim wydaniu. Dziewczyna mimo wszystko nadal ma pogodny uśmiech na twarzy. Zaczynam się zastanawiać skąd nasz sztab wytrzasnął tego radosnego chochlika. - A dziewczyny naszych skoczków? Nie są zazdrosne?
- Ani trochę! One wiedzą że to bzdury wyssane z palca. Nigdy żadnej się nie musiałam tłumaczyć. Wbrew temu co próbują stworzyć brukowce mamy ze sobą naprawdę dobry kontakt.
- Wiesz, że znacznie podnosisz walory estetyczne pod skocznią?
- Podrywasz mnie? - w oczach dziewczyny pojawiają się wesołe iskierki. Widać, że jest w swoim żywiole.
- Może trochę. Ale ogólnie to stwierdzam fakt.
- Wiesz, jestem dziewczyną, lubię dobrze wyglądać. Zresztą, która z nas nie lubi? Ale nie przywiązuje do tego specjalnej wagi. Nie jestem jedną z tych dziewczyn które pójdą na siłownie w pełnym makijażu bo ktoś je może zobaczyć. Jak to mówią, jak chcesz wyglądać jak kociak, najpierw musisz się upocić jak świnia. Koniec i kropka.
- Kokietka z Ciebie.
- Ja? Kto Ci takich bzdur naopowiadał?
- Maciej Kot coś wspominał.
Tyśka parska śmiechem.
- Maciej Kot jest większą kokietką niż ja, więc niech on już lepiej nic nie mówi.
- Dobrze się znacie?
- Byliśmy swego czasu sąsiadami, ale to jeszcze zanim dołączyłam do AUTów.
- A teraz tak szczerze... Na czym polega fenomen Justyny Jankowskiej?
- Wiesz, ja rzadko bywam w Austrii i nawet nie wiedziałam że istnieje coś takiego jak fenomen Justyny Jankowskiej.
- Nie żartuj! Wszystkie dziewczynki w Austrii chcą być jak Ty!
- Może wszystkie dziewczynki w Austrii chciałyby bezkarnie obmacywać Gregora?
-  A widzisz... w ten sposób nie pomyślałem. To teraz szybkie pytania. Może być?
- Jasne, strzelaj – odpowiada Justyna.
- Najlepszy kumpel w kadrze?
- Hayboeck.
- Ulubiona skocznia?
- Letalnica.
- Najgorszy moment sezonu?
- Upadek Michiego.
- Najlepszy skoczek?
- Mam dwa typy.
- Pierwszy?
- Freund.
- A to ciekawe... a drugi?
- No Stoch oczywiście!
- No tak, Patriotka – uśmiecham się. - Ulubione miasto?
- Zakopane!
- A właśnie... dawno Cię tam nie było – próbuję podpuścić dziewczynę – A o ile się orientuję to tam mieszkasz...?
- Już nie – dziewczyna wzrusza delikatnie ramionami – Przeniosłam się do Bawarii.
Uśmiecham się szeroko widząc jej lekkie zakłopotanie.
- Ah no tak – zaczynam. - Twój mały bawarczyk. Jesteś szczęśliwa?
- Jak nigdy wcześniej – Tyśka uśmiecha się promiennie.


W tym momencie drzwi się otwierają i w drzwiach staje trener zapraszając swoją fizjoterapeutkę na odprawę. Żegnamy się, a ja zaczynam rozumieć dlaczego wszyscy oszaleli na punkcie tej dziewczyny.


***

No to mamy prolog. To mój pierwszy blog, ale mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć i jeszcze do mnie wpadniecie poczytać o Tyśce, małym bawarczyku i austriackich asach ;)
bardzo sobie cenie każdy komentarz i wszystkie uwagi!