Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że
kiedykolwiek zostanie o mnie napisany tak słodkopierdzący artykuł,
to przysięgam że bym go wyśmiała.
Rok temu byłam najbardziej zgryźliwą
i ironiczną osobą o jakiej kiedykolwiek słyszałam.
Rok temu siedziałam w siedzibie
głównej Austriackiej Federacji Narciarskiej i modliłam się, żeby
się nie roztopić. Żar lał się z nieba niesamowicie jak na koniec
maja, a tego dnia miało być moje pierwsze oficjalne wystąpienie w
sztabie, zatem musiałam wyglądać jak człowiek. W duchu kląc na
długie spodnie i szpilki, które naturalnie nie przepuszczały
powietrza wstałam z fotela i poszłam się przywitać z Heinzem,
który już do mnie biegł.
-Przepraszam za spóźnienie, ale
musiałem odebrać twoją kartę, żebyś już więcej nie musiała
na mnie czekać – uśmiechnął się na przywitania i potrząsnął
moją ręką.
Poznałam Heinza parę tygodni
wcześniej. Był dziwakiem. Pozytywnym, ale nadal dziwakiem. Na mojej
rozmowie o pracę opowiadał mi o swoich myszoskoczkach, o tym jak w
ostatnią niedzielę żona ugotowała zupę kalafiorową i chyba było
w niej za dużo pieprzu, ale nie chciał jej robić przykrości więc
nic nie powiedział, następnie naprawiliśmy wspólnie ekspres do
kawy, a na koniec bazując jedynie na opisie słownym zdiagnozowałam
u jego syna kontuzję kolana. Mimo wszystko go lubiłam. Heinz
Kuttin, był takim wujkiem Heńkiem, którego ma każda rodzina. To
taki wujek i do tańca i do różańca. Taki co to wszystkie małolaty
obtańcowuje na weselach, a jak trzeba to by czołg zdołał
naprawić.
Inaczej sprawa miała się z Alexandrem
Diessem, asystentem Kuttina. Od samego początku się nie
polubiliśmy. To właśnie on najgłośniej krzyczał, żeby mnie nie
przyjmować, 'bo dziewczyna, bo będzie ich bajerować, przecież ona
ma spędzać z nimi całe dnie!'. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o co
mu chodzi, więc para aż mi z uszu leciała jak słyszałam te
bzdury. Trzeba jednak było przyznać, że stanowiliśmy bardzo
wydajny duet: pracując tylko w dwójkę potrafiliśmy naprawdę dużo
zrobić w krótkim czasie. Może dlatego, że oboje chcieliśmy już
mieć tę wątpliwą przyjemność za sobą?
Weszliśmy z Heinzem do sali
konferencyjnej, gdzie czekał już na nas Diess.
- Cześć Smarkulo – rzucił na
przywitanie. - Ciężko mi to powiedzieć, ale ładnie wyglądasz.
- Cześć Buraku – odpowiedziałam
uśmiechając się ironicznie – Ojej! Powiedziałeś mi komplement!
To jest ten moment w którym powinnam to zapisać w pamiętniczku?
- Zapomnij – prychnął Alex. -
Więcej już ci nic miłego nie powiem. Zajmij miejsce, zaraz przyjdą
skoczkowie.
- Już zajęłam – odparłam
trzepocząc rzęsami w jego stronę. - Będę siedzieć z tobą i
umilać ci czas.
Nie zdążył nawet westchnąć bo na
korytarzu zrobił się straszny hałas i do sali wbiegli dwaj bruneci
usilnie próbując przegonić siebie nawzajem w walce o miejsce na
szczycie stołu.
- Chyba cię pojebało – rzucił
Fettner patrząc z góry na Krafta, który z wyrazem triumfu na
twarzy płaszczył tyłek na krześle.
- Nie Skarbeńku – odparł Stefan –
Dzisiaj ja tu rządzę. Idź sobie usiądź obok Pani Koleżanki -
wskazał na mnie - Albo nie! Nie siadaj za blisko z tą swoją krzywą
papą bo jeszcze będziesz jej zaniżał odczucia estetyczne.
- Siedzę obok Diessa, gorzej nie
będzie – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno by wszyscy to
usłyszeli. Kraft z Fettnerem ryknęli śmiechem i przybili mi
żółwika, a Alex wznosząc oczy ku niebu wyszedł do automatu po
batonika. Chłopcy mi się przedstawili i Manuel klapnął obok mnie.
Po chwili do sali wpadła reszta skoczków, którzy właśnie wrócili
z treningu. Po kolei zaczęli się przedstawiać, a z mojej drugiej
strony usiadł Michael Hayboeck. Zaraz potem zjawili się Heinz z
Alexem.
- Hayboeck, wypad! - warknął Diess w
kierunku mojego nowego towarzysza, który ewidentnie go podsiadł.
- Nie wydaje mi się – odparł Michi
przeżuwając winogrono, które Manuel w misce postawił przed nami.
- Moi drodzy, nie będziemy się kłócić
o miejsce – lamentował Kuttin. - Alex, zajmij proszę miejsce obok
Gregora – wskazał na koniec stołu. - A co ty tu robisz, synu? -
zdziwił się zauważając Krafta siedzącego na szczycie stołu.
- Płaszczę pośladki trenerze,
strasznie mnie bolą po treningu!
- No ale dlaczego tutaj?! To jest
miejsce dla najważniejszej osoby! A kto jest najważniejszy? -
spytał pozostałych skoczków.
- DOSTAWCA KAWY! - ryknęli zgodnie.
- No dobrze... - westchnął Heinz –
A zaraz po nim...?
- No przecież nie będziemy się
kłócić o miejsce – rzucił ironicznie Diess. Muszę przyznać,
że tym u mnie zapunktował. Uśmiechnęliśmy się do siebie
złośliwie, a potem wszyscy skupili się na bezradnej minie trenera.
- No dobrze... Jeszcze was podsiąde,
zobaczycie – pogroził palcem wszystkim zebranym. - Ta piękna
młoda dama która siedzi między tymi dwoma głąbami – wskazał
na Michiego i Manuela – to Justyna Jankowska, nasza nowa
fizjoterapeutka.
- Fizjoterapeutka? - Gregor aż
zakrztusił się wodą. - Myślałem, że będzie kierownikiem kadry,
czy coś.
- I to jest najlepszy dowód na to, że
nie powinieneś za dużo myśleć – mruknął złośliwie Morgi.
- Takiś zabawny? - spytał Gregor –
Przecież ona jest malutka! Jak da radę nas zregenerować?!
- A widziałeś się ostatnio w
lustrze? - spytałam uprzejmym tonem.
Gregor spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak.
- Na zawodnika MMA to ty mi nie
wyglądasz, nie bój się, dam sobie radę z takim chuchrem jak ty.
Po sali przeszedł cichy śmiech, ale
natychmiast ucichł pod groźnym spojrzeniem trenera. Uśmiechnęłam
się szeroko do Gregora, a ten tylko z rozbawieniem pokręcił głową.
- Przypominam także o klauzuli, którą
każde z Was podpisało wraz z umową o zakazie wdawania się w
intymne relacje z innymi członkami kadry – uwaga Alexa była
ewidentnie skierowana w moją stronę, czułam to.
- No widzisz, jaki pech! - rzuciłam w
jego stronę – A miałam taką straszną ochotę na romanse z Tobą!
- Mnie to nie dotyczy, ja mam żonę!
- No i?
- Sprawa dotyczy tylko ludzi wolnych,
czyli w świetle prawa tych bez męża czy żony – Fettner
pospieszył z wyjaśnieniami. - W gruncie rzeczy dotyczy nas i ciebie
– wskazał na mnie. - Trenerzy, lekarze i serwisemeni mają żony
więc potencjalnie nie stanowią zagrożenia.
- Potencjalnie – mruknęłam
złośliwie.
- Więc teoretycznie musielibyśmy
wszyscy trzasnąć sobie śluby na lewo – kontynuował Fettner –
i moglibyśmy robić co byśmy chcieli! Taki Diethart, na ten
przykład, mógłby dać upust swojej miłości do Krafta...
- Dlaczego akurat do niego? - głos
Dietharta przypominał lament dziecka.
- Bo jesteście dwa dzieciaki i
chciałem obrazowo przedstawić Justynie w czym rzecz!
- A czy ja bym nie mógł z Justyną
czegoś obrazowo przedstawić...? - Diethart nadal walczył o swoje.
- No błagam... Czy Ty siebie słyszysz?
- prychnął Manuel.
- Wasz prawnik to idiota, czujecie to?
- wtrąciłam swoje trzy grosze. - Zwolnijcie tą tępą strzałę...
- Spokój! Hayboeck, wynajęliśmy
Tyśce mieszkanie na tym samym osiedlu co tobie – rzucił Kuttin do
mojego towarzysza – więc ją odwieziesz i pomożesz się
zaaklimatyzować.
- Może pokazać ci miasto? - spytał
Michi kiedy godzinę później siedzieliśmy w jego samochodzie i
jechaliśmy w kierunku osiedla.
- Gdziekolwiek byleby z klimatyzacją –
mruknęłam wystawiając twarz do dmuchawy. Blondyn spojrzał na mnie
rozbawiony, by po chwili powiedzieć:
- To może pokaże ci teren przy
skoczni, hmm? To w sumie dla nas ważne miejsce.
Chwilę później byliśmy już u celu,
a ja po zostawieniu w samochodzie moich cielistych szpilek w których
już nie mogłam wytrzymać ruszyłam za Michim w kierunku wejścia
na teren skoczni. Oczywiście nie przewidziałam, że beton będzie
tak rozgrzany więc przeskakiwałam na palcach kolejne metry próbując
się nie oparzyć.
- Jaka z ciebie rusałka – zaśmiał
się Hayboeck. - Gdzie masz buty?
- W twoim samochodzie – odparłam.
- Ledwo się znamy, a ty już mi szafę
z samochodu robisz – uśmiech Michiego zaczynał się robić
zaraźliwy – Oj będę miał z tobą wesoło.
Stanęliśmy przy barierkach
odgradzających publiczność od zeskoku na którym siedziało kilku
skoczków.
- Zapomniałem, że Niemcy są u nas na
zgrupowaniu – mruknął mój towarzysz wskazując głową na
grupkę, którą cały czas obserwowałam. Właściwie nie
obserwowałam wszystkich. Obserwowałam tylko jednego. Jego.
Obserwowałam chłopaka, który w przeciągu roku miał mi przewrócić
życie do góry nogami, zmienić całkowicie postrzeganie świata,
usposobienie i przywrócić możliwość czerpania radości z
najprostszych chwil.
- A tam na przykład jest Severin
Freund, kojarzysz gościa? - Michi cały czas nawijał, jakby nie
zauważył, że na chwilę się wyłączyłam. - Hej, Sev!
Blondyn się odwrócił, podniósł z
ziemi i ruszył w naszą stronę.
*****
Jest i jedyneczka! Mam nadzieję, że nie wyszła najgorzej ;)
Wiem, zrobiłam z Kuttina trąbę, ale on naprawdę przypomina mi takiego wujka Heńka, nic na to nie poradze ;D
Troszkę cofnęłam się w czasie, żeby Was we wszystko wprowadzić, mam nadzieję że wszystko jest w miare logicznie napisane i nikt się nie pogubi w moim toku myślenia ;)
Bardzo Wam dziękuję za komentarze, dużo dla mnie znaczą i staram się z nich wyciągać to co najlepsze :)
A co do Waszych domysłów, to hmm... chyba naprowadziłam Was nieświadomie, ale jestem bardzo ciekawa czy nasze toki rozumowania się pokrywają ;)
ENJOY!
Fantastyczne! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńAhahaha! Czyli jednak Severin jest tym Bawarczykiem!
OdpowiedzUsuńWujek Heniek rozwala system! Na prawdę idealne porównanie :D Mój tok rozumowania po części się sprawdza :) Zobaczymy co będzie dalej ;)
Pozdrawiam!
http://let---it---go.blogspot.com/
Kolejne doskonałe opowiadanie. Już mnie masz, i moje serducho też. Będę tutaj wpadać, na pewno. Czasem zajrzyj do mnie. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sev :)))) Jeśli nie wykręcisz jakiegoś numeru, to trafiłam ^^
OdpowiedzUsuńNo tak, współpraca Justyny z OESV i przynależącymi do niej jednostkami ludzkimi nie dość, że od razu ostro ruszyła z kopyta, to jeszcze od początku jest niecodziennie barwna! Przerzucanie się inwektywami, złośliwościami, emanowanie ironią i zgryźliwością na kilometr... Och, Jankowskiej na bank nie będzie się nudzić! Mając pod opieką tak zróżnicowaną gromadę sportowców (oraz cynicznego Diessa w zanadrzu) laska będzie musiała się nieźle nagimnastykować, co by ogarnąć nie tylko ich problemy natury fizycznej, ale i mentalnej.. Wohoho!
OdpowiedzUsuńCzyli jednak Severin jest owym enigmatycznym bawarczykiem? Hmmm? Bo jeśli jednak to... czuję się całkowicie zaskoczona! Co za emocje, panie bobrze ;D
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D