Dwa dni unikania reprezentacji Niemiec
i ich głupich pomysłów pozwoliły mi na chłodną ocenę sytuacji.
Fakt, że przebywali w tym samym kraju i w tym samym hotelu co my, na
pewno nie jest dziełem przypadku! Sprawa jest grubymi nićmi szyta i
ja, Justyna Jankowska, to udowodnię!
Ponadto zdałam sobie sprawę jak
kiepsko musiało być z moją psychiką w momencie kiedy na widok
jednego z nich serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej, a żołądek
wywinął efektowne salto. Ot, chwila słabości, każdy takie miewa!
Przecież Ci kolesie to banda kretynów.
Jedynym normalny w tym objazdowym zoo
okazał się Marinus Kraus. Może na początku go zbyt pochopnie
oceniłam? Na pewno wpływ na to miał fakt, że jego towarzyszem prawie zawsze jest Andreas Playboy Wellinger.
Marinus dużo zyskuje przy bliższym
poznaniu. Jest strasznie miłym facetem, chorobliwie nieśmiałym,
ale absolutnie przeuroczym. Postanowiłam podzielić się
przemyśleniami z moimi mężczyznami przy śniadaniu.
- Marinus? - spytał Gregor i ugryzł
kawałek bułki. - Spoko koleś, ale trochę pizdeczka, nie uważasz?
- Dziękuję za okruchy na twarzy, to
było urocze – odpowiadam wycierając czoło serwetką. - Na pewno
jest lepszy niż Wellinger.
- Wellinger jest w porządku –
stwierdza Manu i wyciąga spod stołu dziwne opakowanie.
- Fettner, oddawaj nutelle! - warczę
wyciągając w jego stronę dłoń.
- I ty brutusie przeciwko mnie? -
lamentuje Manuel, ale widząc moją nieugiętą minę niechętnie
oddaje mi czekolade.
- Wracając do tego Wellingera –
zaczyna Gregor a ja w ramach bezpieczeństwa odsuwam się od niego odrobinę – to co ty masz z nim za problem? Przecież byliście
nawet razem na kawie!
Chcąc nie chcąc zaczynam im opowiadać
historię, którą jakiś czas temu podzieliłam się z Fettnerem.
- Eee tam, Tyśka! - Morgi macha
lekceważąco ręką i bierze spory łyk herbaty. - Rwał cię i
tyle! W końcu jak to mawia Kraft – jesteś dupeczka!
Przewracam zniesmaczona oczami i
pozostawiam bez komentarza głupią minę Thomasa. Liczę moje
dzieciaczki i...
- Gdzie jest Michi?
- Śpi – odpowiada Manu.
- Chcesz mi powiedzieć, że zabrałeś
ze sobą na śniadanie nutelle, ale zapomniałeś Hayboecka? - pytam
z niedowierzaniem, a Fettner potakująco kiwa głową. - Śmigaj mi
po niego, ale już!
Brunet znika na schodach, a zamiast
niego pojawia się ulubieniec tłumów – Alexander Diess. W duchu
odprawiając pogrzeb mojego dobrego humoru, przygotowuję się na
kolejną konfrontację z Panem Idealnym.
- Czy moja królewna ma zamiar w końcu
zacząć pracować i zabrać chłopaków na zajęcia? - 'cześć' w
wykonaniu Diessa brzmi niezwykle dziwnie, nie uważacie?
- Po pierwsze jest 8:49, więc mam
jeszcze 11 minut na jedzenie śniadania. – zaczynam wstając od
stołu. - A przynajmniej według rozpiski, którą sam napisałeś. Co
oznacza, że już teraz mogłabym ci kazać spierdalać. Po drugie,
nie jestem twoją królewną, tylko Thomasa. – rzucam Morgiemu
porozumiewawcze spojrzenie, a on uśmiecha się złośliwie. - Ale to
chyba nie jest pierwszy raz kiedy myślisz, że królewna jest twoja,
a naprawdę jest Thomasa, prawda?
Chłopcy przy stole wstrzymują oddech,
ale widzę w ich oczach rozbawienie.
- Jak śmiesz?! – twarz Alexa przyjmuje
odcień eleganckiego buraka.
- Tak samo jak ty śmiałeś mnie
traktować jak idiotkę od początku mojej pracy w tej kadrze – syczę mu
prosto w twarz, wykorzystując fakt że nie należy do najwyższych.
Chwilę później uśmiecham się do niego promiennie i wymijając go
podaję mu nutelle Fettnera i mówię:
- Manu znów próbował przemycić
czekoladę. Widzisz jak dobrze wypełniam twoje polecenia, Szefie?
Odchodzę w kierunku schodów
zadowolona z siebie. Ba! W duchu nawet przybijam sama sobie piątkę.
Po chwili dogania mnie Morgi.
- Czy to znaczy, że nie jesteś na
mnie zła?
- Ja na ciebie? O co?
- No wiesz, tę całą akcję z Silvią...
- Pytasz mnie czy jestem zła o to, że
puknąłeś dziunie Diessa? - śmieję się, a Thomas nieśmiało
kiwa głową. - Pomnik bym ci za to postawiła dziubeczku!
Kolejny upalny dzień zleciał
zdecydowanie za szybko. Każdy z nas dawał z siebie wszystko, więc
wieczorem autentycznie padałam na twarz. Ale nauczona wcześniejszymi
doświadczeniami wybrałam się na pielgrzymkę po pokojach
chłopaków. Najpierw zawitałam do Morgiego i Gregora. Thomasowi
wymasowałam kolano, a Gregor opowiedział mi o wakacjach jakie
planują z Sandrą. Ta jego Sandra musi być dziewczyną z anielską
cierpliwością, ile ten Schlierenzauer gada! Po odhaczeniu pierwszej
dwójki przeniosłam się do Michiego i Manuela. Hayboeck akurat się
kąpał, więc postawiłam mu herbatę na szafce nocnej i chwilę
pogadałam z Fettnerem. Chłopak był strasznie przybity, więc obiecałam sobie że na następny dzień przemycę mu jakąś
czekoladę. Dobrze spisuje się na treningach, niech coś chłopak z
życia ma! Na koniec sprawdziłam jak wygląda sprawa kryzysu
piżamowego u Krafta, życzyłam jemu i Diethartowi dobrej nocy i
poszłam do siebie spać.
Ha. Ha. Ha. Chciałabym.
Wychodzę spod przysznica i wycieram
włosy w ręcznik, kiedy nagle słyszę pukanie do drzwi.
- Marinus?
- Cześć Tysia – zaczyna i widzę
jak się peszy na widok mojej krótkiej piżamy. - Bo wiesz... Ja...
My chyba potrzebujemy twojej pomocy.
- Mojej pomocy? - unoszę brwi ze
zdziwienia.
- No... fizjoterapeuty – dopowiada
Kraus.
- Ale z wami chyba jakiś przyjechał
prawda...? - powoli przestaję cokolwiek rozumieć.
- Nie możemy do niego iść – widzę,
że zaczyna panikować, więc nie torturując go więcej, biorę bluzę
reprezentacji i wychodzę za nim z pokoju.
Wychodzimy z hotelu, schodzimy ścieżką
w dół i kierujemy się w stronę plaży. W oddali, pod
opuszczonymi budynkami widzę resztę skoczków niemieckich
pochylających się nad kimś.
- Mari, co się stało? - pytam
przerażona.
- Bo wiesz... my trochę wypiliśmy –
zaczyna, a dla mnie jest to już połowa wyjaśnienia dlaczego
potrzebują fizjoterapeuty. - No i postanowiliśmy urządzić sobie
parkour.
Bingo! Mamy zwycięzcę! Napruci jak
bąki Niemcy skakali po opuszczonych budynkach i nie mogą iść do
swojego fizjo, bo ten zaraz pójdzie do trenera i wylot z kadry!
Mówiłam już że Team Germany to kretyni?
Podchodzimy bliżej, a ja już jestem w
stanie dostrzec, że na ziemi leży Freund.
- Cześć piękna – rzuca mi na
przywitanie Wellinger.
- Japa kapciu – warczę pod nosem i
podchodzę prosto do Severina. - Gdzie cię boli?
- W krzyżu – odpowiada ledwo
słyszalnym szeptem.
- Czy wy jesteście pojebani? -
wydzieram się na całą resztę w czasie kiedy delikatnie sprawdzam
czy Freund zrobił sobie coś poza wielkim siniakiem. - Przecież on
mógł się połamać! Każdy z was mógł!
Wszyscy jak na zawołanie opuszczają
głowy.
- Wank i Wellinger zaniesiecie go do
mojego pokoju – nakazuję najwyższym z nich. - Tylko macie być
cicho, żeby nikt was nie usłyszał! Jak ktoś usłyszy to nie ręczę
za siebie!
- A nie pójdziesz z tym do Schustera?
- pyta cicho Wank.
- Teraz się nagle trenera boisz, tak?
- pytam kpiąco i odchodzę w kierunku hotelu.
Akcja przetransportowania Freunda do
mojego pokoju przebiegła szokująco sprawnie. Niby takie chuchra z
tych skoczków, a jednak swoją siłę mają. Otwieram przed nimi
drzwi, wskazuję gdzie go mają położyć, a potem wyganiam ich na
korytarz, żeby czasem nie zdążyli mnie znowu zapytać czy będę
ich kryć przed trenerem.
Severin ściąga koszulkę i moim oczom
ukazuję się gigantyczny siniak w miejscu gdzie plecy tracą swoją
szlachetną nazwę. Ledwo powstrzymuję śmiech i instruuje Niemca
jak ma się położyć.
Ładny zarys pleców.
Odganiam od siebie szybko tę myśl i
staram się rozmasować Severinowy tył, ale ból jest zbyt wielki.
Jeszcze raz sprawdzając, czy aby na pewno nie uszkodził sobie nic
trwale decyduję się zostawić delikwenta z problem do rana.
Odszukuję wszystkie maści przeciwzapalne i przeciwbólowe jakie mam
i delikatnie wsmarowuję je w plecy Freunda. Rozglądam się po
pokoju za plastrami do kinesiotapingu. Oczywiście, że ich nie mam,
wszystkie zużyłam na kolano Morgiego!
- Nigdzie się nie ruszaj! - rzucam do
Severina i wybiegam z pokoju. Przebiegam kawałek korytarza i pukam
delikatnie do drzwi, które chwilę później otwiera zaspany Michi.
- Potrzebuję taśmy – mówię.
- Stało się coś? - pyta przerażony
Hayboeck, a za jego ramieniem pojawia się ledwo żywy Fettner.
- Po prostu mi je dajcie – rzucam
błagalnie. Obaj znikają gdzieś w głębi pokoju i za chwilę
wracają z dwoma kosmetyczkami wypełnionymi po brzegi.
- To wszystko co mamy – mówi Manuel
podając mi swoją.
- Jesteście wspaniali, dziękuję! -
staję na palcach i jednemu i drugiemu daję buziaka w policzek. -
Dobranoc! - rzucam przez ramię i biegnę w stronę swojego pokoju.
- Polecamy się na przyyyszłooooość
– słyszę jak przemowa Manuela zostaje zakłócona przez głośne
ziewnięcie i drzwi się zamykają. Wchodzę do siebie i moim oczom
ukazuje się Freund śpiący na moim łóżku! Całe szczęście ze
mam dwuosobowe!
I całe szczęście, że Niemiec leży na brzuchu, przynajmniej mogę mu zalepić plecy. Jako że mam dużo czasu konstrukcja na plecach Severina jest niemal idealna, inżynier by się nie powstydził. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest fakt, że pogratulowałam sobie w myślach, potem moja głowa uderzyła o poduszkę i straciłam przytomność.
I całe szczęście, że Niemiec leży na brzuchu, przynajmniej mogę mu zalepić plecy. Jako że mam dużo czasu konstrukcja na plecach Severina jest niemal idealna, inżynier by się nie powstydził. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam jest fakt, że pogratulowałam sobie w myślach, potem moja głowa uderzyła o poduszkę i straciłam przytomność.
Rano obudziły mnie promienie słońca
padające mi prosto na twarz.
No tak, Freund zajął lepszą stronę
łózka.
Patrzę na niego i zauważam, że od
wczoraj nie zmienił pozycji. Przez myśl przechodzi mi, że może
tam umarł, więc obchodzę po cichu łóżko i sprawdzam. Żyje.
Nawet jęczy coś pod nosem. Wyciągam z walizki świeże ciuchy i
idę pod prysznic. Szybko się ogarniam, myje zęby, delikatnie
psikam się perfumem i wychodzę z łazienki.
- Cześć – no proszę, Freund ożył!
Już kumuluję siłę, żeby wygłosić całą litanię na temat jego
nieodpowiedzialności, potencjalnych tragicznych skutków jego
głupiego zachowania i kilku innych rzeczy kiedy on znowu się
odzywa. - Bardzo jesteś na mnie zła?
I posyła mi taki uśmiech, że cała
litania ucieka mi z głowy. Pieprzeni Bawarczycy.
Nawet nie wyobrażasz sobie mojego zadowolenia, kiedy zobaczyłam, że dodałaś rozdział! :D
OdpowiedzUsuńOczywiście czytając, śmiałam się jak głupia, jak zwykle zresztą xd
Co do tego Bawarczyka... Bo niby można by powiedzieć śmiało, że to Freund, ale jednak Wellinger nie daje mi spokoju, więc na razie nie wysuwam jakichś głębszych wniosków.
Weny ;*
Ahahahhahahahahah! Jezu! Dziewczyno, uwielbiam to co piszesz! :D
OdpowiedzUsuńWreszcie mam czas by skomentować. I przepraszam że przez jakiś czas nie komentowałam :)
Ale wracając do rozdziału i opowiadania no to.... Ten Bawarczyk. Bo tak: na początku myślałam... Baaaa! Byłam pewna na 99.9% że to Severin. Później mi wyskakujesz z Wellingerem i co do jego osoby nadal nie jestem pewna. Tylko jeszcze dziś pojawił się Kraus?
"Pomnik bym Ci za to postawiła dziubeczku!" - kooooooooooooocham ten fragmencik! <3
A ja sobie jeszcze przez dzień/dwa powyciągam wnioski, jak będę miała jakieś nowe to się nimi podzielę :D
Buziaki! :*
Fantastyczne!!!!! Nawet nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam, że dodałaś nowy.
OdpowiedzUsuńŚmiałam się jak głupia :D A co do Tajemniczego Bawarczyka - mam już pewne przemyślenia. Mam nadzieję, że wkrótce dowiemy się kto to.
Czekam na następny i pozdrawiam serdecznie ;*
Boże, dziewczyno.. Ten blog jest po prostu zajebisty, na serio! :D Piszesz tak lekko, składnie i w dodatku z humorem. Dialogi są po prostu nieziemskie, tak jak i pozostałe opisy. Od razu przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że Justyna od razu wzbudziła moją sympatię. Trafiłam tu przez przypadek i ani trochę nie żałuję, że kliknęłam na Twojego bloga. ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział z niecierpliwością, pozdrawiam
Allie.
Ależ kręcisz i kręcisz. Dalej nie wiem, który to ten najgorszy Bawarczyk!
OdpowiedzUsuńI podziwiam za to jak szybko dodajesz rozdziały!
Ja dziś wróciłam z dziełem mojego życia: http://wszystko-byloby-inaczej.blogspot.com :) Czytałaś już Złośliwca? Zapraszam!!!
Płaczę! Ze śmiechu oczywiście. :D Austriacy są zdecydowanie uzależniający wraz ze swoimi tekstami i ogólnie ze swoim całokształtem. Kocham Michiego, kocham Manuela, kocham Morgiego, nawet Gregora tutaj kocham. Są fantastyczni i zdecydowanie są oni perełką tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńOch te Germańce, wymyślili sobie parkour. No i co ten Sevcio, najpierw robi sobie kuku, a potem zasypia dziewczynie na łóżku? Amant. I Bawarczyk! Tyle, że nie taki mały... (Ucieka do Cioci Wikipedii sprawdzić, ile Sev ma wzrostu) 1,85m! No to hej, nie taki mały, chociaż już zaczynam mieć różne myśli, do czego ma tak naprawdę odnosić się przydomek "mały".
Okej, tego nie było. :D
Także tego, Pieprzeni Bawarczycy, a ja czekam na ciąg dalszy. ;)
'No to hej, nie taki mały, chociaż już zaczynam mieć różne myśli, do czego ma tak naprawdę odnosić się przydomek "mały". '
Usuńpadłam i mogę już nie wstać <3 zabiłaś mnie absolutnie ;D
Na początku epicki tekst Schlierenzauera: 'Spoko koleś, ale trochę pizdeczka, nie uważasz?'
OdpowiedzUsuńCo za ludzie, ca za ludzie...
Pocisk Justyny o królewnach był wprost wyborny. Coś świetnego. Nie dziwię się, że im wszystkim szczeny poopadały.
No i na koniec akcja z małym Bawarczykiem. Swoją drogą Ty się śmiejesz, ale mnie się z tym samym skojarzyło to 'mały'.
No cóż, szkoła mnie demoralizuje i nawet wakacje nic nie pomagają.
siniak w miejscu, gdzie plecy tracą swą szlachetna nazwę :D
hahaha :D
Ech, napisałam taki wyniosły komentarz, lecz mój laptop coś popierniczył i całość zjadła amba. No, nic. Postaram się przytoczyć główny nurt mych przemyśleń ;)
OdpowiedzUsuńŻe Alexowi należała się zjebka - o tym wiadomo już od dawna. A skoro nadarzyła się idealna okazja do urzeczywistnienia tejże, zatem co najmniej pomyłką byłoby nie wykorzystanie wspaniałej chwili. I dobrze! Parkour w wykonaniu Niemców <3 Pod względem epatowania szaleństwem nasi sąsiedzi zza Odry idą łeb w łeb z Austriakami. Aż się czasem zastanawiam, co w germańskich narodach siedzi zakodowane niemal atawistycznie... A z innej beczki - cała heca z Freundem, nota bene nagle cudownie ozdrowiałym oraz gibkim i wyjątkowo radosnym, zdaje się przywodzić na myśl misterny podstęp. Może rzekome skakanko jest w rzeczywistości podpuchą, mającą zbliżyć Severina i Justynkę? To by się nawet zgadzało z moją teorią o specyfice Germanów ;)
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D