niedziela, 7 grudnia 2014

nowość?

więc tak.
zlikwidowałam Mię (brzmi jakby ją zabiła. wait!), Wronkę i Julkę też.
trochę mnie męczyła sielankowa atmosfera i wieczne wygłupy.
przepraszam wszystkich, którzy czytali. może kiedyś dopiszę zakończenia i wam roześlę ;)
o ile je wymyślę, bo w pewnym momencie straciłam wątek.
została Tysia i został Heinz - moje dzieci niemalże.
Heinza, of course, będę kontynuować.
i stworzyłam to:
http://tellherwhy.blogspot.com/
będzie smutno, będzie źle, być może nie będzie happy endu, będzie za to wyciskanie łez.
liczę, że Wy też będziecie.
dwa opowiadania, that's it.
love,
Z.

sobota, 27 września 2014

Tęskniliście za Heinzem?

to ja! znowu!
chyba za bardzo lubię T&M, żeby tak to wszystko skończyć.
zapraszam Was więc do Heinza!

http://heinzsdiary.blogspot.com/

nie obiecuję, że będzie tam się coś często pojawiać, rok akademicki zbliża się wielkimi krokami, ale będę się starać!
nowi bohaterowie, nowe wątki, ten sam Kuttin i ci sami T&M :)
mam nadzieję Was tam zobaczyć!
uściski,
Z.

piątek, 19 września 2014

Epilog.

-Wiesz, że musiałem cię zwolnić, prawda?
-Wiem, choć to chore.
-Chore... Tak. Gdybyś nie podpisała tej umowy...
-Heinz, miałam wyjście? Wszyscy ją podpisali! W ogóle nie wiem dlaczego.
-To trochę moja wina.
-Twoja?
-Moja. Dałem się przekonać Diessowi, że to potrzebne. Opowiedział mi co się działo kiedy Morgi zaczął romansować z tą była fizjoterapeutką. Powiedziałem sobie, że w mojej kadrze, takie rzeczy nie będą się działy. Rozumiesz? Wydałem na to zgodę, nie mogłem zablokować twojego zwolnienia.
-Nie przejmuj się, dobrze mi u Norwegów.
-A w Bawarii?
Czy dobrze mi w Bawarii? Hmm. Nie jest mi tu źle. Tyle w temacie.
-Tak, chyba tak.
-Kłamiesz Tyśka.
-To po co pytasz?
Nagle słyszymy szczęk kluczy i do mieszkania wchodzi Kraus.
-Cześć Skarbie!
-Cześć Mari!
Wchodzi do kuchni i zauważa Kuttin.
-O, cześć trenerze!
-Cześć Marinus! Dobrze wyglądasz!
-Trener też! Tyśka, ciuchy do pralki czy do kosza?
-Do pralki.
Niemiec wycofuje się z kuchni i idzie się rozpakować po treningu.
-Tysia, zrobiłaś się kurą domową...
-Proszę cię, daj spokój.
-Minął rok od kiedy od nas odeszłaś, a ja cię nie poznaję. Gdzie twoja energia?
-Została w Innsbrucku.
-Więc wróć.
Oszalał. Jestem tego pewna.
-Rozumiesz, co mówisz? Nie mogę.
-Bo?
-Choćby dlatego, że nie zniosę przytyków ze strony Diessa.
-Diess już u nas nie pracuje.
Hohoooo.
-Że jak?
-Skoro musiałem wylać ciebie, to wylałem też jego. Choć trochę później. To była też jego wina.
Taaa, był też trzeci winny.
-Hayboecka też wylałeś?
-Hayboeck się sam wylał.
-To znaczy?
-Nie zauważyłaś jak słabo skacze? Imprezki, dziewczynki... Wszystko się kumuluje i chłopak przestaje wyrabiać. Kontynentalka zaczyna być dla niego za wysokim progiem.
-Nie będę się obwiniać.
-Nie proszę cię o to. Co najwyżej mógłbym cię poprosić, żebyś z nim porozmawiała.
Dobre sobie!
-Heinz! Ty naprawdę przestajesz kontaktować. On mnie nienawidzi, nie posłucha mnie.
-A tu akurat mogłabyś się zdziwić. Minął rok, sytuacja jest zupełnie inna. Diess już u nas nie pracuje, ty jesteś tu nieszczęśliwa. Dam ci pracę, a ty przywrócisz Hayboecka do dyspozycji.
Biorę głęboki oddech. Co on bredzi?
-Mogę spróbować z nim porozmawiać, ale do kadry nie wrócę. Na własne życzenie się sparzyłam, ale nie podstawie się drugi raz.
Nagle z łazienki odzywa się Marinus.
-Tyśka, szary to już kolor czy można prać z białym?
-A to jest szare, czy poszarzałe?
-Tyyyy, nie wiem!
-Zostaw, zaraz zobaczę!
Kuttin rzuca mi porozumiewawcze spojrzenie.
-Pozwól sobie pomóc. Nie chcesz być przecież niańką.
-Pomógł mi... Ba! Ja go wykorzystałam! Takie traktowanie go jest nie w porządku!
-Tysia...
-Powiedziałam, że ci pomogę, nie komentuj więcej.

W co ja się wpakowałam? Dlaczego się na to zgodziłam? Biorę głęboki oddech i wchodzę do wynajętego przez Sandrę na urodziny Gregora klubu. Jestem sama, całe szczęście, że Mari miał akurat jakieś zgrupowanie. Ochroniarz przy wejściu sprawdza moje zaproszenie i zabiera ode mnie płaszczyk.
-Tysia!
Odwracam się i ostatnie co widzę to burza brązowych włosów, które zaraz zakrywają mi widok na świat.
-Cześć siostra!
-Wiesz, że Michi tu jest?
-Wiem, w gruncie rzeczy to po to tu jestem.
-A nie dla Gregora?
-No też.
-Ale Tyśka... On nie jest sam.
Oho. Zabolało. Co jest?
-Poradzę sobie.
-Chodź, Sandra nie mogła się ciebie doczekać!
Wchodzimy w głąb klubu. Witam się po kolei ze Stefanem, Megi i Manuelem. Po chwili dochodzi do nas Gregor z Sandrą. Chwilę rozmawiamy, składam Schlieriemu życzenia i wtedy mój wzrok pada na parę przy barze.
On. Z nią.
Flaki w brzuchu wywijają efektowne fikołki, a ja nie wiem czy z nerwów, czy z powodu tego, że wyglądają na takich szczęśliwych.
-Zaraz wrócę.
Sandra podąża wzrokiem do miejsca, w które patrzę.
-Jesteś masochistką.
Na moje szczęście towarzyszka Michiego odchodzi do loży usiąść, a blondyn zostaje sam. Wygląda dobrze. Nawet bardzo dobrze. Łapie się nawet na tym, że boli mnie to, że po mnie nie rozpacza. Ale w gruncie rzeczy, ja od razu związałam się z Krausem, a poza tym od całej sytuacji minął rok.
Głupia egoistka.
-Mojito proszę.
Stoję dwie osoby od niego. Blisko. Na tyle blisko, że usłyszał mój głos. Czuję, że mnie obserwuję. Próbując opanować emocje odwracam głowę w jego kierunku i nasze spojrzenia się krzyżują. Osoby między nami odbierają swoje zamówienia i pozostajemy przy barze sami.
-Ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale dobrze wyglądasz.
Oj, boli.
-Rozumiem, że bardzo chcesz mi dowalić.
Blondyn uśmiecha się złośliwie.
-Przepraszam, nie chciałem. Ah, nie! Zapomniałem, że mam konkretny powód!
-Złośliwa menda się z ciebie zrobiła, Hayboeck.
-Ponad pół roku życia straciłem z sarkastyczną Polką. Uczyłem się od mistrza. Ciesz się, że nie nauczyłem się jej wyrachowania.
-Straciłeś pół roku?
-A czy wyszło z tego cokolwiek pożytecznego?
-I nie wspominasz dobrze niczego co było między nami?
-Może i wspominam. Ale pomyśl, zostawiłaś mnie z dnia na dzień, mimo że byliśmy zaręczeni. ZARĘCZENI. Dla ciebie to cokolwiek znaczy?
-Kochałam cię...
-Szkoda, że wyjeżdżając ze swoim niemiaszkiem powiedziałaś mi coś innego.
-Musiałam, Michi.
-Co musiałaś?
-Wyjechać.
-Niby dlaczego?
-Diess powiedział, że jeśli cię nie zostawię, to tak cię załatwi, że nie wystartujesz nigdy więcej, w żadnych oficjalnych zawodach.
Hayboeck uśmiecha się półgębkiem odbierając zamówione przez siebie drinki. Spodziewam się, że za chwile odejdzie, ale on przysiada na stołku barowym. Idę jego śladem.
-I to w to uwierzyłaś?
-A dlaczego by nie?
-Taka jesteś mądra, a przepisów to już nie doczytałaś, hmm?
-Poużywałeś już sobie? Mów o co chodzi!
-Tylko prezes związku może zawieszać zawodników na takim szczeblu. Nawet Kuttin nie mógłby tego zrobić.
-Ale Heinz powiedział, że to sprawdził...
-Przecież Heinz nic nie ogarnia. Nie dziwie się, że nie wiedział. Od przepisów miał Diessa. A on jak widać bezczelnie to wykorzystał.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że...
-Że zrobiłaś z siebie Matkę Teresę bez sensu i powodu? Tak, właśnie to chcę powiedzieć.
-No żesz kurwa.
-Trzeba było do mnie przyjść, porozmawiać. Ale skoro wolałaś być cierpiętnicą...
-Zamknij w końcu tą swoją złośliwą mordę Hayboeck!
-Po prostu bawi mnie, że przez rok nie znalazłaś chwili, żeby mi to wszystko wyjaśnić, a to okazało się tak śmiesznie proste.
Ta, rzeczywiście. Bardzo śmieszne. Aż mnie brzuch rozbolał.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że twój związek z Krausem, to też moja zasługa?
Podnoszę na niego wzrok, przerywając tym samym przyglądanie się moim kolanom. Nic nie mówię, co Michi chyba rozumie, bo chwilę później zaczyna się śmiać.
-No nie mów...
-Jasne, śmiej się. Zrobiłam to dla ciebie!
-Związałaś się z kolesiem, którego nie cierpię, dla mnie? No, jestem ci dozgonnie wdzięczny.
-Kraus przynajmniej posiada takie coś jak szare komórki. Bo jeśli chodzi o twoją księżniczkę, to nie jestem pewna.
Hayboeck obraca się do tyłu, żeby spojrzeć na swoją towarzyszkę, które przygląda się nam niepewnie.
-Przyznaję, nie jest najbystrzejsza. Ale za to jest zajebista w...
-Nie chcę tego w ogóle słuchać! Przyszłam z tobą porozmawiać.
-Przecież rozmawiamy.
-Chcę z tobą porozmawiać o tobie.
-Słucham.
-Był u mnie Heinz. Mówi, że kiepsko z twoją formą.
-Stop, stop, stop! Kuttin poprosił cię, żebyś porozmawiała ze mną w kwestiach sportowych?
-Też się temu dziwię.
-On naprawdę ma słaby kontakt z rzeczywistością.
Nagle zjawia się obok nas blond ameba.
-Michi, co z tymi drinkami?
Hayboeck rzuca jej niezbyt zainteresowane spojrzenie i podaje szklankę.
-A ty nie idziesz?
-Rozmawiam. Jak skończę to przyjdę.
Dziewczyna zabiera swój napój i odchodzi.
-O to mi właśnie chodzi! Co się z tobą dzieje? Gdybyś mi tak powiedział, dostałbyś od razu w twarz.
Chłopak wzrusza ramionami.
-Ty to ty, ona to ona.
Połechtał moje ego, nie ma co.
-Imprezy, dziewczyny, co jeszcze? A sport? Pasja?
-A co ci tak zależy, hmm? To moje sprawy, moje życie. Jak to szło? Nie zmieniaj swojego życia dla mnie, bo mnie w nim nie będzie? Tak mi powiedziałaś?
-Chcę ci tylko pomóc...
-Pomagaj swojemu niemiaszkowi...
Chyba zaczyna przeginać. Czuję jak wzbiera się we mnie gniew.
-Przestań! Nie traktuj mnie tak! Wiesz, że chciałam dobrze. Dobrze dla ciebie! Może i byłam głupia, że tego wszystkiego nie sprawdziłam, ale wybrałam to, co uznałam za najlepsze dla twojej kariery, bo wiem ile skoki dla ciebie znaczą! Albo znaczyły! Bo teraz na własne życzenie to sobie zabierasz rozbijając się po imprezach i pieprząc się na prawo i lewo z półinteligentkami!
-Nie zmienisz mnie w jeden wieczór.
-Mogę poświęcić więcej czasu.
-Nie zmienisz mnie na odległość.
-Nie przeciągaj struny.
-Czyli ci nie zależy.
-Szantaż?
-Wiem, że chcesz wrócić do Austrii. A ja ci to umożliwiam.
-A kto ci niby powiedział, że chce wrócić do Austrii?
-A nie chcesz?
Milczę. Michi uśmiecha się kpiąco.
-No właśnie. Wróć.
Prycham śmiechem.
-Co ci tak zależy? Przecież mnie nie cierpisz.
-To, że mam do ciebie wielki żal, nie znaczy że cię nie cierpię. Pamiętaj, że chciałem się z tobą żenić. Nie tak łatwo o tym zapomnieć.
Widzę, że wszyscy nasi znajomi się nam przyglądają w nerwach.
-Pewnie są zdziwieni, że się na siebie nie wydzieramy.
Rzucam zaskoczone spojrzenie Hayboeckowi, ale po chwili też się uśmiecham.
-Sama jestem zdziwiona, że się na mnie nie drzesz.
-Dlaczego miałbym krzyczeć? Dałaś mi dużo czasu na oswojenie się z sytuacją. Dobrze ci z nim chociaż?
-Subiektywnie czy obiektywnie?
-Obiektywnie.
-Dobrze.
-A subiektywnie?
-Byłam już w lepszym związku.
Hayboeck uśmiecha się pod nosem.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet.
-Podziękuj Diessowi.
-Wiesz, wiele razy wyobrażałem sobie tą rozmowę. I wtedy zrobiłbym wszystko, żebyś powiedziała, że chcesz do mnie wrócić. A teraz nie wiem.
-Nie proszę cię o to.
-Wiem. Jesteś zbyt dumna.
-Nie o to chodzi. Ja jestem w związku.
-Ja też. I co?
-O czym ty teraz ze mną rozmawiasz?
-Wróć. Wróć Tyśka, a ja się zmienię.
-To chyba nie mnie powinno zależeć.
-Ale kochasz mnie, więc ci zależy.

-Masz zgrupowanie?
-Nie, skąd taki pomysł?
-Pakujesz się...
-Nie, jadę do Austrii.
Mari patrzy na mnie zaskoczony.
-Do Austrii?
-Mam małą robotę do wykonania.
-Przecież ty pracujesz w Norwegii.
-Obiecałam Heinzowi, że pomogę Hayboeckowi.
Widzę, jak Kraus zaciska szczęki.
-Wrócisz?
Patrzę na niego jak na idiotę.
-Co to za głupie pytanie? Dlaczego miałabym nie wrócić?
-Bo jedziesz do Hayboecka!
Przewracam oczami.
-Wy macie jakieś uczulenie na siebie.
-A jak mam się czuć, skoro rzucasz wszystko i jedziesz wspomóc swojego byłego?
-Mari, nie chce się kłócić. Michi był moim podopiecznym.
-Z którym sypiałaś.
-Wyświadczam przysługę przyjacielowi. Tym przyjacielem jest Heinz. Skończyłam temat.
-Stoeckl wie?
-Wie, jak chcesz to do niego zadzwoń i dopytaj.
-Wiesz, że nie chcę cię kontrolować, ale...
-Ale właśnie to robisz.
Kraus bierze głęboki oddech.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. Jak zrobię co mam zrobić to wrócę.
-Ale nie będziesz tam siedzieć długo?
-Nie, muszę jechać do Norwegii.
-A ja?
-A ty masz zgrupowanie.
-Pytam kiedy spędzisz czas ze mną.
-Jak mi odrobinę zaufasz.

Wysiadam z samochodu pod tak dobrze znanym mi blokiem. Uśmiecham się pod nosem. Tyle wspomnień. Rozpoznaję na parkingu samochody Michiego i Stefana. Czuję się, jakbym nigdy nie wyjechała. Ciągnę za sobą walizkę i wpisując na domofonie kod do mieszkania Tynki wchodzę na klatkę schodową. Przywołuję windę i gdy tylko ta przyjeżdża wchodzę do środka. Wybieram 6 piętro.
W końcu winda dojeżdża na odpowiednie piętro i podchodzę do drzwi.
-Cześć.
Hayboeck uśmiecha się szeroko na mój widok.
-Jednak przyjechałaś.
-Mieliśmy umowę, tak?
-Wróciłaś?
-To już zależy od ciebie.
-A Kraus?
Uśmiecham się złośliwie.
-Zapomniałeś, że jestem sarkastyczną i wyrachowaną jędzą z Polski?
Jego uśmiech mówi wszystko.
-A czy ty nie powinnaś być dwa piętra wyżej?
-Stefan mieszka z moją siostrą, nie mam zamiaru słuchać ich przesłodzonych do porzygu konwersacji.
-Więc nie masz gdzie mieszkać?
-Coś jakby.
Znowu się uśmiecha nonszalancko oparty o framugę i otwiera szerzej drzwi.
-Zapraszam.
Zabiera moją torbę i przepuszcza w drzwiach. Wchodzę do jego mieszkania i czuję dreszcz przechodzący przez moje ciało. Tyle wspomnień, tyle niesamowitych chwil. Moje spojrzenie mimowolnie pada na jego sypialnie z jak zwykle nie pościelonym łóżkiem. Żaluzje są zasłonięte, a na podłogę pada tyle cienka strużka światła.
Hayboeck zauważa gdzie patrzę.
-Chcesz od razu czy najpierw się czegoś napijesz?
Prycham śmiechem.
-Nie przyjechałam z tobą sypiać.
-Ty tak twierdzisz.
I znika w kuchni.
Zmienił się. Zrobił się taki.... Taki wow. Nie ma śladu po klusce, którą pokochałam jako pierwszą. Stał się facetem, dla którego małolaty zrobiłyby wszystko. Jest wyluzowany, pewny siebie i... niesamowicie w tym wszystkim seksowny.
-Proszę.
Podaje mi kubek z kawą.
-Nawet nie spytałeś co chcę.
-Przecież wiem co lubisz – wzrusza ramionami i kieruje się do salonu. Lekko zaskoczona podążam za nim. Siada na kanapie, a ja naprzeciw niego na niskim szklanym stoliku.
-Przyjechałam ci pomóc.
-Wiem.
-Dasz sobie pomóc?
-Zależy jakie przyjmiesz metody.
Czuje jak robi mi się gorąco.
Cholera, Jankowska! Opanuj się.
Patrzę na niego zaskoczona, a on ze spokojem przygląda mi się pewnym wzrokiem. Świetnie się bawi, wiem to. I wiem też, że doskonale sobie zdaje sobie sprawę jak na mnie działa. Cholera.
Biorę łyka kawy. Mój Boże. Jest idealna. Nadal pamiętał.
-Wiesz, że już nie wrócisz do Niemiec?
-Bo?
-Będę potrzebował bardzo dużo pomocy i ćwiczeń.
-Muszę jechać do Norwegii za dwa tygodnie.
-Wystarczą mi dwa tygodnie.
Mimowolnie spoglądam na jego usta, które po chwili wyginają się w lekkim uśmiechu triumfu.
-No chodź Jankowska, chodź.
Nagle łapię kontakt z rzeczywistością. 
Co? Nie, nie, nie.
Odstawiam kubek z kawą na stolik i wstaję.
-Michi, opanuj się! Mamy pracować!
-I będziemy. Ale ja ci tak będę robił przez dwa tygodnie, w końcu ulegniesz.
-Czy tobie w ogóle cokolwiek jest?
-Oczywiście! Heinz nie zgodziłby się na oszustwo tego kalibru.
I chwała mu za to.
Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu. Uśmiecham się pod nosem; zawsze telefony nam przeszkadzały.
Spoglądam na wyświetlasz. Mari. Odkładam telefon na stolik.
-Nie odbierzesz?
-Jestem w pracy. W pracy nie odbieram.
-Lepiej odbierz, po pracy nie będziesz miała czasu.
Patrzę na niego zaskoczona, ale posłusznie sięgam po telefon.
-Cześć Mari...


Jakim cudem on jest tak bezczelnie spokojny w tych wszystkich swoich dwuznacznościach? Przecież tak nie można! Na mnie to działa jak burza piorunami, a on sobie tak spokojnie o tym mówi. Szczotkuję zęby przed lustrem w łazience Michiego i układam w głowie co mu powiedzieć. Przecież tak nie można. Ranimy tym zachowaniem innych ludzi. A przynajmniej jednego człowieka. I może jestem wyrachowana, ale chyba nie aż tak. Wypluwam pastę i płuczę buzię. Trzeba to zatrzymać, raz a porządnie. Tak mu powiem. Będę twarda!
Wychodzę z łazienki i zamiast do pokoju gościnnego, który u niego wywalczyłam, kieruje się do jego sypialni.
-A zamierzałem sam do ciebie iść, ale skoro już jesteś...
Cholera, jak on dobrze wygląda. Leży w łóżku w samych bokserkach, a jego blond czupryna jest rozczochrana na wszystkie strony. Przypakował, to widać. Sześciopak widoczny jest teraz bardziej niż kiedykolwiek. Odkłada gazetę na bok i uważnie mi się przygląda.
-Ja tylko na chwilę...
-Ładna piżamka. Taka... krótka.
Kurwa, Michi.
-Skup się pajacu. Tak nie może być. Ranimy Krausa. A przynajmniej ja go ranię. Tak nie może być. On mi pomógł, właściwie dał się wykorzystać. Nie mogę go znowu potraktować jak byle co. Ja taka nie jestem.
-Czyżby?
-Tak!
-Dokładnie taka jesteś Tyśka! Sama się przyznałaś, że go wykorzystałaś. Gdybyś 'taka nie była' to zostałabyś sama po naszym rozstaniu. A tobie zwyczajnie było tak wygodniej. Skończyłaś już swoje wywody?
-Nie...
-A ja ci mówię, że skończyłaś.
Dobra, przekonałeś mnie.
-Chodź tu.
-Co?
-No chodź tu.
Nie wiem jak, nie wiem dlaczego i nie wiem jaka siła mnie do tego zmusiła, ale ruszyłam w kierunku jego łóżka. Wyciągnął rękę w moją stronę i kiedy byłam już w jego zasięgu gwałtownie przyciągnął mnie do siebie.
-Nie prześpię się z tobą.
-Tak myślałem. A spać obok mnie chociaż możesz?
Zastanawiam się przez chwilę, a potem delikatnym skinieniem głowy potwierdzam.
Michi przesuwa się trochę na prawą stronę łóżka, zostawiając mi lewą, tą od okna. Tak jak lubię. Odchyla rękę zostawiając mi wolną drogę do swojej klatki piersiowej. Niepewnie kładę się obok niego i układam głowę na jego torsie. Czuję jak otacza mnie ramieniem. Jak dobrze.
-Podoba ci się w tej Bawarii?
-Ani trochę.
Wiem, że się uśmiechasz Paskudo!
-Tęskniłam, wiesz?
-Wiem. Ja też. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
Wyobrażam sobie, możesz być pewien.
-Tysia...
-Hmm?
-Co się z nami stało?
-Ja zostałam Matką Teresą, a ty dziwkarzem.
Parska śmiechem.
-Tak, chyba tak...
Zaczyna się bawić moimi włosami.
-Co musiałbym zrobić, żebyś została? Żebym mógł się z tobą budzić i pić poranną kawę?
-Poprosić.
-I tyle?
-Aż tyle.
Podnosi się zrzucając mnie z siebie.
-Justyno Jankowska, czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz co noc gnieść materac w moim łóżku?
Robiąc zamyśloną minę przeciągam dramaturgię tej kretyńskiej sytuacji.
-A kupimy sobie w końcu psa?
Uśmiecha się.
-Psa, kota, szczura, chomika, konia, świnię, kozę, co tylko będziesz chciała.
-Nie będę mieszkać z koniem. Kocham konie, ale no wiesz... trochę w ich domkach śmierdzi.
-To kupimy jeszcze stajnie!
-Jak tak stawiasz sprawę, to chyba nie mam wyjścia, co nie?
-A Marinus?
-W przeciwieństwie do ciebie to dobry chłopak, na pewno znajdzie sobie jakąś miłą dziewczynę.
-Mówisz, że dla mnie już nie ma nadziei?
-Raczej wątpie.
-To co? Podejście numer dwa?
-Ale tym razem oficjalnie, błagam. Nie będę się znowu ukrywać, zwłaszcza, że teraz pracuję dla Norwegów.
-Nie wiem co na to moje fanki...
-Hayboeck!
-Dobrze już dobrze... To kiedy sex na zgodę?
-Ty weź się najpierw przebadaj, co? Kto wie z kim ty sypiałeś!
-I to jest to zaufanie w związku, tak?
-Jesteśmy parą od 50 sekund!
-Jaka wyliczona! Na litość boską...


*****
Tadam!
To by było na tyle Moje Drogie!
Dziękuję Wam za każdą minutę, którą spędziłyście na tym blogu, czytając moje wypociny. Dziękuję za każdy komentarz, każdą uwagę, każdą konstruktywną opinię.
To był mój pierwszy blog, na którym się dużo nauczyłam jeśli chodzi o pisanie.
Przepraszam was za wszystko co było nie tak, za wszystko co było sztuczne i naciągane, źle napisane i niezbyt poprawne językowo, politycznie i wulgarne.
Jeśli chodzi o fabułę.
Tysia nigdy nie miała być z Hayboeckiem. Nigdy, przenigdy. Mieli być super kumpli, tak jak mówił to prolog. Ale stało się. A potem tak ich pokochałam, że nie miałam serca rozdzielać. Ale prolog zobowiązywał, więc trzeba było wszystko obrócić do góry nogami.
Wątek Bawarczyka miał być szerszy. Bo miał być z Tysią, a nie być tylko jej marną wymówką. Prolog zakładał, że będą szczęśliwi razem, ale potem pojawił się Michi.
Bawarczykiem miał być Severin, ale wszystko się tak na niego cieszyłyście i tak byłyście go pewne, że nie umiałam sobie odmówić :)
Nigdy też nie miałam pomysłu na Tynkę. Ona się po prostu napisała.
Miało być więcej Kocura, ale ciężko mi było go wpleść.
Za to mniej miało być Heinza, ale zrobił furorę, więc wychodziłam z siebie, żeby wymyślić jego mądrości i wpleść jakoś w rozdział :)
Mam nadzieję, że znając te wszystkie fakty wybaczycie mi nieco naciągane zakończenie, to nie tak miało być. Wiem, że już nigdy nie opublikuję na początek zakończenia, jest się potem uwiązanym w jednym pomyśle i ciężko to potem zmienić :)
Bardzo się cieszę, że 'poznałam' Was dzięki temu blogowi :) W szczególności Emmie i Asikowej, na których testowałam moje wypociny i z którymi planowałam pracę w kadrze Kazachstanu i założenie funclubu Heinza Kuttina (tak, Emma, to do Ciebie ;)).
Mam takie marzenie, żeby każdy kto czytał teraz się ujawnił :) Żeby zobaczyć, ile z Was rzeczywiście to czytało :)
Czy to koniec z Tysią i Michim? Może... A może nie. Chodzą mi po głowie Pamiętniki Heinza Kuttina, ale nie wiem czy się odważę.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję! Za wszystko. 
Enjoy!

piątek, 12 września 2014

24. Przeniosłam się do Bawarii.

Jeśli go kochasz, to wyjedziesz.
To właśnie usłyszałam na spotkaniu sztabu po powrocie z Planicy na koniec sezonu. Diess ujawnił wszystkie zdjęcia. Tim i Felix stanęli po mojej stronie, mimo że złamałam przepisy, ale na nic się to zdało. I zrobił coś dużo gorszego niż wylanie mnie. Zabrał mi Jego. Bo nie wyobrażam sobie, żebym miała zostać.
Jeśli go kochasz, to wyjedziesz.
Powtarzam sobie to zdanie jak mantrę od czasu opuszczenia sali konferencyjnej. Leje jak z cebra, więc przebiegam z budynku do samochodu i po zatrzaśnięciu drzwi czuję, że puszczają mi wszelkie bariery. Łzy ciekną mi strumieniami po polikach. Opieram czoło o kierownicę i jak gdyby nigdy nic pozwalam emocjom ujść ze mnie.
Czy kocham Hayboecka? Jak nikogo nigdy wcześniej.
Więc mam odpowiedź. Odpalam samochód i ruszam w stronę domu.
Co ja powiem Tynce? Co powiem Gregorowi? Manuelowi? Co powiem Sandrze i Megi?
Łzy zamazują mi wyraźny obraz, więc kilka razy słyszę dźwięk klaksonu, ale nie zwracam na to uwagi. Chcę jak najszybciej dostać się na osiedle. Wjeżdżam przez bramę i z ulgą zauważam, że samochodu Michiego nie ma na parkingu. Widocznie pojechał odwiedzić rodziców. Zakładam kaptur i czym prędzej biegnę w kierunku drzwi do klatki.
Otwieram kluczami drzwi do mieszkania i z wnętrza słyszę głośne śmiechy.
-Cześć Ty... - moja siostra wychodzi ze swojego pokoju i zamiera. - Jezus Maria! Co się stało?!
Patrzę na nią tępym wzrokiem i chwilę później po raz kolejny się rozklejam. Tynka podbiega do mnie i mocno ściska.
-Cii... - uspokaja mnie. - Już dobrze... Ze wszystkim sobie poradzimy. Tylko powiedz mi, co się stało?
W tym momencie z pokoju wychodzi Stefan. Tak, Tynka i Stefan do siebie wrócili zaraz po Olimpiadzie, A może nawet i w czasie jej trwania. Nieważne. Jesteście zaskoczeni, prawda?
-To ja może wpadnę innym razem – proponuje i zdejmuje z wieszaka kurtkę.
-Nie... - zaczynam, ale chłopak mi przerywa.
-Pogadajcie sobie na spokojnie. Jakbyście czegoś potrzebowały to dzwońcie.
Podchodzi do mojej siostry i ją całuje, a następnie delikatnie muska ustami moje czoło.
-Stefan?
Odwraca się w moją stronę, mimo że był już prawie przy drzwiach.
-Gdyby Michi pytał to nie widziałeś mnie dzisiaj, dobrze?
Kiwa potwierdzająco głową i wychodzi. Napotykam zmartwione spojrzenie mojej siostry.
-Alex powiedział, że jeśli nie wyjadę, to złamie Michaelowi karierę i nigdy więcej nie wystartuje w żadnym liczącym się konkursie.
-Niemożliwe! - oczy Tynki powiększają się do rozmiarów spodków. - Przecież on nie ma prawa tego zrobić.
-Właśnie, że ma – wzdycham ciężko i siadam na krześle przy wyspie. - Heinz wszystko sprawdził.
-No właśnie! A Heinz?! On go nie może powstrzymać?!
-Nie... Ten pierdolony aneks do umowy – chowam twarz w dłoniach.
-No i co teraz zrobisz? - pyta cicho Tynka.
-Wyjadę – odpowiadam pewnie. - Przecież nie mogę pozwolić, żeby Alex mu szkodził...
-Ale przecież i tak będziecie razem pracować! - prycha moja siostra. - To bez sensu...
-Diess twierdzi, że jak zostawie Hayboecka to w kadrze będzie taka atmosfera, że będę się prosić o przeniesienie do Norwegii... I pomyśl, on ma rację.
-No ma – mruczy zawiedzionym tonem Tynka. - Ale przecież Hayboeck nie odpuści... Gdzie nie pojedziesz, będzie chciał żebyś wróciła.
-Jest jedno miejsce, w którym odpuści.
-Pojedziesz do Polski?
-Nie... Do Bawarii.

Stoję w jego mieszkaniu i trzęsę się z nerwów. Łzy ciekną mi ciurkiem po policzkach, a ja nawet nie staram się ich zatrzymać. On siedzi przy stole i zakrywa głowę dłońmi.
- Dlaczego? Co zrobiłem źle? - pyta. - Dobrze wiesz, że nic - odpowiadam siląc się na uśmiech. - Ta decyzja nie ma z tobą nic wspólnego.
- Jak to? - w ton jego głos wkrada się histeria. - Tysia, ja cię kocham! Nie wystarcza ci to? Jestem gotowy się z tobą ożenić, tu i teraz!
- Nie chodzi o ślub czy jego brak. Ja cię nie kocham. Tak będzie lepiej. Dla ciebie i dla mnie.
- I dla niego, prawda? - pyta z przekąsem.
- Nie zaczynaj – szepczę. - Nie mieszaj go w to, nie masz prawa...
- Byliśmy szczęśliwi, zanim się pojawił! - krzyczy do mnie. - Tysia, proszę. Rzucę skoki, zostawimy to wszystko za sobą. Będziemy żyć tak żeby nikt nas nie kontrolował!
- Nie rzucisz skoków, bo ci na to nie pozwolę – mówię szeptem powoli i wyraźnie, żeby zrozumiał. - Nie chcę żebyś zmieniał swoje życie dla mnie. Bo mnie w nim nie będzie.
- Tysia, ja cię kocham... Kocham, słyszysz?
- Ale ja ciebie nie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – podchodzę do niego i całuję w czoło. Następnie wychodzę z jego mieszkania i ruszam w kierunku windy, która zawiezie mnie na dół do samochodu. Do jego samochodu. I wsiądę do niego, mimo że życie bym oddała, żeby tego nie robić.
I nikt nigdy się nie dowie, jak bardzo przed chwilą nakłamałam człowiekowi, którego kocham najbardziej na świecie.


Miesiąc, który pozostał do Letniego Grand Prix spędzam w Bawarii. Aklimatyzuję się w nowym otoczeniu, łapię lepszy kontakt z Niemcami. A przede wszystkim próbuję zapomnieć, że jego tu nie ma.
Moim najlepszym kumplem został Wank. O dziwo.
Dużo się śmieje, żeby ukryć to co siedzi we mnie. Ale na zewnątrz widać, że coś jest nie tak. Chudnę, bo mało jem. Mam czerwoną twarz, bo dużo płaczę. Oczywiście, kiedy nikt nie widzi. Zmęczenie całą tą sytuacją odczuwam każdego dnia.
W końcu wybija godzina zero. Rozpoczyna się Letnie Grand Prix, w czasie którego będę musiała się z nim zmierzyć. Przyjeżdżam z Niemiecką ekipą do Wisły.
Blondyn chwyta mnie za rękę i prowadzi do hotelu. To nie tak, że go nie kocham. Kocham i to bardzo. Już od dawna kochałam. Ale to nie jest taka miłość, jaką darzyłam, albo darzę nadal Michiego. Wymiguję się jakimś pilnym spotkaniem z Heinzem i szybko uciekam od Niemieckiej kadry. To nic, że Heinza jeszcze prawdopodobnie nawet nie ma w hotelu. Jest kto inny, z kim bardzo chcę się zobaczyć.
-Cześć Kochanie – rzuca na przywitanie Sandra i mocno mnie przytula. - Znowu chudniesz? Jedz coś, proszę...
-Co z nim? - pytam ignorując jej uwagi na mój temat. Bierze głęboki oddech.
-Nie jest wesoło – odpowiada, a ja czuję że serce mi pęka na pół. - To znaczy... Przyjedzie, ale jest z nim tak kiepsko, że pewnie odeślą go do kontynentalki. A on się strasznie z tego cieszy...
-Nie chce się ze mną widzieć... - stwierdzam.
-Trochę ciężko mu się dziwić, prawda? - pyta.
Czuję, że oczy zachodzą mi łzami.
-Ale...
-Ale zrobiłaś to dla niego, wiem – uśmiecha się nieśmiało. - Ale on o tym nie wie, więc musisz mu okazać trochę zrozumienia.
-Wiesz, że masz dzisiaj wywiad, prawda? - słyszę nad sobą męski głos. Głos, którego nienawidzę z całego serca. Diess.
-Wiem.
-I wiesz co masz powiedzieć, tak? - pyta słodziutkim tonem.
-Wiem.
-Daj jej spokój, co? - prosi wkurzona Sandra, a Alex oddala się nucąc wesoło.
-Wiem, mam kłamać jak z nut.

Wdech i wydech. Wdech i wydech. Stoję pod drzwiami pokoju 225, w którym mam udzielić jakże szczerego wywiadu dla austriackiej prasy. Przyklejam na usta szeroki uśmiech i pukam, aby za chwilę nieśmiało nacisnąć klamkę
- Przepraszam za godzinę, ale musiałam odprawić z chłopakami wieczorne rytuały – śmieję się i pewnie wchodzę do pokoju.
Siadam na fotelu naprzeciwko reportera i podciągam bose stopy pod siebie siadając po turecku.
Jest młody, na oko 30 lat, może nawet nie. Brunet, luźno ubrany, na nosie okulary kujonki. Sprawia wrażenie sympatycznego gościa.
Może nie będzie tak źle
- Wieczorne rytuały? - pyta unosząc lekko brew. Zaczynam się śmiać.
- Wiesz, Morgiego zawsze boli kolano przed snem, trzeba rozmasować, Michi nigdy nie zaśnie bez herbaty miętowej, Kraft notorycznie gubił piżamy, więc od jakiegoś czasu sama mu ją wożę. Ponadto Gregor ma zawsze jakiś problem do obgadania, więc z ich wybierania się do spania zawsze tworzy się cała akcja.
- Jak matka!
- Matka Polka – uśmiecham się.
- Dość wcześnie chodzą spać...?
- Oni wstają o 6 rano! - wykrzykuję. - Dietharta trener musi za nogi wyciągać z łóżka, dzieciak jest niesamowicie uparty!
- Dzieciak? Jest rok młodszy od Ciebie!
- Co nie przeszkadza mu być kompletnym dzieciakiem – znowu śmiech.
- Przepraszam że to powiem – facet zaczyna bardzo niepewnie – ale w niczym nie przypominasz dziewczyny którą widziałem dzisiaj rano pod skocznią czy choćby w zimowej sesji z chłopakami. Strasznie dużo się uśmiechasz, twardo stąpasz po ziemi...
- Wtedy byłam w pracy – odpowiadam kiwając ze zrozumieniem głową - a teraz, skoro skoczkowie już są odprawieni do wyrek, mam wolne! Więc mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu... A zdjęcia? O których mówisz?
- O promocyjnych przed Sochi.
- Ach o tych... Chciałabym żeby moja praca tak wyglądała. Żeby wszystko za mnie robili i nosili, a ja bym była, pachniała i malowała paznokcie.
- No właśnie, Twoja praca. Zatrudnili Cię jako fizjoterapeutkę, ale mam wrażenie że robisz w kadrze dużo więcej.
Po raz kolejny się uśmiecham. Za chwilę koleś uzna, że jestem jakaś trzepnięta czy coś. Ale Alex kazał. Poza tym, jeśli nie będę się uśmiechać, to zacznę beczeć, a wtedy dopiero będzie wesoło.
- Żebyś wiedział! Poza fizjoterapią zajmuję się też terapią umysłową – mój uśmiech przybiera złośliwy kształt. - Przychodzą do mnie, żeby się wygadać. Jest to naprawdę strasznie miłe, ale sam widzisz o której się spotykamy, jest dość późno jak na wywiad. Jutro, po zawodach pójdę spać pewnie około 4 nad ranem. A każdy z nich potrafi wpaść do mnie o 8 i zacząć opowiadać o problemie z dziewczyną, bo właśnie zadzwoniła i miała 'jakiś dziwny ton'. Nie muszę chyba dodawać że większość z tych problemów jest urojona. Ponadto dbam o ich dietę. Taki Fettner na przykład najchętniej jadłby tylko chleb z nutellą. A kombinezon potem musiałby mieć szyty z plandeki na żuka!
Reporter parska śmiechem, a ja czuję się odrobinę pewniej, bo chyba mi zaufał.
- No i prowadzisz zajęcia ruchowe – dodaje chłopak.
- Dokładnie. Bardzo dużo czasu spędzam z chłopakami ćwicząc równowagę, a także biegając. 15 kilometrów dziennie to standard! Każdy biegnie w swoim świecie, w słuchawkach na uszach, ale mamy świadomość, że jednak biegniemy razem, jako grupa i nikt nikogo na trasie nie zostawi. To niesamowicie buduje ducha zespołu.
- Zawsze było tak kolorowo?
- Absolutnie nie – zaprzeczam i na samą myśl o tym, że będę musiała mówić o Diessie robi mi się słabo – na samym początku musiałam udowadniać, że zasługuję na tę pracę. Sztab trenerski był uprzedzony do zatrudniania dziewczyny na to stanowisko. Heinz mi zaufał i powierzył to zadanie. Na początku byłam zła o to ich podejście, uznałam to za szowinistyczne. - Chociaż sobie trochę poużywam, a co! - Ale potem Michi i Gregor opowiedzieli mi o całej aferze z udziałem Morgiego i byłej fizjoterapeutki. Przyznam szczerze że nie miałam o tym pojęcia. No i wtedy po części zrozumiałam.
- Ale udało się ich przekonać...
-... że nie mam zamiaru ich bajerować? - wpadam mu w słowo i znów zaczyna się śmiać. Tym razem chyba trochę histerycznie - No powiedzmy.... choć nadal zdarza mi się przeczytać w gazetach, że z którymś romansuje, a pod spodem jest zdjęcie ze wspólnego wyjścia po czereśnie! Romans jak się patrzy! Chyba nawet w Twojej gazecie to czytałam....
- Na pewno nie! - Chłopak panikuje słysząc moje oskarżenia. Chyba wziął je na poważnie. Zresztą nie mogłabym się o to denerwować, przecież z jednym romansowałam, prawda? - A dziewczyny naszych skoczków? Nie są zazdrosne?
- Ani trochę! One wiedzą że to bzdury wyssane z palca. Nigdy żadnej się nie musiałam tłumaczyć. Wbrew temu co próbują stworzyć brukowce mamy ze sobą naprawdę dobry kontakt.
- Wiesz, że znacznie podnosisz walory estetyczne pod skocznią?
- Podrywasz mnie? - uśmiecham się.
- Może trochę. Ale ogólnie to stwierdzam fakt.
- Wiesz, jestem dziewczyną, lubię dobrze wyglądać. Zresztą, która z nas nie lubi? - No wreszcie jakiś neutralny temat! - Ale nie przywiązuje do tego specjalnej wagi. Nie jestem jedną z tych dziewczyn które pójdą na siłownie w pełnym makijażu bo ktoś je może zobaczyć. Jak to mówią, jak chcesz wyglądać jak kociak, najpierw musisz się upocić jak świnia. Koniec i kropka.
- Kokietka z Ciebie.
- Ja? Kto Ci takich bzdur naopowiadał?
- Maciej Kot coś wspominał.
Parskam śmiechem. Ah ta moja Kocica!
- Maciej Kot jest większą kokietką niż ja, więc niech on już lepiej nic nie mówi.
- Dobrze się znacie?
- Byliśmy swego czasu sąsiadami, ale to jeszcze zanim dołączyłam do AUTów.
- A teraz tak szczerze... Na czym polega fenomen Justyny Jankowskiej?
- Wiesz, ja rzadko bywam w Austrii i nawet nie wiedziałam że istnieje coś takiego jak fenomen Justyny Jankowskiej – odpowiadam szczerze i czuję, że łzy napływają mi do oczu.
Uśmiech Jankowska, uśmiech!
- Nie żartuj! Wszystkie dziewczynki w Austrii chcą być jak Ty!
- Może wszystkie dziewczynki w Austrii chciałyby bezkarnie obmacywać Gregora?
- A widzisz... w ten sposób nie pomyślałem. To teraz szybkie pytania. Może być?
- Jasne, strzelaj – odpowiadam biorąc głęboki oddech.
- Najlepszy kumpel w kadrze?
- Hayboeck – odpowiadam z gulą w gardle, ale chłopak zdaje się tego nie zauważać. Przecież stale mnie było widać gdzieś z Michim, nie mogę teraz powiedzieć, że moja najlepszym przyjecielem jest Diethart!
- Ulubiona skocznia?
- Letalnica.
- Najgorszy moment sezonu?
- Upadek Michiego – znowu łzy.
Do cholery Jankowska, co jest z tobą?
- Najlepszy skoczek?
- Mam dwa typy.
- Pierwszy?
- Freund.
- A to ciekawe... a drugi?
- No Stoch oczywiście!
- No tak, Patriotka – uśmiecha się redaktor. - Ulubione miasto?
- Zakopane!
- A właśnie... dawno Cię tam nie było – chłopak zaczyna kombinować, a ja czuję jak krew odchodzi mi z mózgu. Znalazł temat tabu. – A o ile się orientuję to tam mieszkasz...?
- Już nie – wzruszam delikatnie ramionami udając, że w ogóle mnie to nie ruszyło. – Przeniosłam się do Bawarii.
Uśmiecha się szeroko widząc moje zakłopotanie. Jasne gnoju, śmiej się.
- Ah no tak – rzuca. - Twój mały bawarczyk. Jesteś szczęśliwa?
A wyglądam jakbym była szczęśliwa, kretynie? Ja pierdolę, kogo oni tam zatrudniają! Nie, nie jestem szczęśliwa! Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek było mi gorzej!
- Jak nigdy wcześniej – uśmiecham się najpromienniej jak tylko potrafię.
W tym momencie rozlega się pukanie do drzwi i wchodzi Heinz. Kamień spada mi z serca. Żegnam się z redaktorem i wychodzę. Wchodzimy do pokoju serwismenów.
-I jak? - pyta Diess.
-Od zimy chcę pracować dla Norwegów – oznajmiam, a uśmiech na twarzy Alex osiąga maksymalny rozmiar.
Praca u Norwegów i związek z Marinusem Krausem to chyba dobra alternatywa dla pełnych nienawiści spojrzeń Michiego i uśmiechu Diessa, prawda?


Trochę przyspieszyłam i przeskoczyłam, bo chyba zaczynałam ich zamęczać. Następny będzie epilog. Stay tuned!

wtorek, 2 września 2014

23. Weźmiemy ślub i pojedziemy do Hiszpanii uprawiać ogórki

- Oświadczył się?
- Aha.
- Poważnie?
- A wyglądam jakby żartowała?
- Nie, przepraszam... Cholera, Tyśka. Zakopujesz się, wiesz o tym?
- Wiem... Niestety.
-  Ktoś jeszcze o tym wie?
- Nie. Nawet Tynka nie wie. Chociaż ona chyba jest w tej chwili ostatnią osobą, z którą chciałabym o tym rozmawiać.
- Jak to?
- Wkurza mnie. Non stop ich podpuszcza. Myślisz, że siniak pod okiem Stefana to czyja zasługa? To znaczy, Hayboecka, ale to Tynka podburzyła jego i Fettnera. Ona się świetnie bawi...
- Przecież ona i Kraft byli parą.
- Ano byli. Ale Kraft ją zostawił.
- Szkoda.
- Szczerze? Są siebie warci. Kto wie co Tynka zrobiła albo naopowiadała Stefanowi.
- Mówisz tak, bo jesteś na nią zła.
- Możliwe... Nie wiem. Wiem, że nie mam ochoty z nią teraz rozmawiać.
- A co z Michaelem?
- Nie wiem... Zgodziłam się świadomie, ale teraz zaczyna mnie przytłaczać odpowiedzialność i wszystkie konsekwencje. Stracę pracę...
- No chyba mi nie powiesz, że to cię powstrzyma przed wyjściem za niego!
- Oczywiście, że nie! Nie oszalałam jeszcze! Ale chcę, żeby wyszło na moje. Żeby nikt nie mógł powiedzieć 'a nie mówiłem'.
- Diess?
- No popatrz, zgadłeś.
- A Marinus?
- Cholera, jeszcze Marinus... Kompletnie o nim zapomniałam.
- Ale on nie zapomniał, wiesz o tym? Chyba rozgrzebałaś za dużo mrowisk Tyśka...
- I co ja mam teraz zrobić?
- Nie mam pojęcia. Chyba czas być szczerą. Przynajmniej z jednym z nich. Wybierz, którego uświadomisz pierwszego.
- Chyba łatwiej będzie z Krausem... Jakby co, pomożesz mi?
- Oczywiście! Heinz Kuttin nie zostawia swoich owieczek w potrzebie!

- Z czego się tak cieszysz? - pytam zmęczona.
- Dostałem coś czego chciałem – uśmiecha się Diess machając mi tabletem przed oczami.
- Mózg?
- Śmiej się śmiej – prycha. - Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni.
Patrzę na niego oniemiała, nie rozumiejąc absolutnie nic z jego paplaniny.
- Alex, jestem zmęczona – wzdycham. - Albo powiesz wprost o co chodzi, albo się przymknij.
- Trzeba uważniej wybierać miejsca, w które się chadza.
Zamieram. On wie. Migawka. Ta pieprzona migawka. Wiedziałam, że ktoś nam zrobił zdjęcia, przed tym nieszczęsnym fast foodem.
- Co? - pytam i czuję jak robi mi się gorąco.
- Wiesz o czym mówię. Mam zdjęcia, a ty wiesz co na nich jest. Jesteś skończona w tej kadrze. Zresztą, to też wiesz.
- Niczego mi nie udowodnisz.
- Mam zdjęcia, nie słyszałaś?
- Skąd mogę wiedzieć co na nich jest? Może nic nie widać, a ty próbujesz mi coś wkręcić.
- Wiem, że na zdjęciach jest Hayboeck z dziewczyną, która wybitnie przypomina ciebie.
Czyli nie widać mnie dokładnie na tych zdjęciach!
- Ah, czyli na przykład mogłaby być moją siostrą, tak? - pytam niewinnie.
- Co?
- Tynka, moja siostra! - wykrzykuję.
- Tynka jest z Kraftem!
- Już nie – uśmiecham się złośliwie. - Co mogłoby oznaczać przecież, że spotyka się z Michim.
- Na zdjęciach jest twój samochód.
- Jestem dobrą siostrą, pożyczam go czasem Tynce.
- Nie wykręcisz się – cedzi przez zęby.
- Nie, Słoneczko – prycham. - To ty niczego mi nie wkręcisz. Nie wrobisz mnie w żadne pieprzone zdjęcia!
- Udowodnię, że na nich jesteś. I ujawnię je w najmniej oczekiwanym momencie.

- Kraus mnie całował, a Diess to widział.
Milczy. Nawet na mnie nie patrzy. Po prostu zamilkł i wpatruje się w ścianę.
- Michi?
Cisza.
- Michi, proszę....
Nadal nic.
Siadam pod ścianą i opieram czoło o dłoń.
- Dlaczego?
- Co?
- Dlaczego cię całował?
Wzruszam ramionami.
- On chyba coś do mnie ma. Byłam z nim i Wellingą na skoczni, ale Wellinga się musiał po coś cofnąć na belkę i zostaliśmy z Krausem sami. No i stało się. A Diess to widział, powiedział mi o tym. Więc, żeby odwrócić uwagę od nas wkręcałam mu, że jestem z tym Marinusem.
- Prosiłem cię, żebyś z Niemcami nie wychodziła.
- Michi...
- Prosiłem! Cholera, Tyśka! Ile można? Przecież ja dostanę kurwicy! Jestem cierpliwy, ale nawet moja cierpliwość ma granice! Co chwilę coś wymyślasz! Na chwilę cię spuszczę z oka, a już jakiś szwab cię całuje! A ty mi mówisz dopiero jak się szykują problemy!
Milczę. Spoglądam tylko na niego spode łba.
- I nie patrz tak na mnie. Tym razem to nic nie da. Przypominam, że mnie też obowiązuje zakaz kontaktów z innymi członkami kadry!
- Nie będę udawać, że cię zmuszałam! - prycham.
- Wiesz, że nie o to chodzi – przewraca oczami. - Powiedz mi lepiej co zrobimy.
- Tynka będzie szła w zaparte, że to ona jest na zdjęciach.
- A Kraft?
- Musiałam mu powiedzieć prawdę, co miałam zrobić?
- To teraz wszyscy się dowiedzą – Hayboeck opada na łóżko.
Rozumiem, że miałeś lepszy pomysł.
- Przecież Tynka jest od ciebie niższa.
- Nie wiem jak wyglądają te zdjęcia. Może nie będzie widać. Thomas i Kristina będą mówić, że tego wieczoru pilnowałam u nich w domu Lily.
- Myślisz, że nam się uda?
- Nie wiem Michi, pojęcia nie mam – wzruszam ramionami i opadam na łóżku obok niego. - A co jak nas wywalą?
- Weźmiemy ślub i pojedziemy do Hiszpanii uprawiać ogórki – uśmiecha się blado.
- Czyli, nie zrywasz ze mną?
- Dlaczego miałby chcieć z tobą zerwać?
- No wiesz... - zaczynam niepewnie. - Same problemy ostatnio.
- Ty jesteś moim chodzącym problemem. - uśmiecha się. - A wiesz co mówią? Że z problemami najlepiej się przespać! To gdzie ja cię będę rzucał, skoro cię potrzebuję?
A wiecie co mi wtedy chodziło po głowie? 'I ujawnię je w najmniej oczekiwanym momencie.'

środa, 27 sierpnia 2014

22. Pierwszy konkurs

Patrzę na nią. Tak naturalnie piękna. Zmęczona, przemarznięta a nadal piękna. Wydaje się, że to niewykonalne, a jej się udaje. Spogląda teraz na mnie i delikatnie się uśmiecha. Wiem jak bardzo trzyma za mnie kciuki. Wiem, że dla niej te Igrzyska znaczą tyle samo co dla mnie. Bo chce mojego sukcesu. Wspaniała dziewczyna. Naciąga czapkę na uszy i zaczyna przestępować z nogi na nogę, żeby trochę się rozgrzać.
Gdybym tylko mógł ją przytulić i trochę ogrzać. Ale nie mogę. Jest tu mnóstwo ludzi, a czas nagli.
Narzucam narty na ramię i kieruję się w stronę wyciągu. Spotykam tam Gregora, który też czeka na wjazd do góry.
Konkurs wybitnie mu nie idzie, to nie ten sam Gregor. Aż boję się co będą pisać gazety w kraju. Obsmarują go od góry do dołu, wywróżą koniec kariery, zlinczują, ukamieniują i co tam jeszcze można zrobić.
Ale czas już się skupić. Druga seria przed nami, a moim zadaniem jest atakować podium. 4 miejsce po pierwszej serii jest dobrym punktem wyjściowym. Dojeżdżamy na górę. Przepuszczam Gregora w kolejce do windy, on w końcu skacze przede mną. Ostatecznie obaj mieścimy się w tej samej windzie razem z Hilde, Diethartem, Stochem i kilkoma innymi skoczkami.
Tysia trzyma kciuki za Stocha. Moja mała patriotka. Nie mogę się nie uśmiechnąć na wspomnienie jej zaaferowanej miny kiedy ściskała kciuki w czasie jego skoku próbnego. Po doskonałym lądowaniu z dzikim piskiem oznaczającym radość wyskoczyła ku górze i zaczęła tańczyć ze szczęścia.
Mimo to, widać że jest zmęczona i to bardzo. Uśmiechy są tak delikatne jak nigdy wcześniej, zasypia niemalże na stojąco, mało mówi. Myślę, że coś ją gryzie. Ale nie chce mi powiedzieć co. Kiedy pytam odpowiada mi z wymuszonym uśmiechem, że to nic takiego i że najważniejsze są teraz moje skoki.
A przecież najważniejsza jest ona.
Oho. Czas schodzić do belki. Ruszam schodkami do dołu. Się Rosjanie postarali, skocznia pełen wypas. Aż szkoda, że po Olimpiadzie prawdopodobnie nikt nie będzie tego używał.
Siadam na belce, poprawiam gogle i dwa razy mocno uderzam otwartymi dłońmi w uda. Patrzę na trenera. Jest skupiony jak nigdy wcześniej. Jestem najwyżej notowanym Austriakiem w tym konkursie, jego ostatnią nadzieją. W końcu daje mi znak, żebym ruszał. Odpycham się mocno od belki i zaczynam się rozpędzać. Rozbieg zdaje się nie mieć końca. Skupiam się na progu i w odpowiednim momencie się wybijam.
Co za uczucie. Mroźne, nocne powietrze zacina mi w twarz. Delikatnie steruję dłońmi, ale generalnie cała sylwetka w locie jest bez zarzutu.
Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu leżałem w szpitalnym łóżku i błagałem Tysię, żeby mi pomogła. A ona się zgodziła. Zawsze się zgadza, nawet na moje najgłupsze pomysły. Mówi wtedy, że jestem idiotą, ale mi ufa. I niczego więcej mi nie trzeba, jeśli mam być szczery.
Odległość będzie imponująca, czuję to. Jestem coraz niżej, więc układam się do lądowania i z efektownym telemarkiem uderzam nartami o śnieg. Wyrzucam rękę w górę, w geście zwycięstwa i dojeżdżam do bandy. Gregor i Thomas wybiegają do mnie, żeby mi pogratulować i czekać ze mną na wynik.
Spoglądam na tablicę. Trzy noty już są. Jedna 19 i dwa razy po 18.5. Jest nieźle. Ba! Jest dobrze!
Odwracam się i patrzę na Tysię, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. Stoi między Felixem i Timem i z rękoma zaciśniętymi w małe piąstki spogląda nerwowo na tablicę z wynikami. Nagle z dzikiem okrzykiem cała trójka wyskakuje w powietrze, a ja orientuję się, że obroniłem swoje czwarte miejsce. W najgorszym wypadku będę tuż za podium Igrzysk Olimpijskich. A mam dopiero 23 lata! Razem z Gregorem i Thomasem schodzimy za bramkę, gdzie Tim podaje mi torbę z ubraniami. Biorę wszystko ze sobą i zmieniam Dietharta na miejscu dla lidera.
Przyznam szczerze, że dopiero teraz czuję nerwy. Teraz kiedy wykonałem już swoją robotę i nic nie zależy ode mnie.
Bardal siada na belce i wpatruje się w swojego trenera. Stoeckl macha chorągiewką i Norweg odpycha się mocno rozpoczynając najazd na próg. Serce podchodzi mi do gardła i czuję, jak zaczyna rosnąć. Na litość boską, jakie nerwy.
Leci. Leci. Leci. Cholera, będzie daleko. Będzie bardzo daleko. Ostatecznie ląduje niemalże w tym samym miejscu co ja. Różnica między nami wynosiła 0,7 punktu po pierwszej serii. Chyba się w dupę ugryzę, jak przegram o 0,1.
Uparcie wpatruje się w tablicę wyników. Cholera, ma dobre noty, ale za to lądował metr bliżej niż ja. Błagam, niech będzie drugi. Proszę! Wiem, że to bardzo niesportowe, no ale chyba każdy chciałby zdobyć medal, prawda? No dalej Bardal! Bądź drugi!
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! - wydziera się obok mnie Thomas, a ja czuję jak uginają się pode mną nogi.
Bardal jest drugi. Autentycznie. Drugi. Za mną. Na górze zostali już tylko Prevc i Stoch, co oznacza, że mam brązowy medal. Mam brązowy medal Igrzysk Olimpijskich. Bo nie łudzę się, że przeskoczę pozostała dwójkę, są w zbyt dobrej formie i mają zbyt dużo punktów przewagi.
Reszty konkursu nie jestem już w stanie oglądać, bo z każdej strony zalewają mnie gratulację. Pamiętam tylko, że gratulowałem Peterowi, który przyszedł mnie zmienić, a potem jeszcze przybijałem piątkę ze Stochem.
Szybko organizowana jest ceremonia kwiatowa, więc nie mam nawet chwili, żeby porozmawiać z nią na osobności. Wolontariusze wyganiają mnie za Kamilem na zeskok. Zaskoczony Peter o mało nie potyka się o własne nogi, ale wykazuje się refleksem szachisty i w ostatniej chwili łapie równowagę.
Potem wszystko dzieje się szybko. Za szybko. Chciałoby się smakować tę chwilę, chciałoby się, żeby trwała. Niestety to byłoby zbyt piękne.
Wywołują moje imię, więc wskakuję na najniższy stopień podium. Chwile po mnie to samo robi Prevc, a na końcu Kamil. W momencie wejścia Stocha na najwyższy stopień podium rozlega się niewyobrażalny wrzask Polskich kibiców. To są szaleni ludzie, mówię wam.
Jakiś facet, który chyba jest tu ważny wręcza nam kwiaty i gratuluje niesamowitych wyników. Potem dowiadujemy się, o której godzinie mamy się pojawić na ceremonii wręczenia medali i wszystko się kończy. To tyle. Tyle by było z pierwszego konkursu Igrzysk Olimpijskich w Sochi.
Wracam do drużyny. Rozglądam się, ale jej nie widzę. A nie! Jest! Rozmawia z Kotem. Nawet się śmieje.
Przepraszam wszystkich na chwilę i ruszam w jej stronę. Po drodze mijam jakiegoś upierdliwego dziennikarza, który koniecznie chce przeprowadzić ze mną wywiad, ale mówię mu że nie mam teraz czasu.
W końcu Tysia mnie zauważa. Kot zresztą też. Gratuluje mi trzeciego miejsca, ja jemu siódmego i chłopak taktownie odchodzi. Wręczam Tysi moje kwiaty, mówiąc że bez niej nie byłoby to możliwe. Uśmiecha się szeroko i mocno mnie przytula.
Chwilo, trwaj!
Jest taka delikatna, tak pięknie pachnie, tak bardzo ją kocham!
W końcu odsuwa się ode mnie i patrzy mi w oczy. W jej oczach widzę łzy. Pytam dlaczego płacze. Zaczyna się delikatnie śmiać i dłonią wyciera mokre ślady z policzków. Mówi, że jest tak szczęśliwa, że chyba nie da się bardziej.
Odpowiadam, że ja mógłbym być jeszcze bardziej szczęśliwy.
Znowu się śmieje, mówi że ciągle mi mało. Pyta co bym jeszcze chciał. Złoto w drużynie? Indywidualnie?
'Nie Tysia.' odpowiadam. ' Chcę, żebyś za mnie wyszła.'
Zamiera. Przez dłuższą chwilę patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.
A ja nic nie mówię. Wiem, że to poważna sprawa, a ona się tego nie spodziewała, więc daję jej czas do namysłu.
Sekundy mijają, świat żyje dalej, a ja patrzę tylko na nią. Nie zwracam uwagi na dziennikarzy, trenerów, czy kolegów. Cały czas wstrzymuję oddech wyczekując najważniejszej decyzji dzisiejszego dnia.
W końcu Tysia zalana łzami potakująco kiwa głową.

wtorek, 19 sierpnia 2014

21. Spotkamy się?

- Mogę ci zaufać? - pytam niepewnie.
- Dziewczyno – prycha Andreas – wiesz, że palę. Dzięki tobie mogę stąd wylecieć w 20 minut, myślę, że to wystarczające zapewnienie.
- Takie palenie, to nie palenie!
- Wytłumaczysz to Wernerowi? - pyta przewracając oczami.
- Pewnie nie...
- No więc, co cię sprowadza do mojej poradni psychologicznej?
- Ty głupi jesteś, wiesz? - prycham śmiechem. - Otóż sprowadza mnie twój kolega Marinus.
- Mari? A co on ci zrobił? - dziwi się Wellinger.
Biorę głęboki oddech i obserwuję jak Sarah Hendrickson oddaje swój treningowy skok. Siedzimy na trybunach skoczni w czasie kiedy panie trenują przed zawodami.
- Zacznę od początku – zbieram się w końcu w sobie. - Pamiętasz jak mówiłam, że mam zakaz spotykania się z chłopakami z kadry?
- Pamiętam – potwierdza biorąc łyka herbaty z papierowego kubka, który trzyma w dłoniach.
- No więc, jakby to powiedzieć średnio go przestrzegam.
- Kokietka – mruczy Wellinger z łobuzerskim uśmiechem.
- Przestań – rzucam szturchając go w żebra, a on zaczyna się śmiać.
- Raczej ciężko mi było uwierzyć, że z żadnym z nich nigdy nic... no wiesz. W końcu oparłaś się mojemu urokowi! Musiał być powód!
- Tak, miałam cię wtedy za idiotę – mruczę.
- To mogło wpłynąć na twoją decyzję – Andreas udaje, że się zastanawia. - Więc, który jest tym pechowcem? Hayboeck, prawda?
- Skąd...?
Niemiec zaczyna się śmiać.
- Wbrew temu co kiedyś o mnie myślałaś, to ja całkiem bystry jestem. Thomas, Gregor i Manuel mają dziewczyny, z którymi z tego co wiem to całkiem dobrze żyjesz, więc odpadli na starcie. Kraft jest dla ciebie za młody...
- Ej!
- Bez urazy! Z Diethartem jakoś nie mogę sobie ciebie wyobrazić, więc nijak zostaje Michi. Ponadto mieszkacie obok siebie, co sprzyja nocnym schadzkom.
- Jesteś niemożliwy, wiesz? - kręcę głową z rozbawieniem.
- Wiem, wiem – mruczy udając skrępowanie. - Mamusia mi to zawsze mówi! No ale dobra! Co z tym wspólnego ma Marinus? Choć, w sumie domyślam się co może mieć...
- Jak to?
- Jesteśmy kumplami, dużo o sobie wiemy – wzrusza ramionami.
- Mari mnie pocałował, w czasie kiedy ty wracałeś na belkę po e-papierosa – wyduszam w końcu z siebie, patrząc ślepo w przestrzeń przede mną.
- A tego mi skurczybyk nie powiedział! - wykrzykuje Wellinger. - Tak po prostu?
- Była jakaś gadka szmatka, a potem on zaczął, że mnie tak lubi, że tak chciałby żebym z wami pracowała, coś tam coś, a na koniec wziął i mnie pocałował.
- A ty spierdzieliłaś, tak? Bo nie było cię jak wróciłem!
- No nie do końca – zaprzeczam ruchem głowy.
- Też go pocałowałaś? Rany Tyśka, mów mi wszystko!
- Ekscytujesz się jak jakaś gimbusiara – mruczę zapadając się jak najbardziej w moją kurtkę i szalik. - Nie pocałowałam go. W sumie, nie zareagowałam. Bo niby nie powinnam była tego robić, no bo wiesz, Hayboeck i tak dalej, ale z drugiej strony żadna siła nie była w stanie mnie zmusić, żebym odeszła.
- A Michi wie?
- Nie zwariowałeś przypadkiem? - pytam patrząc na niego z politowaniem.
- Będzie kaszanka jak się dowie, wiesz o tym.
- Wiem...
- Prawda jest taka, że Mari wpadł po uszy – rzuca Andi przeciągając się na ławce.
- Domyśliłam się – mruczę. - Powiedział, że będzie czekał. Bo powiedziałam mu, że kogoś mam, ale nie powiedziałam mu kogo.
- I możesz być pewna, że rzeczywiście będzie czekał, a nie że zaraz sobie jakąś pannę przygrucha.
- I co ja mam teraz zrobić?
- Szczerze?
- Tylko szczerze.
- Rzuć ich w cholerę i zostań ze mną!
- Wellinga, ty idioto!

- Niepoważny jesteś i tyle – rzucam wkurzona idąc korytarzem następnego dnia.
- Dobrze, że ty taka odpowiedzialna – mruczy ironicznie Michi kroczący za mną.
- Odpuść sobie, dobrze? W tym momencie powinieneś być w drodze do Austrii!
- Nie przesadzasz?
- Diess widział Krafta z wielkim siniakiem pod okiem! Twoje pieprzone szczęście, że Stefan to wbrew pozorom dobry kumpel i nikogo nie sypnął!
- Należało mu się – prycha Hayboeck i wchodzi za mną do pokoju.
- Nie ty tu jesteś od wymierzania sprawiedliwości, rozumiesz? - krzyczę odwracając się do niego gwałtownie.
- Wkurzasz mnie Mała, wiesz? - pyta Michi przyciskając mnie całym ciałem do ściany.
Nasze nosy dzieli w tym momencie kilkanaście milimetrów. Patrzymy sobie głęboko w oczy, ale jedyne co widzę w oczach blondyna to wściekłość, o ile nie furia.
- Czasami się zastanawiam co ty ze mną dziewczyno zrobiłaś – szepcze.
Uśmiecham się kpiąco.
- Lubię jak jesteś takim gnojem, wiesz? - pytam rozpinając mu zamek od bluzy. Czuję jak przejeżdża dłonią po moim udzie i zatrzymuje się na pośladku. O ile to możliwe przyciska mnie jeszcze mocniej do ściany.
- Tęskniłem za tobą – mruczy delikatnie przejeżdżając wargami po mojej szyi. Uśmiecham się czując przyjemny dreszcz przechodzący przez moje ciało. Jednym szybkim ruchem blondyn zdejmuje moją koszulkę. Chwile potem zbliża swoje usta do moich i składa delikatny pocałunek. Odrywa się ode mnie i znowu patrzy mi głęboko w oczy.
- Czy ja cię nie miałam opierdalać za twoją głupotę? - pytam bawiąc się jego blond kosmykami.
Uśmiecha się do mnie i raz jeszcze złącza nasze usta. Tym razem mocniej, agresywniej. Czuję jego dłonie błądzące po mojej talii. Obdarzamy się nawzajem krótkimi, pełnym pożądania pocałunkami. Nagle odrywa się ode mnie gwałtownie.
- Rób co chcesz, tak długo jak to nie będzie kolidowało z tym czego ja chcę – szepcze głośno sapiąc.
Uśmiecham się pod nosem i ściągam mu koszulkę.
- Na litość boską, Hayboeck! - wykrzykuję, kiedy zauważam wielkiego siniaka rozlanego po połowie jego brzucha. - Co to jest?
- Kraft próbował mi oddać – wzrusza ramionami Michi.
- I chyba nawet mu się udało – warczę oglądając jego brzuch.
- To mu jeszcze poprawiłem, dlatego wygląda jak wygląda.
- No najważniejsze, że postawiłeś na swoim – ironizuję. - Czym ten biedny Kraft cię tak zdenerwował, co?
- Chcesz wiedzieć? - pyta mnie prowokująco. - Otóż twój ukochany Stefan zasugerował, że bronię twojej siostry bo z nią sypiam!
Powoli dochodzi do mnie co powiedział Michi. Patrzę na niego nic nie mówiąc. Hayboeck z kolei przygląda się mnie ciężko oddychając. Widać, że jest zły. Zresztą, zły to lekkie słowo. Wymijam go i siadam na łóżku przy okazji zakładając koszulkę, którą znajduje po drodze. Blondyn również podchodzi do łóżka, ale nie siada, tylko obserwuje mnie z góry.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Bo myślę.
- O czym?
- O tym co powiedziałeś. A właściwie o tym co Kraft powiedział.
- Żartujesz sobie, prawda? - pyta mnie Michi z rezygnacją w głosie.
- Nie mówię, że tak jest – prycham. - Zastanawiam się dlaczego tak powiedział.
- Bo jest dzieciakiem! I wydaje mu się, że jak jego dziewczyna porozmawia z innym facetem to od razu go zdradza! - wykrzykuje blondyn zaczynając łazić po całym pokoju. - Zresztą, mam to gdzieś skąd mu się wziął w głowie taki pomysł! Nigdy w życiu nie miałem nic do Tynki. Jest moją sąsiadką i siostrą mojej dziewczyny, koniec! To ty masz klucze do mojego mieszkania, to w twoim pokoju leży 3/4 mojej szafy, bo co chwile podprowadzasz mi jakieś ciuchy, to ciebie wożę w środku nocy na lody do McDonalds bo masz akurat taką ochotę, to ty doprowadzasz mnie do szału jak o siebie nie dbasz, jak co chwile widzę, że jesteś chudsza niż byłaś! I może w tym momencie doprowadzasz mnie do kurwicy, ale poszedłbym za tobą w ogień, rozumiesz? Kocham cię jak głupi i w dupie mam co mówi Kraft!
Wstaję i podchodzę do niego.
- Gdzie się podziała moja ciepła klucha? - pytam mocno się do niego przytulając.
- Zmieniłaś mnie – odpowiada otaczając mnie mocno ramionami i całując w czoło. - Walczę o własne szczęście i rozszarpie każdego, kto tylko spróbuje się do ciebie zbliżyć albo skrzywdzić!
Tak? Powiedz to Krausowi!
- Połóż się, nasmaruje cię jakąś maścią, żeby ci ten siniak szybciej zszedł – mruczę odsuwając się od niego. Wykonuje moje polecenie, a ja przeglądam torbę z lekarstwami w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego.
- Tysia?
- Hmm?
- Polecimy na wakacje po Sochi?
- Sami? - odwracam głowę w jego kierunku.
- Sami.
- To możemy lecieć – odpowiadam pewnie i wracam do poszukiwań.

- Ty palisz?!
Odwracam głowę, żeby dowiedzieć się kto do mnie dołączył. Szlag! Diess!
- Zdarza mi się – mruczę niepewnie chowając delikatnie mojego e-papierosa.
- Nie krępuj się – rzuca i siada obok mnie. Wyciąga z kieszeni kurtki paczkę papierosów i wyciąga z niej jednego. - Chcesz?
- Dzięki, zostanę przy mojej gumie balonowej – odpowiadam wskazując na urządzenie. Otulam się ciaśniej kurtką, bo wieczorem Sochi daje do wiwatu. Temperatura spada na łeb na szyję. Jesteśmy tu czwarty dzień, Kraft zdążył już zerwać z Tynką, Michi z tej okazji go pobił, a Fettner zaginął. A! Bo zapomniałam o tym wspomnieć! Poszedł 7 godzin temu do miasta i jeszcze nie wrócił. Oszaleję!
- Wiesz co z Manuelem? - pyta mnie Alex.
- Szczerze? Mam to w dupie!
- Potrafią uprzykrzyć życie, co nie? - Diess zaczyna się śmiać, a mi nie pozostaje nic innego jak tylko się z nim zgodzić.
- Wkurwiają mnie tak, że głowa mała – prycham zaciągając się.
- Jutro pójdą w końcu na skocznie to cały wieczór i noc spędzisz w ich towarzystwie!
- Wprost nie mogę się doczekać – ironizuję.
- Wiesz, ostatnio myślę czy by czasem nie odejść z kadry...
- Nie obiecuj!
- Lubię nasze rozmowy, wiesz? - trąca mnie łokciem. - Zawsze mogę liczyć na ociekającą jadem i złośliwością ripostę.
- Zawsze do usług – mruczę.
- Będzie mi cię brakowało!
- Jak już mnie wywalisz z kadry? - pytam niewinnie.
- A mam za co? - dopytuje.
- Ty na pewno znajdziesz powód, o to się nie martwię – prycham.
- Mógłbym cię wywalić tylko za łamanie przepisów, a wiem że tego nie robisz...
A tu mnie zaskoczyłeś.
- Skąd taka nagła zmiana frontu?
- Widziałem cię ostatnio z Krausem od Niemców – wzrusza ramionami Diess.
Zamieram. 
No to po jabłkach. Pozamiatane. Musztarda po obiedzie i inne tego typu mądrości językowe.
- Jeśli chcesz to utrzymać w tajemnicy to spoko – rzuca Alex na widok mojej miny. - Tak długo jak nie spotykasz się z naszymi to nie moja brocha, nikomu nie powiem.
- Myślę, że tak będzie lepiej – mruczę niepewnie.

- Dzień dobry, chciałabym się widzieć z Marinusem Krausem – uśmiecham się do recepcjonistki w Domu Niemieckim. - Czy mogłaby go pani zawołać?
- Jasne – odpowiada i chwyta za słuchawkę. Wybiera odpowiedni numer i już po chwili rozmawia z Niemcem. - Dobry wieczór panie Kraus. Przy recepcji czeka pani Jankowska, chciałaby się z panem widzieć.... Dobrze, przekażę.
Odkłada słuchawkę, a ja uważnie jej się przyglądam.
- Jestem z Austrii, widziałam zdjęcia w Przeglądzie Sportowym – odpowiada na moje nieme pytania skąd zna moje nazwisko.
- W ogóle o tym nie pomyślałam – uderzam się otwartą dłonią w czoło.
- Świetne zdjęcia, naprawdę – uśmiecha się do mnie dziewczyna. - Pan Kraus kazał przekazać, że za chwilę zejdzie, prosił, żeby pani poczekała.
- Dzięki – mruczę. - Tak w ogóle Tysia jestem – wyciągam dłoń w jej kierunku.
- Sophie – odpowiada i wymieniamy uścisk.
- Nie chciałaś pracować w Austriackiej części?
- Chciałam, ale ktoś mnie ubiegł – mruczy załamana.
- Ah tak, żaba w uniformie – śmieje się przypominając sobie słowa mojej siostry. Dziewczyna patrzy na mnie zaskoczona. - Nieważne!
- Szpieg w bazie! - słyszę histeryczny wrzask za mną. Odwracam się i widzę roześmianych Wanka i Wellingera.
- Tu się.... - pokazuje im na bok głowy, sugerując mocne uderzenie w celach leczniczych.
- Jak do nas przychodzisz to mogłabyś tę paskudną niebieską kurtkę zostawiać za drzwiami? - pyta starszy z Andreasów. - Załatwimy ci ładniejszą!
- Spadajcie, co? - odzywa się Marinus, który właśnie się pojawił.
- Uuu – wyją jego koledzy.
- Nie będziemy przerywać, na razie! - krzyczy Wanki.
Dyskretnie pokazuję Wellingerowi, że do niego zadzwonię, co on przyjmuje skinieniem głowy i z uśmiechem znika ze starszym kolegą na schodach.
- Nie spodziewałem się, że do mnie przyjdziesz – uśmiecha się do mnie Kraus przysiadając na poręczy fotela w recepcji.
- Kawałek dalej – mruczę chwytając go za rękaw bluzy i odciągając go bardziej do drzwi. - Recepcjonistka jest z Austrii, wszystko zrozumie – tłumaczę, widząc jego zaskoczenie.
- No tak...
- Przyznam szczerze Mari, że nie wiem jak teraz z tobą rozmawiać...
- Normalnie – uśmiecha się. - Powiedziałem, że poczekam i tak będzie. Nie będę się teraz naprzykrzał czy coś.
- Mam do ciebie gigantyczną prośbę – zaczynam biorąc głęboki oddech.
- Słucham.
- Kojarzysz Alexa Diessa, prawda?
- Ten taki okrągły trener co cię sprzedał Norwegom? - pyta próbując sobie przypomnieć.
- Dokładnie ten sam – potwierdzam. - Chodzi o to, że on nas widział... No wiesz, pod skocznią.
- Yhm...
- I on myśli, że jesteśmy parą – wyjaśniam. - A przyznam szczerze, że mi jest to bardzo na rękę, żeby tak myślał.
- Dlaczego? - dziwi się Kraus.
- Powiedzmy, że nie wymyśla wtedy niestworzonych historii o tym, że spotykam się z kimś z kadry, a za to mogę wylecieć z pracy...
- Ale ty mówiłaś, że kogoś masz – zastanawia się Niemiec.
- Mari... - mruczę załamana.
- Ok, już rozumiem. Jakby pytał to potwierdzę, nie bój się.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Jesteś wspaniały Mari – krzyczę i ucałowuję go w czoło. - Dziękuję! Obiecuję, że w swoim czasie ci wszystko wyjaśnię.
- Spotkamy się? - pyta nagle. - Jutro, po treningu? Na jakąś czekoladę, czy coś?
Daj mu szansę. Aktualna sytuacja, nie będzie trwała wiecznie. Możesz potrzebować pomocy.
Głos Heinza odbijał się między jej uszami jak uporczywe echo.
- Po treningu muszę zająć się mięśniami chłopaków – odpowiadam. - Ale jak skończę, to do ciebie zadzwonię i się umówimy, dobrze?
- Idealnie – uśmiecha się wstając z poręczy na której siedział. - To... To na razie Tyśka – rzuca, daje mi buziaka w policzek i kieruje się w stronę schodów.
Odwracam się na pięcie i ruszam do drzwi. W międzyczasie wyciągam telefon i wybieram numer, który ostatnimi czasy mogłabym wpisać do ulubionych i najczęściej wybieranych.
- Wellinga? Jaka ja jestem głupia!