środa, 27 sierpnia 2014

22. Pierwszy konkurs

Patrzę na nią. Tak naturalnie piękna. Zmęczona, przemarznięta a nadal piękna. Wydaje się, że to niewykonalne, a jej się udaje. Spogląda teraz na mnie i delikatnie się uśmiecha. Wiem jak bardzo trzyma za mnie kciuki. Wiem, że dla niej te Igrzyska znaczą tyle samo co dla mnie. Bo chce mojego sukcesu. Wspaniała dziewczyna. Naciąga czapkę na uszy i zaczyna przestępować z nogi na nogę, żeby trochę się rozgrzać.
Gdybym tylko mógł ją przytulić i trochę ogrzać. Ale nie mogę. Jest tu mnóstwo ludzi, a czas nagli.
Narzucam narty na ramię i kieruję się w stronę wyciągu. Spotykam tam Gregora, który też czeka na wjazd do góry.
Konkurs wybitnie mu nie idzie, to nie ten sam Gregor. Aż boję się co będą pisać gazety w kraju. Obsmarują go od góry do dołu, wywróżą koniec kariery, zlinczują, ukamieniują i co tam jeszcze można zrobić.
Ale czas już się skupić. Druga seria przed nami, a moim zadaniem jest atakować podium. 4 miejsce po pierwszej serii jest dobrym punktem wyjściowym. Dojeżdżamy na górę. Przepuszczam Gregora w kolejce do windy, on w końcu skacze przede mną. Ostatecznie obaj mieścimy się w tej samej windzie razem z Hilde, Diethartem, Stochem i kilkoma innymi skoczkami.
Tysia trzyma kciuki za Stocha. Moja mała patriotka. Nie mogę się nie uśmiechnąć na wspomnienie jej zaaferowanej miny kiedy ściskała kciuki w czasie jego skoku próbnego. Po doskonałym lądowaniu z dzikim piskiem oznaczającym radość wyskoczyła ku górze i zaczęła tańczyć ze szczęścia.
Mimo to, widać że jest zmęczona i to bardzo. Uśmiechy są tak delikatne jak nigdy wcześniej, zasypia niemalże na stojąco, mało mówi. Myślę, że coś ją gryzie. Ale nie chce mi powiedzieć co. Kiedy pytam odpowiada mi z wymuszonym uśmiechem, że to nic takiego i że najważniejsze są teraz moje skoki.
A przecież najważniejsza jest ona.
Oho. Czas schodzić do belki. Ruszam schodkami do dołu. Się Rosjanie postarali, skocznia pełen wypas. Aż szkoda, że po Olimpiadzie prawdopodobnie nikt nie będzie tego używał.
Siadam na belce, poprawiam gogle i dwa razy mocno uderzam otwartymi dłońmi w uda. Patrzę na trenera. Jest skupiony jak nigdy wcześniej. Jestem najwyżej notowanym Austriakiem w tym konkursie, jego ostatnią nadzieją. W końcu daje mi znak, żebym ruszał. Odpycham się mocno od belki i zaczynam się rozpędzać. Rozbieg zdaje się nie mieć końca. Skupiam się na progu i w odpowiednim momencie się wybijam.
Co za uczucie. Mroźne, nocne powietrze zacina mi w twarz. Delikatnie steruję dłońmi, ale generalnie cała sylwetka w locie jest bez zarzutu.
Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu leżałem w szpitalnym łóżku i błagałem Tysię, żeby mi pomogła. A ona się zgodziła. Zawsze się zgadza, nawet na moje najgłupsze pomysły. Mówi wtedy, że jestem idiotą, ale mi ufa. I niczego więcej mi nie trzeba, jeśli mam być szczery.
Odległość będzie imponująca, czuję to. Jestem coraz niżej, więc układam się do lądowania i z efektownym telemarkiem uderzam nartami o śnieg. Wyrzucam rękę w górę, w geście zwycięstwa i dojeżdżam do bandy. Gregor i Thomas wybiegają do mnie, żeby mi pogratulować i czekać ze mną na wynik.
Spoglądam na tablicę. Trzy noty już są. Jedna 19 i dwa razy po 18.5. Jest nieźle. Ba! Jest dobrze!
Odwracam się i patrzę na Tysię, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. Stoi między Felixem i Timem i z rękoma zaciśniętymi w małe piąstki spogląda nerwowo na tablicę z wynikami. Nagle z dzikiem okrzykiem cała trójka wyskakuje w powietrze, a ja orientuję się, że obroniłem swoje czwarte miejsce. W najgorszym wypadku będę tuż za podium Igrzysk Olimpijskich. A mam dopiero 23 lata! Razem z Gregorem i Thomasem schodzimy za bramkę, gdzie Tim podaje mi torbę z ubraniami. Biorę wszystko ze sobą i zmieniam Dietharta na miejscu dla lidera.
Przyznam szczerze, że dopiero teraz czuję nerwy. Teraz kiedy wykonałem już swoją robotę i nic nie zależy ode mnie.
Bardal siada na belce i wpatruje się w swojego trenera. Stoeckl macha chorągiewką i Norweg odpycha się mocno rozpoczynając najazd na próg. Serce podchodzi mi do gardła i czuję, jak zaczyna rosnąć. Na litość boską, jakie nerwy.
Leci. Leci. Leci. Cholera, będzie daleko. Będzie bardzo daleko. Ostatecznie ląduje niemalże w tym samym miejscu co ja. Różnica między nami wynosiła 0,7 punktu po pierwszej serii. Chyba się w dupę ugryzę, jak przegram o 0,1.
Uparcie wpatruje się w tablicę wyników. Cholera, ma dobre noty, ale za to lądował metr bliżej niż ja. Błagam, niech będzie drugi. Proszę! Wiem, że to bardzo niesportowe, no ale chyba każdy chciałby zdobyć medal, prawda? No dalej Bardal! Bądź drugi!
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! - wydziera się obok mnie Thomas, a ja czuję jak uginają się pode mną nogi.
Bardal jest drugi. Autentycznie. Drugi. Za mną. Na górze zostali już tylko Prevc i Stoch, co oznacza, że mam brązowy medal. Mam brązowy medal Igrzysk Olimpijskich. Bo nie łudzę się, że przeskoczę pozostała dwójkę, są w zbyt dobrej formie i mają zbyt dużo punktów przewagi.
Reszty konkursu nie jestem już w stanie oglądać, bo z każdej strony zalewają mnie gratulację. Pamiętam tylko, że gratulowałem Peterowi, który przyszedł mnie zmienić, a potem jeszcze przybijałem piątkę ze Stochem.
Szybko organizowana jest ceremonia kwiatowa, więc nie mam nawet chwili, żeby porozmawiać z nią na osobności. Wolontariusze wyganiają mnie za Kamilem na zeskok. Zaskoczony Peter o mało nie potyka się o własne nogi, ale wykazuje się refleksem szachisty i w ostatniej chwili łapie równowagę.
Potem wszystko dzieje się szybko. Za szybko. Chciałoby się smakować tę chwilę, chciałoby się, żeby trwała. Niestety to byłoby zbyt piękne.
Wywołują moje imię, więc wskakuję na najniższy stopień podium. Chwile po mnie to samo robi Prevc, a na końcu Kamil. W momencie wejścia Stocha na najwyższy stopień podium rozlega się niewyobrażalny wrzask Polskich kibiców. To są szaleni ludzie, mówię wam.
Jakiś facet, który chyba jest tu ważny wręcza nam kwiaty i gratuluje niesamowitych wyników. Potem dowiadujemy się, o której godzinie mamy się pojawić na ceremonii wręczenia medali i wszystko się kończy. To tyle. Tyle by było z pierwszego konkursu Igrzysk Olimpijskich w Sochi.
Wracam do drużyny. Rozglądam się, ale jej nie widzę. A nie! Jest! Rozmawia z Kotem. Nawet się śmieje.
Przepraszam wszystkich na chwilę i ruszam w jej stronę. Po drodze mijam jakiegoś upierdliwego dziennikarza, który koniecznie chce przeprowadzić ze mną wywiad, ale mówię mu że nie mam teraz czasu.
W końcu Tysia mnie zauważa. Kot zresztą też. Gratuluje mi trzeciego miejsca, ja jemu siódmego i chłopak taktownie odchodzi. Wręczam Tysi moje kwiaty, mówiąc że bez niej nie byłoby to możliwe. Uśmiecha się szeroko i mocno mnie przytula.
Chwilo, trwaj!
Jest taka delikatna, tak pięknie pachnie, tak bardzo ją kocham!
W końcu odsuwa się ode mnie i patrzy mi w oczy. W jej oczach widzę łzy. Pytam dlaczego płacze. Zaczyna się delikatnie śmiać i dłonią wyciera mokre ślady z policzków. Mówi, że jest tak szczęśliwa, że chyba nie da się bardziej.
Odpowiadam, że ja mógłbym być jeszcze bardziej szczęśliwy.
Znowu się śmieje, mówi że ciągle mi mało. Pyta co bym jeszcze chciał. Złoto w drużynie? Indywidualnie?
'Nie Tysia.' odpowiadam. ' Chcę, żebyś za mnie wyszła.'
Zamiera. Przez dłuższą chwilę patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.
A ja nic nie mówię. Wiem, że to poważna sprawa, a ona się tego nie spodziewała, więc daję jej czas do namysłu.
Sekundy mijają, świat żyje dalej, a ja patrzę tylko na nią. Nie zwracam uwagi na dziennikarzy, trenerów, czy kolegów. Cały czas wstrzymuję oddech wyczekując najważniejszej decyzji dzisiejszego dnia.
W końcu Tysia zalana łzami potakująco kiwa głową.

9 komentarzy:

  1. Wszask, krzyk, szczęście i te sprawy! Aaaaaaaaaaaa Michi! <333
    I to trzecie miejsce Michaela odpowiada mi bardzo, bardzo... Bożeee kocham. No i wiem że jest jeszcze Marius ale ciichooo, pozwól mi się cieszyć! :) I wgl to dziś o Tobie myślałam :)
    Buziole :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohoho, Michi na najniższym stopniu podium w Soczi :D Mnie się taki scenariusz podoba, a nawet bardzo podoba :D Ogólnie to pozytywnie odbieram rozdział pisany z jego perspektywy. Ja jak i inne czytelniczki, nie miałyśmy okazji zobaczyć co on czuje, jak postrzega świat. A tu proszę! Miła niespodzianka :D
    Tysia przyjmuje oświadczyny Michaela? Jupilaaa :D Wiem, że jest jeszcze Mały Bawarczyk, ale co tam.. :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jestem cała happy, więcej do szczęścia mi nie trzeba! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejusiuu.. Cudowny rozdział i cudowny dzień dla Michiego.
    Podium w Soczi i jeszcze oświadczyny i to przyjęte.
    Tylko co z Krausem? ;>
    Osobiście kibicuję państwu Hayboeckom :D
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ooooooo :D :D :D :D :D ale super :D będzie ślub :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze: Jeeeej, udało Ci się coś napisać! Mówiłam Ci, że się uda!
    Po drugie: Rozdział z perspektywy Michiego to świetny pomysł!
    Po trzecie: A po trzecie, to coś mi tutaj śmierdzi, ale jeszcze nie wiem, co to takiego...
    No i jejku, Michaś na podium! Po tym strasznym wypadku, po tym, jak Tysia go stawiała na nogi, była z nim, wspierała go, trwała przy nim... Zasłużył. I na pewno brąz cieszy go chyba bardziej niż złoto, a już to, że oświadczył się jej, a ona pokiwała twierdząco głową... Czy Igrzyska mogłyby być piękniejsze?
    Tylko mam nieodparte wrażenie, że albo jest to tylko piękny sen, albo Tysia zgodziła się, nie do końca świadomie... Ale nie wiem, mam nadzieję, że się mylę i że będzie ślub i wesele też i Heinz będzie miał przemowę!
    Także czekam na ciąg dalszy, bo jestem ciekawa, jaki pomysł zrodzi się w Twojej główce na dalsze poprowadzenie akcji.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest genialne! Chyba w tym momencie jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi :) Naprawdę się cieszę, że ten rozdział był pisany z perspektywy Michaela.
    Czekam na ich dalsze losy :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Michi kocham twoje wyczucie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Oby nie okazało się że to jest jakiś sen, bo ja chyba zemdleje :o
    Jestem ciekawa co zrobi Alex kiedy się dowie XD
    Mam nadzieję ze na ich weselu które sie kiedyś odbędzie nie pojawi sie wyżej wspomniany "kolega" z kadry, ale Heinz powinien mieć duży udział, jako trener i najzabawniejsza postać :D
    Już nie zanudzam, czekam na następny.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. No ja nie chcę nic mówić, ale coś mi się włączyła czerwona lampka. W ostatnim rozdziale wypadek, stan ciężki, śpiączka, a tu tak cud, miód, medal i pierścionek? Coś się święci, ale nie chcę krakać.

    Bo wszystko tak pięknie, że wręcz się chce aby ta chwila trwała i trwała i żeby ktoś przypadkiem nikogo nie uszczypnął.

    Najpierw Tyśka patriotka. No jak można by było nie kibicować Kamilowi? [tutaj przerwa na wzdychanie, ochy, achy i obejrzenie po raz tysięczny filmiku ze skokami z Soczi] On był jak posąg, mistrz, rybitwa przyczajona na sardynki naganiane przez rekiny czy jak kto tam było. Nie dziwię się więc że Tyśka zakochana w Michim gapiła się jak zaczarowana na Kamila.

    Potem Michi jak sobie wędrował na górę. Ach, jaka kultura osobista! Grega puścił przodem. Pełna klasa. Powinni mu przyznać jakąś specjalną nagrodę. Później przy skoku Bardala kultura trochę się schowała, no ale przecież wybaczymy. Wiadomo, że każdy chce wygrać medal, nawet największy dżentelmen.

    No i się udało. Pięknie, pięknie, pięknie. I ten Kamil na najwyższym stopniu. Michi kulturalnie nawet nie śmie śnić, że byłoby inaczej :)

    No, ale co to za rozdział bez Heinza?! Co? Trener na herbatę sobie poszedł w takiej chwili czy co?

    Pozdrawiam i czekam co Ty tam wykombinujesz dalej. I do Złośliwca zapraszam, jeśli Cię jeszcze nie było.

    wszystko-byloby-inaczej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń