środa, 30 lipca 2014

15. Sprzedała nas dwulatka. Bomba.

Nadeszła moja długo wyczekiwana Wigilia. Ostatni oddech przed Turniejem Czterech Skoczni. Tynka pojechała do mamy do Zakopanego, a Michi do rodziny. Pewnie wyda wam się to dziwne, że wolę spędzić święta sama, ale przez ostatnie pół roku non stop ktoś mnie otacza, więc potrzebuje w końcu czasu tylko dla siebie. Poprosiłam siostrę, żeby wymyśliła jakąś bajeczkę dla mamy, a że Tynia kłamcą jest pierwszorzędnym to nie obawiam się, że mama się obrazi czy coś. Z tego co się orientuję, to nie przyjechałam bo mam wielki projekt do zrobienia i w sumie wpadłabym tylko na dwa dni i to bez sensu i wpadnę kiedy indziej na dłużej. Czy jakoś tak.
Robię sobie kakao i siadam na parapecie, żeby wyczekiwać pierwszej gwiazdkę na niebie. Jacyś spóźnialscy dopiero teraz niosą choinkę do mojego bloku. 
Chociaż, przyganiał kocioł garnkowi, ja choinki nie mam wcale.
- Tysiaaa! - słyszę odbierając telefon. Dzwoni moja siostra. - Jak tam mój mały samotniku?
- Było świetnie, dopóki nie usłyszałam twojego szczebiotu – odpowiadam złośliwie.
- Jeszcze za mną zatęsknisz, zobaczysz! - prycha. - Dziadek Kazik jest zawiedziony, że nie przyjechałaś.
- A widzisz! Dziadek Kazik jest jednym z powodów, dla których nie przyjechałam.
- Wiem – szepcze zniesmaczona Tynka. - Cały czas mlaska, wypytuje czy mamy chłopaków i sugeruje, że już na nas czas żeby zacząć rodzić dzieci!
- Chwała Bogu, że odpuściłam sobie tę przyjemność w tym roku – śmieje się i słyszę dzwonek do drzwi. - Ej Tynka, kończę. Pewnie jacyś kolędnicy. Już dzisiaj z trzynaście grup wysłuchałam...
Podchodzę do drzwi, biorę głęboki oddech i przyklejając sobie sztuczny uśmiech na twarz naciskam klamkę.
- Siema! - krzyczy do mnie z uśmiechem jakiś chłopak. I na litość boską, on wygląda jak Hayboeck! - Ty jesteś Tysia, tak?
Kiwam potwierdzająco głową.
- Super, Alex jestem – przedstawia się, wymija mnie i ładuje się w głąb mieszkania. Oniemiała odwracam się za nim.
- Cześć Alex, miło cię poznać – krzyczę.
Kimkolwiek jesteś...
Za chwilę w drzwiach staje jakaś blondynka. Na oko jest z dwa, może trzy lata starsza ode mnie i parę centymetrów wyższa.
- Cześć Tysia – sposób w jaki wymawia moje imię powoduje mimowolny uśmiech na mojej twarzy. Moi mężczyźni mówią to z taką wprawą, że zapomniałam, że Austriacy mogą mieć z tym problem. - Jestem Katrin. - odwraca się za siebie. - No dalej chłopaki, ruszcie się!
Oho, czyli są jeszcze jacyś chłopacy. Zajebiście. Szkoda, że nikt mnie o imprezie nie poinformował. Słyszę jakiś huk z głębi mieszkania, co oznacza, że mój nowy znajomy Alex chyba rozgościł się w kuchni. Za chwilę cała zagadka się rozwiązuje.
- Cześć Skarbie – uśmiecha się do mnie Michi, tachając na spółę ze swoją starszą kopią choinkę. To oni byli tymi nieszczęśnikami, których widziałam siedząc na parapecie. Odstawia drzewko na podłogę, podchodzi do mnie i całuje.
Kiedy w końcu się ode mnie odrywa, ostatni z przybyłych przedstawia się jako Stefan, starszy brat Michiego. Alex okazuje się najmłodszym z rodzeństwa, a Katrin jest dziewczyną Stefana. W sumie łatwo ogarnąć.
- Co wy tu właściwie robicie? - pytam, kiedy już układam sobie w głowie kto jest kim.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci spędzić święta samej? - uśmiecha się do mnie Michi.
- Nasi rodzice pojechali do dziadków – wyjaśnia Alex. - A że dla nas to raczej katorga niż przyjemność, to uznaliśmy że my pojedziemy zbawiać świat. W sensie ciebie.
- Bo nie chciałaś spędzić świąt u nas w domu – mówi z wyrzutem mój blondyn.
- Akurat ja jej się nie dziwie – mruczy Stefan rozplątując łańcuch na choinkę, który przywieźli. - Też bym się bał tak oficjalnie poznać całą rodzinę.
- Zwłaszcza, że wy chyba oficjalnie nawet nie jesteście parą – rzuca Alex ze złośliwym uśmiechem. Coś czuję, że mały gnojek dogadałby się z moją Tynką.
- Młody, szoruj podgrzać jedzenie, co? - uspokaja go szybko Katrin. Najmłodszy z braci rusza do kuchni, a dziewczyna zaraz za nim.
- Macie nawet jedzenie? - pytam niedowierzając.
- Mama nam dała wałówkę, jakbyśmy co najmniej małe państwo mieli wykarmić – śmieje się Michi.
- Choleraaa! - wykrzykuje Stefan. - Nie wziąłem lampek z samochodu. Minuta i jestem z powrotem.
I wybiega z mieszkania. Zostajemy więc z blondynem sami w pokoju. Michael wykorzystując sytuację przyciąga mnie do siebie.
- Wiesz jak za tobą tęskniłem?
- Nie widzieliśmy się aż trzy dni! - udaję przerażoną zarzucając mu ręce na szyję.
- Dziewczyno! To jak cała wieczność! Jeszcze ci kretyni moi bracia się ze mnie nabijali jak dziadek pytał 'A narzeczoną to ty już masz?'. A ja nie mogłem nic powiedzieć, bo dziadek by zaraz wszystkim wypaplał.
- A ty masz narzeczoną? - pytam zaskoczonym tonem. - I nic mi nie powiedziałeś?
- Nie no – prycha. - Ale będę miał, nie?

Nie uwierzycie. Pierwszy konkurs z serii Turnieju Czterech Skoczni wygrał Thomas Diethart. W drużynie zapanowała konsternacja. Nie żebyśmy się nie cieszyli. Ba! My się ogromnie cieszymy, ale... nikt się tego nie spodziewał. Thomas jest objawieniem sezonu i gdyby ktoś przed wyjazdem do Oberstdorfu kazał nam postawić na niego pieniądze, to byśmy się w czoło popukali.
- Wygrałeeeeem! - Thomas wbiega do domku naszej kadry, zaraz po ogłoszeniu wyników. Uśmiecham się szeroko i mocno go ściskam. Felix i Tim przybijają z nim piątki i chłopak już leci, żeby stanąć na podium.
- Nadal nie wiem co powiedzieć – mruczę pod nosem.
- Ja też nie – odpowiada Felix chowając narty chłopaków do pokrowców. - To znaczy, cieszę się, no ale... wow. Nie wiem.
- Proszę, jakie postępy uczynił Thomas! - to zadowolony z siebie Kuttin wkroczył do pomieszczenia. - To chyba święta tak wspaniale na nas wszystkich podziałały!
Na myśl o tym ile zjadłam przez święta robi mi się słabo. Szybko zbieram się w sobie i skupiam ponownie na obecnej sytuacji.
- I przeżyłeś potrawy przyszykowane przez twoją żonę? - pyta niewinnie Tim.
- Byliśmy u siostry mojej małżonki! - odpowiada radośnie Heinz. - Ja nie wiem, ta moja żona to chyba adoptowana jest! Tylko ona w tej rodzinie gotuje jakby chciała kogoś zabić! Reszta wie co robi! Ahh... Pójdę sobie udzielić kilku wywiadów! Pa!

'Mogę do ciebie wpaść pogadać?'
A co on się głupio pyta? Zawsze wpada bez zapowiedzi.
'Jasne'
Kończę myć zęby w mojej hotelowej łazience w Garmisch-Partenkirchen i słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je i widzę Hayboecka z jakąś małą blondyneczką na rękach. Uśmiecha się niepewnie i wchodzi.
- Booo... Bo ja ci już dawno chciałem to powiedzieć – zaczyna, a ja czuję że kolana gwałtownie mi się uginają. - Poznaj moją córkę.
Szczęka opada mi do samej ziemi. Przyglądam się małej i może nawet jest do niego trochę podobna. Blond włosy, karnacja. Ale nie...
- Ile ma lat?
- Dwa – odpowiada cicho Hayboeck, a dziewczynka szeroko się do niego uśmiecha, więc Michi delikatnie odwzajemnia grymas.
- A matką jest...?
- Em – mruczy, a ja kiwam głową ze zrozumieniem.
O żesz kurwa. Ma dziecko! Ma śliczną, słodką córeczkę! I nic mi cham nie powiedział! 5 miesięcy się ze mną spotyka i nigdy nie miał chwili, żeby mi powiedzieć, że gdzieś po Austrii, może nawet po Innsbrucku biega jego dziecko?!
Kocham go, no ale na litość boską to trochę zmienia postać rzeczy!
Swoją drogą, siedzi u mnie prawie non stop. A w przerwach między jego wizytami u mnie, ja jestem u niego. I nigdy tego słodziaka nie widziałam.
- Wujek Michi! - krzyczy blondyneczka.
- Wujek? - powtarzam oniemiała.
- Kurczę, Lily! - wzdycha Hayboeck. - I nas teraz sprzedałaś, noo...
- Pepafam – rzuca słodziutkim głosem mała i wtula się w Michiego.
- Lily? - pytam. - To jest córeczka Thomasa?
- Yhm – uśmiecha się blondyn.
- Kochanie – nachylam się do dziewczynki. - Porwę na chwilę wujka Michiego, a ty tu zostaniesz i pobawisz się naklejkami, dobrze?
Kiwa głową, a ja podaję jej taśmy do kinesiotapingu. Jest wniebowzięta, bo są kolorowe i zaczyna się szarpać z pierwszym.
- Uwierzyłaś, no powiedz że uwierzyłaś – ekscytuje się Hayboeck, kiedy już stajemy w przyciasnym korytarzyku.
- Jeśli tobie się naprawdę wydaje, że to było zabawne to ja cię skieruję na jakieś badania – rzucam oschle. - Prawie zawału dostałam!
- W kwestii ojcostwa jestem dziewicą niemalże – zapewnia mnie.
- I chyba tylko w tej kwestii – mruczę, a on przyciąga mnie do siebie.
- Dzieci będę miał dopiero z tobą – informuje. - Pierwszego syna nazwiemy Alfred!
- Dlaczego Alfred? - dziwię się.
- Nie wiem – wzrusza ramionami – miałem kiedyś chomika Alfreda, podoba mi się to imię.
- Czy ty aby nie za dużo czasu spędzasz z Heinzem? - pytam, a on szeroko się uśmiecha. - W każdym razie, jeszcze jeden taki numer i cię tak urządzę, że skutecznie pozbawię cię możliwości posiadania dzieci.
- Aha, jasne – prycha kpiąco i delikatnie mnie całuje. Odrywa się ode mnie i wraca do Lily. - Ej, Tyśka! Zdejmij to z niej teraz!
Blondyneczka siedzi na środku mojego łóżka i od góry do dołu obklejona jest kolorowymi taśmami. Wzdycham głęboko i zaczynam z niej delikatnie ściągać plastry. Dobrze, że przykleiły się tak po prostu, a nie tak jak powinny, bo by mi tu płakała z bólu na potęgę.
- Daj nożyczki – nakazuję Michiemu wskazując na czarną torbę. 
Chłopak posłusznie wyciąga przyrząd i podaje mi.
- Nie ruszaj się Skarbie, dobrze? - proszę Lily i zaczynam jej odcinać, jak najmniejsze końcówki włosów, do których przykleiły jej się taśmy.
Ostatecznie lekko ostrzyżona jest gotowa do powrotu do taty. Michi bierze ją na ręce i wyruszamy na poszukiwania Morgiego.
Znajdujemy go w jego pokoju, który dzieli z Fettnerem, ale którego akurat nie ma.
- I co robiłaś z wujkiem? - pyta Thomas swojej córki biorąc ją na ręce.
- Byliśmy u cioci Tyszi – uśmiecha się do mnie kalecząc delikatnie moje imię. - Ja się bawiłam takimi kolorowymi naklejkami, a wujek przytulał ciocię i ją całował.
Oniemiały Morgi przenosi wzrok na nas i otwiera szeroko usta. Na jego twarz wkrada się uśmiech i złośliwość.
- Wiedziałem! No tak żem czuł! Ale daliście ciała! Przecież Lily wszystko powtarza!
Patrzę najpierw na niego, a potem na Michiego, który walczy ze sobą, żeby się nie roześmiać.
Sprzedała nas dwulatka. Bomba.

sobota, 26 lipca 2014

14. Z pamiętnika Heinza Kuttina (+ ogłoszenie!)

Na samym początku, chciałabym Was poinformować, że mi odbiło i założyłam nowego bloga! Serio, serio!
Zapraszam serdecznie:
http://becauseiprefercars.blogspot.com/
Każda konstruktywna opinia mile widziana!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 30 listopada 2014, 01:30, Kuusamo

Nie mogę spać. Cały czas wyją wilki. Choć wcale nie jestem pewny czy tu żyją wilki. Koniecznie muszę to sprawdzić. Wypełzam więc z łożka, narzucam szlafrok i ruszam na spacer po hotelu. Drzwi od pokoju Tysi są otwarte, świeci się światło, a z wnętrza słychać ciche śmiechy. Zaglądam i widzę moje dzieciaczki w składzie: Justyna, Michi i Manuel. Hayboeck leży na stole od masażu, a Manuel siedzi pod grzejnikiem z kubkiem kakao w dłoni.
- Trenerze! - wykrzykuje nagle Fettner. - Dlaczego trener nie śpi?
- Wilki wyją i nie mogę spać – odpowiadam i siadam na brzegu łózka.
- To nie wilki, to Manu – śmieje się Tysia rozmasowując Michiemu łydkę.
- Fascynujące – wykrzykuję. - Nie wiedziałem, że masz takie zdolności! Co ty tam pijesz? Czekoladę....?
Fettner zamiera.
- To ja mu dałam kakao – odzywa się Tyśka szybko. - Wiem, że nie powinnam, ale tak dobrze się dzisiaj spisał, że...
- Przecież nie mam pretensji – uśmiecham się. - Nie jestem Diessem. Brakuje mi parunastu kilogramów.
Cała trójka wybucha śmiechem.
- Dobra Hayboeck – rzuca Tysia. - Koniec. Zmiataj spać. Fettner, pakuj się tutaj.
Michi schodzi, a na jego miejscu pojawia się Manuel. Blondyn całuję dziewczynę w czoło na dobranoc, żegna się z wszystkimi i ziewając wychodzi do siebie.
- Poczekaj chwilę Manu, tylko sobie zrobię kakao – mruczy Tysia do bruneta. - Heinz, chcesz też?
- W sumie czemuż by nie? – uśmiecham się.
- Skoro masz trenera do pogawędek, to mogę iść spać? - pyta z nadzieją Fettner.
- I tak zawsze zasypiasz – prycha dziewczyna i po chwili podaje mi kubek z kakao.
- Zawsze tak długo to trwa? - pytam biorąc łyka.
- Która jest? - Tysia odwraca się, aby spojrzeć na zegar i zaczyna rozciągać Manuelowi mięśnie. - 1:30? To i tak nieźle nam dzisiaj poszło. O wpół do czwartej będzie po wszystkim. Normalnie kończę koło piątek, może szóstej rano.
- Na Boga! - wykrzykuję. - Nie wiedziałem! A zastanawiałem się, dlaczego ty zawsze rano wyglądasz jak zombie!
- Lubię twoje komplementy – prycha śmiechem dziewczyna.
- Zawsze Hayboeck i Fettner na koniec?
- Najczęściej – odpowiada wzruszając ramionami. - Choć jak wiem, że skończę jeszcze później to wolę, żeby ostatni był Gregor, najłatwiej go wyciągnąć z łóżka o czwartej rano.
- Jak ty ich znasz – kręcę głową z niedowierzaniem, a ona tylko się uśmiecha. - Ładne kwiaty!
Tysia rzuca spojrzenie na kosz czerwonych róż.
- Piękne, prawda? - pyta. - Ale pojęcia nie mam od kogo...
- Mogę zobaczyć liścik?
Skinieniem głowy Justyna wydaje zgodę. Podchodzę do bukietu i czytam karteczkę.
- To dobry chłopak – uśmiecham się. Patrzy na mnie zaskoczona.
- Wiesz od kogo są?
- Oczywiście! - wykrzykuję. - Bardzo łatwo zapamiętuję charaktery pisma!
- Więc? - patrzy na mnie zniecierpliwiona.
- Nie powiem ci – oznajmiam, a ona się załamuje. - Gdyby chciał, żebyś wiedziała, to by się chyba podpisał, prawda? To logiczne...
- Heinz, proszę cię... - zaczyna spokojnie.
- Nic nie powiem – zakładam ręce na piersiach kiwając głową. - Ale kiedy przyjdzie odpowiedni moment, to daj chłopakowi szansę. Bo wiesz, że obecny stan wiecznie trwać nie będzie...
Dziewczyna zamiera i patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Uśmiecham się pogodnie.
- Myślałaś, że nie wiem? Fettner na pewno śpi?
Tysia pstryka mu parę razy w nos, ale Manuel reaguje jedynie kilkoma bąbelkami na ustach, więc dziewczyna potakuje głową.
- Ale w czasie rozmowy z Diessem... - zaczyna.
- Już wtedy wiedziałem – informuję. - Ale co miałem powiedzieć? Musiałem dać mu do zrozumienia, że przestrzegam zasad. A tak naprawdę mam w dupie zasady. I Diessa. A w szczególności zasady Diessa. Chodzi o to, że dopóki ja wiem, możecie robić co chcecie. Ale jeśli Alex się dowie, będę musiał cię zwolnić. Choć zrobię to z ciężkim sercem...
- A co do tych kwiatów...
- Dowiesz się w swoim czasie – uśmiecham się. - Daj mu szansę, kiedy będziesz potrzebowała pomocy. Naprawdę warto...



Z pamiętnika Heinza Kuttina, 30 listopada 2014, 21:30, Kuusamo

Odwołali konkurs. Gnoje. Choć nie, żebym się tego nie spodziewał. Postawiłem nawet na to pieniądze w zakładzie w Austrii. Tysia twierdzi, że to może być nielegalne. Kolejna rzecz do sprawdzenia.
Dzwonię do małżonki, żeby spytać co tam u niej. Podobno mamy mysz w domu. Bzdura. Myszy ciągną do jedzenia, ale nawet one nie są tak głupie, żeby zjeść coś co ugotowała moja żona. No nie ma kobieta talentu, nic się na to nie poradzi.
Hotelowa stołówka niestety nie przewiduje w tych godzinach wydawania posiłków, więc Tysia z Michim pojechali do pizzeri zamówić coś dla nas i Niemców. Osobiście wytypowałem Hayboecka do towarzyszenia Tyśce, niech mają chwilę dla siebie, a co! Należy im się!
Chłopcom się nudzi, więc postanowili przeprowadzić mi analizę psychologiczną.
- A ja wam mówię, że trener to był kiedyś podrywacz! - przekonuje wszystkich Gregor.
- Skoro już o tym mówimy, to nieskromnie muszę potwierdzić – uśmiecham się. - Dziewczyny mnie kiedyś kochały! Podrywałem wszystkie na moje krzaczaste wąsy...
- Miał trener wąsy?! - krzyczy przerażony Kraft.
- Owszem, owszem.... Jak nie przymierzając Polo Tajner!
- Niemożliwe – prycha Morgi kręcąc głową.
- A mnie się wydaje, że nawet kiedyś zdjęcie widziałem – wtrąca Severin. - Werner, wiesz coś na temat wąsów?
Schuster uśmiecha się pod nosem, ale nic nie mówi. W tym momencie odzywa się Gregorowa komórka.
- Halo? No... Poczekaj chwilę – odkłada na chwilę telefon od twarzy. - Tysia pyta czy wolicie pikantne czy łagodne sosy?
Niestety zdania są podzielone. Choć ja osobiście głosowałem, za pikantnymi. Świetnie przeczyszczają nos. Żaden katar nie straszny. A mieć katar zimą to katorga! Smarki zamarzają w nosie... Urgh, coś koszmarnego.
- Weź dwa takie i dwa takie – odpowiada w końcu Schlieri. - Tak... Tak... Pieczywo też. Nażremy się jak dzikie świnie...
Rzucam mu ostre spojrzenie.
- To znaczy, do syta – poprawia się. - Tak, radar trenera jest uruchomiony. No... Dobra, czekamy. Pa!
- Ta wasza Tysia do anioł, nie dziewczyna – uśmiecha się Schuster.
- Dobrze trener zaznaczył – rzuca Manuel. - NASZA Tysia. Łapska precz od niej.
- Fettner – rzucam oburzony. - Gdzie twoje maniery? Ja za ciebie oczami świecić nie będę!
- Przepraszam, ale ja się stresuję! Ponoć Norwegowie chcą ją nam podkupić!
- Możecie być spokojni – uśmiecha się Freund. - My cały skład mamy. Po prostu uważamy że jest śliczna...
- Tak tak – mruczy Fettner. - Jej urodę możecie podziwiać oczami. Ale tak jak mówiłem, łapska precz!
- Manu! - krzyczę przewracając oczami.
- Bardzo przepraszam, obiecuję, że jutro na bieganiu to odpokutuję.
- To może zrobimy konkurs karaoke? - proponuje Morgi.
- Oooo – zachwycam się. - Świetny pomysł! Jako dziecko byłem w harcerstwie! Umiem robić łódeczki z kory, kuchnie polowe, ale przede wszystkim znam mnóstwo piosenek!
- No trener to mnie nigdy nie przestanie zadziwiać – śmieje się Kraft. - Ma trener jeszcze jakieś talenty, o których nie wiemy?
- Pewnie! Umiem robić na szydełku...
- Na czym? - dziwi się Morgi.
- To coś jak druty, tylko że mniejsze i pojedyncze – wyjaśnia mu Gregor.
- Mógłby wam zrobić kombinezony na sezon zimowy, takie cieplutkie – śmieje się Wank.
- Przynajmniej bylibyśmy stylowi – prycha Diethart. - Wam już nic nie pomoże!
- Uuuu – rozlegają się buczenia.
- Spokój! - krzyczy Schuster. - To na początek, Heinz i ja! Uruchomcie konsolę!
Gregor razem z Wellingerem i Krausem grzecznie podłączają wszystko jak należy, podają Wernerowi i mnie mikrofony i zaczynają losowanie piosenki.
Wybór pada na Modern Talking i You're My Heart, You're My Soul. Nawet jeszcze nie zaczęliśmy, a chłopcy już pokładają się ze śmiechu.
- You're my heart, you're my soul, I keep it shining everywhere I go – śmiech zawodników zaczyna się robić histeryczny - You're my heart, you're my soul, I'll be holding you forever, stay with you together....
Wywijamy z Wernerem elegancko bioderkami w rytm muzyki, a gdy kończymy rozlega się burza oklasków.
- Nie będę mógł w nocy spać przez to – rzuca Manuel ciężko dysząc ze śmiechu i wycierając łzy z kącików oczu.
Następni w kolejce są najmłodsi w kadrach, więc do występu szykuje się Wellinger i Kraft. Złośliwy komputer losuje im Village People i YMCA. Duma mnie rozpiera, kiedy moje dzieciaczki postanawiają wesprzeć Thomasa w tej trudnej chwili i stają za nim, aby wykonywać układ choreograficzny. Piosenka się kończy, zaraz potem otwierają się drzwi i staje w nich obładowana siatkami Tysia, a zaraz za nią Hayboeck.
- Czy wy musicie tak miauczeć? - prycha śmiechem brunetka. - Na parkingu was słychać!
- Żałujcie, że nie słyszeliście jak trenerzy śpiewali You're My Heart – odpowiada Morgi zabierając od niej swoją porcję. - Zjemy, dołączycie do nas i konkurs trwa dalej!
- Hola, hola! - krzyczy Wellinger. - Tyśka nie jest Austriaczką, więc nie może do was dołączyć.
Chłopcy niechętnie przyznają mu rację i zajmują się jedzeniem. A ja obserwuję tą dwójkę, która przed chwilą przyszła tu z mrozu. Obserwuję ich czerwone policzki i ukradkowe spojrzenia. I wiem, że dobrze zrobiłem pozwalając im iść razem, bo potrzebowali chwili tylko dla siebie. Bo oni się kochają. I jeśli teraz to czytasz Alexie, to wiedz, że zrobię wszystko żeby nie pozwolić ci ich rozdzielić! A jeśli ci się uda to złamię ci drugą stopę, a łeb ukręcę przy samej dupie! Ot co!

*****
Kochane!
Przede wszystkim chciałabym zaznaczyć, że okazało się to trudniejsze niż myślałam, żeby pokazać cały rozdział z perspektywy Heinza. Jedna scena to pikuś, ale to... Nieważne. Mimo wszystko mam nadzieję, że się Wam spodoba ;)
Nie chciałam, żeby rozdział był oderwany od całości, więc w pierwszej części Kuttin jest dość poważnym człowiekiem, ale za to trochę się wyjaśnia ;) Druga część to już esencja Heinza!
Niestety nie mogłam pojechać na LGP z powodu pracy, ale dzielnie kibicuję naszym przed TV i muszę Wam się przyznać, że nie mogę patrzeć na Kuttina! Od razu mi się kojarzą tylko myszoskoczki, głupie teksty i jego nieogar ;) a on się wydaje całkiem konkretnym kolesiem ;D
Wstyd pisać, ale przed wczorajszym konkursem miałam wątpliwości czy skoki to nadal to co mnie kręci, a po wczorajszym znowu wpadłam jak kasztan w dżem (ktoś tak kiedyś napisał na blogu, nie pamiętam kto, ale pozdrawiam Autorkę! ;D) Ojejciu, jakie były emocje!
(Czy to tylko moje odczucie, że Michi trochę sepleni?)
Zostawiam Was z Heinzem i życzę miłego czytania! ;) Dajcie znać czy się podobało!


jakby co, to wszystkie prawa należą do Gregora Schlierenzauera. Jeszcze wpadnie poczytać, zobaczy swoje zdjęcie, zdenerwuje się i będzie kiszka. A po co takie nerwy, co nie? ;D)

środa, 23 lipca 2014

13. Wiesz, że ktoś cię podgląda?

-Nie wierzę, że oświadczyłeś się jakiejś obcej pannie – umieram ze śmiechu w naszym kadrowym busie.
-Ta, śmiej się, jasne – mruczy Gregor. - Może trochę współczucia, co? Taka z ciebie przyjaciółka?
-Za głupotę trzeba płacić – prycham.
-Najgorsze jest to, że ja nic nie pamiętam – mruczy załamany. - Wszystko mi Thomas z Diethartem opowiedzieli. Zresztą, nie można wykluczyć, że ściemniają.
-Gdybyśmy ściemniali to byśmy nie powiedzieli Sandrze – wtrąca się Morgi. - Nie narażalibyśmy się na jej gniew na darmo!
-Trzeba było tyle nie żłopać – dodaje Diethart.
-Ale ona była taka podobna do Sandry... - załamuje się Schlieri. - A ja od dawna chciałem się oświadczyć, no i nie pomyślałem, że przecież pojechała do Tynki...
-Ta panna się chociaż zgodziła? - pyta złośliwie Michi.
-Takiś zabawny? Przyjaciele kuźwa...
-Tysia, mogę cię prosić? - słyszę głos Heinza, więc wymijam Manuela, z którym siedzę i ruszam na przód busa.
-Co jest?
-Alex narzeka na stopę, mogłabyś zobaczyć?
-O, ależ jasne – uśmiecham się niewinnie.
Podchodzę do Diessa i z całym impetem naskakuję piętą na jego stopę.
-POJEBAŁO CIĘ? - wykrzykuje Alex, a jego mimika twarzy całkowicie zamiera.
-Nie była złamana – informuję Kuttina ze spokojem. - Choć teraz może już być.
Wracam na tył busa do moich oniemiałych mężczyzn.
-Zmieniłaś metody rehabilitacji? - pyta Kraft.
-Owszem – odpowiadam. - Więc lepiej, żeby nic was nie bolało.

-Tyśka, wracaj tu! - krzyczy za mną Michi.
Odwracam się, żeby zobaczyć o co temu kretynowi chodzi.
-Oszalałaś? Jesteśmy w Kuusamo! - marudzi wyciągając z busa kurtkę i zarzucając mi ją na ramiona. - Kuusamo, jeśli byłaś słaba z geografii jest w Finlandii! A to nie jest dobre miejsce na chodzenie w listopadzie w samym polarze! Przeziębisz się, zachorujesz i do mnie przyjdziesz, żebym się tobą zajął. A ja nawet rosołu nie umiem ugotować!
Patrzę na niego zdziwiona. 
Czy on się martwi?
-Niechcący usłyszałem o czym rozmawiacie – słyszymy nagle głos Heinza. - I chciałem wam się pochwalić, że robię świetny rosół. Bierzemy dorodną kurę i gotujemy ją z warzywami...
-Jakimi? - pyta zainteresowany Michi.
-To chyba oczywiste, że jakaś marchew, seler, por.... - wtrącam ironicznie.
-Z trenerem rozmawiam – upomina mnie blondyn. Przystaję zaskoczona i obserwuję jak wchodzą razem do hotelu rozmawiając o rosole.
O rosole, na litość boską!
-A dlaczegóż to Hayboeck miałby ci gotować rosołki? - obok mnie niespodziewanie pojawia się Diess.
-Bo mieszka obok mnie? - pytam jakbym rozmawiała z idiotą. W sumie tak jest. - Na czapkę Hofera, Alex! Nie udawaj głupszego niż jesteś w rzeczywistości!
-A mi się wydaje, że to Hayboeck jest tym, który mi ułatwi pozbycie się ciebie....
-Nie wnikam w to, co się dzieje w twojej głowie – odpowiadam wzruszając ramionami.
-Tracisz grunt pod nogami – rzuca złośliwie.
-A ty kontakt z rzeczywistością!

-Tysia?
-Tak, Dziubku?
Pierwszy wieczór w Kuusamo. Jutro moi mężczyźni wezmą udział w kwalifikacjach, ale na razie mamy wolne. Deszcz zacina w okna, a wiatr przechyla nawet najgrubsze drzewa. Z kubkiem herbaty i w grubych skarpetkach siedzę na łóżku w moim pokoju hotelowym i rozmawiam z Tynką przez Skype'a.
-Smutno tu bez ciebie – wzdycha, a ja uśmiecham się delikatnie. - W sensie, bez was...
-Czyli tak serio to tęsknisz za Stefanem, a nie siostrą, tak?
-Nie no, co ty – prycha. - Za tobą, Stefanem, Michim. Chociaż ostatnio mam mnóstwo wątpliwości.
-Na jaki temat? - podkładam rękę pod głowę i uważnie obserwuję Tynkę.
-No bo... Hmm. Głupia byłam w sumie, że nie ogarnęłam Ciebie i Michiego wcześniej – zaczyna. - Ale od kiedy wiem, że jesteście razem to was obserwuję i chyba jestem zazdrosna. Macie takie piękne relacje.
-Tynia... - uśmiecham się. - Hayboeck jest erotomanem. O jakich pięknych relacjach ty mówisz?
-Ty widzisz, że jest erotomanem. Ja widzę jak na ciebie patrzy kiedy nie widzisz. Jak wpada co godzinę, tylko po to żeby pobyć z tobą pięć minut i już biegnie dalej. Stefana trzeba końmi wyciągać z domu...
-Bo nie macie do siebie dwóch pięter – śmieję się. - Poza tym Kraftowi się wydaje że jest Casanovą i powinnaś się cieszyć jakbyś co najmniej pana Boga za nogi złapała, że się z tobą spotyka. Natomiast Michi zaakceptował fakt, że jest ciepłą kluchą.
Moja siostra prycha śmiechem i zmienia temat.
-A jak tam Diess?
-Fantastycznie – odpowiadam. - Złamałam mu dzisiaj stopę!
-Naprawdę? Tyśka, oszalałaś? On cię wywali!
-Za to, że trzymał te swoje przeszczepy w przejściu? - pytam. - Jest głupi, ale nie aż tak. Wie, że to nie jest wystarczający powód. OD KIEDY TY PALISZ?!
-To tylko szisza – uspokaja mnie siostra.
-Zatem od kiedy mamy sziszę w domu?!
-Stefan mi kupił z dwa tygodnie temu – wyjaśnia mi Tynka.
-Ah Stefan ci kupił.... - warczę. - Coś czuję, że jutro znowu przypadkiem pomylę się w liczeniu jego okrążeń.... Zaraz! On też to pali?!
-Ja... - zaczyna moja siostra i widać, że nie wie co ma zrobić. - Ja nic więcej nie powiem... Nie chcę mu narobić problemów.
-Zabiję.... A potem ja zgarniam za jego słabą dyspozycję!
-Tysiaczku.... - lamentuje Tynka. - Ja cię bardzo proszę.... nie krzycz na niego.
Prycham śmiechem i nagle słyszę pukanie do drzwi.
-Później pogadamy, co?
-Jasne – uśmiecha się moja siostra. - Pozdrów chłopaków!
Wstaje z łóżka i otwieram drzwi.
-KOT! - wrzeszczę i rzucam mu się na szyję.
-Panna Tycholina we własnej osobie – śmieje się Maciek miażdżąc mi żebra. - Mam gorącą czekoladę i jakieś sześć miesięcy do opowiedzenia. Aha.... - cofa się po coś na korytarz – nie wiem od kogo, ale stało pod twoimi drzwiami.
Wnosi do pokoju wielki kosz czerwonych róż. Wyszukuję liścik.

Za to że jesteś promykiem nadziei na tym szarym świecie.
Dziękuję,
Mały Bawarczyk

-To pewnie od Schustera – śmieje się Kot czytając mi przez ramię.
-Schuster jest Austriakiem, geniuszu – prycham, wkładając liścik z powrotem do koperty.
-Hohoho – zaczyna głupawo Maciek – zawsze taka mądra byłaś? Tysia? - woła mnie stojąc przy oknie, żeby zaciągnąć zasłony. - Wiesz, że ktoś cię podgląda?


*****
Dzisiaj tak na szybko, żeby trochę powyjaśniać, między innymi zaręczyny Gregora, które tak Wami wstrząsnęły ;) 
Ale to cisza przed burzą, ponieważ zobowiązałam się, że kolejny rozdział napiszę z perspektywy Heinza Kuttina! Szykujcie się na prawdziwą bombę i mnóstwo przemyśleń trenera! Wyobraźcie sobie tylko, co musi dziać się w jego głowie ;D
Zachęcam wszystkich czytających, a nie komentujących do ujawnienia się, to naprawdę bardzo motywuje :)
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i oczekujcie złotych myśli Heinza w kolejnym ;)
ENJOY!

ps. Aha! Serdecznie zapraszam Was do Julki i Niemców ;)
http://partofyoursoul.blogspot.com/

sobota, 19 lipca 2014

12. (...) bo dupę byś miała większą niż Diess ego!

-No co tam? Po co to nagłe spotkanie? - pyta Diess zamykając za sobą drzwi do sali konferencyjnej w siedzibie związku. Spotkałam się tu z Heinzem, Timem i Felixem, a po omówieniu całej sprawy postanowiliśmy skonfrontować wersję z Alexem.
-Zabawna sprawa – uśmiecha się Kuttin. - Otóż Tysia twierdzi, że z anonimowych źródeł dowiedziała się, że zaoferowałeś jej usługi Norwegom, mimo że po obecnym sezonie jej kontrakt obowiązuje jeszcze dwa lata.
Diess przesuwa wzrok na mnie. W jego oczach miesza się wściekłość z przerażeniem.
-Bzdura – mówi spokojnie.
-Tak też jej powiedziałem! - wykrzykuje Heinz. - Ale dla pewności zadzwoniliśmy do Norwegów. Rozmawiałem ze Stoecklem i Thomasem Horlem. Obaj potwierdzają wersję Tysi. Mało tego, nie mogą się doczekać, aż do nich dołączy!
-Musieliście się nie zrozumieć – prycha Alex.
-Obaj są Austriakami, mówimy w tym samym języku – warczy Felix. O dziwo, obaj serwisemeni stanęli po mojej stronie, nawet nie próbując ukrywać swojej wściekłości na drugiego trenera.
Zapada głucha cisza przerywana tylko ciężkim sapaniem Diessa.
-Może i się z nimi skontaktowałem, no i co?
-No i to kretynie, że nie ty tu rządzisz – rzuca Tim.
-Hamuj trochę, co?- uprzedza go Alex.
-Bo co? - serwiseman uśmiecha się ironicznie. - Mnie też odeślesz do Norwegów?
-Posłuchaj mnie Alex – Kuttin nagle poważnieje. - Nie wiem co masz do Tysi, ale nie podoba mi się to. Nie podoba mi się też to, że próbujesz podejmować decyzje za moimi plecami. To jest moja drużyna, a ty jesteś tu, żeby mi co najwyżej pomagać. Jeśli masz zamiar szkodzić, to lepiej odejdź, z rozkoszą podpiszę twoje wypowiedzenie. Próba wywalenia Tyśki, jest szkodzeniem drużynie! Czy ty widziałeś wyniki zawodników po lecie? Są najlepsze od wielu lat! Długo masz jeszcze zamiar udawać, że to przypadek?
-Tylko, że twoja ukochana Tysia robi nas wszystkich w konia – uśmiecha się ironicznie Diess, kiedy Kuttin kończy swój monolog.
-Co? - odzywam się w końcu.
-Łamiesz wszystkie przepisy, jakie tylko zostały dla tej drużyny ustalone – odpowiada mi pewnie, a ja czuje jak dostaję gęsiej skórki. - Myślisz że nie wiem? Romansujesz z którymś z tych kretynów, jestem tego pewien. Tylko jeszcze nie wiem z którym...
-Wiesz, że to jest dość poważne oskarżenie? - pyta go Heinz. - Łamanie przepisów, to nie byle co. Masz dowody?
-Ja to po prostu wiem...
-DOWODY! - wrzeszczy trener, tak, że wszyscy zamierają.
Nikt z nas, jeszcze nigdy nie słyszał uniesionego głosu Kuttina. Rzucam mu szybkie spojrzenie, ale jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Diess nadal milczy.
-Tak myślałem – mruczy Kuttin. - Jeśli złapiesz Tysię na gorącym uczynku, albo będziesz miał niezbity dowód przyjdź do mnie i osobiście ją zwolnię. Do tego czasu masz się od niej odpierdolić, jasne?
-Odpierdolić? - powtarzają z podziwem Felix i Tim nie mogąc powstrzymać rozbawienia, że nasz trener użył takiego słowa.
-A owszem... Słyszałem jak mój syn tak mówił. Podoba mi się to słowo. Jest takie dosadne!
Zbieramy się wszyscy do wyjścia, ale drogę zastępuje mi Alex.
-Nie wiem co kombinujesz, ani z kim. – zaczyna cicho. - Ale jak się dowiem to obiecuję ci, że narobię ci takiego bigosu, że będziesz mnie błagać o przeniesienie do Norwegii.

Wracam do domu taksówką, płacę kierowcy i ruszam w kierunku mieszkania. Otwieram drzwi i z głebi mieszkania słyszę zduszone głosy. Wchodzę do kuchni i widzę Tynkę, Kris, Megi i Sandrę. Wszystkie cztery siedzą przy wyspie i popijają wino. Chciałam odwołać spotkanie, ale one się uparły że przyjdą do Tynki i poczekają z nią na mnie.
-I jak? - pyta Sandra zauważając mnie.
-Jeszcze mnie nie zwolnił – odpowiadam nalewając sobie wina. - Ale zrobi to, z dziką satysfakcją.
-W sensie Diess, tak? - dopytuje Megi, a ja kiwam głową wypijając naraz prawie całą lampkę.
-Musiałby mieć porządny powód – zauważa Tynka.
-Znajdzie go.
-Ale znajdzie, bo będzie się czepiał, czy znajdzie bo taki powód istnieje? - pyta Kris.
-Istnieje – odpowiadam nalewając kolejny kieliszek. - Ma 180 cm wzrostu i blond włosy.
-Co? - pytają naraz Tynka, Kristina i Megi.
-Sypia z Hayboeckiem – odpowiada spokojnie Sandra. - Mam rację?
-CO?! - powtarzają ponownie pozostałe trzy.
Uśmiecham się smutno do Sandry.
-Wiedziałam! - triumfuje blondynka. - Od gali nagród wiedziałam, że to się w końcu wydarzy! Punkt dla mnie!
-I ty niczego nie zauważyłaś? - Megi patrzy z wyrzutem na moją siostrę, a ja prycham śmiechem na widok jej zdezorientowanej miny.
-No ale jak...? - pyta niedowierzając. - Od ponad trzech miesięcy tu mieszkam i nie zauważyłam, żebyście się chociaż przytulali! A Kraft spał tu pierwszą noc i od razu go wyczaiłaś!
-Są starsi i mądrzejsi od ciebie Skarbie – uśmiecha się do niej Sandra i nalewa sobie wina.
-Jak długo to trwa? - pyta Kris.
-Od trzech i.... Nie, prawie od czterech miesięcy – liczę szybko.
-Jestem beznadziejną siostrą – lamentuje Tynka. - Cztery miesiące... Ide zadzwonić do Stefana.
-NIE! - krzyczymy wszystkie naraz.
-Stefan Plotkara Kraft jest ostatnią osobą, która powinna o tym wiedzieć – zauważa Megi zabierając mojej siostrze telefon z ręki. - Ten mój pożal się Boże chłopak jest na drugim miejscu, zaraz za nim.
-Żaden z nich nie powinien wiedzieć – dopowiada Sandra. - Chlapnie to któryś w złym momencie, dojdzie do Alexa i Tyśka pojedzie budować igloo w Skandynawii.

Otwieram drzwi i widzę w nich Hayboecka.
-Mogę wiedzieć dlaczego Tynka po tym jak pożyczyłem jej gogle na snowboard pożegnała się ze mną 'To do zobaczenia, szwagier'?
-Bo jest nienormalna – przewracam oczami i zostawiając mu otwarte drzwi wracam do pokoju przed telewizor. Michi staje nade mną i nadal rzuca mi pytające spojrzenie, więc opowiadam mu wszystko, począwszy od rozmowy z Marinusem, a skończywszy na pijackim wieczorku z dziewczętami.
-Chciał cię wysłać do Norwegii?! Przecież jego trzeba wyjebać z tej kadry – gotuje się blondyn po tym jak kończę swoją opowieść.
-Uspokój się – mówię znudzona. - Teraz będzie węszył i jak się będziesz wychylał to od razu ogarnie, że to z tobą się spotykam.
-No tak – mówi już spokojniej i spada na kanapę obok mnie. - Ale z drugiej strony, jeśli nic nie będę robił, to uzna że nie chcę się wychylać i też coś zauważy.
Rzucam mu spojrzenie pełne politowania.
-O taki geniusz bym go nie podejrzewała – prycham.
-Dlaczego ty jesteś taka spokojna? - dziwi się Michi.
-A czym mam się denerwować? - pytam. - Jak będzie mnie chciał zwolnić to i tak zwolni, a przynajmniej spędzę czas w miłym towarzystwie i atmosferze.
-Czy mówiąc miłe towarzystwo, miałaś na przykład na myśli mnie? - przysuwa się do mnie.
-Nie, piwo, chipsy i pilota – mruczę, odtrącając go, żeby mi nie zasłaniał ekranu.
-Będziesz gruba!
-I wtedy już nie będziesz chciał ze mną sypiać? - pytam rozbawiona. - Jakbym miała tu fałdkę... I tu... I może jeszcze ze dwie tu...
-Justyna, ja cię bardzo proszę!
-Powiedziałeś do mnie Justyna!
-Bo mnie drażnisz!
-Drażnią cię moje fałdki? - pytam uśmiechając się coraz szerzej.
-Tak... To znaczy nie, bo ich nie masz. Jezuuu – wypuszcza z siebie powietrze – uznajmy, że jestem bardzo związany z jędrnością twojej skóry, dobrze? I byłoby mi bardzo przykro gdybyś ją straciła.
-Ty powierzchowny gnoju – prycham śmiechem. - Pełne kształty są teraz w modzie!
-Nie chce żebyś była modna – odpowiada mi z rozbrajającą szczerością. - Chcę żebyś była moja!
-Oooo – zapowietrzam się. - Jesteś słodki do porzygu.
-Pfff, nara – rzuca, podnosi się z kanapy i kieruje w stronę drzwi.
-Ej, Hayboeck! - krzyczę za nim. - Tynka jest do wieczora na uczelni!
Blond głowa z powrotem pojawia się w drzwiach.
-Co proponujesz?
-Spalanie kalorii?
-Ehh... - Michi wraca do pokoju. - Dobrze, że jestem taki fit, bo nie dałbym rady spalać z tobą tych kalorii i dupę byś miała większą niż Diess ego!
Spada na kanapę obok mnie, przyciąga do siebie i zaczyna całować. Wplatam dłonie w jego włosy i nagle słyszę telefon.
-Czy tak już będzie zawsze? - pytam zrezygnowana chcąc sięgnąć aparat.
-Nie odbieraj – mruczy Michi i łapie mnie za ręce. Po chwili dzwonek znowu zaczyna dzwonić, więc wyswabadzam się z jego objęć i chwytam telefon.
-Cześć Sandra, coś się stało?
-Gregor się oświadczył!
-Coo? - krzyczę. - To wspaniale, gratuluję!
-Taaa, wspaniale, wspaniale.... Oświadczył się, ale nie mnie!

poniedziałek, 14 lipca 2014

11. Poczekaj złamasie, aż tylko coś cię zaboli...

Drużynowy konkurs w Klingenthal. Leje jak z cebra, a do końca drugiej serii pozostały skoki tylko ostatniej grupy zawodników. Stoimy z Kraftem i Fettnerem przy barierkach i oczekujemy na skok Gregora. Diethart, Hayboeck i Morgi zrobili co mogli, ale drużyna Austrii przed ostatnią grupą zajmuje drugie miejsce za Słoweńcami.
-A Prevc się nie myli – mruczę pod nosem przebierając nogami w kaloszkach.
-Tyśka! - upomina mnie Fettner. - Troszeczkę wiary, ja cię bardzo proszę.
Manuel jest obecnie w lepszej formie niż Diethart i Morgi, ale jako jego fizjoterapeutka nie pozwoliłam na występ w tym konkursie z racji upadku sprzed paru dni. Możecie sobie wyobrazić jaki był zachwycony.
-Herbata! - słyszymy nagle głosy Thomasów. Odwracam się i widzę całą trójkę, która już skoczyła z kubkami w dłoniach.
-Tyśka... - zwraca się do mnie Michi podając mi jeden z nich.
-Dziękuję – mruczę opuszczając wzrok. Tak, sytuacja między nami nadal tak wygląda. Biorę do ręki papierowy kubeczek i ogrzewam dłonie.
-Pogadasz ze mną w końcu? - pyta mnie cicho, kiedy pozostali skupiają się na debacie o wpływie fryzury Hofera na skoki Gregora. Poważnie.
-Nie mamy o czym – wzruszam ramionami. - Powiedziałam ci co miałam i tyle.
-I teraz traktujesz mnie jak zło konieczne. - wypomina mi blondyn. - Tyśka, ja za tobą tęsknie... Mimo że stoisz tu przede mną.
-Michi... - zaczyna ciężko wzdychając. Ale nie dane jest mi skończyć.
-Wygraaaaał! - wrzeszczy Kraft rzucając się Hayboeckowi na szyję. - Prevc uklepał bulę!
Odwracam się gwałtownie w stronę tablicy z wynikami i zamieram. Stefan nie kłamał! Peter Prevc skoczył jak młodzik!
Radość jaka zapanowała w naszej drużynie była chyba tym czego potrzebowałam najbardziej. Michi zapomniał.

Następnego dnia wracamy do domów. Tynka odbiera nas (i Stefana, a jakże!) z lotniska. 3 dni przerwy od tych kretynów dobrze mi zrobią. Trzeba uzupełnić zapas herbaty miętowej, wyprać Kraftową piżamę i uspokoić skołatane przez historie Gregora nerwy.
Zaparzam sobię herbatę imbirową wieczorem i siadam w salonie z książką.
-Tak może być? - Tynka szykuje się na randkę ze swoim Romeo i bez przerwy przychodzi w innym stroju sprawdzić czy jest lepiej.
-Zbyt oficjalnie – oceniam.
-Cholera, wiedziałam – mruczy i już jej nie ma. - Tysia, mogę pożyczyć twoją jeansową kurtkę?
-Która?
-Tą jaśniejszą!
-Jest w praniu – odpowiadam i wracam do książki.
-A ciemniejsza?
-Bierz, jest w szafie pod oknem!
-Cholerka Tyśka, jaką ty tu masz ładną kieckę!
-Zapomnij! - krzyczę ostrzegawczym tonem. Nie żebym się spodziewała, że to coś da. Po chwili moja siostra wchodzi do pokoju w mojej cienkiej sukience i kurtce jeansowej. Wygląda świetnie, no ale halo!
-Pięknie wyglądasz! Jakie ciuchy! Ty to musisz mieć gust! - ironizuję.
-Daj już spokój – daje mi buziaka w policzek stając za kanapą. W tym momencie dzwoni jej telefon. - Halo? Jesteś? Biegnę!
-Żeby mi z tego dzieci nie było – krzyczę za nią.
-Chill! O cześć Michi! Bawcie się dobrze!
Odwracam się i widzę blondyna stojącego w drzwiach salonu.
-Nie możesz mnie non stop unikać – zaczyna.
O, żebyś się kolego nie zdziwił.
-Słucham – rzucam i odkładam książkę na stolik.
-Przepraszam, że nie byłem dość ostrożny – zaczyna. - Przepraszam, że nie pomyślałem o tobie. To znaczy, myślę o tobie non stop, ale nie o tym, że konsekwencje dla ciebie mogą być zupełnie inne niż dla mnie. Przepraszam, że nie umiem przy tobie trzymać rąk przy sobie, że cały czas mógłbym na ciebie patrzeć. Przepraszam, że poświęcam ci każdą myśl. Przepraszam, że Manu to wszystko zauważył. Przepraszam, że przeze mnie nie możesz być otwarcie szczęśliwa. Przepraszam, że się w tobie zakochałem.
Kończy zupełnie cicho, a ja mam łzy w oczach. Podchodzę do niego powoli i oplatając rękoma jego szyję mocno go przytulam.
-Zachowałam się jak jędza, prawda? - pytam odsuwając się odrobinę od niego.
Michi lekko marszczy nos i potakuje głową.
-Trochę... Ale przyzwyczajony jestem.
-Jezu Michi, przepraszam – przytulam go jeszcze raz.
-Nie znamy się od dzisiaj – uśmiecha się do mnie podnosząc mój podbródek. - Wiem, że nie związałem się z Matką Teresą.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo w tym momencie składa na moich ustach pocałunek. Jak ja za tym tęskniłam. Przerywa nam telefon Michiego.
-Halo?
-Cześć Ziom! - słyszę głos Fettnera, bo Hayboeck ma strasznie głośny głośnik w telefonie.
-Co byś chciał?
-Wpaść na piwo, do Megi przyjechała mama i chyba zaraz oszaleje!
-To ci niestety nie pomogę, bo nie ma mnie w domu.
-A gdzie jesteś? - słyszę zainteresowanie w głosie Manu.
-Pogadamy później, ok?
-Jesteś u niej? - podekscytowany głos bruneta jest coraz głośniejszy. Michi rzuca mi szybkie spojrzenie, ale ja się tylko uśmiecham.
-Tak i średnio mogę gadać – odpowiada. - Idź do Dietharta, wiem że ma chatę wolną. - rozłącza się. - To na czym skończyliśmy?
Znowu zaczyna mnie całować, ale w tym momencie odzywa się mój telefon.
-Tak?
-Tyśka! Gadałem z Michim, jest u niej! - zgadnijcie kto dzwoni.
-To chyba dobrze, co nie? - pytam lekko zdezorientowana, a Hayboeck schodzi z pocałunkami na moją szyję. Uśmiecham się delikatnie.
-No tak tak... - Fettner brzmi jakby właśnie przebiegł maraton, taki jest zdyszany. - Zadzwoń do niego teraz, wybadaj, może tobie coś więcej powie!
-Manu.... - zaczynam, ale usta Michiego mnie tak łaskoczą, że zaczynam się śmiać. - Wiesz co? Ja ogarnę tego Hayboecka, odezwę się ok?
I rozłączam się, rzucając telefon na kanapę.
-Kiedy wróci Tynka? - pyta mnie blondyn.
-Poszła z Kraftem na jakiś koncert – wzruszam ramionami – więc pewnie będą się seksić u Stefana w domu!
-O kochana! - uśmiecha się Hayboeck i podnosi mnie do góry, a ja oplatam jego biodra nogami. - To ja się zdążę tobą nacieszyć za te wszystkie stracone dni!

-Wypijesz wszystko zanim przyjdą – śmieje się Marinus. Przygotowuję babski wieczór dla Tynki, Sandry, Megi i Kristiny u nas w mieszkaniu. W międzyczasie rozmawiam z Krausem przy pomocy kamerki internetowej. Laptop stoi na środku wyspy, a ja krzątam się po kuchni i robię pizzę serową, przy okazji popijając wino.
-Nie bój się, kupiłyśmy z Tynką sześć butelek – mrugam do niego porozumiewawczo.
-Dobrze, że dogadałaś się z laskami – uśmiecha się do mnie. - Z tego co pamiętam to twojej poprzedniczki nie cierpiały.
-Zwłaszcza Kris -mruczę układając na cieście mozarellę.
-Szkoda, że zmieniasz drużynę...
Zamieram. Co on właśnie powiedział? Ja chyba mam omamy...
-Co?
-No, że Norwegowie cię podkupują – wyjaśnia mi Marinus, jakby to było coś oczywistego.
-O czym ty do mnie mówisz? - pytam uśmiechając się zdezorientowana.
-Noo... - zacina się na chwilę. - Gadałem z Hilde i on twierdzi, że przyszły sezon zimowy pracujesz już u nich.
-A z kim Hilde to ustalił? - pytam.
-No ten taki wasz okrąglutki trener.... - pstryka palcami, żeby sobie przypomnieć.
-Błagam, powiedz, że żartujesz i nie chodzi ci o Diessa .
-O właśnie! Diess! No więc Hilde twierdzi, że Diess powiedział, że chcesz odejść, bo się nie dogadujesz z chłopakami, więc Norwegowie wyczuli swoją szansę i zapłacą odstępne za ciebie. Ja mówiłem Tomowi, że ty się świetnie dogadujesz ze skoczkami, ale on się broni że powtarza tylko co usłyszał...
Ale ja już go nie słucham. Sprzedał mnie. Ten głupi kutas Diess, który ostatnio zgrywał matkę miłosierdzia, sprzedał mnie Norwegom i nawet nie raczył mnie poinformować.
Poczekaj złamasie, aż tylko coś cię zaboli...

piątek, 11 lipca 2014

10. Przecież mogłem się połamać! Wydłubać oko! Przebić nerki! Dostać przerostu prostaty!

- Dalej Kraft! Jeszcze 2 kilometry! - krzyczę do Stefana, który ledwo już zipie. Jesteśmy w niemieckim Klingenthal przed pierwszy konkursem zimowego sezonu.
- Daj mu już spokój – śmieje się Gregor za moimi plecami. Odwracam się do niego w mgnieniu oka i lustruje ostrym wzrokiem.
- Chciałbyś do niego dołączyć?-pytam uprzejmie. Wszyscy pozostali skoczkowie już skończyli swoje okrążenia wokół stadionu. Kraft dostał dodatkowe kółka, bo... bo tak. Bo go znam. Bo wiem dlaczego nigdy nie miał dziewczyny. Bo nie umie być monogamistą. A teraz spotyka się z moją małą Tynką. Więc dbam o to, żeby nie miał już energii na inne dziewczyny.
- Tak z nim nie wygrasz - mówi pod nosem Diethart. - Zresztą on chyba naprawdę wpadł po uszy, nie musisz się tak przejmować.
- Oby - warczę - Bo jeśli ją skrzywdzi, to ja jego przypadkiem skrzywdzę w czasie regeneracji. Dobra Kraft! Widzę, że się mażesz jak baba, możesz już skończyć!
- Uwzięłaś się na mnie, wiem to! - sapie Stefan, który właśnie doczłapał do ławki na której siedzimy.
- Nigdy tego nie ukrywałam – wzruszam ramionami. - Ale chwali ci się spostrzegawczość, bystry chłopak z ciebie!
- Tysia, zacznij proszę wysyłać chłopców na górę- słyszę z krótkofalówki głos Kuttina.
- Jasne – odpowiadam. - Panowie... Zapierdalać na górę! I Kraft – wskazuję na niego – lepiej żebyś się zakwalifikował! Moja siostra się nie umawia z nieudacznikami.
- To sobie szwagierkę znalazłeś – śmieje się Morgi i razem z Fettnerem ruszają w stronę rozbiegu.
- Michi? - zaczepiam blondyna, który się ociąga z wejściem na górę. - Coś się stało?
- Nie nic – zbywa mnie i zarzuca sobie narty na ramię.
- Hayboeck znam cię! Proszę mi tu wszystko jak na spowiedzi wyśpiewać!
- Słyszałem dzisiaj jak Freund zakładał się z Wellingerem o to, który cię pierwszy wyrwie, bo niby taka sama tu jesteś, potrzebujesz faceta i w ogóle...
Zamieram i analizuje przez chwilę co powiedział. W końcu zanoszę się głośnym śmiechem.
- I naprawdę dlatego od rana się nie odzywasz? - pytam kiedy w końcu w miarę się opanowuję. - Bo dwie niemieckie Casanovy porywają się z motyką na słońce? Michi, dziubku – ściszam nieco głos, żeby nikt nas nie usłyszał – jest mi z tobą zajebiście dobrze. Nie rzucę się tym czubkom w ramiona tylko dlatego, że wymyślili sobie jakiś głupi zakład.
Hayboeck uśmiecha się szeroko.
- Ty mówisz poważnie? Wybierasz mnie?
- Yhm -potwierdzam. - Jesteś trochę ciepłą kluchą, ale za to uroczą! I to strasznie słodkie, że jesteś zazdrosny!
- Gdyby tu nie było tylu ludzi to...
- Hayboeck, na rozbieg! - krzyczę odwracając się na pięcie i zostawiam go samemu sobie.

Morgi zakwalifikowany, Diethart zakwalifikowany, Michi zakwalifikowany i nawet prowadzi w klasyfikacji. Nawet Kraft się dostał do jutrzejszego konkursu. Tylko dwa moje matołki zostały na górze. Na belce siada Tom Hilde. Odpycha się, rozpędza i idealnie wybija się z progu. Jest chłopak w formie, nie ma co ukrywać. Aktualnie zajmuje 3 miejsce. Kolejny jest Fettner. Zaciskam za niego mocno kciuki, kiedy się odbija z progu. Trochę nim miota w powietrzu, ale trafił mu się huragan pod narty więc odległość będzie imponująca. Potem wszystko dzieje się już zadziwiająco szybko. Manuelowi wypina się narta przy lądowaniu, ale chłopak nie traci równowagi. Na jednej narcie dojeżdża za linię, do której oceniany jest skok, a zaraz potem z hukiem upada.
- Kurwa mać! - krzyczę i porywając torbę z apteczką wpadam na zeskok. Dobiegam do Fettnera i padam na kolana obok niego.
- Manu? - chwytam w dłonie jego twarz i uważnie mu się przyglądam. - Manu, słyszysz mnie?
- Widziałaś to Tysia? - pyta słabym głosem. - Widziałaś? Jakie mam noty?
Odruchowo patrzę na tablicę z wynikami.
- Cztery 18 i... - zaczynam, ale chwilę później do mnie dociera co robię. - Kurwa, Fettner! To nie jest teraz ważne! Coś cię boli?
- Serce, że nie zdołałem tego ustać – wzdycha Manuel. - I trochę płuca.
Ręką przywołuję służby medyczne z noszami i wracam wzrokiem na kumpla.
- Zabiorą cię do szpitala i dokładnie przebadają, dobrze? - mówię tonem jak do dziecka, ale chłopak kompletnie nie zwraca na to uwagi.
- Nie zostawiaj mnie Tysia – chwyta mnie za rękę. - Ja się boję szpitali.
Ściskam jego dłoń nieco mocniej i obiecuję, że pojadę z nim. W czasie kiedy ratownicy układają skoczka na noszach słyszę głos Diessa w krótkofalówce.
- Tyśka, co z nim?
- Narzeka na płuca, zabierają go do szpitala.
- Jedź z nim, dobrze?
Nie mogę się przyzwyczaić do miłego Diessa. Przysięgam, że momentami go sama prowokuję, żeby chociaż trochę mi dowalił bo się zrobił nudny jak flaki z olejem.
Dojeżdżamy do szpitala i Fetti ma robiony kompleksowy zestaw badań. Jego lekarz prowadzący pojawia się na korytarzu po jakimś czasie i omawia ze mną wyniki. Kiwam ze zrozumieniem głową, chociaż nie wszystkie medyczne terminy kojarzę. Ważne jest jedno: ogólna diagnoza jest bardzo pozytywna i jutro rano Manuel będzie mógł wyjść ze szpitala i wziąć udział w popołudniowym konkursie. Informuję o tym trenera i Megi. To znaczy najpierw Megi, a potem trenera. Trzeba mieć jakieś priorytety, prawda?
W końcu mogę iść się zobaczyć z Fettnerem w jego sali.
- Ale nam wszystkim stracha napędziłeś – mruczę siadając na brzegu jego łóżka.
- Widziałaś tą równowagę? - uśmiecha się Manuel. - Tak nas cisnęłaś latem na ćwiczeniach, że zdołałem się obronić!
- I nabić sobie srylion siniaków! - ironizuję.
- Co tam siniaki! - prycha Fetti. - Przecież mogłem się połamać! Wydłubać oko! Przebić nerki! Dostać przerostu prostaty!
- I to wszystko przy lądowaniu, tak? - dopytuję uprzejmie.
- Oczywiście! - zapewnia mnie brunet. - Jak ty mało Tyśka wiesz o skokach.
I może niech tak pozostanie.
- Mogę cię o coś spytać? - pyta mnie.
- Nie lubię jak tak zaczynasz – mówię ostrożnie. - No ale niech będzie...
- Co z tobą i Michim?
Zamieram. Jak on do kurwy nędzy cokolwiek zauważył? Przecież nawet Megi nic nie wie! Ba! Nawet Tynka nic nie wie!
- A co ma być? Jest moim kumplem z kadry – uśmiecham się udając, że nie rozumiem do czego zmierza.
- Tysia, przestań – patrzy na mnie z politowaniem. - Przecież ślepy nie jestem. A Hayboecka znam od dzieciaka, niczego przede mną nie ukryje.
- I czegóż to nie zdołał przed tobą ukryć?
- Jest zakochany! Na 100 procent!
- I uznałeś, że we mnie, tak? - pytam z lekkim niedowierzaniem.
- Noo... - zawiesza się na chwilę. - Na początku mówił, że jesteś świetną dziewczyną i w ogóle, więc pomyślałem, że może mu się udało.
- Nie Manu, zauważyłabym coś gdyby było jak mówisz – mrugam do niego porozumiewawczo.
- To co to za panna? - zastanawia się Fettner.
- Pojęcia nie mam – wzruszam ramionami. - Jak będzie gotowy, to pewnie nam powie.
- Pewnie masz rację – potwierdza Manuel. - Widziałaś nowy odcinek Teorii Wielkiego Podrywu....?
Uff, o mały włos.

Pukam do pokoju 263 i czekam, aż szanowny blondyn raczy mi otworzyć.
- Czy ty możesz być trochę ostrożniejszy? - naskakuję na niego jak tylko staje w drzwiach. Wpycham go do pokoju i zamykam za sobą. - Fettner mnie dzisiaj wypytywał co jest między nami, bo widzi, że cię wzięło i wywnioskował, że na mnie.
- Mądry chłopak – uśmiecha się kładąc swoje ręce na moich biodrach. Chwile później je strącam i głupawy uśmiech znika mu z twarzy.
- Hayboeck, ja wylecę z tej kadry, a ty zaraz za mną jak tak dalej pójdzie! - krzyczę. - To, że Diess chwilowo mi odpuścił nie oznacza, że teraz możemy przestać się ukrywać i oznajmić całemu światu, że ze sobą sypiamy.
- Tyśka, o co tobie chodzi? - pyta mnie zdezorientowany.
- O to, żebyś był ostrożniejszy!
- Będę – obiecuje mi.
- Świetnie, dziękuję – odpowiadam i wychodzę.
- Tyśka...! - krzyczy za mną.
- Idź spać, jutro masz konkurs – rzucam i znikam w swoim pokoju.

Siedzę sobie na parapecie okna i palę e-papierosa. Tak, wiem że nie powinnam. Ale stresy dnia dzisiejszego mnie przerosły. Gregor przed chwilą ode mnie wyszedł i oczywiście nie zamknął za sobą drzwi. Oglądam sobie ostatnie przygotowania skoczni do jutrzejszego konkursu kiedy słyszę znajomy głos za sobą.
- Wylecisz przez to okno!
Odwracam się i w progu widzę uśmiechniętego od ucha do ucha Marinusa.
A uśmiechnięty od ucha do ucha Marinus wygląda trochę jak Joker.
Odganiam od siebie tę myśl i odwzajemniam uśmiech.
- Palisz to świństwo? - pyta wskazując na e-papierosa, kiedy już podszedł trochę bliżej.
- Czasem trzeba – odpowiadam obojętnie.
- Przecież to strasznie szkodzi...
- Nie muszę się nikomu tłumaczyć – warczę. Po minie Krausa widzę, że cała jego pewność siebie właśnie znalazła drogę na zewnątrz.
- Przepraszam, to nie tak miało zabrzmieć – szepczę szybko spuszczając głowę.
- Nie przejmuj się. Ja... nie chciałem przeszkadzać....
- Nie przeszkadzasz – mówię z pośpiechem. - Mari! Zostań, proszę...
Uśmiecha się do mnie i siada obok mnie na parapecie. Bierze ze mnie przykład i wystawia nogi tak, żeby zwisały wzdłuż zewnętrznej ściany hotelu.
- Gdzie moje Casanovy? - pytam.
- Grają w warcaby – odpowiada Kraus, co kwituję wysokim uniesieniem brwi. - Werner dba o rozwój ich szarych komórek.
- To może najpierw nauczyłby ich czytać? - proponuję uprzejmie. Marinus parska śmiechem i wskazuje na mojego e-papierosa.
- Jaki smak?
- Guma balonowa – odpowiadam z dumą. - Chcesz spróbować?
Widzę, że przez chwilę się waha.
- A nie powiesz Schusterowi?
- Skarbeńku, czy ja cię kiedykolwiek sprzedałam?
Wychodzi na to, że taka odpowiedź go zadowoliła bo wziął ode mnie urządzenie i zaciągnął się. Raz, drugi i trzeci.
Zmęczona opieram głowę na jego ramieniu i razem obserwujemy miasteczko.
Marinus to jednak spoko gość.

środa, 9 lipca 2014

Nowy blog!

Kochani!
Serdecznie chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga poświęconego niemieckiej kadrze narodowej w piłkę nożną ;)
Oczywiście, nie oznacza to, że porzucam Tyśkę i jej mężczyzn, co to to nie ;)
Zapraszam nawet tych, którzy normalnie piłką nożną się nie interesują, myślę że znajdą coś dla siebie ;)

http://partofyoursoul.blogspot.com/

Liczę na szczere opinie!
Enjoy!

poniedziałek, 7 lipca 2014

9. Nie powiesz mamie, prawda?

Zamknęłam za sobą drzwi i osunęłam się po nich na ziemię. Jestem absolutnie wykończona. Trzy miesiące ciągłych wyjazdów wreszcie się skończyły. Letnie Grand Prix przeszło do historii. Wygrał Morgi, za nim uplasował się Wellinger, a trzecie miejsce ku mojej radości zajął Michi.
Przyznam szczerze, że sezon dał mi i mojej wytrzymałości w kość. Po każdym konkursie kładłam się najwcześniej o 5 i wstawałam około 9:30, co po kilku tygodniach skutkowało tym, że zasypiałam na stojąco. Na początku bardzo to moich mężczyzn bawiło, ale po jakimś czasie bez słowa przenosili mnie śpiącą z miejsca na miejsce, pozwalając odpocząć ile się tylko dało.
Dogadałam się z Niemcami. Tak przynajmniej mi się wydaje. Pogadałam z Wellingerem, który okazał się odrobinę mniejszym bucem niż mi się zdawało. Wyjaśnił, że chciał mi tylko zaimponować, a ja mu wyjaśniłam, że zabrał się za to od dupy strony.
Z Freundem też już rozmawiam, chociaż ten casanova nadal za punkt honoru ma postawione, że będzie moim pierwszym skocznym mężczyzną. Gdyby tylko wiedział...
No właśnie, ale nikt nie wie. Nikt nie wie co trzy miesiące temu wydarzyło się między mną a Michim. I co wydarzyło się dwa dni później. I kolejne dwa dni. I co się dzieje praktycznie co drugi dzień. Nie wie o tym nikt. Nawet moja siostra. Tacy jesteśmy cwani!
Żadne z nas nie chce ryzykować wydalenia z kadry, a przy tym za dobrze się bawimy, żeby to wszystko przerwać. Gdyby ktoś mi kazał ustawić status związku na pewnym portalu społecznościowym powiedziałabym że: to skomplikowane.
Nie jesteśmy razem, tylko razem sypiamy.
Jakkolwiek źle to nie brzmi.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do siostry poinformować ją, że już jestem.
- Super, bardzo się cieszę – zaszczebiotała mi przez telefon. - Ja jestem na uczelni do 14, potem muszę iść na jakieś 5 godzin do siedziby związku, więc będę przed 20.
Co oznaczało prawie 8 godzin na sen! Moja siostra została zatrudniona przez Heinza jako asystentka do spraw organizacyjnych i załatwia nam noclegi i transport. Przyznam szczerze, że odwala dobrą robotę, bo mieszkaliśmy w najlepszych hotelach jakie tylko były na naszej trasie dostępne.
Wrzuciłam rzeczy do pralki, dopchnęłam jakimiś ciuchami siostry, które walały się po podłodze i runęłam na łóżko. Obudziłam się po 18 i zaskoczona odkryłam że kiszki mi marsza grają. 
Niemożliwe, ostatni posiłek jadłaś przed wyjazdem z hotelu!
Uciszyłam moją złośliwą podświadomość i poszłam do kuchni. Całe szczęście mamy z siostrą podobny gust żywieniowy, więc znalazłam w lodówce pełno świeżych warzyw. Wyciągnęłam ogórki, sałatę i pomidory, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
I wierzcie mi lub nie, wiedziałam kto to.
- Jest Tynka? - spytał Hayboeck, kiedy już otworzyłam.
- Nie, jestem sama... - zaczęłam, ale to blondynowi wystarczyło.
- Zajebiście – mruknął i wpychając mnie do mieszkania wpił się w moje usta. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, co oznaczało że zdołał je popchnąć zanim mnie zaatakował. Czułam jak wsunął mi swoje zimne dłonie pod koszulkę, zaczynając błądzić po moich nagich plecach.
- Głodna jestem – mruknęłam wyswabadzając się z jego uścisku.
- Żartujesz, prawda? - pyta mnie oniemiały. - Ja tu jestem gotowy ci gwiazdkę z nieba dać, a ty mówisz że jesteś głodna?
- Gwiazdkę z nieba? - prycham wchodząc do kuchni. - O ile pójdę z tobą do łóżka, tak?
- Coś za coś – uśmiechnął się złośliwie. Stanęłam przy wyspie i zaczęłam kroić warzywa. Blondyn stanął zaraz za mną i oplótł mnie ramionami na wysokości brzucha.
- Ile mamy czasu? - spytał Michi składając delikatny pocałunek na moim karku. - Do powrotu Tynki oczywiście?
Przechodzi przeze mnie dreszcz spowodowany tym pocałunkiem. Nie muszę się odwracać, żeby widzieć triumf na twarzy Hayboecka.
- Jakieś półtorej godziny – odpowiadam patrząc na zegarek. Michi mruczy coś pod nosem, że przyjął do wiadomości i po wcześniejszym odgarnięciu włosów przechodzi z pocałunkami na bok szyi. - Ale ja jestem głodna, przypominam tylko!
Znowu jakiś pomruk że zrozumiał.
- Zjesz kolację? - pytam.
- A będzie deser? - odpowiada mi pytaniem. Prycham śmiechem i odwracam się w jego stronę.
- Ty jesteś niewyżyty – śmieje się siadając na wyspie i przyciągając go do siebie.
- Hormony mnie roznoszą – szepcze poważnym tonem blondyn.
- To te dni w miesiącu? - pytam z troską. Hayboeck składa usta w dzióbek i potakuje głową.
- Myślę, że tak.
W tym momencie odzywa się mój telefon. Patrzę na wyświetlacz.
- No hej Słońce – rzucam odbierając.
- Witam panią zapracowaną – śmieje się Sandra w słuchawce. - Gadałam z Megi i Kris, wpadniecie jutro z Tynką na babski wieczór?
- Jasne, o której? - pytam i widzę zawiedzioną minę Hayboecka. Wystawiam język i uśmiecham się złośliwie.
- 20:30?
- No to jesteśmy umówione! Do jutra!
- A wpadniesz do mnie na babsko-męską noc? - pyta niewinnie Michi.
- Nie mogę, głowa mnie będzie bolała – odpowiadam mieszając w końcu sałatkę.
- Zołza – prycha pod nosem blondyn.
- Erotoman – odpowiadam w podobnym tonie. 
I zaczynam się zastanawiać, w co ja się najlepszego wpakowałam?


Następnego dnia musiałam pojawić się w siedzibie związku, żeby zdać raport z przygotowania fizycznego zawodników po LGP. Wysiadłam z samochodu (mówiłam wam, że się dorobiłam autka? Dobrze płacą w tej Austrii, terenóweczka pierwsza klasa!) i wciągając na siebie bluzę ruszyłam w kierunku budynku. Październikowe dni były coraz ziemniejsze, co brutalnie uświadamiało mi jak mało czasu zostało do zimowego sezonu.
Odbiłam kartę i ruszyłam w stronę sali konferencyjnej A12, gdzie miało się odbyć spotkanie.
- Cześć chłopaki – rzucam do Diessa i serwisemenów, którzy są już obecni.
- Cześć – odpowiada każdy w swoim tempie. Podchodzę do ekspresu i robię sobie mocną kawę.
- Niewyspana? - pyta mnie Tim, jeden z serwisemenów.
- Jeszcze jak – odpowiadam. - Sąsiedzi robią remont, wiertarka chodzi non stop, parka z góry cały wolny czas spędza w łózku na orgiach, a moja siostra chodzi po mieszkaniu i śpiewa drąc jape tak, że głowa mała.
- Tynka się ostatnio podejrzanie roześmiana zrobiła, co nie? - pyta Felix, współpracownik Tima. - Wczoraj u niej byłem żeby rozliczyć wyjazd to cały czas się śmiała, jakaś taka rozkojarzona była.
- Ja tam nie wiem – odpowiadam szukając czegoś w papierach. - Możliwe że jest jak mówicie, mało czasu z nią spędzałam ostatnio.
- A czym byłaś tak zajęta? - pyta złośliwie Diess.
- Unikaniem ciebie i twoich kąśliwych uwag – odpowiadam ostro i w tym momencie do sali wchodzi Kuttin.
- Jaki miałem sen! - krzyczy na początek. - Byłem na rybach, z synem! I wyłowiłem wielkiego szczupaka, który miał twarz Hofera!
Parskamy śmiechem, a Heinz kontynuuje.
- No i on do mnie mówi tak – w tym momencie trener robi usta rybki. - Wypuść mnie Heinz! Wypuść mnie, a spełnię twoje trzy życzenia! Myśle sobię, taka okazja się nie powtórzy. Zażyczyłem sobie żeby mój syn nie miał problemów w szkole, żeby Alex miał poczucie humoru i żeby czekolada Fettnera nie tuczyła. A ten bezczelny obślizgły Walter na mnie z mordą że on tu jest kierownikiem tego konkursu, nikt mu nie będzie dyktował warunków. Strzelił mi ogonem przez twarz i wskoczył do wody! Jak ja teraz na konkursach Hoferowi w oczy spojrzę?
Po uspokojeniu trenera bierzemy się do roboty. Rozdaję każdemu folder z notatkami i rozpoczynam prezentację na temat przygotowania fizycznego moich mężczyzn. Wyniki badań Gregora i Michiego budzą ogólny podziw.
Akurat pod formą Michiego mogę się podpisać obiema rękoma. 
Przedstawiam moje pomysły na udoskonalenie zestawów ćwiczeń i modyfikację czasu treningów, które mają jeszcze bardziej poprawić wyniki zawodników.
- Tysia, pozwól proszę – woła mnie trener na sam koniec. - W magazynie są torby z ciuchami od sponsorów dla wszystkich zawodników na sezon zimowy. Mogłabyś je zabrać i im rozdać?
- Jasne, nie ma problemu – uśmiecham się do niego. - Czy ktoś mógłby mi pomóc? - pytam pozostałych.
- Ja z tobą pójdę – niespodziewanie odzywa się Alex. Pospiesznie zbieram szczękę z podłogi i ruszamy do magazynu. Po dłuższej chwili udaje nam się odnaleźć torby przeznaczone dla moich mężczyzn i udajemy się w kierunku mojego samochodu.
- Chciałem cię przeprosić – zaczyna Diess. On chyba naprawdę chce mnie dzisiaj pozbawić szczęki. - Źle cię od samego początku oceniłem, nie powinienem był rzucać takich złośliwych uwag. Wiem, że masz z chłopakami tylko przyjacielskie układy.
Dziękuję mu za szczerość i uśmiecham się do niego.
Gdybyś ty tylko człowieku wiedział...


- Przeprosił cię? - pyta zaskoczona Megi. - To aż do niego nie podobne.
- Wiem – wzruszam ramionami i biorę kawałek sushi. - Prawie zawału dostałam! Powiedział mi, że wie że z chłopakami tylko się przyjaźnię i że głupio robił sugerując inaczej.
- A z wszystkimi chłopakami tylko się przyjaźnisz? - pyta podejrzliwie Sandra.
- Żadnego jeszcze u nas nie spotkałam, więc pewnie tak – wtrąca się Tynka biorąc łyka wina.
Bo zawsze już śpisz jak się z nim spotykam.
-Ehhh – wzdycha Sandra zawiedziona. - Liczyłam na jakiś romans, tylu ich się przewinęło przez Grand Prix latem...
- Wzdychasz jakbyś sama za tym tęskniła – śmieje się Kristina. - Bo wy pewnie nie wiecie – zwraca się do mnie i Tynki – że nasza kochana Sandra to stara wyrywaczka! Jeździła na konkursy podrywać skoczków i dopiero Gregorowi udało się ją usidlić na dłużej.
- Na dłużej? - wykrzykuje Martyna. - To z kim ty byłaś przed nim?!
- Z Wankiem, Jacobsenem i Tepesem – wylicza Megi.
- Z Tepesem?! - powtarzam nie mogąc w to uwierzyć. - Tepes jest dobrą dupą...
- Ano jest – potwierdza Sandra śmiejąc się. - Ale wytrzymałam z nim 3 tygodnie. Nie było z nim tej nutki szaleństwa, która jest z Gregorem.
- Przepraszam miłe panie, ale ja muszę lecieć – odzywa się nagle Tynka. Patrzę na zegarek, jest 22:30.
- A gdzie ty się wybierasz? - pyta Kristina.
- A umówiona jestem – młoda lekko się czerwieni i zbiera wszystkie swoje manatki. - Wszystko wam opowiem jak pójdzie po mojej myśli.
- Jak nie pójdzie też nam powiesz – śmieje się Megi.
- Uważaj na siebie! - mówię, kiedy siostra nachyla się do mnie żeby się pożegnać.
- Będę – odpowiada i idzie ucałować pozostała trójkę.


Około drugiej w nocy wysiadam pod blokiem z taksówki. Wchodzę do budynku i czekam na windę, która zawiezie mnie na ósme piętro. Otwieram drzwi mieszkania i zapalam światło. Wszędzie jest ciemno, więc uchylam lekko drzwi pokoju Tynki i w poświacie dochodzącej z przedpokoju widzę, że jej łóżko jest puste. Wyciągam więc telefon i piszę jej smsa, że ja już jestem i żeby zachowywała się cicho wracając.
I wtedy wpada mi do głowy głupi pomysł. Biorę prysznic, ubieram piżamę, bluzę i adidasy, biorę zapasowy klucz do mieszkania Michiego, który kiedyś mi przyniósł w razie czego i wychodzę z własnego. Uznaję, że teraz właśnie jest 'w razie czego'. Zbiegam schodami pożarowymi dwa piętra i bardzo cicho otwieram kluczami drzwi do Hayboecka. Wszędzie jest ciemno. Ściągam buty i kieruję się do sypialni blondyna. Leży, jak zwykle rozwalony na całym łóżku. Ściągam bluzę, rzucam ją na podłogę i delikatnie wchodzę na łózko.
- Tysia, czy ty się możesz w końcu położyć, a nie się tak gramolić? - słyszę jego zaspany głos.
- Skąd wiesz że tu jestem? - pytam zaskoczona.
- Bo tylko ty masz klucze do mojego mieszkania, bo rzuciłaś butami jak weszłaś, a poza tym czuję twój żel pod prysznic – wylicza mi. Zaskakująco trzeźwo myśli jak na kogoś, kto dopiero się obudził! - Chodź tu! - przesuwa się kawałek i odsuwa tak rękę, żebym miała dojście do jego torsu.
Zadowolona układam się obok niego, dostaję buziaka w czoło na dobranoc i usiłuję zasnąć. Ale nie mogę. Czuję jego zapach, czuję jak jeździ mi ręką po plecach. Spytacie dlaczego do niego poszłam zamiast spać spokojnie u siebie?
Bo kocham z nim spać.
Bo kocham czuć się bezpiecznie w jego ramionach.
Bo kocham się z nim budzić.

Stoję w jego mieszkaniu i trzęsę się z nerwów. Łzy ciekną mi ciurkiem po policzkach, a ja nawet nie staram się ich zatrzymać. On siedzi przy stole i zakrywa głowę dłońmi.
- Dlaczego? Co zrobiłem źle? - pyta.
- Dobrze wiesz, że nic - odpowiadam siląc się na uśmiech. - Ta decyzja nie ma z tobą nic wspólnego.
- Jak to? - w ton jego głos wkrada się histeria. - Tysia, ja cię kocham! Nie wystarcza ci to? Jestem gotowy się z tobą ożenić, tu i teraz!
- Nie chodzi o ślub czy jego brak. Ja cię nie kocham. Tak będzie lepiej. Dla ciebie i dla mnie.
- I dla niego, prawda? - pyta z przekąsem.
- Nie zaczynaj – szepczę. - Nie mieszaj go w to, nie masz prawa...
- Byliśmy szczęśliwi, zanim się pojawił! - krzyczy do mnie. - Tysia, proszę. Rzucę skoki, zostawimy to wszystko za sobą. Będziemy żyć tak żeby nikt nas nie kontrolował!
- Nie rzucisz skoków, bo ci na to nie pozwolę – mówię szeptem powoli i wyraźnie, żeby zrozumiał. - Nie chcę żebyś zmieniał swoje życie dla mnie. Bo mnie w nim nie będzie.
- Tysia, ja cię kocham... Kocham, słyszysz?
- Ale ja ciebie nie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – podchodzę do niego i całuję w czoło. Następnie wychodzę z jego mieszkania i ruszam w kierunku windy, która zawiezie mnie na dół do samochodu. Do jego samochodu. I wsiądę do niego, mimo że życie bym oddała, żeby tego nie robić.
I nikt nigdy się nie dowie, jak bardzo przed chwilą nakłamałam człowiekowi, którego kocham najbardziej na świecie.

Budzę się zlana zimnym potem. Jak oparzona podnoszę się do góry i chwilę mi zajmuje, żeby zorientować się, że jestem w mieszkaniu Michaela.
- Co się stało? - pyta mnie przerażony Hayboeck obudzony moimi nagłymi ruchami. Odwracam się do niego i czuję jak spada mi kamień z serca. Przytulam się do niego mocno, a on okrywa mnie swoimi ramionami.
- Co się stało Aniołku? - ponawia pytanie mocno tuląc mnie do siebie.
- Miałam straszny sen – odpowiadam gdzieś w jego szyi.
- To tylko sen – uspokaja mnie. - Hej, maleństwo – ustawia moją brodę tak, żebym patrzyła na niego. - To tylko sen. Sny się nie sprawdzają.
Oby.
- Zrobisz coś dla mnie? - pytam próbując się uspokoić.
- Wiesz, że wszystko – uśmiecha się lekko.
- Jakby mi kiedyś odbiło i chciałabym wyjechać.. To ściągnij mnie na ziemię i na to nie pozwól.
- Prędzej mi Hofer na nosie wyrośnie, niż cię gdzieś stąd wypuszczę.


Następnego dnia budzę się wypoczęta jak nigdy. Przeciągam się i chyba trafiam Michiego w twarz ręką.
-Auuu – krzyczy. - Na sypianie z tobą ludzie powinni wykupywać osobne ubezpieczenia!
-Ledwo się obudził i już marudzi! - odpowiadam. - Jak znam życie nic nie masz w lodówce, więc w zamian za nocleg zapraszam do mnie.
Hayboeck ubiera się w szorty i koszulkę, zakłada adidasy i ruszamy dwa pietra do góry. Otwieram drzwi i w przedpokoju wpadam na wkurzoną Tynkę.
- Możesz mi powiedzieć gdzieś ty była? - wrzeszczy na mnie.
- Na cardio z Hayboeckiem – odpowiadam wzruszając ramionami. Michi uśmiecha się kpiąco. Całe szczęście, że moja piżama to bawełniane spodenki, a na górę założyłam bluzę, bo inaczej cienko bym to widziała.
- Wpadam rano do ciebie, a ciebie nie ma! - kontynuuje Tynka.
- A dzwoniłaś do mnie? - pytam machając przed nią telefonem.
- A widzisz, nie pomyślałam – zamyśla się moja siostra.
- Sorry, ale ja idę jeść – oznajmia Hayboeck i wymija nas kierując się do kuchni. W drzwiach zamiera i odwraca się do mnie ze złośliwym uśmiechem.
- Chodź Tyśka, spodoba ci się to – wskazuje coś w kuchni. Staję obok niego i nie mogę uwierzyć w to co widzę.
W naszej kuchni, przy stole siedzi sobie spokojnie Kraft w samych bokserkach i pije poranną kawę.
-Tynka! - krzyczę z oburzeniem
-Teraz się będziesz tłumaczyć moja panno! - wtóruje mi Michi udając zaaferowanie. - Twoja siostra taka porządna, cnotliwa, Maryja zawsze dziewica, a ty co?! I pomyśleć, że z jednych rodziców!
Martyna uśmiecha się złośliwie wiedząc, że Michi ironizuje.
Dobrze, że nie wie jak bardzo.
Zaraz potem napotyka na mój wzrok i cwany uśmieszek schodzi jej z twarzy.
- Tysia... Nie powiesz mamie, prawda?


*****
Postanowiłam iść w tę stronę. Trochę już niedługo namieszam, nie może być zbyt pięknie, prawda?
Wszelkie prawa autorskie do pomysłu ryby Hofera należą do Emmy, przyznaję się bez bicia, że wzięłam ten pomysł z jej komentarza ;)
Być może niedługo poznamy to milsze oblicze Diessa? Bądźcie gotowe!

piątek, 4 lipca 2014

8. I spróbuj mi teraz powiedzieć, że wcale na ciebie nie działam.

Ósmy kilometr... Dziewiąty kilometr... Dziesiąty kilometr...
- Rusz dupę Hayboeck! - wrzeszczę za siebie.
- Jestem skoczkiem, a nie maratończykiem! - odkrzykuje mi. Staję w miejscu, żeby poczekać na tę ofermę. Muszę przyznać, że biega całkiem nieźle, to ja nadaję takie horrendalne tempo.
- Ja też maratończykiem nie jestem!
- Oczywiście, że nie – zatrzymuje się przede mną i łapie oddech. - Ty jesteś sadystką!
- Jeszcze mi podziękujesz na koniec sezonu jak dzięki mnie staniesz na podium pucharu świata – prycham niezadowolona i siadam na ławeczce.
- Wtedy cię ozłocę Dziubeczku – odpowiada mi i siada obok mnie. Oboje wyciągamy bidony i zaczynamy wyścig, kto szybciej opróżni swój.
W oddali widzimy biegnącą Sandrę, ale dziewczyna ledwo utrzymuje równy oddech, więc tylko nam macha i biegnie dalej.
- Myślę, że powinniśmy sobie kupić psa – oznajmia nagle Michi. Patrzę na niego zaskoczona.
- Psa? Takie zwierzę? - pytam głupio. Mój towarzysz patrzy na mnie z politowaniem.
- Oczywiście, że zwierzę! A co myślałaś?
- Nie no, po prostu mnie zaskoczyłeś...
- Dużo o tym myślałem – Hayboeck opada na oparcie ławeczki. - To scementuje nasz związek, zobaczymy czy jesteśmy na tyle odpowiedzialni, żeby zacząć się starać o dziecko... Wiesz, po tych wszystkich publikacjach na nasz temat moja mama zaczyna się upominać o wnuki!
Szczęka opada mi do samej ziemi. Czy jest możliwe, że słowo 'dziecko' albo 'wnuk' w języku Michiego oznaczało coś innego niż w moim? Tkwię w tych rozmyślaniach dobre parę sekund, kiedy nagle słyszę śmiech Hayboecka.
- Wybacz, musiałem zobaczyć twoją minę!
- Ty żartowałeś?! - krzyczę już nic nie rozumiejąc.
- A co? Zawiedziona? - pyta uśmiechając się łobuzersko. - Przyznaj, że chciałabyś mieć ze mną małego Hayboecka...
- Nie wiem z kim się na mózgi pozamieniałeś, ale zrobiłeś bardzo słaby biznes – odpowiadam wymijając go.
- Nasze dzieci byłyby piękne i mądre po tobie, a wysokie po mnie – Michi naprawdę cały czas się śmieje. Czy on jest nienormalny?
- Masz coś do mojego wzrostu?
- Nie no, wiesz... Nogi masz cholernie ładne i seksowne, ale jednak trochę kacze... - odpowiada. - Kto ostatni w bloku, ten robi drugiemu masaż!
Czy on powiedział kacze nóżki?!

Wychodzę spod zimnego prysznica i wycierając włosy ręcznikiem zaczynam planować dalszy rozkład dnia. W południe mamy odprawę sztabu przed wyjazdem na pierwszy konkurs LGP w przyszłym tygodniu, więc mam jeszcze 3 godziny wolnego. Ze zrezygnowaniem patrzę na stertę rzeczy do prasowania, która piętrzy się w rogi łazienki. Chyba muszę się w końcu za to zabrać. W jednej chwili czuję, że na myśl o żelazku cały zapas endorfin z poranka zniknął bez śladu. Nagle słyszę dzwonek do drzwi. W duchu przybijam sobie sama piątkę z okazji tego, że udało mi się tak sprytnie uniknąć przykrego obowiązku. Otwieram drzwi i zamieram.
- Tynka? - krzyczę na widok mojej młodszej kopii.
- Niespodzianka! - odkrzykuje i rzuca mi się na szyję.
- Co ty tu robisz? - pytam kiedy już odklejamy się od siebie.
- Gdzie twoje maniery siostra, co? - pyta mnie z przekąsem. - Może byś mnie wpuściła do środka?
Otwieram szerzej drzwi i pomagam jej wtargać torbę do środka – tak, moja siostra też jest ciuchoholiczką. O ile w ogóle istnieje taki wyraz i przypadłość. Gestem zapraszam ją do kuchni, wrzucam kostki lodu do szklanki i nalewam wodę cytrynową.
- Dzięki – uśmiecha się do mnie Tynka. - Więc, uprzedzając kolejne pytanie... Rodzice się rozwodzą.
Uśmiecham się półgębkiem.
- Aż dziw, że dopiero teraz, co nie? - pytam, a siostra rzuca mi złośliwe spojrzenie.
- Wojna trwa w najlepsze, kłócą się o każdą błahostkę, za chwile przepiłują dom na pół, żeby tylko dostać jak najwięcej – opowiada mi Martyna, a ja nie ukrywam, doskonale umiem to sobie wyobrazić. To nie tak, że mam złe zdanie o rodzicach. Co to, to nie. Są wspaniałymi ludźmi i bardzo ich kocham, z tym że... każde osobno. Razem nie stanowią nic, co można by chociażby lubić.
- Więc postanowiłam, że najlepiej będzie jeśli przeprowadzę się do ciebie – kończy z uśmiechem.
- Słucham?! - o mało nie wypluwam wody, którą właśnie zamierzałam wypić.
- Tyśka, no chyba mnie nie zostawisz? - patrzy na mnie z wyrzutem. Oczywiście, że jej nie zostawię. Siostra jest dla mnie najważniejszą osobą na Ziemii, no ale jednak to dość kłopotliwa sprawa.
- Wiesz, to nie moje mieszkanie – odpowiadam. - Musiałabym mieć zgodę ze związku, żebyś ze mną mieszkała. Poza tym, co ty tu będziesz robić?
- Wiedziałam, że o to spytasz! - Tynka uśmiecha się triumfująco. - Więc zaraz po odebraniu wyników z matury dwa tygodnie temu zgłosiłam się na uniwersytet w Innsbrucku i po otrzymaniu wiadomości, że mnie przyjęli spakowałam się i przyjechałam do ciebie, wiedząc że wytrącę ci argument z ręki.
- Mała cwaniara – kręcę głową z rozbawieniem.
- Ponadto mogę gdzieś dorabiać – dorzuca szybko, żeby nie stracić tego co już wypracowała. - Wiesz że umiem niemiecki tak samo dobrze jak ty, poradzę sobie.
Wzdycham głęboko wiedząc że z nią nie wygram. I tak tu zostanie, trzeba tylko znaleźć jakiś sposób, żeby załatwić to formalnie. Biorę do ręki telefon i wybieram tak dobrze znany mi numer.
- Hayboeck? Przyjdz do mnie, migiem!
- Poznam Michiego Hayboecka? - pyta podekscytowana Tynka.
- Nie podniecaj się tak – odpowiadam prychając śmiechem. - Michi będzie twoim sąsiadem jeśli tu zostaniesz.
- Rany, Tyśka! Ty to masz dobrze! - po minie siostry widzę, że się rozmarzyła. - A poznam też Schlieriego? I Morgiego?
- Jak będziesz tyle gadać to cię gdzieś zamknę i twoimi jedynymi znajomymi będą co najwyżej pająki – odpowiadam. Młoda już chce zaprotestować, kiedy słyszę, że drzwi się otwierają.
- Pali się czy jak? - dobiega nas głos Hayboecka z przedpokoju. Wchodzi do kuchni i przystaje z wrażenia. - Ja pierdole. Jesteście identyczne.
- Michi, to jest moja siostra Martyna – wskazuję na brunetkę siedzącą przy wyspie na środku kuchni. - Tynka, to jest Michi.
- Tyśka i Tynka? - pyta zdziwiony blondyn podając młodej rękę na przywitanie. - Rodzice mieli wyobraźnie, nie ma co – śmieje się i widzę jak przypatruje się mojej siostrze.
- Hayboeck, zapomnij! - upominam go ostro. - Ona ma dopiero 18 lat!
- Chill Złociutka! - odpowiada mi blondyn. - Wiesz, ze to ty jesteś dla mnie całym światem moja ty skrzacia babciu, prawda?
- Mówiłam ci już że Hayboeck jest niesamowicie uroczy? - pytam Tynkę, która umiera ze śmiechu. - To już ci właśnie mówię.
- Twoja siostra non stop daje mi kosza – tłumaczy jej Michi. - Ale nie bój żaby, jeszcze będę twoim szwagrem!
- Musiałabym mieć niedowład mózgu, żeby do tego doszło – odpowiadam z przekąsem. - To nie jest ważne! Powiedz mi lepiej co mam zrobić, żeby związek pozwolił jej tu zostać?
- Pogadaj z Heinzem. Przecież on zrobi wszystko o co poprosisz. – odpowiada wzruszając ramionami.
No tak! Heinz! Że też ja głupia o tym nie pomyślałam!
- Jesteś genialny! - wykrzykuję i całuję go w czoło. - Potrzebuję samochód!
Michi niechętnie wyjmuje z kieszeni szortów kluczyki.
- Zajmij się Młodą – nakazuję mu i biegnę po torebkę. - Tylko, Hayboeck – grożę mu palcem – bez głupot!
- A sex w podziękowaniu za mój geniusz będzie? - pyta niewinnie Michi.
- Przemyślę to! - odpowiadam i wybiegam z mieszkania.

Wpadam do siedziby związku i z największym trudem trafiam w czytnik kart, żeby dostać się do strefy przeznaczonej dla pracowników. Ruszam korytarzem i mijając po drodze parę znajomych twarzy dopadam w końcu do drzwi gabinetu, który jest celem mojej podróży.
- Heinz, mam sprawę! - wykrzykuję na przywitanie i opadam na krzesło naprzeciwko jego biurka.
- Moja złota rybka ma chyba depresję – odpowiada mi, uparcie wpatrując się w małe, szklane akwarium.
- Skąd taki pomysł? - pytam zdezorientowana.
- Jest jakaś otępiała, apatyczna – mówi tonem zmęczonego życiem człowieka.
- Może jest chora? - proponuję.
- Tak, tak.... - mruczy Heinz pod nosem. - Depresja to choroba... Ale ja naprawdę zrobiłem wszystko, żeby czuła się akceptowana. Rozmawiałem z nią....
- Może poruszałeś zbyt poważne tematy? - pytam. - Może potrzebuje się pośmiać czy coś.
- A wiesz, że tak może być? - Kuttin nagle się ożywił. - Ostatnio jej opowiadałem o problemach mojego syna w szkole. Ma same pały z francuskiego!
- Problemy z francuskim mogą być spowodowane faktem, że twój syn uczy się w szkole włoskiego – odpowiadam rozbawiona.
- Skąd wiesz?
- Twoja żona mi opowiadała na gali.
- Cholera... Muszę to nadrobić – mruczy i coś sobie zapisuje. - No ale ty chyba miałaś jakąś sprawę, tak?
- Moja siostra przyjechała...
- Wspaniale! Nie wiedziałem że masz siostrę – wykrzykuje Heinz. - Koniecznie musisz ją przyprowadzić!
- Chce zostać na stałe...
- Nawet lepiej!
- Chce ze mną mieszkać – dopowiadam z końcu. - Chcę prosić o zgodę, żeby mogła u mnie zostać.
- Cholerka – Kuttin wyraźnie się czymś zmartwił. - To są mieszkania dla pracowników...
Wiedziałam, że będzie problem. 
Ale nie ukrywam, że liczyłam że Heinz będzie jego rozwiązaniem. 
Marszczy czoło i długo się nad czymś zastanawia.
- Odpowiedź może być tylko jedna – mówi w końcu, a mi krew odchodzi z kończyn. - Musimy ją zatrudnić!
Szczęka mi opada prawie jak przy opowieści Michiego o wnukach.
- Nie, nie, nie! – mówię od razu. - Ona ma pójść na studia, a nie jeździć z bandą skoczków po świecie.
- Nic się nie martw – uśmiecha się trener. - Znajdziemy jej jakieś stacjonarne zajęcie. Będzie nam rezerwować hotele i loty, albo umawiać nas na spotkania ze sponsorami. Coś niezbyt absorbującego, żeby mogła spokojnie studiować. W ostateczności zatrudnimy ją tylko żeby ładnie wyglądała na zdjęciach z konferencji. Tak na złość Diessowi.
Uśmiecham się z wdzięcznością do Kuttina. Ta opcja mi się zdecydowanie bardziej podoba.
- Przyprowadź ją w przyszłym tygodniu przed naszym wyjazdem, myślę że się dogadamy – posyła mi ojcowski uśmiech, a ja nie mogę się powstrzymać i biegnę na drugą stronę stołu go uściskać.


Po odprawie wracam zadowolona z siebie do domu. Wchodząc do mieszkania nie słyszę żadnych głosów, więc wyciągam telefon i dzwonię do siostry.
- Jesteśmy z Michim na mieście – informuje mnie. - Pół godzinki i będę.
Rozłącza się, a ja postanawiam wykorzystać okazję i trochę ogarnąć bałagan, który zdołałam zrobić. Zbieram rzeczy do prania, odkładam zmywarkę, szybko robię odkurzaczem całe mieszkanie, aż w końcu pojawia się Tynka.
- Byliśmy na skoczni, na lodach, potem skoczyliśmy na jakiegoś fast fooda, połaziliśmy trochę po mieście a na koniec odwiedziliśmy Stefana Krafta – wylicza mi po kolei siostra. - Ten Kraft to strasznie fajny koleś! – uśmiecham się znacząco pod nosem wycierając ścierką blaty w kuchni. – Przestań! Widzę twoją minę! Może lepiej byś mi powiedziała co cię łączy z Michim?
- A co mnie łączy z Michim? - pytam zdziwiona. - Co on ci znowu za bzdury naopowiadał?
- Opowiadał mi o tobie, o tym jak się nimi zajmujesz, ile serca w to wkładasz – odpowiada Tynka. - I rany, dziewczyno... jak on o tobie mówi! Każda dziewczyna marzy o tym, żeby facet tak o niej mówił! A w dodatku taki jak Hayboeck...
Przez chwilę się zastanawiam nad tym co powiedziała moja siostra. Może ma rację? Hayboeck jest niesamowitym facetem. Tyle ciepła i odpowiedzialności w tak złośliwej i beztroskiej osobie to aż niemożliwe do osiągnięcia. A mimo to on to wszystko łączy.
- Aha – głos siostry wyrywa mnie z zamyślenia – zanim wyszliśmy kurier przyniósł ci jakieś kwiaty. Postawiłam u ciebie w sypialni.
- Od kogo?
- Skąd mogę wiedzieć?
- Przecież wiem, że przeczytałaś liścik – prycham śmiechem.
- Jak ty mnie znasz! - wykrzykuje Martyna. - Podpisał się Mały Bawarczyk i pisał, że ma nadzieję, że jeden głupi wybryk kretyna nie przekreśla szans Niemców... czy coś w ten deseń.
- Wywal je, na pewno są od Freunda.

Wieczorem, kiedy moja siostra zmęczona długim dniem pada w końcu na łózko i zasypia postanawiam odwiedzić Hayboecka i podziękować mu za opiekę nad Tynką. Dzwonię do drzwi, za którymi po chwili pojawia się Michi ubrany jedynie w szare spodnie od dresu. Mijam go nic nie mówiąc i zatrzymuję się w przedpokoju. Blondyn zamyka za mną i odwraca się w moją stronę. Przez dłuższą chwilę patrzymy na siebie w milczeniu.
- No co? - pyta w końcu Michi uśmiechając się lekko.
- Zastanawiam się czy moja siostra miała dzisiaj rację – odpowiadam opierając się o ścianę.
- Sprawia wrażenie mądrej dziewczyny, więc pewnie miała – rzuca robiąc krok w moją stronę. Uśmiecham się do niego.
- I myślisz, że powinnam jej posłuchać?
- Myślę, że tak.
- Jesteś pewien?
- Yhm – Michi jest coraz bliżej.
- I wcale jej do niczego nie namawiałeś, ani nic jej nie wkręcałeś? - pytam już prawie autentycznie się śmiejąc.
- Nie musiałem – odpowiada odkładając mój niesfornie zwisający kosmyk włosów za ucho.
Przez moje ciało przechodzi dreszcz i nie wiem czy jest to spowodowane jego dotykiem, czy faktem, że stoi przede mną półnagi i tak niesamowicie seksowny. 
Hayboeck uśmiecha się triumfująco.
- I spróbuj mi teraz powiedzieć, że wcale na ciebie nie działam.
Ale jedyne co jestem w stanie zrobić to uśmiechnąć się, bo za chwilę jego ciepłe wargi dotykają moich, całując je tak delikatnie jakby bały się zrobić krzywdę. Przez chwilę nie reaguję, sparaliżowana tym, że to się w końcu stało. Po tygodniach podchodów, w końcu do tego doszło. I albo to oczyści atmosferę, albo wpakujemy się w naprawdę niezłe problemy.
Delikatnie oddaję pocałunek, a dla Michiego jest to jak zgoda na dalsze działanie. Przyciska mnie całym ciałem do ściany i zaczyna całować coraz agresywniej. Przejeżdżam dłońmi po jego mięśniach skośnych brzucha, do góry, przez klatkę piersiową i szyję, aż w końcu wplatam dłonie w jego włosy.
- Wiesz, że wielokrotnie wyobrażałem sobie jakby to wyglądało? – mruczy mi w szyję Michi składając na niej delikatne pocałunki. - Ale nie spodziewałem się, że sama mi się wpakujesz do łóżka.
- Zamknij się narcyzie – odpowiadam i przyciągam go z powrotem do siebie. Hayboeck unosi mnie lekko, a ja oplatam go nogami. Powoli i ostrożnie blondyn kieruje się w stronę sypialni.

I coś czuję, że tej nocy zakaz intymnych relacji między członkami kadry zostanie wielokrotnie złamany.


*****
Zabijcie mnie, nie mam pojęcia co teraz z nimi zrobić. Dziękuję. Stay tuned!