środa, 30 lipca 2014

15. Sprzedała nas dwulatka. Bomba.

Nadeszła moja długo wyczekiwana Wigilia. Ostatni oddech przed Turniejem Czterech Skoczni. Tynka pojechała do mamy do Zakopanego, a Michi do rodziny. Pewnie wyda wam się to dziwne, że wolę spędzić święta sama, ale przez ostatnie pół roku non stop ktoś mnie otacza, więc potrzebuje w końcu czasu tylko dla siebie. Poprosiłam siostrę, żeby wymyśliła jakąś bajeczkę dla mamy, a że Tynia kłamcą jest pierwszorzędnym to nie obawiam się, że mama się obrazi czy coś. Z tego co się orientuję, to nie przyjechałam bo mam wielki projekt do zrobienia i w sumie wpadłabym tylko na dwa dni i to bez sensu i wpadnę kiedy indziej na dłużej. Czy jakoś tak.
Robię sobie kakao i siadam na parapecie, żeby wyczekiwać pierwszej gwiazdkę na niebie. Jacyś spóźnialscy dopiero teraz niosą choinkę do mojego bloku. 
Chociaż, przyganiał kocioł garnkowi, ja choinki nie mam wcale.
- Tysiaaa! - słyszę odbierając telefon. Dzwoni moja siostra. - Jak tam mój mały samotniku?
- Było świetnie, dopóki nie usłyszałam twojego szczebiotu – odpowiadam złośliwie.
- Jeszcze za mną zatęsknisz, zobaczysz! - prycha. - Dziadek Kazik jest zawiedziony, że nie przyjechałaś.
- A widzisz! Dziadek Kazik jest jednym z powodów, dla których nie przyjechałam.
- Wiem – szepcze zniesmaczona Tynka. - Cały czas mlaska, wypytuje czy mamy chłopaków i sugeruje, że już na nas czas żeby zacząć rodzić dzieci!
- Chwała Bogu, że odpuściłam sobie tę przyjemność w tym roku – śmieje się i słyszę dzwonek do drzwi. - Ej Tynka, kończę. Pewnie jacyś kolędnicy. Już dzisiaj z trzynaście grup wysłuchałam...
Podchodzę do drzwi, biorę głęboki oddech i przyklejając sobie sztuczny uśmiech na twarz naciskam klamkę.
- Siema! - krzyczy do mnie z uśmiechem jakiś chłopak. I na litość boską, on wygląda jak Hayboeck! - Ty jesteś Tysia, tak?
Kiwam potwierdzająco głową.
- Super, Alex jestem – przedstawia się, wymija mnie i ładuje się w głąb mieszkania. Oniemiała odwracam się za nim.
- Cześć Alex, miło cię poznać – krzyczę.
Kimkolwiek jesteś...
Za chwilę w drzwiach staje jakaś blondynka. Na oko jest z dwa, może trzy lata starsza ode mnie i parę centymetrów wyższa.
- Cześć Tysia – sposób w jaki wymawia moje imię powoduje mimowolny uśmiech na mojej twarzy. Moi mężczyźni mówią to z taką wprawą, że zapomniałam, że Austriacy mogą mieć z tym problem. - Jestem Katrin. - odwraca się za siebie. - No dalej chłopaki, ruszcie się!
Oho, czyli są jeszcze jacyś chłopacy. Zajebiście. Szkoda, że nikt mnie o imprezie nie poinformował. Słyszę jakiś huk z głębi mieszkania, co oznacza, że mój nowy znajomy Alex chyba rozgościł się w kuchni. Za chwilę cała zagadka się rozwiązuje.
- Cześć Skarbie – uśmiecha się do mnie Michi, tachając na spółę ze swoją starszą kopią choinkę. To oni byli tymi nieszczęśnikami, których widziałam siedząc na parapecie. Odstawia drzewko na podłogę, podchodzi do mnie i całuje.
Kiedy w końcu się ode mnie odrywa, ostatni z przybyłych przedstawia się jako Stefan, starszy brat Michiego. Alex okazuje się najmłodszym z rodzeństwa, a Katrin jest dziewczyną Stefana. W sumie łatwo ogarnąć.
- Co wy tu właściwie robicie? - pytam, kiedy już układam sobie w głowie kto jest kim.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci spędzić święta samej? - uśmiecha się do mnie Michi.
- Nasi rodzice pojechali do dziadków – wyjaśnia Alex. - A że dla nas to raczej katorga niż przyjemność, to uznaliśmy że my pojedziemy zbawiać świat. W sensie ciebie.
- Bo nie chciałaś spędzić świąt u nas w domu – mówi z wyrzutem mój blondyn.
- Akurat ja jej się nie dziwie – mruczy Stefan rozplątując łańcuch na choinkę, który przywieźli. - Też bym się bał tak oficjalnie poznać całą rodzinę.
- Zwłaszcza, że wy chyba oficjalnie nawet nie jesteście parą – rzuca Alex ze złośliwym uśmiechem. Coś czuję, że mały gnojek dogadałby się z moją Tynką.
- Młody, szoruj podgrzać jedzenie, co? - uspokaja go szybko Katrin. Najmłodszy z braci rusza do kuchni, a dziewczyna zaraz za nim.
- Macie nawet jedzenie? - pytam niedowierzając.
- Mama nam dała wałówkę, jakbyśmy co najmniej małe państwo mieli wykarmić – śmieje się Michi.
- Choleraaa! - wykrzykuje Stefan. - Nie wziąłem lampek z samochodu. Minuta i jestem z powrotem.
I wybiega z mieszkania. Zostajemy więc z blondynem sami w pokoju. Michael wykorzystując sytuację przyciąga mnie do siebie.
- Wiesz jak za tobą tęskniłem?
- Nie widzieliśmy się aż trzy dni! - udaję przerażoną zarzucając mu ręce na szyję.
- Dziewczyno! To jak cała wieczność! Jeszcze ci kretyni moi bracia się ze mnie nabijali jak dziadek pytał 'A narzeczoną to ty już masz?'. A ja nie mogłem nic powiedzieć, bo dziadek by zaraz wszystkim wypaplał.
- A ty masz narzeczoną? - pytam zaskoczonym tonem. - I nic mi nie powiedziałeś?
- Nie no – prycha. - Ale będę miał, nie?

Nie uwierzycie. Pierwszy konkurs z serii Turnieju Czterech Skoczni wygrał Thomas Diethart. W drużynie zapanowała konsternacja. Nie żebyśmy się nie cieszyli. Ba! My się ogromnie cieszymy, ale... nikt się tego nie spodziewał. Thomas jest objawieniem sezonu i gdyby ktoś przed wyjazdem do Oberstdorfu kazał nam postawić na niego pieniądze, to byśmy się w czoło popukali.
- Wygrałeeeeem! - Thomas wbiega do domku naszej kadry, zaraz po ogłoszeniu wyników. Uśmiecham się szeroko i mocno go ściskam. Felix i Tim przybijają z nim piątki i chłopak już leci, żeby stanąć na podium.
- Nadal nie wiem co powiedzieć – mruczę pod nosem.
- Ja też nie – odpowiada Felix chowając narty chłopaków do pokrowców. - To znaczy, cieszę się, no ale... wow. Nie wiem.
- Proszę, jakie postępy uczynił Thomas! - to zadowolony z siebie Kuttin wkroczył do pomieszczenia. - To chyba święta tak wspaniale na nas wszystkich podziałały!
Na myśl o tym ile zjadłam przez święta robi mi się słabo. Szybko zbieram się w sobie i skupiam ponownie na obecnej sytuacji.
- I przeżyłeś potrawy przyszykowane przez twoją żonę? - pyta niewinnie Tim.
- Byliśmy u siostry mojej małżonki! - odpowiada radośnie Heinz. - Ja nie wiem, ta moja żona to chyba adoptowana jest! Tylko ona w tej rodzinie gotuje jakby chciała kogoś zabić! Reszta wie co robi! Ahh... Pójdę sobie udzielić kilku wywiadów! Pa!

'Mogę do ciebie wpaść pogadać?'
A co on się głupio pyta? Zawsze wpada bez zapowiedzi.
'Jasne'
Kończę myć zęby w mojej hotelowej łazience w Garmisch-Partenkirchen i słyszę pukanie do drzwi. Otwieram je i widzę Hayboecka z jakąś małą blondyneczką na rękach. Uśmiecha się niepewnie i wchodzi.
- Booo... Bo ja ci już dawno chciałem to powiedzieć – zaczyna, a ja czuję że kolana gwałtownie mi się uginają. - Poznaj moją córkę.
Szczęka opada mi do samej ziemi. Przyglądam się małej i może nawet jest do niego trochę podobna. Blond włosy, karnacja. Ale nie...
- Ile ma lat?
- Dwa – odpowiada cicho Hayboeck, a dziewczynka szeroko się do niego uśmiecha, więc Michi delikatnie odwzajemnia grymas.
- A matką jest...?
- Em – mruczy, a ja kiwam głową ze zrozumieniem.
O żesz kurwa. Ma dziecko! Ma śliczną, słodką córeczkę! I nic mi cham nie powiedział! 5 miesięcy się ze mną spotyka i nigdy nie miał chwili, żeby mi powiedzieć, że gdzieś po Austrii, może nawet po Innsbrucku biega jego dziecko?!
Kocham go, no ale na litość boską to trochę zmienia postać rzeczy!
Swoją drogą, siedzi u mnie prawie non stop. A w przerwach między jego wizytami u mnie, ja jestem u niego. I nigdy tego słodziaka nie widziałam.
- Wujek Michi! - krzyczy blondyneczka.
- Wujek? - powtarzam oniemiała.
- Kurczę, Lily! - wzdycha Hayboeck. - I nas teraz sprzedałaś, noo...
- Pepafam – rzuca słodziutkim głosem mała i wtula się w Michiego.
- Lily? - pytam. - To jest córeczka Thomasa?
- Yhm – uśmiecha się blondyn.
- Kochanie – nachylam się do dziewczynki. - Porwę na chwilę wujka Michiego, a ty tu zostaniesz i pobawisz się naklejkami, dobrze?
Kiwa głową, a ja podaję jej taśmy do kinesiotapingu. Jest wniebowzięta, bo są kolorowe i zaczyna się szarpać z pierwszym.
- Uwierzyłaś, no powiedz że uwierzyłaś – ekscytuje się Hayboeck, kiedy już stajemy w przyciasnym korytarzyku.
- Jeśli tobie się naprawdę wydaje, że to było zabawne to ja cię skieruję na jakieś badania – rzucam oschle. - Prawie zawału dostałam!
- W kwestii ojcostwa jestem dziewicą niemalże – zapewnia mnie.
- I chyba tylko w tej kwestii – mruczę, a on przyciąga mnie do siebie.
- Dzieci będę miał dopiero z tobą – informuje. - Pierwszego syna nazwiemy Alfred!
- Dlaczego Alfred? - dziwię się.
- Nie wiem – wzrusza ramionami – miałem kiedyś chomika Alfreda, podoba mi się to imię.
- Czy ty aby nie za dużo czasu spędzasz z Heinzem? - pytam, a on szeroko się uśmiecha. - W każdym razie, jeszcze jeden taki numer i cię tak urządzę, że skutecznie pozbawię cię możliwości posiadania dzieci.
- Aha, jasne – prycha kpiąco i delikatnie mnie całuje. Odrywa się ode mnie i wraca do Lily. - Ej, Tyśka! Zdejmij to z niej teraz!
Blondyneczka siedzi na środku mojego łóżka i od góry do dołu obklejona jest kolorowymi taśmami. Wzdycham głęboko i zaczynam z niej delikatnie ściągać plastry. Dobrze, że przykleiły się tak po prostu, a nie tak jak powinny, bo by mi tu płakała z bólu na potęgę.
- Daj nożyczki – nakazuję Michiemu wskazując na czarną torbę. 
Chłopak posłusznie wyciąga przyrząd i podaje mi.
- Nie ruszaj się Skarbie, dobrze? - proszę Lily i zaczynam jej odcinać, jak najmniejsze końcówki włosów, do których przykleiły jej się taśmy.
Ostatecznie lekko ostrzyżona jest gotowa do powrotu do taty. Michi bierze ją na ręce i wyruszamy na poszukiwania Morgiego.
Znajdujemy go w jego pokoju, który dzieli z Fettnerem, ale którego akurat nie ma.
- I co robiłaś z wujkiem? - pyta Thomas swojej córki biorąc ją na ręce.
- Byliśmy u cioci Tyszi – uśmiecha się do mnie kalecząc delikatnie moje imię. - Ja się bawiłam takimi kolorowymi naklejkami, a wujek przytulał ciocię i ją całował.
Oniemiały Morgi przenosi wzrok na nas i otwiera szeroko usta. Na jego twarz wkrada się uśmiech i złośliwość.
- Wiedziałem! No tak żem czuł! Ale daliście ciała! Przecież Lily wszystko powtarza!
Patrzę najpierw na niego, a potem na Michiego, który walczy ze sobą, żeby się nie roześmiać.
Sprzedała nas dwulatka. Bomba.

12 komentarzy:

  1. No on nawet dzieci z nia chce miec! :D
    Tak szczerze to na początku tez pomyślałam że to jego córka... A tu Lili ;)
    Haha, Tysia spędziła wyjątkowo samotną gwiazdkę :D Aż jej zazdroszczę!
    Sorka, że tak od dupy strony zaczęłam ale to najbardziej na bieżąco :)
    Pozdrawiam i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahh te małe dzieci! Romans zaczyna się wymykać spod kontroli, wie już Heinz i Morgi, kto następny? :D Michi wpadł po uszy, ale jakoś nie jestem do końca przekonana co do uczuć Tyśki. Co z Bawarczykiem? ;))
    Już nie mogę się doczekać następnego! Dużo weny!
    Lana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę, prawie też uwierzyłam, że to jego córka, a tutaj proszę...Lily. :)
    Też jestem ciekawa, kto się dowie następny o ich romansie.
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozwolę sobie zaznaczyć: dobrze, że Fettnera nie było, bo jest jeszcze nadzieja, że Thomas utrzyma język za zębami.
    A Lily? No rozkoszne dziecko! ;D

    Pozdrawiam ;*
    I zapraszam:
    http://born--to--fly.blogspot.com/2014/07/rozdzia-19.html

    OdpowiedzUsuń
  5. hahaha :D Nieźle, nieźle :D Czytając fragment o przyjściu Michaela z dzieckiem omal szczęka mi nie opadła do ziemi :P Kompletnie zapomniałam, że to może być Lily. Jak ona wie, to teraz wujek Michi i ciocia Tysia mogą mieć przekichane :D
    Jestem niezmiernie ciekawa dalszego rozwoju akcji. Pozdrawiam,
    Allie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Początkowo zaskoczył mnie fakt, że Michi ma dziecko ale jednak wszystko inaczej to wyszło :D genialne pomysł hahah
    Ciekawie komu Lily jeszcze to wygada : )

    OdpowiedzUsuń
  7. No cóż, jednak Michi nie pomyślał, że z Lily może być taka papla ;) Byleby tylko ta informacja nie doszła do reszty kadry.

    PS. Jeżeli lubisz Norwegów, to zapraszam do siebie
    http://ultima-notte-al-mondo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham to opowiadanie, po prostu kocham *o* Siedziałam przedwczoraj i dzisiaj, żeby to wszystko przeczytać i skończyłam. Na początku wydawało mi się, że aż 15 rozdziałów, że kiedy ja to zdążę przeczytać... Teraz stwierdzam, że to tylko 15 rozdziałów, chcę więcej ;_; Jeśli nie masz nic przeciwko, ten komentarz będzie zawierał wszystkie rozdziały w kolejności mniej lub bardziej przypadkowej. Wszystko mi się miesza w czasie, więc... ^^"
    Pierwsze, co mi się przypomina to sen Kuttina o połowie rybki z twarzą Hofera. To była jedna z tych scen, które mnie totalnie powaliły na kolana. I te jego obawy, że jak on spojrzy Hoferowi w oczy xD Skoro już jesteśmy przy Kuttinie, powiem Ci, że bałam się tego rozdziału z jego perspektywy. Przeczuwałam, ze będzie słabszy niż inne, nudny i w ogóle. A wcale tak nie było. Był świetny. A Kuttin to geniusz zła. Że też wiedział o Tysi i Hayboecku. I jeszcze pozwolił im razem jechać po pizzę, to musiało być urocze. Chciałabym zobaczyć śpiewających Kuttina i Schustera. To musiało być świetne. Szkoda, że opisałaś tylko dwie piosenki. Chętnie poczytałabym więcej o karaoke.
    Kocham Fettnera <3 Nie tylko w Twoim opowiadaniu, ale dzięki niemu kocham go jeszcze bardziej. Jest uroczy i bardzo podobał mi się ten popis z nartą. Dobrze to opisałaś, plus dla Ciebie. I ta jego faza na Nutellę.
    Nie wiem, kim jest Mały Bawarczyk ;_; W sumie to tylko trzy osoby mi się wpasowują, ale z nich i tak Freund jest najbardziej prawdopodobny. Tylko, ze on jest z tej trójki najwyższy, jak to teraz sprawdziłam. Ale cóż, zobaczymy. Właściwie to go nie lubię, więc wolę, aby Justyna została z Hayboeckiem. Chociaż wiem, że nie zostanie. Tak nawiasem mówiąc, masz już pomysł na zakończenie? Czy wymyślasz wszystko na bieżąco?
    Lily <3 Jak ja ją kocham. Lily mój mały mistrz. Mina głównych bohaterów musiała być bezcenna. Żeby tylko Alex się nie dowiedział. Bardzo go nie lubię, jest zły. I jeszcze chciał sprzedać Tysię Norwegom ;_; Chociaż generalnie lubię Norwegów, w porównywalnym stopniu co Austriaków, ale to tak odbiegając od tematu.
    Bardzo podobała mi się też akcja z telefonem od Fettnera. Swoją drogą bystry z niego człowiek, skoro domyślił się uczuć Michi'ego.
    "-Teraz się będziesz tłumaczyć moja panno! - wtóruje mi Michi udając zaaferowanie. - Twoja siostra taka porządna, cnotliwa, Maryja zawsze dziewica, a ty co?! I pomyśleć, że z jednych rodziców!
    Martyna uśmiecha się złośliwie wiedząc, że Michi ironizuje." Aż sobie znalazłam ten tekst. Strasznie chciało mi się z niego śmiać i musiałam się powstrzymywać, bo by mnie rodzice z domu wyrzucili za budzenie ich po nocach xD
    W sumie jest coś, co mnie zastanawia. Martyna także pracuje gdzieś tam w związku narciarskim. Czy jej też nie powinien obowiązywać zakaz spotykania się z Austriakami? A bynajmniej mi się nie wydaje, aby kryła się z Kraftem.
    Dobra, chyba lepiej już się bardziej nie rozpisywać.
    Pozdrawiam gorąco i czekam na ciąg dalszy :*
    I jeśli znajdziesz czas i chęci to zapraszam do siebie [lulusiove-historie].
    Poza tym widziałam, ze piszesz jeszcze jeden blog o skokach i inny o moich kochanych Niemcach *o* Oczekuj mnie tam wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tynka jest pracownikiem związku, ale nie członkiem kadry, a tylko członków kadry obowiązuje zakaz ;) więc ona i Stefan mogą czuć się bezpieczni ;)
      Jeśli chodzi o zakończenie to mam już epilog i rozdział przed, cała końcówka już jest ustawiona, teraz tylko muszę do niej dobić ;)
      Buziaki! ;*

      Usuń
  9. Okej, hurtowo leci drugi komentarz. Po pierwsze to Michi. ASDFGHJKL, jaki on jest przekochany. Ja tak czułam z początku, że ktoś zrobi Tysi wjazd na chatę w Wigilię i obstawiałam 3/4 swoich ukrytych zapasów słodyczy, że będzie to Michael. 1/4 stawiałam na jednego z Bawarczyków, ale cieszę się, że jednak wyszło na moje. Wesoła ta Wigilia musiała być, nie ma co. A i towarzystwo świetne, więc na pewno taka była. :D
    Potem pojawił się Heinz ze swoim małym pojazdem na żonę i oczywiście parsknęłam śmiechem. "Pójdę sobie udzielić kilku wywiadów!" Pewnie przepadł na pół nocy. :P
    Nie no, od razu czułam, że Michi ściemnia. Że pewnie złapał na korytarzu jakąś błąkającą się sierotę, albo wziął pod zakład wnuczkę Hofera (o ile takową ma), czy coś w tym stylu. A to Lily! I w ogóle Michi to paskud przebrzydły, że tak Tysię próbował nabrać. Łeb bym ukręciła przy samym tyłku! "W kwestii ojcostwa jestem dziewicą niemalże" NIEMALŻE?! Boże, Hayboeck, rozwalasz mnie z każdym tekstem, praktycznie depczesz po piętach Kuttinowi.
    Rozwaliła mnie Lili zalepiona taśmą. Normalnie ojciec! Ale jaka papla! Haha, to, że Morgi wie, to jeszcze pół biedy, ale jak Lily zacznie śpiewać na prawo i lewo, to już przekichane. :D
    Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wróciłam! Jestem :)

    Czytałam na bieżąco, ale z komentowaniem bywało gorzej. Nie martw się, nigdzie zniknęłam :D

    Jejciu, jejciu Michi!!! <3 Ja nie chcę tego Bawarczyka, obstawiam, że przez niego się wszystko rozwali. Zastanawiałam się przez chwilę skąd Hayboeck wytrzasnął tego dzieciaka...
    A Lily to chyba ma tą słodkośc i urok osobisty po wujku Michim! :D Kocham tą małą! Miejmy nadzieję, że jej tatuś ją nauczy trzymac język za zębami, i sam zrobi to samo :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Tysia odpuściła sobie spędzanie świąt z rodziną, ale długo to się nie nacieszyła samotnością ^^ Michi jest prze kochany! Zapakował swoich braci i fru na chatę do Tyśki :D Ale przynajmniej nie była sama. Jednak święta to święta :)
    Lily jest taka słodka! <3
    Michi nieźle wystraszył Tyśkę tym, że mała jest jego córką, haha :D ma pomysły :D Ale widzę, że już ma poważne plany względem dziewczyny. I czemu ja coś czuję, że Mały Bawarczyk to wszystko rozpierdzieli?
    Hahaha, ciekawe, czy Lily i Thomas utrzymają języki za zębami :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń