niedziela, 22 lutego 2015

Konkurs, vol 2.

Kochani!
Dzięki Wam T&M i Heinz dostali się do trzeciego etapu konkursu na bloga roku. 
Z całego serca dziękuję każdemu, kto na nich zagłosował, bo to niewyobrażalny komplement dla mnie.
Gdybyście mieli ochotę to tu możecie na nich zagłosować w decydującej fazie :)
Jednocześnie zapraszam do Diany i Fanniego na nowy rozdział:
tellherwhy.blogspot.com
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję!
Ściskam, 
Z.

wtorek, 10 lutego 2015

Konkurs

Kochani!

Never Ending Smile zostało nominowane w konkursie na bloga roku :)
Serdecznie dziękuję każdemu, kto docenił moją pracę!
Poniżej zostawiam link, pod którym można głosować na Tysię i Michiego :)
liczę na Was bardzo!

http://skijumpinglover.blogspot.com/p/opowiadanie-roku.html

Ściskam Was mocno i z góry dziękuję,
Zoe

środa, 21 stycznia 2015

Przejście.

Taki mały prezent, bo uznałam że należy Wam się słowo wyjaśnienia :)
w przypadków błędów, proszę o wyrozumiałość, dawno nie pisałam z perspektywy Justyny :)
enjoy!
Z.


-Tysia, wytłumaczysz mi wreszcie co się dzieje?
Thomas Horl siedzi na krzesełku naprzeciwko mnie w hali odlotów i uważnie mi się przygląda.
Co mam mu powiedzieć? Mamy tydzień wolnego przed startem sezonu zimowego, a Thomas i tak by wracał do Austrii, do rodziny. Więc postanowiłam go wykorzystać.
-Chcę, żebyś pojechał ze mną do Bawarii – rzucam lekko, przeglądając czasopismo.
-Nie rozumiem – kręci głową. - Całymi dniami chodziłaś jakaś dziwnie szczęśliwa, żeby wieczorami płakać mi albo Vilbergowi w ramię. I żadnemu z nas nie chciałaś powiedzieć co się stało. A teraz prosisz mnie, żebym pojechał z tobą do Bawarii! Jakieś wyjaśnienia chyba...
-Wyprowadzam się, ok? - przerywam mu ostro.
-Z Bawarii?
-Tak.
-Rozstaliście się z Krausem?
-Tak. To znaczy jeszcze nie. Ale się rozstaniemy.
-I to dlatego płakałaś, tak?
Skinieniem głowy potwierdzam nie odrywając wzroku od artykułu o dietach bezglutenowych.
-A dlaczego całymi dniami cieszyłaś jak głupi do sera?
Obrzucam go oburzonym spojrzeniem i zrezygnowana zamykam gazetę.
-Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Ty, Vilberg i ja.
-Wiesz, że cokolwiek mi powiesz zostanie to między nami – uśmiecha się lekko Thomas. - Kto cię poskładał, po tym jak rozbita przyszłaś do nas od Austriaków?
Kochany Horl. Wspólne podróże jednak zbliżają. A jeśli zbliżasz się do Horla, to automatycznie zbliżasz się do Vilberga – oni występują zawsze w dwupaku.
-Więc?
Biorę głęboki oddech.
-Byłam niedawno w Austrii na urodzinach Gregora. No i tam spotkałam Michaela...
-... z którym porozmawiałam, dogadałam się, przespałam i postanowiłam do niego wrócić – dopowiada za mnie Thomas. Patrzę na niego zszokowana. - Mam rację?
-Kiedy pozwoliłam ci wejść do mojej głowy? - pytam.
-Jesteście dla siebie stworzeni, to była kwestia czasu – uśmiecha się Horl. - Cieszę się. Ale czemu nie chcesz jechać do Bawarii z Hayboeckiem?
-Bo on i Kraus mają na siebie takie uczulenie, że obawiam się, że mogliby sobie dać po mordach.
-I myślisz, że Michi puści cię samą? W sensie, że ze mną?
-Nawet nie będzie wiedział, że tam jadę – mruczę. Thomas spogląda na mnie spod uniesionych brwi. - Pojedziemy jak będzie miał trening.
-... pasażerowie podróżujący do Innsbrucka proszeni są o przejście do wyjścia numer 28. - słyszymy głos z głośnika.
-Zapraszam panią – Horl wstaje z miejsca i podaje mi dłoń. Chwytam torebkę, Thomas otacza mnie ramieniem i kierujemy się w stronę wyjścia. Wyjścia, które poprowadzi mnie do samolotu, który poleci do Innsbrucka. Do domu. Do Niego.

-Tam jest! – wskazuję Thomasowi walizkę Norweskiego Związku Narciarskiego na taśmie.
-Ale jedna – marudzi Horl. - W dodatku moja. A gdzie jest twoja?
-Znając moje szczęście i biorąc pod uwagę, że mam w niej święte zapiski Stoeckla, mniemam że poleciała do Dubaju – prycham niezadowolona przysiadając na walizce mojego towarzysza, którą właśnie ściągnął z taśmy. Spoglądam tęsknie na drzwi do hali przylotów.
-Idź!
-Co? - odwracam się w stronę Thomasa.
-No widzę jak patrzysz. Idź się z nim przywitać, ja znajdę twoją walizkę.
-No przestań...
-Zmiataj stąd Tyśka i mnie nie denerwuj!
-Dziękuję! - krzyczę rozradowana i w biegu całując jego policzek ruszam do hali przylotów.
Przechodzę przez drzwi i rozglądam się nerwowo. Robię szybki przegląd osób siedzących na krzesełkach, stojących w kolejce po kawę i czytających plakaty reklamowe na ścianach. I kiedy już mam się poddać, zauważam parę bystrych wpatrujących się we mnie
Blondyn stoi pod ścianą w naciągniętym na głowę kapturze od bluzy, spod którego widzę nonszalancki uśmiech.
Chyba zaczynam powoli przyzwyczajać się do nowego Hayboecka. I sama przed sobą przyznaję się, że podoba mi się jego zmiana. Może dobrze nam zrobiła ta przerwa?
Podchodzi do mnie spokojnym krokiem.
-Potrzebujesz podwózki słoneczko? - pyta.
-Naprawdę tak podrywałeś te wszystkie laski? - prycham udając zażenowanie. - I to w dodatku na mój samochód? - pytam widząc, że bawi się kluczykami od mojego auta.
-Jak zawsze wyszczekana – rzuca świdrując mnie wzrokiem i przyciągając do siebie. - Wiesz co najchętniej bym teraz zrobił?
-Przeleciał mnie na środku hali przylotów? - pytam niewinnie zakładając dłonie za jego szyją.
-Akurat myślałem o obiedzie, ale twój pomysł też warto rozważyć – kręci głową udając, że się zastanawia. - A ty przyleciałaś bez niczego?
-Thomas szuka mojej walizki.
-Ooo, sierotka nie umiała sobie sama znaleźć torby na taśmie?
-Nie, sierotka szła się zobaczyć ze swoim pożal się Boże chłopakiem. Może go gdzieś widziałeś? Blond ciapa, metr osiemdziesiąt, anorektyczne to takie...
-Takiego nie widziałem – zaprzecza Hayboeck. - Ale gdzieś tu może być, więc lepiej chodź ze mną, zanim tamten cię znajdzie!
-Siema Michi! - słyszę z boku głos Thomasa. Chwile później Horl przybija z blondynem piątkę i podaje mu moją torbę. - Dbaj o nią! Żeby za tydzień była w tak dobrej formie jak jest dzisiaj!
-Włos jej z głowy nie spadnie – śmieje się Hayboeck otaczając mnie ramieniem. - Może być tylko lepiej!
-Nic, bawcie się dobrze, a ja uciekam – żegna się z nami Thomas. - Tyśka, będziemy w kontakcie w sprawie powrotu!
Chwilę później już go nie ma.
-To co teraz? - pytam.
-Nie rozumiem?
-Gdzie mnie zawieziesz? Bo wiesz... Ja jakby nie mam gdzie mieszkać.
-Tyśka... - Michi nagle staje się poważny. - Myślałem, że to akurat jest oczywiste, że zamieszkasz u mnie.
-Myślisz, że to dobry pomysł, żebyśmy zamieszkali razem od razu po takiej przerwie? A co jak mi znowu odbije i za dwa tygodnie stwierdzę, że się wyprowadzam?
-O wszystkim pomyślałem, nic się nie martw – uśmiecha się tajemniczo i chwytając mnie za rękę ciągnie w stronę parkingu.

-Idź tu... Jeszcze kawałek. Okej. Odwróć się. Usiądź.
Byłoby dziesięć razy prościej gdybyś po wyjściu z windy nie założył mi opaski na oczy i nie prowadził przez pół bloku po omacku.
Kroki Michiego nieco cichną, po czym wnioskuję że wyszedł z pokoju. Po chwili jednak wraca i kuca przed moimi kolanami.
-Zabierz ręce z nóg. No dalej, Tyśka!
No juuuż! Pali się, czy jak?
Po chwili Michi kładzie mi coś całkiem ciężkiego na kolanach. I to coś się rusza!
-Michi! To chodzi! Co to do cholery jest?!
-Żyje to chodzi – śmieje się Hayboeck. - Zdejmij opaskę.
Wykonuję jego polecenia i zamieram w zachwycie. Na moim kolanach stoi szczeniak husky'ego. Najpiękniejszy szczeniak jakiego kiedykolwiek widziałam. Głaszczę go po główce, a on momentalnie zaczyna się ocierać o moją dłoń.
-Jest piękny! - zachwycam się i przytrzymując psiaka, żeby nie spadł, nachylam się do Michiego, żeby go ucałować. - Jak ma na imię?
-To już twoja decyzja – uśmiecha się blondyn. - Obiecałem ci psa i słowa dotrzymałem. Będziesz miała towarzysza do biegania, bo ja nie wyrabiam twoich dystansów.
-O wszystkim pomyślałeś – uśmiecham się. - Ale co z nim zrobimy, jak będziemy na zawodach?
-Zostawimy Tynce – wzrusza ramionami. - Pobiega z nim, schudnie trochę...
-Michi!
-Przypakowała, co mam ci powiedzieć?
-Ona wie, że tu jestem?
-Nikt nie wie – uśmiecha się triumfująco Hayboeck. - Zrobimy takie wejście, że im szczęki opadną!
Krausowi opadnie na pewno jak przyjadę po rzeczy. 
Odganiam od siebie tę myśl i przenoszą wzrok ze szczeniaczka na Michiego.
-Ale psa zawsze mogę spakować i wyjechać – zauważam.
-Prawda – przyznaje mi rację. - Chodź ze mną.
Chwyta mnie za rękę, więc po odłożeniu psa na ziemię ruszam za nim do sypialni.
-Z szafą się nie wyprowadzisz – oznajmia triumfująco wskazując na gigantyczną szafę chyba tylko cudem wciśniętą pomiędzy ściany niewielkiej sypialni.
-Śrubokręt, kilka godzin i... - zaczynam, ale nie dane jest mi skończyć.
-Nie, moja panno! Tej szafy już się nie da rozkręcić i koniec kropka! - wykrzykuje Michi.
Spoglądam na niego z politowaniem.
-Zrobię ci kawę – oznajmia Hayboeck i wychodzi zostawiając mnie sam na sam z moją nową garderobą. - Tysia! Twój pies nasikał w korytarzu, zrób coś!

-Jakby co to zadzwonię – rzucam do Horla wysiadając z samochodu.
-Tyśka?
-Tak? - pytam stojąc już na zewnątrz.
-Tylko spokojnie.
Skinieniem głowy potwierdzam, że rozumiem.
Łatwo powiedzieć. Przyznawanie się do błędów boli najbardziej. A przynajmniej mnie.
Wpisuję kod na domofonie i wchodzę na klatkę schodową. Kilkoma susami pokonuję schody na drugie piętro i zamieram. Zadzwonić, czy użyć klucza? Ostatecznie decyduję się zadzwonić. Drzwi po kilku sekundach się otwierają i staje w nich uśmiechnięty od ucha do ucha Marinus.
-Tysia!- wykrzykuje, ale po chwili zauważa moją minę zbitego psa i jego entuzjazm nieco słabnie. - Co się stało?
Mijam go bez słowa i wchodzę do mieszkania. Kieruję się do garderoby, gdzie z szafy wyciągam dwie walizki i zaczynam je zasypywać moimi ciuchami.
-Co ty... - zaczyna Marinus, ale po chwili dociera do niego co się właśnie dzieje. - Pierdolony Hayboeck!
-Przestań się drzeć – warczę próbując go wyminąć.
-Bo co? - zastępuje mi drogę. Jest niewiele wyższy ode mnie, ale na pewno ma więcej siły więc ten nagły przejaw agresji wzbudza we mnie lekki niepokój.
-Bo to nie ma sensu – odpowiadam i znowu próbuję wyjść z garderoby.
-Ty i ta tona pieprzonych ciuchów zostaniecie w Niemczech. Rozumiesz? - pyta trzymając rękę tak żebym nie mogła wyjść.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić – cedzę przez zęby i ostatecznie udaje mi się wyjść do kuchni po worki na śmieci.
-Ty chyba jesteś niepoważna – prycha Marinus. - Myślisz, że możesz tu sobie wpaść od tak i odstawiać takie szopki?
-Jak na razie jedyną osobą odstawiającą szopki jesteś ty – informuję go odrywając jeden worek od rolki i wrzucając do niego część butów.
-Czym tym razem przekonał cię ten austriacki dupek? - pyta ironicznie.
Nie odpowiadam, tylko jednym ruchem ramienia ściągam do następnego worka rzeczy do ćwiczeń i kadrowe ubrania. Robię supełek z folii i ruszam w kierunku łazienki, żeby pozabierać z niej kosmetyki.
-Pytałem o coś – warczy Marinus chwytając mocno moją rękę w nadgarstku. Jego chwyt jest tak mocny, że oczy zachodzą mi łzami z bólu.
-Czym przekonał mnie ten austriacki dupek? - powtarzam pytanie wpatrując mu się prosto w oczy. - Może tym, że nigdy nie był wobec mnie agresywny.
Uścisk nagle robi się lżejszy, więc wykorzystuję okazję i ruszam do łazienki.
-Jesteście siebie warci – słyszę z korytarza.
-Całe szczęście, że ty się już nie marnujesz z taką beznadziejną dziewczyną jak ja – odpowiadam mu ironicznie pakując kremy do przepastnej kosmetyczki.
-I tu akurat masz rację – oznajmia stając w drzwiach. Przewracam oczami nie przerywając pakowania.
-Posłuchaj mnie – odwracam się w jego stronę po chwili. - Przyjechałam tu po moje rzeczy, nie żeby się z tobą kłócić.
-I wydawało ci się, że zaparzę ci herbatę i podam ciastka w czasie kiedy będziesz się pakować?
-Nie. Wydawało mi się, że facet z którym byłam nigdy w życiu by mnie nie obraził. Jak widać się myliłam. 2:0 dla Hayboecka?
-Jesteś koszmarnie niekonsekwentna.
-Jeszcze miesiąc temu mnie taką kochałeś.
-Nadal kocham.
Dobrze, że stoję do niego tyłem i zrzucam do walizki bieliznę, bo przynajmniej nie widzi, że oczy po raz kolejny zaszły mi łzami.
-Czy gdybym z tobą zrywała przez kogoś innego, to też byś się tak zachowywał? - pytam.
-Nie – odpowiada mi cicho. - Chodzi o Hayboecka.
-O co wam obu chodzi?
-Nie wiem – wzrusza ramionami. - Po prostu nie możemy na siebie patrzeć. A ty tylko pogorszyłaś tą sytuację.
-Nie zamierzam się winić – prycham rozglądając się dookoła, żeby sprawdzić czy wszystko zabrałam.
-On cię zostawi, zobaczysz. I znowu będziesz cierpieć. I dobrze. Może dojrzejesz do tego, że jak ktoś cię kocha to się tego nie zostawia na poczet głupiej zachcianki.
-Czyli jesteś pewien, że on mnie nie kocha, tak? I że za kilka lat nie będziemy małżeństwem, nie będziemy mieli dzieci, ani nic z tych rzeczy?
-Tyśka, proszę cię – prycha Marinus. - Czy ty siebie słyszysz? Jakie dzieci? Jakie małżeństwo? W ogóle nie znasz Hayboecka, nic a nic.


-Jestem!
Krzyk Michiego wyrwał mnie z zamyślenia. Leżę pośród rozrzuconych po całej podłodze rzeczy. Szafa jest otwarta, ale nadal świeci pustkami, bo dużo przyjemniej mi się leżało z Kevinem (szczeniaczkiem), aniżeli sprzątało.
-O jeste.... O cholera, co tu się stało? - Hayboeck wchodzi do sypialni. - Tysia... Ty byłaś u Krausa.
Ostatnie zdanie jest bardziej stwierdzeniem, niż pytaniem. Siada na podłodze za mną tak, żebym mogła się o niego oprzeć.
-Czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo chciałbyś pojechać ze mną.
-To chyba logiczne?
-Nie chciałam, żebyście sobie skakali do gardeł.
-Więc pojechałaś sama. Bardzo mądre, nie ma co.
-Horl ze mną był – burczę niezadowolona z jego tonu.
-Chociaż to dobre. Nic ci nie jest?
-Michi... – przewracam oczami. - Chyba nie myślałeś, że mnie tam pobije, czy coś?
-Ja tam nie wiem – wzrusza ramionami. - Całe szczęście nie miałem tej wątpliwej przyjemności, żeby go lepiej poznać.
-A osądzasz – mruczę. - Kevin... Kevin, chodź piesku!
-Więc został Kevinem, tak? - uśmiecha się lekko Michi zmieniając temat. Wyciąga rękę w stronę szczeniaka, który chwilę później już pokłada się na jego dłoni, żeby tylko zostać pogłaskanym.
Rozmowa schodzi na bezpieczne tory, a ja układając rzeczy w szafie obiecuję sobie, że nikt poza Thomasem Horlem nigdy nie dowie się, jak wyglądało moje rozstanie z Marinusem.

-Tyśka, jest szansa że w tym dziesięcioleciu wyjdziesz z łazienki?
No zabawny, nie ma co.
-Wal się Hayboeck!
-Spóźnimy się!
-Ty i tak się zawsze wszędzie spóźniasz!
Michael na dzisiejszy wieczór zaplanował przekazanie wszystkim informacji o tym, że postanowiliśmy dać sobie drugą szansę. Kazał wszystkim zjawić się w naszej ulubionej pizzerii w centrum Innsbrucka, gdzie zamierza zrobić wielki 'coming out'.
Ostatnie pociągnięcie prostownicą po włosach, kontrola makijażu i wychodzę z łazienki.
-No daleeeeeeeej.
-Może zamiast marudzić, podałbyś mi buty, hmm? - pytam przeglądając się w lustrze na korytarzu. Wygładzam cienki, miętowy sweterek i obracam się wokół własnej osi, żeby zobaczyć czy moje rurki wyglądają tak idealnie jak powinny.
-Jakie buty? - krzyczy Michi z głębi mojej szafy.
-Brązowe botki na obcasie – odpowiadam zakładając płaszcz.
-Te, te czy te? - po chwili Hayboeck pojawia się z trzema parami moich butów.
-Żadne z nich – mruczę niezadowolona i ruszam do sypialni.
-Po co ci tyle butów?!
-Nie zrozumiesz...
-Przecież są identyczne!
-Uwaga, przemówił znawca...

Hayboeck parkuje samochód pod pizzerią i zaciąga hamulec ręczny.
-Gotowa? - odwraca się w moją stronę.
-Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć ich miny – śmieję się odpinając pas. - A właściwie co im powiedziałeś?
-Że chcę, żeby poznali moją nową dziewczynę – uśmiecha się łobuzersko. - Słyszałem, jak Sandra z Megi debatowały o tym, jaką tym razem idiotkę przyprowadzę. Dyskrecja nigdy nie była ich mocną stroną.
-Jaką ty sobie niesamowitą renomę wyrobiłeś - ironizuję wysiadając z auta.
Chłopak chwyta mnie za rękę i ruszamy do pizzerii.
-Michi? - zatrzymuję się na chwilę.
-Tak?
Uśmiecham się i przysuwając się lekko, delikatnie go całuję.
-No i to, to ja rozumiem – prycha śmiechem, kiedy się od siebie odsuwamy. - No, ale do środka!
Otwiera przede mną drzwi i wchodzimy do ciepłego pomieszczenia. W powietrzu unosi się przyjemny zapach pizzy. Po drugiej strony sali dostrzegam całą rozgadaną grupkę. Uśmiecham się lekko na ich widok, mimo że oni jeszcze nas nie zauważyli.
Podaję Michaelowi płaszcz i już chcę coś powiedzieć, kiedy słyszę przeraźliwy wrzask.
-Tysiaaaa!
Sandra rusza w naszym kierunku z tak szerokim uśmiechem na twarzy, że myślałam, że tylko Marinus jest w stanie go osiągnąć.
-Nareszcie zmądrzeliście – krzyczy rozradowana ściskając nas oboje.
-A co tu robi Tysia? - słyszę zdziwiony głos Heinza.
-Jakby to trenerowi przystępnie wytłumaczyć? – zaczyna Manuel wstając z miejsca, żeby się z nami przywitać. - Hayboeck obiecał przyprowadzić nową dziewczynę.
-Ah, no tak! Tysia też chce ją poznać, tak?
-Nie, ciemna maso! - wykrzykuje Jaqueline. - Tysia jest nową dziewczyną. Tysia i nowa dziewczyna Michaela to jedna i ta sama osoba.
Heinz przygląda mi się z najwyższym zdziwieniem.
-Przecież Tysia jest w Bawarii... Czy ktoś mi wytłumaczy o co tu chodzi? Fettner, zapraszam do mnie!
-Opowiadaj co u ciebie! - zarządza Kris siadając z powrotem na swoim miejscu.
-Co u mnie? - uśmiecham się lekko. - Wróciłam do Innsbrucka, dostałam psa, szafę, podwyżkę u Stoeckla za dobre wyniki... Żyć nie umierać.
-I tyle? - dziwi się Megi. - Szczegóły kochanie, szczegóły!
-Zwłaszcza o tej podwyżce – wtrąca się Heinz. - Ile ci płaci? Ile bym musiał wyżebrać od związku, żebyś do nas wróciła?
Wszyscy posyłamy mu pełne politowania spojrzenia.
-No co? - dziwi się szkoleniowiec. - Mam dość zmieniania fizjoterapeutów...
-Przecież byłeś zadowolony z Leona – dziwię się.
-Musiałem go wywalić – odpowiada mi z miną cierpiętnika.
-No, niech się trener pochwali dlaczego go zwolnił – prycha Gregor. Rzucam Heinzowi pytające spojrzenie, a on zaczyna się niespokojnie kręcić na swoim miejscu.
-Śmiał się, że...
-Że pożycza kurtki od Krafta, bo są takie malutkie – wchodzi mu w słowo Morgi i wszyscy skoczkowie zaczynają kwiczeć ze śmiechu.
Rzucam niepewne spojrzenie dziewczynom, Jaqueline i Heinzowi.
-Ja tam cię rozumiem – oznajmia Megi. - Jakby mi jakaś parchata świnia powiedziała, że jestem za gruba na swoje ubrania, to też bym gnoja wyrzuciła na zbity pysk!

Pies to był jednak dobry pomysł. Wieczorem, po powrocie z pizzerii założyliśmy Kevinowi szelki i ruszyliśmy do parku niedaleko osiedla. Chłodne powietrze idealnie orzeźwiało umysł. Po drodze minęliśmy kilka osób z psami, kilku biegaczy i jakąś zakochaną parę na ławce.
-Powinniśmy kupić większe mieszkanie – ciszę przerywa nagle złota myśl Michiego.
-Co?
-Mieszkanie no... Moje to prawie kawalerka.
-Ale nas jest tylko dwójka – rzucam niepewnie.
-I pies.
-A nie, to sorry – śmieję się. - Dla Kevina możemy kupić większe mieszkanie.
-Mówię serio... Ty masz mnóstwo rzeczy, ja już nie mam gdzie trzymać sprzętu. Ja się ledwo sam mieściłem...
-Stać nas na to?
-Mam trochę kasy odłożonej, ty na pewno też, skoro Stoeckl ci tak dobrze płaci, a nigdy nie płaciłaś za mieszkanie... Pewnie musielibyśmy wziąć jakiś mały kredyt...
-Do kredytu trzeba być małżeństwem – oznajmiam rzucając Kevinowi piankową piłeczkę.
-No właśnie.
Zamieram. Odwracam się w jego stronę, a on przygląda mi się wyczekująco.
-Czy ty mi proponujesz zostanie twoim współkredytobiorcą? - pytam unosząc wysoko brwi.
-Coś jakby.
-A jeśli się rozmyślę i zaraz po kupnie mieszkania cię zostawię?
-Wtedy sprzedamy mieszkanie, rozwiedziemy się i każdy dostanie tyle kasy ile wpakował w kupno, a reszta pójdzie na spłatę kredytu.
-Czyli nie dość, że chcesz ze mną wziąć ślub tylko ze względu na kredyt, to jeszcze od razu podsuwasz mi pod nos intercyzę?! - śmieje się. - Nie moglibyśmy dostać po połowie?
-A skąd wiesz, że to nie ty będziesz stroną, która da więcej?
-Nie ma szans, jestem zakupoholiczką! Widziałeś ile ja mam ciuchów?!
-W sumie racja. To jak?
-Bez pierścionka zaręczynowego nie godzę się na żaden ślub – oznajmiam udając urażoną.
-Bez tego? - Michi wyciąga z kieszeni kurtki małe, granatowe pudełeczko.
-Żartujesz sobie.
-Jestem absolutnie poważny.
-Kiedy to kupiłeś?
-W dniu, kiedy przyjechałaś ratować moją formę.
-Zanim pojechałam do Norwegii?
Potakująco kiwa głową.
-Skąd wiedziałeś, że zostanę?
Uśmiecha się łobuzersko.
-Zrobisz wszystko, żebym był szczęśliwy. A szczęśliwy będę tylko z tobą. Poza tym gdybyś nie chciała ze mną być, to byś nie przyjechała. Siedziałabyś schowana u Krausa, byleby tylko mnie nie spotkać. A ty do mnie przyjechałaś. Dwa razy.
Kręcę rozbawiona głową.
-To jak, Mała? - szczerzy się Hayboeck. - Zmieniasz nazwisko?
-Jesteś tak przeobrzydliwie nieromantyczny i do porzygu pewny siebie, że sama nie wierzę, że to mówię, ale...
-Ale będziesz panią Hayboeck?
-Będę – potwierdzam rzucając mu się na szyję.
-Wszystko pięknie ładnie, ale dziecko nam zginęło – mruczy Michi po chwili.
-Kevin? - krzyczę odsuwając się od blondyna. - Kevin!
Michi odchodzi w drugą stronę szukając szczeniaka.
Byłoby sto razy łatwiej gdyby nie było już tak ciemno.
-Jesteś łobuzie! Jakiego ty nam stracha napędziłeś! - słyszę nagle krzyk Hayboecka i czuję jak kamień spada mi z serca. - Urghhh, gdzie ty wlazłeś? Tysia, on jest cały w błocie!
Z rozbawieniem obserwuję jak z obrzydzeniem na twarzy niesie szczeniaka na wyciągniętych daleko przed siebie rękach, żeby tylko czasem się nie pobrudzić.
-Wiesz, że zaręczyliśmy się jak stare dobre małżeństwo? Jest problem i nagle nie ma problemu!
-Dobra, dobra – prycha Michi i podaje mi Kevina. - Ty nie zmieniaj tematu tylko go weź. Ja nie będę go niósł takiego brudnego. Twoja norweska kurtka może się pobrudzić, moja austriacka nie.
-A czy pies nie może po prostu iść? - pytam.
-Przecież to maleństwo ma tyle kilometrów w łapkach dzisiaj, że zaraz nam tu padnie! No Tysia, miej serce! Ponieś go do domu!

niedziela, 7 grudnia 2014

nowość?

więc tak.
zlikwidowałam Mię (brzmi jakby ją zabiła. wait!), Wronkę i Julkę też.
trochę mnie męczyła sielankowa atmosfera i wieczne wygłupy.
przepraszam wszystkich, którzy czytali. może kiedyś dopiszę zakończenia i wam roześlę ;)
o ile je wymyślę, bo w pewnym momencie straciłam wątek.
została Tysia i został Heinz - moje dzieci niemalże.
Heinza, of course, będę kontynuować.
i stworzyłam to:
http://tellherwhy.blogspot.com/
będzie smutno, będzie źle, być może nie będzie happy endu, będzie za to wyciskanie łez.
liczę, że Wy też będziecie.
dwa opowiadania, that's it.
love,
Z.

sobota, 27 września 2014

Tęskniliście za Heinzem?

to ja! znowu!
chyba za bardzo lubię T&M, żeby tak to wszystko skończyć.
zapraszam Was więc do Heinza!

http://heinzsdiary.blogspot.com/

nie obiecuję, że będzie tam się coś często pojawiać, rok akademicki zbliża się wielkimi krokami, ale będę się starać!
nowi bohaterowie, nowe wątki, ten sam Kuttin i ci sami T&M :)
mam nadzieję Was tam zobaczyć!
uściski,
Z.

piątek, 19 września 2014

Epilog.

-Wiesz, że musiałem cię zwolnić, prawda?
-Wiem, choć to chore.
-Chore... Tak. Gdybyś nie podpisała tej umowy...
-Heinz, miałam wyjście? Wszyscy ją podpisali! W ogóle nie wiem dlaczego.
-To trochę moja wina.
-Twoja?
-Moja. Dałem się przekonać Diessowi, że to potrzebne. Opowiedział mi co się działo kiedy Morgi zaczął romansować z tą była fizjoterapeutką. Powiedziałem sobie, że w mojej kadrze, takie rzeczy nie będą się działy. Rozumiesz? Wydałem na to zgodę, nie mogłem zablokować twojego zwolnienia.
-Nie przejmuj się, dobrze mi u Norwegów.
-A w Bawarii?
Czy dobrze mi w Bawarii? Hmm. Nie jest mi tu źle. Tyle w temacie.
-Tak, chyba tak.
-Kłamiesz Tyśka.
-To po co pytasz?
Nagle słyszymy szczęk kluczy i do mieszkania wchodzi Kraus.
-Cześć Skarbie!
-Cześć Mari!
Wchodzi do kuchni i zauważa Kuttin.
-O, cześć trenerze!
-Cześć Marinus! Dobrze wyglądasz!
-Trener też! Tyśka, ciuchy do pralki czy do kosza?
-Do pralki.
Niemiec wycofuje się z kuchni i idzie się rozpakować po treningu.
-Tysia, zrobiłaś się kurą domową...
-Proszę cię, daj spokój.
-Minął rok od kiedy od nas odeszłaś, a ja cię nie poznaję. Gdzie twoja energia?
-Została w Innsbrucku.
-Więc wróć.
Oszalał. Jestem tego pewna.
-Rozumiesz, co mówisz? Nie mogę.
-Bo?
-Choćby dlatego, że nie zniosę przytyków ze strony Diessa.
-Diess już u nas nie pracuje.
Hohoooo.
-Że jak?
-Skoro musiałem wylać ciebie, to wylałem też jego. Choć trochę później. To była też jego wina.
Taaa, był też trzeci winny.
-Hayboecka też wylałeś?
-Hayboeck się sam wylał.
-To znaczy?
-Nie zauważyłaś jak słabo skacze? Imprezki, dziewczynki... Wszystko się kumuluje i chłopak przestaje wyrabiać. Kontynentalka zaczyna być dla niego za wysokim progiem.
-Nie będę się obwiniać.
-Nie proszę cię o to. Co najwyżej mógłbym cię poprosić, żebyś z nim porozmawiała.
Dobre sobie!
-Heinz! Ty naprawdę przestajesz kontaktować. On mnie nienawidzi, nie posłucha mnie.
-A tu akurat mogłabyś się zdziwić. Minął rok, sytuacja jest zupełnie inna. Diess już u nas nie pracuje, ty jesteś tu nieszczęśliwa. Dam ci pracę, a ty przywrócisz Hayboecka do dyspozycji.
Biorę głęboki oddech. Co on bredzi?
-Mogę spróbować z nim porozmawiać, ale do kadry nie wrócę. Na własne życzenie się sparzyłam, ale nie podstawie się drugi raz.
Nagle z łazienki odzywa się Marinus.
-Tyśka, szary to już kolor czy można prać z białym?
-A to jest szare, czy poszarzałe?
-Tyyyy, nie wiem!
-Zostaw, zaraz zobaczę!
Kuttin rzuca mi porozumiewawcze spojrzenie.
-Pozwól sobie pomóc. Nie chcesz być przecież niańką.
-Pomógł mi... Ba! Ja go wykorzystałam! Takie traktowanie go jest nie w porządku!
-Tysia...
-Powiedziałam, że ci pomogę, nie komentuj więcej.

W co ja się wpakowałam? Dlaczego się na to zgodziłam? Biorę głęboki oddech i wchodzę do wynajętego przez Sandrę na urodziny Gregora klubu. Jestem sama, całe szczęście, że Mari miał akurat jakieś zgrupowanie. Ochroniarz przy wejściu sprawdza moje zaproszenie i zabiera ode mnie płaszczyk.
-Tysia!
Odwracam się i ostatnie co widzę to burza brązowych włosów, które zaraz zakrywają mi widok na świat.
-Cześć siostra!
-Wiesz, że Michi tu jest?
-Wiem, w gruncie rzeczy to po to tu jestem.
-A nie dla Gregora?
-No też.
-Ale Tyśka... On nie jest sam.
Oho. Zabolało. Co jest?
-Poradzę sobie.
-Chodź, Sandra nie mogła się ciebie doczekać!
Wchodzimy w głąb klubu. Witam się po kolei ze Stefanem, Megi i Manuelem. Po chwili dochodzi do nas Gregor z Sandrą. Chwilę rozmawiamy, składam Schlieriemu życzenia i wtedy mój wzrok pada na parę przy barze.
On. Z nią.
Flaki w brzuchu wywijają efektowne fikołki, a ja nie wiem czy z nerwów, czy z powodu tego, że wyglądają na takich szczęśliwych.
-Zaraz wrócę.
Sandra podąża wzrokiem do miejsca, w które patrzę.
-Jesteś masochistką.
Na moje szczęście towarzyszka Michiego odchodzi do loży usiąść, a blondyn zostaje sam. Wygląda dobrze. Nawet bardzo dobrze. Łapie się nawet na tym, że boli mnie to, że po mnie nie rozpacza. Ale w gruncie rzeczy, ja od razu związałam się z Krausem, a poza tym od całej sytuacji minął rok.
Głupia egoistka.
-Mojito proszę.
Stoję dwie osoby od niego. Blisko. Na tyle blisko, że usłyszał mój głos. Czuję, że mnie obserwuję. Próbując opanować emocje odwracam głowę w jego kierunku i nasze spojrzenia się krzyżują. Osoby między nami odbierają swoje zamówienia i pozostajemy przy barze sami.
-Ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale dobrze wyglądasz.
Oj, boli.
-Rozumiem, że bardzo chcesz mi dowalić.
Blondyn uśmiecha się złośliwie.
-Przepraszam, nie chciałem. Ah, nie! Zapomniałem, że mam konkretny powód!
-Złośliwa menda się z ciebie zrobiła, Hayboeck.
-Ponad pół roku życia straciłem z sarkastyczną Polką. Uczyłem się od mistrza. Ciesz się, że nie nauczyłem się jej wyrachowania.
-Straciłeś pół roku?
-A czy wyszło z tego cokolwiek pożytecznego?
-I nie wspominasz dobrze niczego co było między nami?
-Może i wspominam. Ale pomyśl, zostawiłaś mnie z dnia na dzień, mimo że byliśmy zaręczeni. ZARĘCZENI. Dla ciebie to cokolwiek znaczy?
-Kochałam cię...
-Szkoda, że wyjeżdżając ze swoim niemiaszkiem powiedziałaś mi coś innego.
-Musiałam, Michi.
-Co musiałaś?
-Wyjechać.
-Niby dlaczego?
-Diess powiedział, że jeśli cię nie zostawię, to tak cię załatwi, że nie wystartujesz nigdy więcej, w żadnych oficjalnych zawodach.
Hayboeck uśmiecha się półgębkiem odbierając zamówione przez siebie drinki. Spodziewam się, że za chwile odejdzie, ale on przysiada na stołku barowym. Idę jego śladem.
-I to w to uwierzyłaś?
-A dlaczego by nie?
-Taka jesteś mądra, a przepisów to już nie doczytałaś, hmm?
-Poużywałeś już sobie? Mów o co chodzi!
-Tylko prezes związku może zawieszać zawodników na takim szczeblu. Nawet Kuttin nie mógłby tego zrobić.
-Ale Heinz powiedział, że to sprawdził...
-Przecież Heinz nic nie ogarnia. Nie dziwie się, że nie wiedział. Od przepisów miał Diessa. A on jak widać bezczelnie to wykorzystał.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że...
-Że zrobiłaś z siebie Matkę Teresę bez sensu i powodu? Tak, właśnie to chcę powiedzieć.
-No żesz kurwa.
-Trzeba było do mnie przyjść, porozmawiać. Ale skoro wolałaś być cierpiętnicą...
-Zamknij w końcu tą swoją złośliwą mordę Hayboeck!
-Po prostu bawi mnie, że przez rok nie znalazłaś chwili, żeby mi to wszystko wyjaśnić, a to okazało się tak śmiesznie proste.
Ta, rzeczywiście. Bardzo śmieszne. Aż mnie brzuch rozbolał.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że twój związek z Krausem, to też moja zasługa?
Podnoszę na niego wzrok, przerywając tym samym przyglądanie się moim kolanom. Nic nie mówię, co Michi chyba rozumie, bo chwilę później zaczyna się śmiać.
-No nie mów...
-Jasne, śmiej się. Zrobiłam to dla ciebie!
-Związałaś się z kolesiem, którego nie cierpię, dla mnie? No, jestem ci dozgonnie wdzięczny.
-Kraus przynajmniej posiada takie coś jak szare komórki. Bo jeśli chodzi o twoją księżniczkę, to nie jestem pewna.
Hayboeck obraca się do tyłu, żeby spojrzeć na swoją towarzyszkę, które przygląda się nam niepewnie.
-Przyznaję, nie jest najbystrzejsza. Ale za to jest zajebista w...
-Nie chcę tego w ogóle słuchać! Przyszłam z tobą porozmawiać.
-Przecież rozmawiamy.
-Chcę z tobą porozmawiać o tobie.
-Słucham.
-Był u mnie Heinz. Mówi, że kiepsko z twoją formą.
-Stop, stop, stop! Kuttin poprosił cię, żebyś porozmawiała ze mną w kwestiach sportowych?
-Też się temu dziwię.
-On naprawdę ma słaby kontakt z rzeczywistością.
Nagle zjawia się obok nas blond ameba.
-Michi, co z tymi drinkami?
Hayboeck rzuca jej niezbyt zainteresowane spojrzenie i podaje szklankę.
-A ty nie idziesz?
-Rozmawiam. Jak skończę to przyjdę.
Dziewczyna zabiera swój napój i odchodzi.
-O to mi właśnie chodzi! Co się z tobą dzieje? Gdybyś mi tak powiedział, dostałbyś od razu w twarz.
Chłopak wzrusza ramionami.
-Ty to ty, ona to ona.
Połechtał moje ego, nie ma co.
-Imprezy, dziewczyny, co jeszcze? A sport? Pasja?
-A co ci tak zależy, hmm? To moje sprawy, moje życie. Jak to szło? Nie zmieniaj swojego życia dla mnie, bo mnie w nim nie będzie? Tak mi powiedziałaś?
-Chcę ci tylko pomóc...
-Pomagaj swojemu niemiaszkowi...
Chyba zaczyna przeginać. Czuję jak wzbiera się we mnie gniew.
-Przestań! Nie traktuj mnie tak! Wiesz, że chciałam dobrze. Dobrze dla ciebie! Może i byłam głupia, że tego wszystkiego nie sprawdziłam, ale wybrałam to, co uznałam za najlepsze dla twojej kariery, bo wiem ile skoki dla ciebie znaczą! Albo znaczyły! Bo teraz na własne życzenie to sobie zabierasz rozbijając się po imprezach i pieprząc się na prawo i lewo z półinteligentkami!
-Nie zmienisz mnie w jeden wieczór.
-Mogę poświęcić więcej czasu.
-Nie zmienisz mnie na odległość.
-Nie przeciągaj struny.
-Czyli ci nie zależy.
-Szantaż?
-Wiem, że chcesz wrócić do Austrii. A ja ci to umożliwiam.
-A kto ci niby powiedział, że chce wrócić do Austrii?
-A nie chcesz?
Milczę. Michi uśmiecha się kpiąco.
-No właśnie. Wróć.
Prycham śmiechem.
-Co ci tak zależy? Przecież mnie nie cierpisz.
-To, że mam do ciebie wielki żal, nie znaczy że cię nie cierpię. Pamiętaj, że chciałem się z tobą żenić. Nie tak łatwo o tym zapomnieć.
Widzę, że wszyscy nasi znajomi się nam przyglądają w nerwach.
-Pewnie są zdziwieni, że się na siebie nie wydzieramy.
Rzucam zaskoczone spojrzenie Hayboeckowi, ale po chwili też się uśmiecham.
-Sama jestem zdziwiona, że się na mnie nie drzesz.
-Dlaczego miałbym krzyczeć? Dałaś mi dużo czasu na oswojenie się z sytuacją. Dobrze ci z nim chociaż?
-Subiektywnie czy obiektywnie?
-Obiektywnie.
-Dobrze.
-A subiektywnie?
-Byłam już w lepszym związku.
Hayboeck uśmiecha się pod nosem.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet.
-Podziękuj Diessowi.
-Wiesz, wiele razy wyobrażałem sobie tą rozmowę. I wtedy zrobiłbym wszystko, żebyś powiedziała, że chcesz do mnie wrócić. A teraz nie wiem.
-Nie proszę cię o to.
-Wiem. Jesteś zbyt dumna.
-Nie o to chodzi. Ja jestem w związku.
-Ja też. I co?
-O czym ty teraz ze mną rozmawiasz?
-Wróć. Wróć Tyśka, a ja się zmienię.
-To chyba nie mnie powinno zależeć.
-Ale kochasz mnie, więc ci zależy.

-Masz zgrupowanie?
-Nie, skąd taki pomysł?
-Pakujesz się...
-Nie, jadę do Austrii.
Mari patrzy na mnie zaskoczony.
-Do Austrii?
-Mam małą robotę do wykonania.
-Przecież ty pracujesz w Norwegii.
-Obiecałam Heinzowi, że pomogę Hayboeckowi.
Widzę, jak Kraus zaciska szczęki.
-Wrócisz?
Patrzę na niego jak na idiotę.
-Co to za głupie pytanie? Dlaczego miałabym nie wrócić?
-Bo jedziesz do Hayboecka!
Przewracam oczami.
-Wy macie jakieś uczulenie na siebie.
-A jak mam się czuć, skoro rzucasz wszystko i jedziesz wspomóc swojego byłego?
-Mari, nie chce się kłócić. Michi był moim podopiecznym.
-Z którym sypiałaś.
-Wyświadczam przysługę przyjacielowi. Tym przyjacielem jest Heinz. Skończyłam temat.
-Stoeckl wie?
-Wie, jak chcesz to do niego zadzwoń i dopytaj.
-Wiesz, że nie chcę cię kontrolować, ale...
-Ale właśnie to robisz.
Kraus bierze głęboki oddech.
-Kiedy wrócisz?
-Nie wiem. Jak zrobię co mam zrobić to wrócę.
-Ale nie będziesz tam siedzieć długo?
-Nie, muszę jechać do Norwegii.
-A ja?
-A ty masz zgrupowanie.
-Pytam kiedy spędzisz czas ze mną.
-Jak mi odrobinę zaufasz.

Wysiadam z samochodu pod tak dobrze znanym mi blokiem. Uśmiecham się pod nosem. Tyle wspomnień. Rozpoznaję na parkingu samochody Michiego i Stefana. Czuję się, jakbym nigdy nie wyjechała. Ciągnę za sobą walizkę i wpisując na domofonie kod do mieszkania Tynki wchodzę na klatkę schodową. Przywołuję windę i gdy tylko ta przyjeżdża wchodzę do środka. Wybieram 6 piętro.
W końcu winda dojeżdża na odpowiednie piętro i podchodzę do drzwi.
-Cześć.
Hayboeck uśmiecha się szeroko na mój widok.
-Jednak przyjechałaś.
-Mieliśmy umowę, tak?
-Wróciłaś?
-To już zależy od ciebie.
-A Kraus?
Uśmiecham się złośliwie.
-Zapomniałeś, że jestem sarkastyczną i wyrachowaną jędzą z Polski?
Jego uśmiech mówi wszystko.
-A czy ty nie powinnaś być dwa piętra wyżej?
-Stefan mieszka z moją siostrą, nie mam zamiaru słuchać ich przesłodzonych do porzygu konwersacji.
-Więc nie masz gdzie mieszkać?
-Coś jakby.
Znowu się uśmiecha nonszalancko oparty o framugę i otwiera szerzej drzwi.
-Zapraszam.
Zabiera moją torbę i przepuszcza w drzwiach. Wchodzę do jego mieszkania i czuję dreszcz przechodzący przez moje ciało. Tyle wspomnień, tyle niesamowitych chwil. Moje spojrzenie mimowolnie pada na jego sypialnie z jak zwykle nie pościelonym łóżkiem. Żaluzje są zasłonięte, a na podłogę pada tyle cienka strużka światła.
Hayboeck zauważa gdzie patrzę.
-Chcesz od razu czy najpierw się czegoś napijesz?
Prycham śmiechem.
-Nie przyjechałam z tobą sypiać.
-Ty tak twierdzisz.
I znika w kuchni.
Zmienił się. Zrobił się taki.... Taki wow. Nie ma śladu po klusce, którą pokochałam jako pierwszą. Stał się facetem, dla którego małolaty zrobiłyby wszystko. Jest wyluzowany, pewny siebie i... niesamowicie w tym wszystkim seksowny.
-Proszę.
Podaje mi kubek z kawą.
-Nawet nie spytałeś co chcę.
-Przecież wiem co lubisz – wzrusza ramionami i kieruje się do salonu. Lekko zaskoczona podążam za nim. Siada na kanapie, a ja naprzeciw niego na niskim szklanym stoliku.
-Przyjechałam ci pomóc.
-Wiem.
-Dasz sobie pomóc?
-Zależy jakie przyjmiesz metody.
Czuje jak robi mi się gorąco.
Cholera, Jankowska! Opanuj się.
Patrzę na niego zaskoczona, a on ze spokojem przygląda mi się pewnym wzrokiem. Świetnie się bawi, wiem to. I wiem też, że doskonale sobie zdaje sobie sprawę jak na mnie działa. Cholera.
Biorę łyka kawy. Mój Boże. Jest idealna. Nadal pamiętał.
-Wiesz, że już nie wrócisz do Niemiec?
-Bo?
-Będę potrzebował bardzo dużo pomocy i ćwiczeń.
-Muszę jechać do Norwegii za dwa tygodnie.
-Wystarczą mi dwa tygodnie.
Mimowolnie spoglądam na jego usta, które po chwili wyginają się w lekkim uśmiechu triumfu.
-No chodź Jankowska, chodź.
Nagle łapię kontakt z rzeczywistością. 
Co? Nie, nie, nie.
Odstawiam kubek z kawą na stolik i wstaję.
-Michi, opanuj się! Mamy pracować!
-I będziemy. Ale ja ci tak będę robił przez dwa tygodnie, w końcu ulegniesz.
-Czy tobie w ogóle cokolwiek jest?
-Oczywiście! Heinz nie zgodziłby się na oszustwo tego kalibru.
I chwała mu za to.
Nagle słyszę dzwonek mojego telefonu. Uśmiecham się pod nosem; zawsze telefony nam przeszkadzały.
Spoglądam na wyświetlasz. Mari. Odkładam telefon na stolik.
-Nie odbierzesz?
-Jestem w pracy. W pracy nie odbieram.
-Lepiej odbierz, po pracy nie będziesz miała czasu.
Patrzę na niego zaskoczona, ale posłusznie sięgam po telefon.
-Cześć Mari...


Jakim cudem on jest tak bezczelnie spokojny w tych wszystkich swoich dwuznacznościach? Przecież tak nie można! Na mnie to działa jak burza piorunami, a on sobie tak spokojnie o tym mówi. Szczotkuję zęby przed lustrem w łazience Michiego i układam w głowie co mu powiedzieć. Przecież tak nie można. Ranimy tym zachowaniem innych ludzi. A przynajmniej jednego człowieka. I może jestem wyrachowana, ale chyba nie aż tak. Wypluwam pastę i płuczę buzię. Trzeba to zatrzymać, raz a porządnie. Tak mu powiem. Będę twarda!
Wychodzę z łazienki i zamiast do pokoju gościnnego, który u niego wywalczyłam, kieruje się do jego sypialni.
-A zamierzałem sam do ciebie iść, ale skoro już jesteś...
Cholera, jak on dobrze wygląda. Leży w łóżku w samych bokserkach, a jego blond czupryna jest rozczochrana na wszystkie strony. Przypakował, to widać. Sześciopak widoczny jest teraz bardziej niż kiedykolwiek. Odkłada gazetę na bok i uważnie mi się przygląda.
-Ja tylko na chwilę...
-Ładna piżamka. Taka... krótka.
Kurwa, Michi.
-Skup się pajacu. Tak nie może być. Ranimy Krausa. A przynajmniej ja go ranię. Tak nie może być. On mi pomógł, właściwie dał się wykorzystać. Nie mogę go znowu potraktować jak byle co. Ja taka nie jestem.
-Czyżby?
-Tak!
-Dokładnie taka jesteś Tyśka! Sama się przyznałaś, że go wykorzystałaś. Gdybyś 'taka nie była' to zostałabyś sama po naszym rozstaniu. A tobie zwyczajnie było tak wygodniej. Skończyłaś już swoje wywody?
-Nie...
-A ja ci mówię, że skończyłaś.
Dobra, przekonałeś mnie.
-Chodź tu.
-Co?
-No chodź tu.
Nie wiem jak, nie wiem dlaczego i nie wiem jaka siła mnie do tego zmusiła, ale ruszyłam w kierunku jego łóżka. Wyciągnął rękę w moją stronę i kiedy byłam już w jego zasięgu gwałtownie przyciągnął mnie do siebie.
-Nie prześpię się z tobą.
-Tak myślałem. A spać obok mnie chociaż możesz?
Zastanawiam się przez chwilę, a potem delikatnym skinieniem głowy potwierdzam.
Michi przesuwa się trochę na prawą stronę łóżka, zostawiając mi lewą, tą od okna. Tak jak lubię. Odchyla rękę zostawiając mi wolną drogę do swojej klatki piersiowej. Niepewnie kładę się obok niego i układam głowę na jego torsie. Czuję jak otacza mnie ramieniem. Jak dobrze.
-Podoba ci się w tej Bawarii?
-Ani trochę.
Wiem, że się uśmiechasz Paskudo!
-Tęskniłam, wiesz?
-Wiem. Ja też. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
Wyobrażam sobie, możesz być pewien.
-Tysia...
-Hmm?
-Co się z nami stało?
-Ja zostałam Matką Teresą, a ty dziwkarzem.
Parska śmiechem.
-Tak, chyba tak...
Zaczyna się bawić moimi włosami.
-Co musiałbym zrobić, żebyś została? Żebym mógł się z tobą budzić i pić poranną kawę?
-Poprosić.
-I tyle?
-Aż tyle.
Podnosi się zrzucając mnie z siebie.
-Justyno Jankowska, czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz co noc gnieść materac w moim łóżku?
Robiąc zamyśloną minę przeciągam dramaturgię tej kretyńskiej sytuacji.
-A kupimy sobie w końcu psa?
Uśmiecha się.
-Psa, kota, szczura, chomika, konia, świnię, kozę, co tylko będziesz chciała.
-Nie będę mieszkać z koniem. Kocham konie, ale no wiesz... trochę w ich domkach śmierdzi.
-To kupimy jeszcze stajnie!
-Jak tak stawiasz sprawę, to chyba nie mam wyjścia, co nie?
-A Marinus?
-W przeciwieństwie do ciebie to dobry chłopak, na pewno znajdzie sobie jakąś miłą dziewczynę.
-Mówisz, że dla mnie już nie ma nadziei?
-Raczej wątpie.
-To co? Podejście numer dwa?
-Ale tym razem oficjalnie, błagam. Nie będę się znowu ukrywać, zwłaszcza, że teraz pracuję dla Norwegów.
-Nie wiem co na to moje fanki...
-Hayboeck!
-Dobrze już dobrze... To kiedy sex na zgodę?
-Ty weź się najpierw przebadaj, co? Kto wie z kim ty sypiałeś!
-I to jest to zaufanie w związku, tak?
-Jesteśmy parą od 50 sekund!
-Jaka wyliczona! Na litość boską...


*****
Tadam!
To by było na tyle Moje Drogie!
Dziękuję Wam za każdą minutę, którą spędziłyście na tym blogu, czytając moje wypociny. Dziękuję za każdy komentarz, każdą uwagę, każdą konstruktywną opinię.
To był mój pierwszy blog, na którym się dużo nauczyłam jeśli chodzi o pisanie.
Przepraszam was za wszystko co było nie tak, za wszystko co było sztuczne i naciągane, źle napisane i niezbyt poprawne językowo, politycznie i wulgarne.
Jeśli chodzi o fabułę.
Tysia nigdy nie miała być z Hayboeckiem. Nigdy, przenigdy. Mieli być super kumpli, tak jak mówił to prolog. Ale stało się. A potem tak ich pokochałam, że nie miałam serca rozdzielać. Ale prolog zobowiązywał, więc trzeba było wszystko obrócić do góry nogami.
Wątek Bawarczyka miał być szerszy. Bo miał być z Tysią, a nie być tylko jej marną wymówką. Prolog zakładał, że będą szczęśliwi razem, ale potem pojawił się Michi.
Bawarczykiem miał być Severin, ale wszystko się tak na niego cieszyłyście i tak byłyście go pewne, że nie umiałam sobie odmówić :)
Nigdy też nie miałam pomysłu na Tynkę. Ona się po prostu napisała.
Miało być więcej Kocura, ale ciężko mi było go wpleść.
Za to mniej miało być Heinza, ale zrobił furorę, więc wychodziłam z siebie, żeby wymyślić jego mądrości i wpleść jakoś w rozdział :)
Mam nadzieję, że znając te wszystkie fakty wybaczycie mi nieco naciągane zakończenie, to nie tak miało być. Wiem, że już nigdy nie opublikuję na początek zakończenia, jest się potem uwiązanym w jednym pomyśle i ciężko to potem zmienić :)
Bardzo się cieszę, że 'poznałam' Was dzięki temu blogowi :) W szczególności Emmie i Asikowej, na których testowałam moje wypociny i z którymi planowałam pracę w kadrze Kazachstanu i założenie funclubu Heinza Kuttina (tak, Emma, to do Ciebie ;)).
Mam takie marzenie, żeby każdy kto czytał teraz się ujawnił :) Żeby zobaczyć, ile z Was rzeczywiście to czytało :)
Czy to koniec z Tysią i Michim? Może... A może nie. Chodzą mi po głowie Pamiętniki Heinza Kuttina, ale nie wiem czy się odważę.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję! Za wszystko. 
Enjoy!

piątek, 12 września 2014

24. Przeniosłam się do Bawarii.

Jeśli go kochasz, to wyjedziesz.
To właśnie usłyszałam na spotkaniu sztabu po powrocie z Planicy na koniec sezonu. Diess ujawnił wszystkie zdjęcia. Tim i Felix stanęli po mojej stronie, mimo że złamałam przepisy, ale na nic się to zdało. I zrobił coś dużo gorszego niż wylanie mnie. Zabrał mi Jego. Bo nie wyobrażam sobie, żebym miała zostać.
Jeśli go kochasz, to wyjedziesz.
Powtarzam sobie to zdanie jak mantrę od czasu opuszczenia sali konferencyjnej. Leje jak z cebra, więc przebiegam z budynku do samochodu i po zatrzaśnięciu drzwi czuję, że puszczają mi wszelkie bariery. Łzy ciekną mi strumieniami po polikach. Opieram czoło o kierownicę i jak gdyby nigdy nic pozwalam emocjom ujść ze mnie.
Czy kocham Hayboecka? Jak nikogo nigdy wcześniej.
Więc mam odpowiedź. Odpalam samochód i ruszam w stronę domu.
Co ja powiem Tynce? Co powiem Gregorowi? Manuelowi? Co powiem Sandrze i Megi?
Łzy zamazują mi wyraźny obraz, więc kilka razy słyszę dźwięk klaksonu, ale nie zwracam na to uwagi. Chcę jak najszybciej dostać się na osiedle. Wjeżdżam przez bramę i z ulgą zauważam, że samochodu Michiego nie ma na parkingu. Widocznie pojechał odwiedzić rodziców. Zakładam kaptur i czym prędzej biegnę w kierunku drzwi do klatki.
Otwieram kluczami drzwi do mieszkania i z wnętrza słyszę głośne śmiechy.
-Cześć Ty... - moja siostra wychodzi ze swojego pokoju i zamiera. - Jezus Maria! Co się stało?!
Patrzę na nią tępym wzrokiem i chwilę później po raz kolejny się rozklejam. Tynka podbiega do mnie i mocno ściska.
-Cii... - uspokaja mnie. - Już dobrze... Ze wszystkim sobie poradzimy. Tylko powiedz mi, co się stało?
W tym momencie z pokoju wychodzi Stefan. Tak, Tynka i Stefan do siebie wrócili zaraz po Olimpiadzie, A może nawet i w czasie jej trwania. Nieważne. Jesteście zaskoczeni, prawda?
-To ja może wpadnę innym razem – proponuje i zdejmuje z wieszaka kurtkę.
-Nie... - zaczynam, ale chłopak mi przerywa.
-Pogadajcie sobie na spokojnie. Jakbyście czegoś potrzebowały to dzwońcie.
Podchodzi do mojej siostry i ją całuje, a następnie delikatnie muska ustami moje czoło.
-Stefan?
Odwraca się w moją stronę, mimo że był już prawie przy drzwiach.
-Gdyby Michi pytał to nie widziałeś mnie dzisiaj, dobrze?
Kiwa potwierdzająco głową i wychodzi. Napotykam zmartwione spojrzenie mojej siostry.
-Alex powiedział, że jeśli nie wyjadę, to złamie Michaelowi karierę i nigdy więcej nie wystartuje w żadnym liczącym się konkursie.
-Niemożliwe! - oczy Tynki powiększają się do rozmiarów spodków. - Przecież on nie ma prawa tego zrobić.
-Właśnie, że ma – wzdycham ciężko i siadam na krześle przy wyspie. - Heinz wszystko sprawdził.
-No właśnie! A Heinz?! On go nie może powstrzymać?!
-Nie... Ten pierdolony aneks do umowy – chowam twarz w dłoniach.
-No i co teraz zrobisz? - pyta cicho Tynka.
-Wyjadę – odpowiadam pewnie. - Przecież nie mogę pozwolić, żeby Alex mu szkodził...
-Ale przecież i tak będziecie razem pracować! - prycha moja siostra. - To bez sensu...
-Diess twierdzi, że jak zostawie Hayboecka to w kadrze będzie taka atmosfera, że będę się prosić o przeniesienie do Norwegii... I pomyśl, on ma rację.
-No ma – mruczy zawiedzionym tonem Tynka. - Ale przecież Hayboeck nie odpuści... Gdzie nie pojedziesz, będzie chciał żebyś wróciła.
-Jest jedno miejsce, w którym odpuści.
-Pojedziesz do Polski?
-Nie... Do Bawarii.

Stoję w jego mieszkaniu i trzęsę się z nerwów. Łzy ciekną mi ciurkiem po policzkach, a ja nawet nie staram się ich zatrzymać. On siedzi przy stole i zakrywa głowę dłońmi.
- Dlaczego? Co zrobiłem źle? - pyta. - Dobrze wiesz, że nic - odpowiadam siląc się na uśmiech. - Ta decyzja nie ma z tobą nic wspólnego.
- Jak to? - w ton jego głos wkrada się histeria. - Tysia, ja cię kocham! Nie wystarcza ci to? Jestem gotowy się z tobą ożenić, tu i teraz!
- Nie chodzi o ślub czy jego brak. Ja cię nie kocham. Tak będzie lepiej. Dla ciebie i dla mnie.
- I dla niego, prawda? - pyta z przekąsem.
- Nie zaczynaj – szepczę. - Nie mieszaj go w to, nie masz prawa...
- Byliśmy szczęśliwi, zanim się pojawił! - krzyczy do mnie. - Tysia, proszę. Rzucę skoki, zostawimy to wszystko za sobą. Będziemy żyć tak żeby nikt nas nie kontrolował!
- Nie rzucisz skoków, bo ci na to nie pozwolę – mówię szeptem powoli i wyraźnie, żeby zrozumiał. - Nie chcę żebyś zmieniał swoje życie dla mnie. Bo mnie w nim nie będzie.
- Tysia, ja cię kocham... Kocham, słyszysz?
- Ale ja ciebie nie. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – podchodzę do niego i całuję w czoło. Następnie wychodzę z jego mieszkania i ruszam w kierunku windy, która zawiezie mnie na dół do samochodu. Do jego samochodu. I wsiądę do niego, mimo że życie bym oddała, żeby tego nie robić.
I nikt nigdy się nie dowie, jak bardzo przed chwilą nakłamałam człowiekowi, którego kocham najbardziej na świecie.


Miesiąc, który pozostał do Letniego Grand Prix spędzam w Bawarii. Aklimatyzuję się w nowym otoczeniu, łapię lepszy kontakt z Niemcami. A przede wszystkim próbuję zapomnieć, że jego tu nie ma.
Moim najlepszym kumplem został Wank. O dziwo.
Dużo się śmieje, żeby ukryć to co siedzi we mnie. Ale na zewnątrz widać, że coś jest nie tak. Chudnę, bo mało jem. Mam czerwoną twarz, bo dużo płaczę. Oczywiście, kiedy nikt nie widzi. Zmęczenie całą tą sytuacją odczuwam każdego dnia.
W końcu wybija godzina zero. Rozpoczyna się Letnie Grand Prix, w czasie którego będę musiała się z nim zmierzyć. Przyjeżdżam z Niemiecką ekipą do Wisły.
Blondyn chwyta mnie za rękę i prowadzi do hotelu. To nie tak, że go nie kocham. Kocham i to bardzo. Już od dawna kochałam. Ale to nie jest taka miłość, jaką darzyłam, albo darzę nadal Michiego. Wymiguję się jakimś pilnym spotkaniem z Heinzem i szybko uciekam od Niemieckiej kadry. To nic, że Heinza jeszcze prawdopodobnie nawet nie ma w hotelu. Jest kto inny, z kim bardzo chcę się zobaczyć.
-Cześć Kochanie – rzuca na przywitanie Sandra i mocno mnie przytula. - Znowu chudniesz? Jedz coś, proszę...
-Co z nim? - pytam ignorując jej uwagi na mój temat. Bierze głęboki oddech.
-Nie jest wesoło – odpowiada, a ja czuję że serce mi pęka na pół. - To znaczy... Przyjedzie, ale jest z nim tak kiepsko, że pewnie odeślą go do kontynentalki. A on się strasznie z tego cieszy...
-Nie chce się ze mną widzieć... - stwierdzam.
-Trochę ciężko mu się dziwić, prawda? - pyta.
Czuję, że oczy zachodzą mi łzami.
-Ale...
-Ale zrobiłaś to dla niego, wiem – uśmiecha się nieśmiało. - Ale on o tym nie wie, więc musisz mu okazać trochę zrozumienia.
-Wiesz, że masz dzisiaj wywiad, prawda? - słyszę nad sobą męski głos. Głos, którego nienawidzę z całego serca. Diess.
-Wiem.
-I wiesz co masz powiedzieć, tak? - pyta słodziutkim tonem.
-Wiem.
-Daj jej spokój, co? - prosi wkurzona Sandra, a Alex oddala się nucąc wesoło.
-Wiem, mam kłamać jak z nut.

Wdech i wydech. Wdech i wydech. Stoję pod drzwiami pokoju 225, w którym mam udzielić jakże szczerego wywiadu dla austriackiej prasy. Przyklejam na usta szeroki uśmiech i pukam, aby za chwilę nieśmiało nacisnąć klamkę
- Przepraszam za godzinę, ale musiałam odprawić z chłopakami wieczorne rytuały – śmieję się i pewnie wchodzę do pokoju.
Siadam na fotelu naprzeciwko reportera i podciągam bose stopy pod siebie siadając po turecku.
Jest młody, na oko 30 lat, może nawet nie. Brunet, luźno ubrany, na nosie okulary kujonki. Sprawia wrażenie sympatycznego gościa.
Może nie będzie tak źle
- Wieczorne rytuały? - pyta unosząc lekko brew. Zaczynam się śmiać.
- Wiesz, Morgiego zawsze boli kolano przed snem, trzeba rozmasować, Michi nigdy nie zaśnie bez herbaty miętowej, Kraft notorycznie gubił piżamy, więc od jakiegoś czasu sama mu ją wożę. Ponadto Gregor ma zawsze jakiś problem do obgadania, więc z ich wybierania się do spania zawsze tworzy się cała akcja.
- Jak matka!
- Matka Polka – uśmiecham się.
- Dość wcześnie chodzą spać...?
- Oni wstają o 6 rano! - wykrzykuję. - Dietharta trener musi za nogi wyciągać z łóżka, dzieciak jest niesamowicie uparty!
- Dzieciak? Jest rok młodszy od Ciebie!
- Co nie przeszkadza mu być kompletnym dzieciakiem – znowu śmiech.
- Przepraszam że to powiem – facet zaczyna bardzo niepewnie – ale w niczym nie przypominasz dziewczyny którą widziałem dzisiaj rano pod skocznią czy choćby w zimowej sesji z chłopakami. Strasznie dużo się uśmiechasz, twardo stąpasz po ziemi...
- Wtedy byłam w pracy – odpowiadam kiwając ze zrozumieniem głową - a teraz, skoro skoczkowie już są odprawieni do wyrek, mam wolne! Więc mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu... A zdjęcia? O których mówisz?
- O promocyjnych przed Sochi.
- Ach o tych... Chciałabym żeby moja praca tak wyglądała. Żeby wszystko za mnie robili i nosili, a ja bym była, pachniała i malowała paznokcie.
- No właśnie, Twoja praca. Zatrudnili Cię jako fizjoterapeutkę, ale mam wrażenie że robisz w kadrze dużo więcej.
Po raz kolejny się uśmiecham. Za chwilę koleś uzna, że jestem jakaś trzepnięta czy coś. Ale Alex kazał. Poza tym, jeśli nie będę się uśmiechać, to zacznę beczeć, a wtedy dopiero będzie wesoło.
- Żebyś wiedział! Poza fizjoterapią zajmuję się też terapią umysłową – mój uśmiech przybiera złośliwy kształt. - Przychodzą do mnie, żeby się wygadać. Jest to naprawdę strasznie miłe, ale sam widzisz o której się spotykamy, jest dość późno jak na wywiad. Jutro, po zawodach pójdę spać pewnie około 4 nad ranem. A każdy z nich potrafi wpaść do mnie o 8 i zacząć opowiadać o problemie z dziewczyną, bo właśnie zadzwoniła i miała 'jakiś dziwny ton'. Nie muszę chyba dodawać że większość z tych problemów jest urojona. Ponadto dbam o ich dietę. Taki Fettner na przykład najchętniej jadłby tylko chleb z nutellą. A kombinezon potem musiałby mieć szyty z plandeki na żuka!
Reporter parska śmiechem, a ja czuję się odrobinę pewniej, bo chyba mi zaufał.
- No i prowadzisz zajęcia ruchowe – dodaje chłopak.
- Dokładnie. Bardzo dużo czasu spędzam z chłopakami ćwicząc równowagę, a także biegając. 15 kilometrów dziennie to standard! Każdy biegnie w swoim świecie, w słuchawkach na uszach, ale mamy świadomość, że jednak biegniemy razem, jako grupa i nikt nikogo na trasie nie zostawi. To niesamowicie buduje ducha zespołu.
- Zawsze było tak kolorowo?
- Absolutnie nie – zaprzeczam i na samą myśl o tym, że będę musiała mówić o Diessie robi mi się słabo – na samym początku musiałam udowadniać, że zasługuję na tę pracę. Sztab trenerski był uprzedzony do zatrudniania dziewczyny na to stanowisko. Heinz mi zaufał i powierzył to zadanie. Na początku byłam zła o to ich podejście, uznałam to za szowinistyczne. - Chociaż sobie trochę poużywam, a co! - Ale potem Michi i Gregor opowiedzieli mi o całej aferze z udziałem Morgiego i byłej fizjoterapeutki. Przyznam szczerze że nie miałam o tym pojęcia. No i wtedy po części zrozumiałam.
- Ale udało się ich przekonać...
-... że nie mam zamiaru ich bajerować? - wpadam mu w słowo i znów zaczyna się śmiać. Tym razem chyba trochę histerycznie - No powiedzmy.... choć nadal zdarza mi się przeczytać w gazetach, że z którymś romansuje, a pod spodem jest zdjęcie ze wspólnego wyjścia po czereśnie! Romans jak się patrzy! Chyba nawet w Twojej gazecie to czytałam....
- Na pewno nie! - Chłopak panikuje słysząc moje oskarżenia. Chyba wziął je na poważnie. Zresztą nie mogłabym się o to denerwować, przecież z jednym romansowałam, prawda? - A dziewczyny naszych skoczków? Nie są zazdrosne?
- Ani trochę! One wiedzą że to bzdury wyssane z palca. Nigdy żadnej się nie musiałam tłumaczyć. Wbrew temu co próbują stworzyć brukowce mamy ze sobą naprawdę dobry kontakt.
- Wiesz, że znacznie podnosisz walory estetyczne pod skocznią?
- Podrywasz mnie? - uśmiecham się.
- Może trochę. Ale ogólnie to stwierdzam fakt.
- Wiesz, jestem dziewczyną, lubię dobrze wyglądać. Zresztą, która z nas nie lubi? - No wreszcie jakiś neutralny temat! - Ale nie przywiązuje do tego specjalnej wagi. Nie jestem jedną z tych dziewczyn które pójdą na siłownie w pełnym makijażu bo ktoś je może zobaczyć. Jak to mówią, jak chcesz wyglądać jak kociak, najpierw musisz się upocić jak świnia. Koniec i kropka.
- Kokietka z Ciebie.
- Ja? Kto Ci takich bzdur naopowiadał?
- Maciej Kot coś wspominał.
Parskam śmiechem. Ah ta moja Kocica!
- Maciej Kot jest większą kokietką niż ja, więc niech on już lepiej nic nie mówi.
- Dobrze się znacie?
- Byliśmy swego czasu sąsiadami, ale to jeszcze zanim dołączyłam do AUTów.
- A teraz tak szczerze... Na czym polega fenomen Justyny Jankowskiej?
- Wiesz, ja rzadko bywam w Austrii i nawet nie wiedziałam że istnieje coś takiego jak fenomen Justyny Jankowskiej – odpowiadam szczerze i czuję, że łzy napływają mi do oczu.
Uśmiech Jankowska, uśmiech!
- Nie żartuj! Wszystkie dziewczynki w Austrii chcą być jak Ty!
- Może wszystkie dziewczynki w Austrii chciałyby bezkarnie obmacywać Gregora?
- A widzisz... w ten sposób nie pomyślałem. To teraz szybkie pytania. Może być?
- Jasne, strzelaj – odpowiadam biorąc głęboki oddech.
- Najlepszy kumpel w kadrze?
- Hayboeck – odpowiadam z gulą w gardle, ale chłopak zdaje się tego nie zauważać. Przecież stale mnie było widać gdzieś z Michim, nie mogę teraz powiedzieć, że moja najlepszym przyjecielem jest Diethart!
- Ulubiona skocznia?
- Letalnica.
- Najgorszy moment sezonu?
- Upadek Michiego – znowu łzy.
Do cholery Jankowska, co jest z tobą?
- Najlepszy skoczek?
- Mam dwa typy.
- Pierwszy?
- Freund.
- A to ciekawe... a drugi?
- No Stoch oczywiście!
- No tak, Patriotka – uśmiecha się redaktor. - Ulubione miasto?
- Zakopane!
- A właśnie... dawno Cię tam nie było – chłopak zaczyna kombinować, a ja czuję jak krew odchodzi mi z mózgu. Znalazł temat tabu. – A o ile się orientuję to tam mieszkasz...?
- Już nie – wzruszam delikatnie ramionami udając, że w ogóle mnie to nie ruszyło. – Przeniosłam się do Bawarii.
Uśmiecha się szeroko widząc moje zakłopotanie. Jasne gnoju, śmiej się.
- Ah no tak – rzuca. - Twój mały bawarczyk. Jesteś szczęśliwa?
A wyglądam jakbym była szczęśliwa, kretynie? Ja pierdolę, kogo oni tam zatrudniają! Nie, nie jestem szczęśliwa! Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek było mi gorzej!
- Jak nigdy wcześniej – uśmiecham się najpromienniej jak tylko potrafię.
W tym momencie rozlega się pukanie do drzwi i wchodzi Heinz. Kamień spada mi z serca. Żegnam się z redaktorem i wychodzę. Wchodzimy do pokoju serwismenów.
-I jak? - pyta Diess.
-Od zimy chcę pracować dla Norwegów – oznajmiam, a uśmiech na twarzy Alex osiąga maksymalny rozmiar.
Praca u Norwegów i związek z Marinusem Krausem to chyba dobra alternatywa dla pełnych nienawiści spojrzeń Michiego i uśmiechu Diessa, prawda?


Trochę przyspieszyłam i przeskoczyłam, bo chyba zaczynałam ich zamęczać. Następny będzie epilog. Stay tuned!