Przedostatni dzień naszego pobytu w
Turcji. Jutro zapakujemy nasze zacne tyłki w samolot i wrócimy do
Tyrolu. Sztab trenerski w całym swoim przypływie łaski postanowił
odpuścić treningi i zarządził dzień nad basenem.
Tak więc leżymy sobie na leżaczkach,
a nasze domowe przedszkole w składzie Kraft i Diethart siedzi w
basenie i odbija między sobą piłkę plażową. Raj.
Ale nie, pojawiają się Niemcy.
Oczywiście, byłoby zbyt pięknie. Gdybyście pytali: nie, nie
sypnęłam ich przed trenerem. Kiedy Freund już wytrzeźwiał,
przestał śmierdzieć alkoholem i wyglądał w miarę cywilizowanie
pobiegłam do Schustera i z przerażeniem i gestykulacją ostatniej
psychopatki opowiedziałam mu jak Severin spadł ze schodów. Od tego
czasu Werner na każdym kroku dziękuje mi za okazaną pomoc i
wsparcie. Czekam na jakiś order od pani Merkel, czy coś. Halo,
uratowałam im najlepszego skoczka!
W końcu stwierdzam, że w pełnym
słońcu bez niczego do picia dłużej się nie da, więc zakładam
japonki i w moim neonowym bikini szoruję do baru. Składam
zamówienie na lemoniadę – w końcu jestem w pracy, prawda? Zero
alkoholu! - i widzę cień kogoś kto stoi tuż za mną.
- Nie podziękowałem ci jeszcze –
słyszę głos Severina, ale nadal się nie odwracam.
- Więc masz szansę – odpowiadam
wyciągając szyję jak mała żyrafa, żeby przeczytać nazwę
alkoholu z najwyższej półki.
- Dasz się gdzieś zaprosić?
Tego się nie spodziewałam. Odwracam
się w jego stronę i przeżywam kolejny szok. Nie zrozumcie mnie
źle, ja wiem że to skoczek i powinnam być przygotowana, widziałam
już moich mężczyzn bez koszulek, ale Sev jest typowym chudzielcem!
Wczoraj cały wieczór przeleżał na brzuchu, więc nic nie
widziałam, ale myślałam że jego klata rozmiarami przypomina czoło
szczura! A tu takie miłe zaskoczenie!
Nie chcąc żeby zauważył, że gapię
się na jego tors odwracam wzrok w lewo na pobliski stolik.
- A nie będzie tam Wellingera? -
pytam.
Freund opuszcza głowę rozbawiony i
słyszę, że zaprzecza.
- Nie będzie – obiecuje mi. -
Będziesz ty i będę ja.
Chyba mnie troszkę ciarki przeszły, a
przecież skwar taki w tej Turcji, że głowa mała! W końcu barman
subtelnym chrząknięciem zwraca moją uwagę na siebie i odbieram
lemoniadę.
- Będę na ciebie czekał o 20 w barze
na plaży – rzuca Freund i odchodzi w kierunku swojej kadry.
A ja stoję jak ten ostatni słup soli
i piję przez słomkę moją lemoniadę, która notabene zaraz się
skończy. Podchodzi do mnie Heinz. No musielibyście go widzieć:
japonki, hawajskie szorty, hawajska rozpięta koszula i na deser
wędkarski kapelusik! Na nosie wąskie okulary a'la matrix i drink
naładowany parasolkami w dłoni.
- Wiesz Tysia – zaczyna takim tonem,
że już wiem że przyszedł 'nauczać owieczki'. Siadam więc przy
wolnym stoliku, a on obok mnie. - Werner mi mówił, że uratowałaś
tego młodzieńca po tym jak spadł ze schodów.
Kiwam potwierdzająco głową próbując
się domyślić do czego on właściwie zmierza.
- Ale mówiłem ci, że jestem tu dla
was – nachyla się w moją stronę. - Mi możesz powiedzieć
prawdę.
On wie. Cholera, on wie! Na pewno
słyszał, albo co gorsza widział tych idiotów jak nieśli Freunda
do mojego pokoju. Pozabijam ich. Jeszcze mi się za to oberwie.
- Czy ty go pobiłaś? - pyta mnie
wprost Kuttin.
No teraz to mnie zatkało. Patrzę na
trenera jak na idiotę, usiłując cokolwiek wyczytać z jego twarzy.
Ale on jest rozluźniony i spokojny.
- Oczywiście że nie! Spadł ze
schodów – mówią, że kłamstwo powtarzane wiele razy przeradza
się w prawdę, tak? No to sprawdźmy.
- Bzdura – śmieje się Heinz. -
Kraft ma łóżko przy ścianie obok klatki schodowej i mówi, że
nic nie słyszał.
Dodać Krafta do listy osób do
zamordowania? Załatwione!
- Kraft ma bardzo głęboki sen –
próbuję być przekonująca, ale słabo mi to idzie.
- Jeśli macie jakieś problemy, to daj
mi znać! - szepta trener. - Znam świetnego terapeutę dla par! -
otwieram usta żeby coś powiedzieć, ale nie dane mi jest dojść do
słowa. - Wiem, że dzisiaj u ciebie nocował! Nic się nie martw! My
też kiedyś z małżonką mieliśmy problemy, truła mi
niesamowicie, więc dla świętego spokoju poszedłem z tym babskiem
na te spotkania. I byłem bardzo pozytywnie zaskoczony!
- Freund i ja nie jesteśmy parą –
wyrzucam z siebie w momencie kiedy Kuttin robi sobie przerwę na łyka
drinka.
- Tak tak – uśmiecha się
porozumiewawczo Heinz, a mi ręce opadają do samej ziemi. - Ta
idiotyczna umowa Alexa obowiązuje tylko w kadrze. Z Niemcami możesz
się spotykać bez strachu!
- Naprawdę myślisz, że gdybym z nim
była to bym go uderzyła? - pytam z niedowierzaniem.
- Przemoc w rodzinie jest ostatnio
częstym zjawiskiem – zauważa filozoficznie trener. -
Statystycznie 40% ze wszystkich zgłoszeń to przemoc ze strony
kobiety względem partnera. Czytałem na Wikipedii! Synu! - wrzeszczy
do Dietharta, który stoi na brzegu basenu. - Czyś ty oszalał?
Proszę pod ręcznik! Będziesz tak stał, przewieje cię, zaziębisz
się, gluty z nosa do ziemi, a matka twoja do mnie z pretensjami
przyjdzie!
- Tu nie ma wiatru – zauważam
szeptem nie chcąc podważać autorytetu naszego dość specyficznego
szkoleniowca.
- Aha – mruczy pod nosem w odpowiedzi
– Gregor też tak kiedyś mówił! A jak mu w dupę zawiało, raz
drugi, to bulę uklepywał aż miło!
19:00 oznacza panikę. Iść czy nie
iść? Moi mężczyźni jednogłośnie ogłaszają, że idę.
- Nie mam się w co ubrać –
oznajmiam i z triumfującą miną padam na łóżko obok Gregora.
Manu zabiera swoje opakowanie
czekolady, którą mu przemyciłam i rusza w kierunku mojej walizki.
Chwila przekopywania stosów i wyciąga z niej mój kolorowy, zwiewny
kombinezon z krótkimi nogawkami i rękawkami.
- A to? - pyta wcinając kolejną
kostkę słodkości. Chłopcy z aprobatą kiwają głowami, więc
porywam z jego ręki część garderoby i udaję się do łazienki.
Przebieram się, poprawiam makijaż oczu, psikam się delikatnie
perfumem i porywając prostownicę wracam do pokoju.
- A tak właściwie – zaczyna Morgi w
czasie kiedy ja zaczynam prostować moje nieokiełznane włosy – co
się stało Severinowi, że jest taki pogruchotany?
- Spadł rano ze schodów –
odpowiadam wzruszając ramionami.
- Nieprawda – odznaka obozowego
upierdliwca wędruje w ręce Stefana – Ja nic nie słyszałem!
- Bo jesteś głuchy jak pień –
odpowiadam krótko i zdecydowanie dając im do zrozumienia, że temat
jest skończony.
- Gdyby coś się działo, to daj nam
znać – instruuje mnie Michi. - Przyjdziemy i spuścimy wpierdol
każdemu chętnemu!
- A co by się miało dziać? - pytam
zdumiona.
- No nie wiem... Dzik by was zaatakował
– proponuje Gregor.
- Tubylcy by was porwali – dorzuca
Manuel.
- Freund powiedziałby coś
niestosownego...
- Casanova Wellinger by się pojawił...
- Przyszedłby Heinz i próbowałby
udzielić wam ślubu...
- Czy wam dzień na słońcu
zaszkodził? - pytam w końcu. - Wychodzę, więc wynocha z mojego
pokoju! - krzyczę i wyganiam ich na korytarz. - Jak wrócę to do
was wpadnę!
- Nie chcemy cię dzisiaj w ogóle
widzieć – informuje niezwykle uprzejmie Morgi.
- Damy radę! - potwierdza Gregor. -
Michi ci ukradł herbatę, Kraft ma piżamę, Fettner zajmie się
sobą bo ma czekoladę, a kolanem Thomasa zajmę się ja!
- Nie tkniesz mojego kolana kretynie! -
krzyczy Morgi z przerażeniem w głosie.
- Uspokój się! Zachowujesz się jak
baba! - Schlieri przewraca oczami. - Tak ci wymasuję kolano, że
następnym razem trzy razy się zastanowi zanim znowu zacznie boleć!
19:55 wychodzę z hotelu. Idę powoli,
bo raz że nie chcę być osobą czekającą, a dwa mam na nogach
japonkowe sandałki i nie chcę ich rozwalić na pierwszym napotkanym
kamieniu. Schodzę w kierunku plaży i z zaskoczeniem stwierdzam, że
się stresuję.
Oddychaj! Wdech, wydech! On chce ci
tylko podziękować.
Namierzam bar i ruszam w jego kierunku.
Kiedy jestem już bliżej zauważam, że przy stole widać całą
ekipę niemiecką.
Obiecał mi! Obiecał, że tylko ja i
tylko on!
Klnę w myślach na Freunda, ale nadal
idę w kierunku baru. Severin mnie zauważa, trąca ramieniem
Schustera, a ten wstaje i ogłasza:
- Koniec tego dobrego dzieciaczki,
wracamy do hotelu!
- Jak to do hotelu? - pyta oburzony
Wellinger. - Przecież jest wcześnie! Godzina jak dla bachorów!
- A ty masz się za kogoś więcej niż
takiego rozwydrzonego bachora? - pyta uprzejmie trener.
- Chłopaki, tyłki do góry i znikamy
– nagle odzywa się Freitag, który chyba podłapał o co chodzi bo
uśmiechnął się w moim kierunku. Wszyscy odwracają się jak na
zawołanie.
- No pewnie! - denerwuje się Andi. -
Severin może sobie zostać na randce z Austriaczką, a ja mam iść
spać, tak?
- Po pierwsze ona jest Polką –
wyjaśnia cierpliwie trener. - A po drugie Severin jest dorosły, w
przeciwieństwie do niektórych i nie trzeba mu już zmieniać
pieluch.
- Ja też jestem dorosły – informuje
Wellinger.
- W takim razie jutro biegasz o
dorosłej godzinie – stwierdza Werner zbierając swoje rzeczy. -
Wstaniesz o 3 rano, jak przystało na dorosłego piekarza i będziesz
biegał!
- To jest jakaś bzdura – marudzi
Andi ruszając za całą resztą. - W tej kadrze są równi i
równiejsi!
- Przepraszam cię za niego – mówi
zażenowany Severin kiedy w końcu okrzyki młodego Niemca cichną.
- Ja się ubawiłam – odpowiadam, a
Freund patrzy na mnie zaskoczony. - No nie lubię gościa, co ja ci
poradzę?
Blondyn uśmiecha się do mnie i
prowadzi w stronę jednego z wysokich, barowych stolików. Zamawiamy
drinki i siadamy naprzeciwko siebie.
- Ładnie wyglądasz – stwierdza
Severin.
- Dziękuję, ty też – odpowiadam. -
Chociaż nie sądziłam, że trener pozwala wam chodzić w innych
ciuchach niż te od sponsorów.
- Bo nie pozwala – uśmiecha się do
mnie łobuzersko – Ale jak to stwierdził nasz kadrowy niemowlak,
tu są równi i równiejsi. Wiesz... Ja chcę ci bardzo podziękować
za to, że nas nie sypnęłaś. No i że uratowałaś mi plecy...
- Daj spokój – macham ręką i biorę
łyka drinka. - Nie byłabym w stanie odmówić przerażonemu
Marinusowi.
- No tak, Marinus.... - czyżbym
słyszała w twoim głosie nutkę zawodu?
- A owszem, Marinus – odpowiadam. -
Aż do momentu dojścia na plażę nie wiedziałam co się stało.
Ale jeśli to ma ci poprawić humor to Wellingerowi pozwoliłabym
zgnić na tej plaży.
- A ja ostatecznie wylądowałem z tobą
w łóżku – prycha śmiechem Severin.
Przez chwilę analizuję co właśnie
powiedział i uśmiecham się złośliwie.
- Słaby pierwszy raz zaliczyliśmy, co
nie?
- Jesteś niemożliwa! - krzyczy Freund
zanosząc się śmiechem. Potem pyta mnie dlaczego tak strasznie nie
lubię Wellingera. Więc opowiadam mu jak przy naszym pierwszym
spotkaniu zabrał mnie na kawę i o mało się nie zadławił
zachwytami na swój temat. Severin się trochę podśmiechuje, ale
kiwa głową ze zrozumieniem.
- Wiesz, Wellinger będzie teraz drugi
rok w kadrze i wydaje mu się, że Boga za nogi chwycił! - tłumaczy
mi ze spokojem. - W jego mniemaniu jest wielkim sportowcem,
ulubieńcem kibiców i tak dalej. Jeszcze czeka go zderzenie z
rzeczywistością, ale jak się nie sparzy, to się nie nauczy.
- Czyli, wy sparzenie macie już za
sobą? - pytam.
- Większość z nas, tak – odpowiada
mi uśmiechając się delikatnie. - Znamy swoje miejsce w szeregu,
nasza kadra raczej jest dość skromna, jesteśmy małymi ludźmi,
nie chełpimy się i nie wywyższamy.
- Więc jesteś małym, skromnym Bawarczykiem, tak? - śmieję
się.
- Ładnie ujęte – kiwa głową. - I
Andi też kiedyś zostanie małym Bawarczykiem. Jak tylko kilka
konkursów z rzędu mu nie pójdzie, a media wyleją mu na głowę
wiadro pomyj.
*****
Jestem po sesji, wena mnie roznosi, to też tak często wstawiam posty ;) mam nadzieję, że nadążacie ;)
Bardzo jestem ciekawa kogo ostatecznie obstawiacie do roli Bawarczyka ;)
Wplotłam trochę mądrości Heinza, mam nadzieję, że jego fanki będą zadowolone ;)
Nadrabiam zaległości w Waszych blogach, ale przyznam szczerze, że trochę czasu mi to zajmuje ;)
ENJOY!